piątek, 31 lipca 2009

Pirackie opowieści: Jak poznałem waszą Perłę

Miesiąc minął od ukazania się pierwszej części PO, dlatego czas na kolejne analizy z tego cyklu.
Dzisiaj o seksualności Jacka, problemach z cerą w trakcie podróży i skrzydłach anioła...


Jak poznałem twoją matkę?

-Kochanie..proszę zejdź na śniadanie - krzyczał ojciec
-Już schodzę ..-odrzekła i
...zeszła.

Gubernator uśmiechnął się do niej.Tak bardzo kochał swoją małą córeczkę choć smucił sie niekiedy ,że nie potrafi jej tego okazać tak jak matka.
Nie mógł ją karmić mlekiem prosto ze swojej piersi.

Gdy Elizabeth po śniadaniu poszłą do swego pokoju zaczęła przygotowywać sie do rejsu nagle nad jej głową zaczął drżeć sufit.
Orson Welles postanowił na nowo odtworzyć "Wojnę Światów".

Już miała zawracać gdy jej uwagę przykuła mała komoda stojąca pod ścianą gdzie oświetlały ją promienie słońca przebijające sie przez zakurzone okno.
Wokół unosiły się głosy anielskiego chóru, fruwały motyle...

Ujrzała tam stos kartek z pamiętnika jej matki , dzienniki oraz stosy zdjęć . Wzięła jedno do ręki i poczuła nagły ucisk w gardle.
Dzienniki zaczęły ją dusić. Przez te wszystkie lata egzystowania w szufladzie zmutowały i wyrosły im ręce.

W skrzynce znajdowało się zdjęcie mamy. Elizabeth pociągnęła nosem i wyjęła je .
Musiała w coś się wysmarkać.

Pod zdjęciem był wisiorek, zapewne należał on do rodziny. Na odwrocie były wyryte znaki które Elizabeth nie mogła rozszyfrować.
Wezwać Indianę!

Tylko dlaczego widniała na niej czaszka?
Rozszyfrowała czaszkę! Indiana, wracaj do domu.

Obok wisiorka leża koperta a w niej zapewne list..Dziewczyna złapała za koperte i zaczęła czytać jej zawartość.Gdy skończyła z jej pięknych , czarnych oczów płynął strumień przejrzystych łez.
Wszyscy wokół zaczęli umierać. Dziewczyna okazała się siostrą Herrery z Heroes.

Na statku było już sporo ludzi. Elizabeth kroczyła dumnie za swym ojcem witając się z gośćmi. Nagle dostrzegła Davysa zmierzającego ku niej z uśmiechem na twarzy.
Wtedy wezwała ochronę. On miał uśmiech!

Godziny mijały nie wyobrażalnie długo. Oczywiście Davys nie odstępował Elizabeth nawet na krok.
Jakież to... oczywiste.

-To pamiętaj ,że będę czekać. Skoro nie mogę być nikim więcej będę przyjacielem.
Dziewczyna wpatrywała mu się w oczy. Widziała w nich tyle miłości i szczerości. Nie czekając dłużej rzuciła się mu na szyję .
Wzruszyłem się niemal jak na kolejnej komedii romantycznej z Drew Barrymore...

Otworzyła szeroko oczy.
-Piraci!-krzyczała Elizabeth
Tylko ona zauważyła ten statek. Załoga tańcowała na parkiecie.

Elizabeth stała w milczeniu 'O nie nie dam za wygraną' pobiegła do Noringtona
-Będzie miał ich pan wszystkich na sumieniu jeśli nas dogonią i zabiją. Niech pan zrozumie...Ten okręt nie ucieknie. Jest za wolny.
Komandor stał w milczeniu spoglądając na Panienkę
"Cholera, skąd ona wie tyle o statkach? Crap, Mary Sue!"

Nagle w oddali zauważyła jak Davys siłuje się z jednym z piratów.
-O nie- krzyknęła zezłoszczona i ruszyła przed siebie.
Gdy pirat już chciał wyrzucić go przez burtę Elizabeth jednym zwinnym ruchem przyłożyła mu szable do szyi.
Marysia ratuje tró Loffera, czyli Jak Napisać Wypasionego Blogaska.

-Davys! Ty krwawisz!!-wskazała palcem na bok chłopaka z którego ciekła krew.
- No nie, to już minął miesiąc?

Liz patrzyła mu głęboko w oczy. Płakała. Nie mogła się powstrzymać . Jeszcze niedawno zyskała przyjaciela a teraz już go traciła. Z każdą sekundą był coraz dalej. Pochyliła się nad nim i..pocałowała. Nie wiedziała ile to trwało. Gdy ich usta oderwały się od siebie. Scott uśmiechnął się i zamknął oczy..
Na filmach zazwyczaj płaczę w takich momentach. Przy blogaskach mam ochotę się utopić. No to chlup!

