czwartek, 30 października 2008

Wirujące języki - twincest!

Na początek reklama.
[Reklama] Wasze życie jest nudne? Masz bloga, ale za mało fajnych cool trendi przyjaciół, którzy pisza komcie? Tylko u nas wymiana komentarzy! Wymiana Komentarzy
[Koniec reklamy.]

A dzisiaj przed państwem TWINCEST! A raczej dwa... Jeśli więc macie mocne nerwy, jesteście przyzwyczajeni do idiotycznych opisów stosunków płciowych i motylków w brzuchach, to zapraszam.

AfroIza

Ciemny pokój...
Pewnie gdzieś na Prive Drive.

na parapecie siedzial chlopak... z jego twarzy mozna bylo wyczytac ze gnebi go jakies zmartwienie... moze tesknil za dawnym zyciem?
Reinkarnacja?

czarne wlosy zakryly twarz a po policzku splynela lza...
Z oczu Billa płyną Izy. Dlaczego nie Agi?

czul sie tak bardzo samotny i zagubiony... chcial sie do kogos przytulic i wyplakac...
Gdzie mój misieeeeek?! *buczy*

a w nocy... pokazywala sie ta druga strona... ta wrazliwa... ta ktora wyciskala z 17-letniego chlopaka kazda lze...
Łączymy się w bólu z wszystkimi Izami.

wszystko co teraz czul postanowil wylac na papier...
Te wszystkie Izy.

zaczal pisac...
Gdzieś tutaj wylądowałem
Nie potrafię powiedzieć kim jestem
(...) Chodź i pomóż mi latać
Po tych słowach stwierdzam, że Bill jest Obcym.

a co to by bylo gdyby sie dowiedziala ze jest on... pedalem??
Pedal - Canada's Cycling Magazine (by Google)

po policzku Billa splynela czarna lza...
Iza afroamerykanka.

w sumie ten placz nie dawal mu ulgi... tak jakby z oczy zamias lez plunela woda...
*plum plum plum*

Czarny westchnal i skierowal sie do lazienki... chwycil zyletke i najnormalniej w swiecie sie pociol....
Cięcie bez efektów specjalnych.

Bill obudzil sie caly zakrwawiony...
Tom, znowu ukradłeś krew ze szpitali?!

mial ochote wszystko co kolo niego jest rozwalic... ale najbardziej w swiecie chcial przytulic Toma...
Po czym go rozwalić.

Bill wzioł ja do reki... w gazecie bylo jego zdjecie... jego zaplakanej twarzy... a pod spodem napis "Bill Kaulitz placze? Co sie stało? Czyzby cos z jego mama Simone? Podobno od jakiegos czasu niema jej w domu..."
Chowają ją w piwnicy, to jasne.

"Najbardziej odczujesz brak jakies osoby jesli bedziesz siedzial obok niej i bedziesz wiedzial ze ona nigdy nie bedzie twoja" pomyslal Bill...
To jest głębsze niż zmasowany atak kropek co trzy wyrazy.

po jego policzku splynela lza... samotna jak on...
I jak miliony ludzi na świecie, nie rozumiem o co się tak rozchodzić.

Boze pomóż mi mocniej przycisnalc zyletke do zyly... daj mi sile ze soba skonczyc... pomyslal prze chwilke ale skarcil sie... przeciez nie wierzyl w Boga...
Tak samo jak nie wierzył w polskie znaki.

szedł na gore do swojego pokoju... nagle wlecial na niego Tom...
Zaczyna się...

poszedł do łazienki... chwycił za zyletke... Odchylil glowe do tylu i zamknal oczy...
A po co odchylał tą głowę? Nie chciał sobie pobrudzić twarzy?

- Kiedy juz nic nie bedzie stane sie aniolem... tylko dla ciebie *- wyszeptal... i przycisnol zyletke do zyly... krew plynela z rany... Bill czuł przyjemne cieplo...
Żyletka z ogrzewaniem.

- Andi do mnie dzwonil! powiedzial ze dostal esa od Billa ze tan chce sie zabic...
- Boze... idziemy do niego... - rozkazal Georg...
Może jeszcze zdążymy na końcówkę.!

- Boze... Bill... - Tom zbladl gdy zobaczyl okrwawionego Billa... z pocietymi zyłami...
Zyły, zyły i nie zyły.

- Oki juz dzwonie... - powiedzial Gusti
Spoko, loooz. Sie robi.