Odwróciła się i zauważyła ojca prowadzącego przez dwóch piratów. Podbiegła.
-Wy mordojady! Puśćcie go!
-Hahaha bo co? rzucisz w nas deską?-zaśmiał się jeden
Wyrwie ją z kadłuba. Dobra myśl!

Szybko podniosła jakąś deskę leżącą opodal i walnęła nią pirata.Ten stracił przytomność i runął na ziemię.
A podobno mają mocne głowy...

Drugi klęknął obok niego chcąc go ratować gdy też dostał deską. Ojciec wyrwał sie z jego ręki. Obaj mężczyźni leżeli nieprzytomni na pokładzie.
Przy spotkaniu z Mary Sue
Nie zamieniaj z nią zdań stu
Nie mów też co zrobić jest w stanie
Bo i Tobie deską się dostanie!

Powoli zaczeli skradać się do cel gdzie był komandor Norington, porucznik Stych oraz reszta kompani. Gdy nagle niespodziewanie ktoś zarzucił im siatkę na głowę..
Łowcy motyli pomylili pokoje.

Dziewczyna rozglądała się po pokładzie wystraszona gdzie jest ojciec, czy żyje i co teraz z nim robią. Kapitan widząc zakłopotanie na jej twarzy rzekł
- Mają prezerwatywy - uspokoił dziewczynę.

-Widzisz -przerwał i położył jej rękę na ramieniu-w zamian ,że odpłyniemy chcemy -przybliżył swe usta do jej ucha- chcemy CIEBIE.
Co dwie osoby do wydymania to nie jedna.

Elizabeth spojrzała na Barbosę .
-Dobrze-rzekła padając na kolana.
Przydałby się czerwony kwadracik. Albo jakikolwiek.

Elizabeth padła na deski z głową zwróconą ku ziemi.
Próbowała jakąś wyrwać aby obalić nią kapitana i resztę piratów.

Elizabeth już miała zrobić pierwszy krok gdy nogi odmówiły jej posłuszeństwa i bez sił opadła na podłogę. Zemdlała.
Wyczerpana walką z deskami.

-Tatusiu dlaczego Ellen mówi ,że ludzie są jak róże?
-Pewnie dlatego ,że ludzie mogą być mimo tego,że z wierzchu piękni.. w środku mogą okazać się całkiem inni..ale teraz chodź na herbatę -wyciągnął rękę.
Mogą się okazać zieloni i gorzcy.

-Kapitan Cię woła..-rzekł z uśmiechem i ruszył w stronę kajuty kapitana
-Zapraszam na śniadanie-powiedział Barbosa.
Marysuistycznie śniadanie na statku pirackim.

Wszędzie były porozwieszane mapy stare i nowe.
Wydawnictwo Greg było zachwycone taką promocją.

Na półkach leżały jabłka a na stole prosie ,galareta i wiele innych pyszności. Elizabeth starała się jeśc z godnością i szacunkiem.
Tylko dwa razy wylizała talerz.

Płynęli tak kilka dni, tygodni.
Nie liczę godzin i lat, to statek płynie, nie ja... *nuci*

Elizabeth dalej była traktowana jak więzień i zapędzona do pracy. Już nie wygląała tak pięknie jak kiedyś. Popiół i brud zasłoniły piękną twarz.
I przepadły jej wizyty u kosmetyczki!

Delikatne ręce okryła zeschnięta krew.
Tipsy się odłamały.

Pewnego dnia gdy słońce jeszcze nie widniało na horyzoncie Elizabeth wyszła po cichu na pokład kierując się w stronę dziobu.
Chciała przećwiczyć scenę z Titanica.

Usiadła na końcu i wpatrując się w słońce mówiła sama do siebie.
- Jack, czy Ty mnie jeszcze kochasz?
- Rose, oczywiście.

Mężczyzna był starszy, włosy miał spięte do góry a ubranie brudne i poszarpane. Twarz miał zmęczoną ale dziwnie opanowana.
Był opanowany bo był zmęczony i nie chciał okazywać inych uczuć. To logiczne.

-Mów do mnie Tom jestem z Oyster Bay. Byłem w załodze Czarnej Perły gdy jej kapitanem był Jack Sparrow ale odkąd Barbosa tu króluje siedzę w celi
Hierarchia wartości przytłacza.

-Gubernatorze!-krzyknął Stych wpadając do sypialni razem z komandorem.
Strych? A może Stach?

-Znaleźliśmy tylko to .-
-Przecież ..przecież to jest-serce podskoczyło mu do gardła..-suknia....Elizabeth..Ale skąd wy ją...macie?
-Pływała w wodzie.-na te słowa Swann nie wytrzymał rozpłakał sie..Znowu..
-Myślicie , że ona...,że oni ...mogli ją..-TO słowo nie chciało mu przejść przez gardło...
Wyrzucili suknię od Diora i ubrali ją w łachmany! To straszne!

Przebadał leżącego i podał mu antybiotyk po czym skierował sie do Noringtona i Stycha.
Penicylinę odkryto w wieku dwudziestym. Zastanawiam się w którym żyje nasza Elizabeth...

-Zawał ...Wszystko rozstrzygnie się w ciągu 24 godzin.
I wiemy co będzie tematem siódmej serii '24'. Jack Bauer wyrusza w morze.

Stare ciuchy pozostawiła w kajucie. Jej granatowa suknia delikatnie powiewała na wietrze a rozpuszczone włosy opadały na dekold i ramiona.
Opis stroju jak zawsze na miejscu...

Po czym odwróciła się i zanurzyła w błękitnych falach oceanu. Wypłynąwszy na powierzchnię zaczęła wiosłować rękami w stronę wyspy.
Ręce-wiosła. Czy tylko mnie to przypomina pamiętną Pałkę Pottera?

Po dwugodzinnym zmaganiu się z wodą dziewczyna padła wyczerpana na plażę. Oddychała ciężko.
Bójka z rekinami, polowanie na meduzy i opluwanie mew kompletnie ją wykończyło.

Rano postanowiła wyruszyć w głąb wyspy i sprawdzić czy jest tam coś do zjedzenia.
Nie mogła zejść na śniadanie!

Kroczyła ostrożnie nie wiedząc co może się zdarzyć.
Odkryje bunkier?

W ręce trzymała sporą gałąź dla obrony w razie gdyby zaatakowało ją jakieś zwierze.
Wygryzła pień dla obrony.

Szła ..szła...szła i nic.
Wysepka okazała się pustynią.

Słońce miało już się ku zachodowi gdy doszła do jeziora.
No proszę, gdzie się wyspa ta znajduje?

Bez zastanowienia zrzuciła zabłoconą suknię oraz bieliznę i wskoczyła do wody.
Zabłocona bielizna? To nie lepiej się rozebrać?

Po drodze znalazła kilka kokosów Na piasku rozpaliła ognisko z gałęzi i zaczęła się zastanawiać jak stąd uciec?
Mam nadzieję, że nie spaliła swojego pnia!

Gdy nagle zza krzaków rozległ się dziwny ryk.
Borówki się wkurzyły...

Dziewczyna aż podskoczyła przestraszona. Rozglądała się dookoła starając ujrzeć coś w ciemnościach.
Po chwili ruszyła do kamery i zaczęła sapać z przerażenia.

Chwyciła za drewno leżące obok i podłożyła do ognia.
Pień był w porządku.

Dzień dłużył jej się niesamowicie. Po południu gdy zjadła 'obiad'. Jeśli banany i kokosy można nazwać dostatnym obiadem wyruszyła w głąb wyspy.
Śniadania nie jadła. Nie mogła zejść.

Nagle na jej drodze krzaki niespodziewanie zaczęły się ruszać.
Elizabeth znowu włączyła kamerę.

Serce Elizabeth zaczęło bić jak młotek. W pewnym momencie dźwięk zieleni ucichł a w oddali było słychać czyjeś głosy.
Zapewne nie zieleni. To borówki, albo... wiedźma z Blair.

Obróciła się i.. ku jej zdumieniu ujrzała mężczyznę.
Zmiana płci wiedźmy wcale nas nie zaskakuje.

Wysoki brunet o ciemnych włosach. Był brudny i nieogolony. Gdy tylko ją ujrzał stanął jak wryty.
Nie widział jeszcze nikogo kto potrafiłby trzymać pień i kamerę jednocześnie.

-Kto ty?-spytał
Liz wyszła ze swojej kryjówki i stanęła naprzeciwko niego
-Jaaa eeemm.... Elizabe..ekhemm..Lizy-wymamrotała- a ty?
- Ale przyjaciele mówią do mnie Liss.

-Will Turner
*operowy głos mode on* Tró Looooooff!

Liz patrzyła na mężczyzną uważnie. Był silny przystojny i prawdopodobnie samotny.
Nie sądzę, ta wiedźma to podobno niezła laska.

No chyba, że wylądował na tej wyspie z jakąś kobietom co usprawiedliwiałoby jego zachowanie wobec niej.
Z dwoma uwięzionymi w jednej kobiecie.

-KAPITANIE Jacku Sparrow kochaniutka-odezwał się nieznajomy głos. Odwróciła się i zobaczyła sylwetkę człowieka ledwo stojącego na nogach. Gdy zbliżył sie do Liz było czuć rum w dużej dawce.
On zapewne też nie ma kobiety - pomyślała.

Sparrow słysząc pociągnięcia nosem wręczył jej butelkę rumu. Dziewczyna nie protestowała. Przechyliła butelkę i zrobiła duży łyk napoju.
Kac gigant? Gdzie taaam.