Opko zakrapiane obrzydliwymi obrazkami...
Wirujące języki

Hey. To znowu Ja. Batman!
Rzeczywiście, mam ochotę piszczeć.

To będzie mój drogu twincest. Będzie zupełnie inny niż poprzedni.
'Drogu twincest' to jakaś odmiana zwyczajnego twincesta?

Dawno, dawno temu za górami, za lasami, za 7 rzekami żył sobie...
eee.. To nie ta bajka. Przepraszam.
aŁtorka już na samym początku próbuje być zabawna. I jak, bawicie się?

Czarnowłosy chłopak leżał zmęczony na łóżku. Jestem Bill, ten jebnięty pozytywnie nastolatek.
W takim razie wypisuję się z klubu Pozytywnie Jebniętych.

Juro zaczyna się nasz 2 tygodniowy urlop. Zbliżają się święta. Jesteśmy w Ameryce.
W Ameryce codziennie są jakieś święta.

Koncert się udał, nie powiem... tylko Tom, no właśnie... Tom przez cały koncert bardzo uważnie mnie obserwował, krępowało mnie to trochę, muszę później z nim o tym pogadać.
Po prostu cię pilnował, jak każdy starszy (?) brat.

- Proszę.-zaprosiłem tego kogoś do środka.
Wynocha! - wyniosłem kogoś ze środka.

- eee... Idziemy na kolację ?-Tom
- Nie mam siły nigdzie iść. Zamów do pokoju a ja lece pod prysznic.-Ja
- Zajebisty pomysł ;)-Puścił mi oczka i rzucił się na telefon.
Był tak głodny, że wystarczył mu nawet kawałek telefonu.

Poleciałem pod prysznic. Aaach ten cudowny, biały, lepki żel pod prysznic sprawił że od razu poczułem się lepiej.
Śmiem wątpić, że to był żel...

Upsss...nie wziąłem nowych bokserek. Zawiązałem mięciutki biały ręcznik na moje sexy biodra i wyszedłem z łazienki. Tom leżał na moim łóżku i oglądał jakiegoś pornosa na laptopie. Gdy mnie zobaczył szybko go zamknął i udawał aniołka hehe.
Aniołek hehe, czyli pewnie kolejna odmiana Aniołka. Tak, jak to było z tym twincestem.

Na łóżku leżało kilka talerzy z jedzeniem.
Tom natomiast siedział po turecku na łóżku i wsuwał ^^ naleśniki.
Niepokoi mnie ten znaczek w środku zdania.

- Smacznego. - Ja
- BIIILL!!!
- CoOO??! :D
- Nakarmię Cię!! -Tom
- Ocipiałeś?!!
- Nieee... :>
- Co będziesz jadł?
- Pizze.- Tom wziął kawałek pizzy i udawał że to samolot.
-Noo.. Billuś otworzy buśkę samolot musi wylądować... :D- Tom
- Idiota!
- AaaaaM...
Proszę, nie!!! *wyje i ryczy, okładając biurko pięśćmi.*

- Biiiill, pobrudziłeś się na policzku od ketchupu.-Tom
- Tak, sam się pobrudziłem.-Ja
Tom zbliżył się do mnie i zlizał z mojego policzka ketchup... eeee? pojebało Go?
No właśnie. Mam takie same odczucia...

Braciszek odłożył tacę z jedzeniem na stół, zbliżył się do mnie iiii... pocałował mnie w usta, tak namiętnie, tak jak całuję się partnera.
Skąd wiesz, jak całusie się partnera? *myśli intensywnie* A więc przyznajesz się, Billu Kałlicu!?

Zamurowało mnie lecz po chwili automatycznie odwzajemniłem pocałunek. To było coś niesamowitego, coś co spowodowało motylki w brzuchu, jeszczę nigdy się tak nie czułem.
To ta niestrawność po kolacji.

Spojrzał mi głęboko w oczy, nie wiem co we mnie wstąpiło, nie miałem pojęcia co robie przyciągnąłem Toma do siebie, znowu zaczelimy się całować, to było naprawdę niesamowite.
Bill i jego schizofrenia.

Tom wsówał mi język do buzi, nasze języki połąćzyły się w tańcu pełnym pożądania, pełnym "miłości", pasji, pożadania.
Tom w Suwałkach?

To było naprawdę niesamowite. Czułem się wspaniale. Drażniłęm jego podniebienie moją kuleczką w języku.
Bill cierpi na jakąś nieznaną mi chorobę, czy to po prostu pozostałości po kuleczce rybnej?

Jejku... czuję ostatnio coś dziwnego do Toma, tylko jeszcze nie wiem co. :(
Tom brzydko pachnie?

Obudziło mnie walenie do drzwi...
- BIIILL!! WSTAWAAAJ!!!!- to Georg się darł ;/
- KURWA!! pali się!?- wstałem by im otworzyć..
I już wiemy kto w tym związku robi za dziwkę.

- przyszliśmy się pożegnać :D zaraz wyjeżdżamy do Meksyku.-Gustav
- aa..już? ok.. tooo udanego urlopu :D -ja
- nawzajem :D - Georg mnie poklepał po plecach i poszedł. Gustav z bananem na pysku zrobił to samo.
Eee.. Georg - zacząłem - masz coś na twarzy. Jakieś resztki banana, czy coś....

- 3m się Bill-Gustav
4m mnie Mrohny-Andżel

Pójdę się wykopać xD
Tak. To chyba jedyna mądra myśl Billa od począku tego opka.

- Bo widzisz Billy, ja słyszałem... że w Polsce rozbijają jajka w bardzo specyficzny sposób...ale widzisz Bill, pokaże CI, ale musisz być bardzo skupiony, bo to ponoć jest jakiś święty sposób rozbijania jajka...
*rozgląda się wokoło, szukając odpowiedzi* Czy ja o czymś nie wiem?

- Patrz- Tom wziął jajko i rozbił je na moim czole...to było surowe jajko!!! zaczął się potwronie śmiać.
Jajko zaczęło się śmiać. Nic mnie już nie zdziwi.

- TOM!! TY IDIOTO!! DO Końca CIĘ POrĄBAŁO?!-ja
Tomprawiedrwal.

podszedłem do lustra, bleee jestem cały w jajku ;/ fuuuj.. zmyłem to z siebie, ooo zajebiście Tom mi czoło rozciął krew ze mnie napierdala.
Zabójcze jajko w akcji.

- AA!! BIIILL! Ty krwawisz. Jejku, Billy przepraszam, ja nie chciałem. Choodź! -zaprowadził mnie do łazienki, usiadłem na brzegu wanny.
I teraz go utopi, utopi go! *marzy*

- Billek przepraszam, ja naprawdę nie chciałem tak mocno!-Tom
- ok..ok..
- Nie gniewasz się?
- Nie.
- :) pójdę po plaster-wrócił po chwili
- :** Boli?
- Trochę.- Tom cmoknął mnie w krwawiące miejsce.
- a teraz?
- Mniej :)-Ja
Czy w swoich domach też rozbijacie jajka na czole, stojąc nad patelnią, a następnie całujecie się w ranę zadaną śmiercionośnym jajkiem?

- Nie mogę Ci powiedzieć, TO jest zakazane!
- Bill, ale co?
- Nie moge Ci powiedzieć, nie zrozumiesz tego Tom.
To ja byłem Adamem, który zgwałcił Ewę! - wydarł się i wybiegł ze sklepu.

- To moja wina, przepraszam.-Wtuliłem się w klatę Toma, mmmh jak on pięknie pachnie.
- Kocham Cię.-Tom
- Ja ciebie też :) Chodź do kasy.
Idą zapłacić za swoją miłość?

W samolocie cały czas myślałem o moich uczuciach do Toma, jak będę z tym żyć dalej? Jak? Szukałem na to odpowiedzi, samolot wystartował, Tom odkąd wróciliśmy z zakupów nawet na mnie nie spojrzał, słuchał epoda.
E-pedzia?!

Pch...pierdole takie życie z zakazaną miłością. iiiiii...od tego rozmyślania zrobiło mi się nie dobrze ;/ Wstałem żeb udać się do łazienki.
Poznaliśmy powód, dla którego tak wiele osób - w szczególności bohaterów opek i aŁtorki - nie myśli. Bo od tego robi im się 'nie dobrze'!

Wykąpałem się, ubrałem jakąś starą koszulkę i bokserki, wróciłem do salonu.
- zrobiłem spagethi.- powiedział dumny z siebie Tom
- Fajnie, a nie przypaliłeś znowu makaronu?
- Nieee...
0_0 Jak można przypalić makaron, jeśli się go gotuje? Trzeba być naprawdę zdolnym...