-Czy ty nie jesteś przypadkiem Elizabeth Swann?-zapytał Jack
-Ekheeemmm!-wypluła rum z ust i spojrzała na niego
-Znasz mnie?
-Ciebie nie twoją matkę
-Jak to moją matkę ..Niby skąd?
-Z Czarnej Perły
Jak poznałem twoją matkę.
Czarna Perła łączy ludzi.


Marysiowa Marines

Annie Jen Mandy van Marine - siedemnastoletnia dziewczyna z bogatego domu.
Ale to Marine to dla picu, prawda?

Całe jej życie zmienia się, kiedy zostaje porwana przez Jacka Sparrowa. Kocha wiatr, morze, ląd, chmury i banany.
Kolejna, która zabawia się z bananami... *próbuje się otrząsnąć po "Wirujących Językach"*

Tęskni za mamą, której nawet nie pamięta.
Ktoś chętny na komentarz?

Jack Sparrow - najprzystojniejszy, najsprytnieszy i najlepszy pirat na całych Karaibach.
Dorobił się nawet własnej mapy i teatru.


W pustych uliczkach uśpionego miasta dało się słyszeć tylko równe stukanie obcasów.
Ktoś tylko rzucił pustą puszką a odgłos ucichł.

Te uliczki przemierzała zakapturzona postać, której wyraźnie się śpieszyło.
Śmierć jest kobietą.

Nagle usłyszała świst i poczuła, że ktoś się na nią rzuca i przygniata swoim ciałem do ziemi. Uderzyła o coś głową, ale nie straciła do końca świadomości.
Jej lewy pośladek był aktywny.

Wiedziała, że nieznajoma osoba bierze ją na ręce i niesie. Po jakimś czasie weszła do pomieszczenia, które wydało jej się znajome.
Nieznajomy znajomy i lewitacja obiektów - nic szczególnego w blogaskach.

Została ułożona na łóżku i teraz dopiero ogarnęła ją ciemność…
To się nazywa nieudana gra wstępna.

Od aŁtorki: krótkie i nijakie, ale takie zazwyczaj są początki.
Hitchcock byłby zawiedziony tą wypowiedzią.

Od aŁtorki: Nareszcie napisałam rozdział. Wszystkiemu winna jest szkoła, jak zazwyczaj.
Szkoła - zmusza do pisania blogasków.

Od aŁtorki: Mam wrażenie, że w necie panuje jakas epidemia. Wszystkie najlepsze opowiadania kończą swoją działalność na wszesnym etapie.
*uśmiecha się diabelsko* Cóż, taka praca.

Od aŁtorki: Rozdział dłuższy niż prolog, mam nadzieje, że wystarczająco długi bo można było cos o nim dokladnie powiedzieć. Miał być znacznie dłuższy, ale jak już wspomniałam szkola..
No to goooo!

Włosy młodej blondynki rozwiewał wiatr. Ubrana była w bogato zdobioną, błękitną suknię, która teraz lekko falowała. Twarz, zwrócona w stronę zachodzącego słońca, wyrażała skupienie. Oczy miała zamknięte, a usta lekko rozchylone. Nagle odwróciła się i rozejrzała uważnie.
Z zamkniętymi oczami? Kolejna podatna na piosenki Łez.

Spojrzała na kobietę, która się do nie j zwróciła. Miała nie więcej niż dwadzieścia dwa lata. Na jej czarne oczy lekko nachodziło kosmyki dość długich, brązowych włosów. Ubrana była w zwykły, jasny strój służki, kłucący się z jej bardzo ciemną karnacją.
Argumenty słowne przerodzą się za chwilę w bójkę.

Niektórzy twierdzili, że jest murzynką, ale blondynka wiedziała, że to tylko bardzo silna opalenizna.
Zasnęła w solarium i teraz dodaje zdjęcia na różne możliwe portale.

Nie wyglądała oryginalnie, ale było coś, co wyróżniało ją na tle reszty służby.
Schodząca skóra?
Ale nie na śniadania!

Styl mówienia, poruszania się. Chodziła z uniesioną głową, nie wypowiadała słów z pokorą, była dumna z tego jaką jest. I to było po prostu widać.
Mogłaby spokojnie występować w reklamie Nike: I am what I am!

- Panienko, panienko już późno. – gdy blondynka się obudziła ujrzała nad sobą uśmiechniętą nad sobą twarz Marii – panienko trzeba wstawać. Słońce w zenicie, a komodor bardzo się denerwuje, że panienka tyle śpi.
I śniadanie wystygło... *wzdycha*

-Mario... Ty się uśmiechasz. – skomentowała zdziwiona dziewczyna i wstała z koi.
- Nie boisz się zmarszczek? W tym wieku...