Usiadłem na kanapie, Tom przyniósł talerze, włączył jakiś film i usiadł obok mnie.
- Co to za film?
- hmm... "CandyMan"
- Horror?
- hehe...
- Horror?!-Ja
- Nieee...chyba nie.
Bill bojący się horrorów? *paaaarsk!*

w połowie filmu zaczęło mi się nudzić, był jakiś taki dziwny, o dziewczynie która powiedziała po ciemnku do lustra 6 razy CandyMan i przyszedł do niej w nocy taki kolo, chciał ją zabić, wylądowała przez to w psychiatryku, nikt jej nie wierzył i takie bla, bla, bla...
A jak powiem sześć razy do lustra "zabić wszystkie aŁtorki!" to one zginą? *marzy marzy marzy*

- Co masz na myśli?
- Jak mnie kochasz Bill?-Tom
- Jak...jak...jak partnera, tą inną miłością, nie braterską.
- Heh, i właśnie na to czekałem, ja Ciebie też kocham Bill.
- Ale...
- Ciii..nic nie mów, "Leb die sekunde" Bill- uśmiechnął się do mnie szeroko.
I pewnie, tak jak Tola, płacze przy swoich piosenkach...

Uśmiechnąłem się do niego i poszliśmy na góre, od razu położyliśmy się do łóżka, położyłem głowę na klacie Toma.
- Mogę?-Ja
- Nie musisz się pytać, kochanie.- Tom cmoknął mnie w usta, zasnąłem.
Mogę Cię zabić?
Nie musisz pytać, kochanie...
*chlast*

Obudziłem się w środku nocy, Toma nie było, jego rzeczy też nie. (...) Rano obudził mnie dźwięk komórki Toma, Tom znowu leżał obok mnie, może po prostu poszedł się przejść? Zerknąłem na jego komórkę... Sms, nie mogłem się powstrzymać, nacisnąłem... Dziękuje Tommy za wczoraj, jesteś boski :*** Cristin
Bill nie szanuje cudzej prywatności. Skazać go!

Zamurowało mnie, zdradził mnie zaraz po tym jak powiedział że mnie kocha i chce ze mną być?! Byłem w szoku. Obudził się.
Szok Billa budzi wszystkich wokół. Zdumiewające.

- Wiedziałem! Zawsze tak jest, wiem już jak czują się te wykorzystane przez Ciebie panienki! Tylko Ci Bzykanie w głowie!
- Tak! Przynajmniej nie jestem prawie 20letnim prawiczkiem!
- Wolę być prawiczkiem do końca życia niż Męską Dziwką jak Ty!
I teraz zaczną wojnę na życie i śmierć... Proszę! *krzyżuje palce*

- Bill, to Cristin to moja znajoma, spałem z nią kilka razy...KIEDYŚ... wczoraj w nocy zadzwoniła do mnie, poprosiła mnie o pomoc.-Tom uklęknął obok mnie, może ja źle zrozumiałem tego smsa?
Tom tylko klęknął, a tu już wybaczenie. Świntuchy!

- Ona chciała żebym zawiózł ją do szpitala, jej narzeczony miał wypadek, taksówki nocne były pozajmowane...ona mieszka ulice dalej. Nie mogłem jej odmówić. Zrozum Bill, jej chłopak miał bardzo poważny wypadek, wylądował w bardzo ciężkim stanie w szpitalu! Jak mogłeś pomyśleć że Cię zdradziłem!? -Tom
Jak mogłeś pomyśleć, Bill!?

Chwyciłem ketchup do ręki i wycelowałem w Toma, mocno nacisnąłem i spora zawartość czerwonej mazi wylądowała na klacie Toma.
- I CO TY ROBISZ?! -Tom wyrwał mi z ręki butelkę i wylał na mnie jeszcze więcej.
- Heeeey! Ja ci tyle nie wylałem.
Ech... *wzdycha* kobiety...

- pszttt…-Tom zbliżył swoje usta do moich, dotknęliśmy się. Tom zaczął mnie całować bardzo namiętnie, nasze języki wirowały wokół siebie. Jedną rękę położyłem na karku Toma a drugą na jego tyłku.
Całujący w ketchupie. Tego jeszcze nie było.

Zdjąłem rączkę Tomusia z mojego sprzętu.
- Bill, co jest?
- Nic.
- No jak nic?
- No ja jeszcze nie chcę, za szybko na ten krok.
- Ok! Wiem, ale nawet nie mogę Cię tam dotknąć?-Tom
Oj, Bill... Nie daj się prosić bratu.

Tom włączył telewizor. Akurat mówili o nas.
Na ekranie widniał wielki napis.
AFERA W TOKIO HOTEL! BRACIA KAULITZ SĄ GEJAMI!
Telewizja niemiecka ma jakieś opóźnione informacje.

Na ekranie widniał napis: Afera w Tokio Hotel, Bracia Kaulitz są gejami?!
- Że co!? -Ja
- Ciiii, Billy nie przejem się, to jest powtórka mówią o tych fotomontażach.-Tom
- Aaaaa, uf…to dobrze już się bałem że coś odkryli.-Ja
A zapowiadało się tak dobrze, no...

Poszliśmy na górę, wyciągnąłem kilka walizek i zacząłem się pakować. Po 2 godzinach byliśmy już gotowi, znieśliśmy bagaże do samochodu i ruszyliśmy samochodem Toma do Loitsche.
Niestety moja fryzura zasłaniała mi widoczność i mieliśmy wypadek, w którym oboje zginęliśmy...

Tomuś wjechał w jakąś uliczkę leśną, ludzi to tam raczej nie będzie.
Będzie tam las, jak sama nazwa wskazuje.

Moje kochanie wysiadło z samochodu, ja dzielnie mimo podniecenia siedziałem dalej. Tom otworzył moje drzwi. Mh.. no dobra, wysiadam. Oparłem się o samochód, Tom spojrzał na mnie takim zajebistym wzrokiem pełnym pożądania. Przycisnął mnie jeszcze bardziej do samochodu swoim ciałem, objąłem go w pasie, zaczęliśmy się całować. Nasze języki wirowały wokół siebie.
Był już wirujący seks, ale wirujące języki? Czekam, aż się zaplączą.

Jeździłem końcówkami palców po kroczu Toma, wyraźnie mu się to podobało. Tom zjechał językiem wzdłuż mojej szyi, przygryzł płatek mojego ucha po czym ściągnął mi koszulkę i wyrzucił gdzieś dalej. Nie pozostałem mu dłużny.
Konkurs rzucania koszulek. Ciekawe kto wygra?

Przenieśliśmy się na tył samochodu. Tom położył mnie na siedzeniach po czym zaczął rozpinać moje spodnie zębami. Czułem jak mój członek twardnieje z sekundy na sekundę. Tom szybko ściągnął w końcu te niepotrzebne w tej chwile spodnie. Zsunął bokserki, i zaczął uważnie przyglądać się mojemu sprzętowi. WTF?
Chyba nie potrzebujecie komentarza, no nie?

Puścil mi oczko i zaczął lizać mój sprzęt, lizał, ssał i przygryzał na zmianę. Wiłem się pod nim z rozkoszy.
Pełen serwis.

Mój oddech był znacznie przyspieszony, z moich ust wylewały się ciche pojękiwania. Czułem że to już nie długo. Dobrze że ten samochód jest taki duży. Zacząłem jęczeć jeszcze głośniej, po chwili doszedłem spuszczając się Tomowi prosto do ust. Tomuś wszystko połknął, po czym zaczął całować mnie po klacie. Wstałem, tym razem to Tom położył się na siedzeniach. Lizałem go po szyi, schodziłem niżej, ssałem i przygryzałem jego sutki. Penis Toma też jest bardzo duży. Tak jak mój :D
Nie ma to jak wspólne chwile radości. Szczególnie te dotyczące penisów...

Zjechałem językiem do pępka Toma, całowałem go wszędzie omijając wiadome miejsce,
Eeee... dready?

Wziąłem jego członek do buzi, zacząłem mocno go ssać, po dość krótkiej chwili wystrzelił.
I zabił go, prawda? Zabił!?

Nie wiem ile to trwało, wiem że to była jedna z piękniejszych chwil w moim życiu.
Czego niestety nie mogę powiedzieć o sobie...

Wzięliśmy po torbie i weszliśmy do domu. Mama zaczęła nas całować ;/
Odwzajemniliśmy to... z języczkiem.

Wynalazłem na stoliku małą kulkę, zacząłem ją sobie podrzucać.
Nie chcę się domyślać, do czego jest mu potrzebna ta kulka...

Nagle rzucił mi się w oczy jakiś stary zeszyt.
Wbił swoje zęby w moją twarz, po czym oderwał wielki kawał skóry...