Powoli rozprostowując wszystkie kości przeszła się po kajucie i z powrotem usiadła na łóżku. Przyglądała się poczynaniom służki, która przygotowywała jej ubiór podśpiewując pod nosem jakąś wesołą piosenkę.
Nowy kawałek Feela? Ach nie, wesołą...

Coś sprawiło, że ciemnowłosa miała dzisiaj świetny nastrój i z chęcią dzieliła się nim z innymi.
Coś ciemno to widzę...

Blondynka przeczuwała, że coś się dzisiaj stanie. I nawet nie wiedziała jak blisko była prawdy...
Czyżby miała zmądrzeć?

Zawsze miała wrażenie, że najbardziej pragnie zostać żoną bogatego i wysokiego rangą mężczyzny, mieć dużo dzieci i całymi dniami zajmować się domem.
Znaczy się, wydawać rozkazy służącym.

To zamiłowanie wodą, statkami i całym morskim życiem tłumaczyła sobie faktem, iż ojciec jej jest komodorem i większość czasu spędza poza domem, unoszony w dal, za horyzont... Natomiast matka... Blondynka zadrżała z bólu. Za każdym razem gdy wspominała matkę czuła gwałtowny ból głowy, wręcz nie do zniesienia. Czasami, gdy już wydawało jej się , że pamięta jakiś szczegół z wyglądu matki, kolor włosów, oczu, traciła przytomność. Podobno od urodzenia żyła u rodzicielki, aż do 6 roku życia. W tedy właśnie coś się stało, matka umarła, a dziewczyna straciła pamięć.
Tragiczne wspomnienia bohaterki - są!

W pierwszych miesiącach życia z tatą odwiedził ją młody chłopak.
Trójkącik? Ona, on i tata...

Wręczył jej nie duży woreczek i szybko wyszedł.
Duży woreczek? Może jestem za głupi by to zrozumieć ale nie nie rozumiem.

W sakiewce była mała karteczka ze słowami ,,Dla Annie Jen Mandy van Marine od matki. Nie zakładaj przed siedemnastymi urodzinami”
Stringi!? Yeah!

wisiorek w kształcie róży z rozłożonymi płatkami.
To znaczyło mniej więcej: Nie rozkładaj się do siedemnastki.

W środku kwiatka znajdowało się duże wgłębienie w kształcie kółka.
Bad mother, bad...

Od tamtej chwili blondynka zawsze trzymała ozdobę przy sobie, ale nigdy jej nie zakładała.
Bała się, że przestanie uprawiać seks.

Wydawało jej się, że jest to winna matce, tak samo jak noszenie imienia jakie jej ona nadała. Dlatego nie pozwalała tacie nazywać się Anną. Nazywała się Annie Jen Mandy. Tylko i wyłącznie.
Mary musi mieć charakterek.

-A żebyś się nie zakrztusił i zdechł – pomyślała dziewczyna i zamiast tego powiedziała – Z wielką chęcią.
Nie, żeby zapis świadczył o czymś innym...

Wszyscy ludzie, wszystkie kobiety, mężczyźni, dzieci i służba wpatrywali się kobietę oczarowani, ale i zdziwieni. Co prawda, słyszeli z mała córeczka Komodora jest śliczna, ale nikt nie przypuszczał, że ta mała jest aż tak duża i aż tak piękna.
Ziemia wstrzymała swe obroty, wiatr przestał wiać a Bóg wyciągnął teleskop aby mógł lepiej ujrzeć Marysię.

Gdy nowoprzybyli zeszli do pokoju i zaczęli się witać z gubernatorem, reszta dalej nie odrywała wzroku od,,anioła” jak zaczęto nazywać Annie.
Żeby tylko skrzydłami czegoś nie strąciła!

A ona, nic nie wiedząc o wrażeniu, jakie zrobiła na innych, ruszyła w głąb tłumu witając się z każdym po kolei.
Ci klękali przed nią spuszczając wzrok wierząc, że nie są godni aby ujrzeć jej anielskiej twarzy.

Nagle wszystkie lampy zgasły, a w sali powstał niezwykły szum. Wszyscy zaczęli się pytać, co się stało i żądać, by światło natychmiast przywrócono.
Lodowiec, lodowiec!

Wszyscy byli, bowiem okrążeni przez zgraję dobrze zbudowanych mężczyzn, z szablami i pistoletami w dłoniach.
W ciągu kliku sekund zdążyli wpaść i ustawić się wokół zgromadzonych. Pogratulować zdolności

Annie zaczęła powoli zmierzać w stronę okna, mając nadzieję, że uda jej się uciec i powiadomić wojska.
Ściągnąć Marines poszła. Bombowce już czekają.

-Mario! Uciekamy! Nie, ty uciekaj! Ja sobie poradzę. Idź do okna, zasłonię cię. Zawołaj wojsko i.. – Na widok broni w rękach służki Marine przestała mówić i przystanęła – Mario?! Nie celuj we mnie tylko w nich!- Krzyknęła nic nie rozumiejąc. –Mario!!
Gdzie twój brat, Mario?!
Mario Bros dalej w modzie.

-Nie nazywam się Maria. – Odrzekła pokojówka podnosząc broń na wysokość czoła blondynki – Jestem Anamaria, piratka z pokładu Czarnej Perły...
Anamaria Jopek von JAG.

To, że piraci przyszli po nią, mało Annie zdziwiło.
Od dawna wiadomo, że skrzydła anioła są cenniejsze niż białe wieloryby.

Gdy usłyszała, że wszystko zależy od niej poczuła lekką ulgę. Jeżeli całą sprawę dobrze rozegra, to zarówno ona, jak i goście wyjdą z tego cało.
W Marines nauczyli jej wszystkiego o negocjacjach.

Ciekawe, co mi się stało... Pamiętam, że bardzo rozbolała mnie głowa. I potem chyba zemdlałam. W takim wypadku porwały mnie te brudasy i trzymają w... No właśnie, gdzie?”
Zapewne w brudnym brudaskowym brudzie.

A może...Może.... WIEM! Chcą za mnie okupu! Tak to na pewno przez to!”
Amputacja skrzydeł i twarzy Mary będzie się opłacać bardziej niż jakikolwiek okup.

-Miałaś rację mówiąc, że nie chodzi nam o biżuterię – z każdym słowem mężczyzna wysuwał się coraz bardziej z cienia i szedł w jej stronę – To, że tajemnic uzbrojenia z ciebie wyciągać nie będziemy to też prawda. Ale pomyliłaś się w ostatnim. Nie chodzi o okup. Chodzi o coś bardziej cenniejszego, cenniejszego od tych „uczciwych” pieniędzy twego ojca – brzydzimy się nimi
Brzydzimy się pieniędzy które nie są nasze. Jeszcze...

Przystojna twarz znikała pod dość długimi brązowymi włosami –Chcemy czegoś, co masz ty, i co nie ma najmniejszego związku z twoim ojcem chcemy..
Jej dziewictwa? No to kilka dobrych lat spóźnienia.

Ujrzał, bowiem przerażoną blondynkę wciskającą się w kąt i bruneta będącego zdecydowanie za blisko niej.
Naruszał jej przestrzeń intymną.

-Nie zwracaj na niego uwagi. Jestem Bill Turner
- Ładne wodorosty - odparła Anna.

,,Rozumiem! Teraz rozumiem! To, dlatego wydawało mi się, że sprzeczają się na dachu. To, dlatego nikt nie pilnował ani mnie, ani okna! I tak bym nie miała gdzie uciec, a wszystkie próby zakończyłyby się lądowaniem w wodzie! Jaka ja jestem naiwna! Jak w ogóle mogłam myśleć, że trzymają mnie w jakimś budynku?!”
Poszukiwania zaginionej kilka analiz temu Dedukcji nadal trwają. Tymczasem znaleziono pożegnalny list, który sprawdzają specjaliści...

-Z jakiej to okazji zaszczyciła nas panna swoją obecnością – powiedział, nadal wściekły i popatrzył na blondynkę.
-A, kim pan jest, żeby tak się do m n i e zwracać? - Odburknęła i wypięła dumnie pierś.
Po odcięciu skrzydeł wystawia piersi? Brutalnie.

-Ja? JA jestem kimś, kogo zna każdy... JA jestem żywą legendą... – Przy każdym słowie mężczyzna gestykulował żywo – MOJA twarz widnieje na każdej ścianie, w każdym miejscu, na wszystkich listach gończych. JA jestem dzieckiem Tortugi, a Tortuga MOJĄ matką jest. JA jestem piratem... I to właśnie JA jestem kapitanem tego statku. To JA tu wydaję rozkazy... JA nazywam się Jack Sparrow i witam na Czarnej Perle....
JA chciałbym aby ktoś MNIE nauczył jak się mówi z takim wielkim JA.

Od aŁtorki: Idą święta... Idą święta... Krok po kroczku, krok za krokiem, jeszcze bielsze (taak.. bielsze :/) niż przed rokiem.
Nie wiem czy można się tym posłużyć jako dowodem, ale aŁtorka chyba przyznała się do brania prochów.

Annie, od której wręcz biła wściekłość, wbiła ząbki w rękę Richarda. (...) Kiedy tylko mężczyzna stwierdził, że przez ugryzienie panny ręka mu nie odpadnie, próbował znowu złapać Marine.
Wampiry Marines - i świat jest twój.

Wstała i ruszyła w stronę witraża w jednym z okien. Przedstawiał on coś bardzo dziwnego. Niebieski liść, otoczony czerwonymi gwiazdami na zielonym tle. Obraz ten wydał się blondynce bardzo znajomy.
Połączenie flagi amerykańskiej i kanadyjskiej.

Ale jak? Przecież ona nigdy tu nie była! Chyba... ,,Au! Znowu ten ból głowy! Więc to musi mieć jakiś związek z mamą... Ciekawe...” Pomyślała i z powrotem usiadła na krześle.
Wampirzo-anieli zmysł naszej bohaterki nigdy nie zawodzi.

-Więc... Mam do ciebie kilka pytań. Na początek może łatwe. Nazywasz się Anna Anders, tak?
-Nie. – Odpowiedziała i wyszczerzyła drwiąco. Jackowi natomiast zrzedła mina. Nie takiej odpowiedzi się spodziewał.
-To jak się nazywasz? – Spytał z pozoru spokojnie, aczkolwiek blondynka wyczuła lekkie zdenerwowanie.
-An.. Inaczej – poprawiła się szybko. ,,A jeżeli moje prawdziwe nazwisko coś mu powie? O nie, będę je trzymać w tajemnicy.”
Nazwisko natychmiast wyskoczyło zza jej pleców i powiedziało co nieco o sobie.

-A, więc, panno Inaczej, czemu wzięliśmy Cię za Andersównę?
-Wasz błąd. – Stwierdziła i zaczęła oglądać swoje paznokcie.
Gdzie moja kosmetyczka? - pomyślała.

-To, co robiłaś na balu?
-Tańczyłam. – Odpowiedziała krótko.
-Czemu podali cię za córkę Andesa?
-Pomyłka.
-Czemu obok niego schodziłaś?
-Przypadek.
Wszyscy którzy schodzą obok potencjalnego terrorysty są jego rodziną. Zawsze tak jest i nie mówcie że nie!

Obudziła się nagle, z dziwnym przeczuciem. Rozejrzała się po pomieszczeniu, ale nic się nie zmieniło. Odetchnęła z ulga. Wstała i przeciągnęła się. ,,Czy to nie.. Tak! Dzisiaj są moje urodziny! Siedemnaste...”
I jak można nie zejść na śniadanie gdy jest się na statku?

-Wszystkiego najlepszego – wyszeptała i wyjęła wisiorek, dotąd starannie ukrywany. Założyła go na szyję i poczuła coś dziwnego. Zobaczyła przed sobą kobietę bardzo do niej podobną. Można wręcz było powiedzieć, że to jej starsza siostra. Albo matka... To wszystko trwało nie więcej niż sekundę.
Ach, te alternatywne rzeczywistości opkowe.

,,To musiała być moja mama.” Jakby na potwierdzenie dał o sobie znać ten charakterystyczny ból głowy. Zaraz potem Annie usłyszała pukanie.
Puknęli ją! Piraci!

-Panie.. To znaczy, Anno. Proszą Cię na główny pokład. Ach, i Sparrow kazał dodać, że nie prosi, tylko każe. Bo na prośby podobno nie reagujesz. – Anamaria spojrzała na Marine z czymś dziwnym w oczach. Jakby skruchą...
Na Marinę? To nowe imię Anny czy zmiana nazwiska?

– Więc... Zeskoczysz sobie do wody i, oczywiście, jeżeli nie natkniesz się gdzieś po drodze na moje ulubione zwierzęta, czyli rekiny, dopłyniesz sobie powoli do takiej malutkiej wysepki, gdzie nikt cię na pewno nie znajdzie.
- Jako, że ucięliśmy ci skrzydła i sprzedaliśmy na czarnym rynku, nie będziesz mogła użyć swojej anielskiej mocy.

-Ach i jeszcze jedno. – Jack zwrócił się do Marine – Zdejmij suknię. To dla twojego dobra. No i dla naszej uciechy, ale nie o tym mówimy. Tyle materiału pociągnie cię na dno prawie od razu. – Skinął głową na dwóch osiłków, mających rozebrać pannę.
-Ja to zrobię! – Powiedziała szybko Ana i zaczęła rozsznurowywać wierzchni ubiór Annie.
Lesbian on the board!

Marine weszła powoli na drewno i stanęła na samym skraju, przodem do Sparrowa. Dotknęła ręką dekoltu, gdzie od rana spoczywał medalion i ścisnęła go mocno, chcąc się w ten sposób pożegnać ze wszystkim, co kochała.
Dobrze, że nie zaczęła dotykać innych miejsc...

Dziewczyna zrobiła krok w tył i wpadła do wody. Ku jego zdziwieniu nie wypłynęła na powierzchnię.
Masz ci los! *skrywa dyskretnie uśmiech*

- Billa Turnera?! – Krzyknęła Annie i wypluła wodę. Rozejrzała się zdumiona dookoła.
Rozglądała się, aby ujrzeć czy wszyscy zaczęli zmieniać płeć.

Gdy Marine się obudziła zdziwił ją fakt, że nie czuje absolutnie żadnego bólu głowy, co było, jak na nią, bardzo dziwne.
Skończyły się nocne imprezy do białego rana!

„Jeżeli tak na mnie wpływają zagrożenia życia, to mogę się topić codziennie.” Stwierdziła i wstała z łóżka.
Wiem teraz dlaczego Marysie topią się tak chętnie w oczach ukochanych. I odwrotnie.

„Księżyc i słońce,
Słońce i księżyc,
To znaki moje,
To jest mój szyfr.”
Nie była to najlepsza piosenka, ale dzięki niej małej Annie zdecydowanie poprawił się humor
Lepsz to niż kolejna wyjąca Gośka albo Dorotka.

Po chwili błądzenia znalazła się przy dużych schodach. Weszła po nich i… Nagle Marine wróciła do rzeczywistości.
Moro, glany i karabin.

Stała tak, wpatrując się w spróchniałe drewno i analizowała każdy szczegół dotyczący tego wspomnienia. Najbardziej intrygowały ją słowa mężczyzny. „Przecież to będzie twój statek. Ba, to nawet już jest twój statek, rybeńko.”
Mnie te słowa wcale nie zaintrygowały dlatego opuściłem ten fragment. Przecież i tak wiadomo co się zaraz stanie...

chciała gwałtownie odejść, lecz, potknąwszy się o skrawek sukni, upadła na przeciwległą ścianę i uderzyła w nią czołem.
W takich chwilach cieszę się, że jestem mężczyzną.

Schyliła się, by oderwać ten pechowy skrawek materiału, gdy nagle… Dokładnie przed jej nosem, na desce było małe wgłębienie w kształcie rogalika.
Była tak głodna, że zatopiła tam swoje wampirze kły.

-Księżyc! – krzyknęła i natychmiast podbiegła kawałek dalej, nie prostując się. Zdziwiona dotknęła następnego znaku, słońca.
Po chwili zauważyła sjakiś napis.
"Kopernik. Tu byłem!
"

Od aŁtorki: Onet się na mnie wypiął, nie chce publikować moich notek, nie pozwala mi zmieniać szaty graficznej, dodawać do linków. Nic. A żeby było śmieszniej od czasu do czasu wysyła mi emaila z informacją, że mój blog został usunięty. Na pocztę też mogę wchodzić tylko z niektórych komputerów.
Mimo tego całego bajzlu jaki dzieje się w redakcji Omleta, z chęcią wysłałbym im podziękowania za utrudnianie 'pracy' ałtoreczkom...

„Co ona robi?!” panikował w myślach Sparrow robiąc kolejny krok w tył. W końcu poczuł, że opiera się o okno plecami. Spojrzał na dziewczynę. Stała metr przed nim.
Jeszcze kilka godzin temu nie miała w sobie takiej siły i prawie się utopiła.

- Co… C-co chcesz mi zrobić? – zapytał piskliwym głosem. Był zbyt przerażony by zauważyć, że blondynka śmieje się pod nosem.
- Zjeeeść. – powiedziała powoli, udając, że ogląda go z każdej strony. Potem spojrzała się znacząco na genitalia pirata. W końcu oblizała wargi i lekko wyszczerzyła zęby.
Właśnie powstał nowy rodzaj wampiro-aniołów: Genitalampir.

- Aaaaa!! – wrzasnął dziko i schował się w szafie. – Moje biedne skarby. Nie pozwolę was skrzywdzić. –powiedział cichutko, gładząc się po kroczu.
>D

Annie uklękła i zakryła głowę rękoma.
Próbowała sama siebie ocenzurować.

Dlaczego dał jej się tak podejść?! Przecież ona nie mogła wiedzieć, że on się jej boi! "I jak się zachowałeś?! Schowałeś się w szafie!"
Ale wyszedłeś. Coming out Jacka Sparrowa. Wreszcie!

- Jak to dobrze, że się obudziłaś! - usłyszała jakiś znajomy głos. - Byłaś w śpiączce trzy dni!
W ciągu tego czasu zdążyłaś urodzić dwa razy. Nie tylko w the Bold and the Beautiful takie rzeczy.

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

k.w.i.k. *odchrząka i zabiera się do napisania konstruktywnego komentarza*
co do zdania: "Tęskni za mamą, której nawet nie pamięta", proponuję komentarz: "łączmy się w bólu." ;)
Genitalampir i autocenzura mnie zabiły. xD
a co do pytań nad komentarzem: bawiłam się wyśmienicie, fantastycznie i wspaniale.^^

leniwy madzik.

nikasek pisze...

W pierwszych miesiącach życia z tatą odwiedził ją młody chłopak.
Trójkącik? Ona, on i tata...

Mrohny, ależ Ty masz zbereźne myśli! :>

co do analizy: jak zwykle oplułam monitor herbatą i wpadłam z kwikiem pod biurko, więc dobrze jest! Przy genitalampirach wymiękłam już zupełnie. XD