Otworzyłam na jakiejś stornie, zainteresowało mnie wypracowanie Pt. za co kochasz bliską Ci osobę? Tomuś oczywiście opisał mnie, no bo kogóż by innego :>
No nie wiem, rodziców, kota?

Swojego młodszego braciszka kocham za: Za wszystko! Za uśmiech, za wygłupy, za pisanie literek (dżizees...), za robienie dobrego kakao (*maskojarzenia*), za łądny głos, za takie same oczy, za nos, za ucho, za usta, za ręce… Za nasze wspólne wygłupy, uciekanie przed rudą Baśką z domku obok, za domek na drzewie. Za to że ostatnio oddał mi swoje ostatnie drobne ze skarpetki. Za dokuczanie naszym kolegom, za robienie laurki dla mamy, za ukrywanie się w krzakach z piwem Jordana. Za jego serduszko które jest tak identyczne jak moje bo przecież jesteśmy tacy sami. (W dzisiejszym studiu bracia syjamscy. Opowiedzcie coś o sobie..) Nikt nie ma takiego szczęścia jak Ja i Bill. I kocham Go jeszcze za to że jest kiedy mama gasi światło a miasteczkowy potwór wychodzi z szuflady na majtki. (proszę, zabijcie...)

Iii, jakie to słodkie :D
Taaa... aż mi się chce wymiotować.

- Wieeeem…Billy a jesteś już gotowy na sex?-Tom
- Tak kochanie, ale nie tutaj…
- Na Maledywach? –Tom
- Yhyyy…-uśmiechnąłem się do niego zalotnie…
Właśnie lecieliśmy samolotem na nasze kochane wyspy. Znowu czekają nas święta…
Przypomnijmy, że bracia byli właśnie w swoim rodzinnym domu, ale żeby się podupić, lecą na odległą wyspę... Takie rzeczy nie tylko w Polsce.

Zaczęliśmy się kierować w kierunku łazienki jednocześnie się całując. Ściągnąłem Tomowi koszulkę, po czym pozbawiliśmy się reszty ubrań. Weszliśmy do kabiny prysznicowej. Tom stał za mną i wsmarowywał we mnie żel pod prysznic.
Szybko się ubraliśmy i poszliśmy na plaże. Ludzi kompletnie nie było. No tak, święta. Wszyscy w domach z rodzinami. Mi wystarczy Tom. Szliśmy objęci brzegiem morza.
Uwaga, paparazzi są wszędzie!

- Jutro wigilia nie?-Tom
- No… Co będziemy robić?-Ja
To może pojedziemy w jakieś inne miejsce na świecie, co?

- Tu nie ma ludzi. Może wykąpiemy się nago?-Tom
- Ocipiałeś? Ktoś może przyjść.
- Żyj sekundą??-podszedł do mnie i ściągnął mi kąpielówki po czym wziął mnie na ręce.
Kryć się. Ekshibicjoniści na dwunastej!

Ubraliśmy się i pobiegliśmy do hotelu. Tom zamówił jakieś jedzenie. A Ja nakryłem stół czerwonym obrusem. Postawiłem na nim dwie długie świeczki.
Romantyczne gejowskie kolacje zawsze mnie pociągały...

Hmm…co by tu jeszcze? Wiem! Otworzyłem wielką paczkę ze świeczkami. Rozłożyłem je wszędzie. Na parapecie, na szafce, dookoła stołu. W łazience. W kiblu. Pod ścianą.
Po czym zapaliłem je, podpalając tym samym mieszkanie. Podobno zginąłem w pożarze...

- Oooo...-Tom wyciągnął z tylnej kieszeni spore pudełeczko w kształcie serca. Czekoladki xD ??
Bomba? *____*

- Proszę…-Podał mi to. Otworzyłem, dookoła były czekoladki a na środku złoty pierścionek z napisem Bill+Tom.
Teraz musisz go wrzucić do Sedesu Przeznaczenia!

- A to dla Ciebie.- wyciągnąłem z kieszeni złoty wisiorek z naszym zdjęciem w środku.
Teraz musisz się tym udusić!

Po krótkiej chwili byliśmy całkiem nadzy. Tom całował mnie po całym dziele,
Dodajmy: małym dziele.

jeździłem dłońmi po jego plecach jednocześnie cichutko pojękując. Odwróciłem się na plecy. Po chwili Tom we mnie wszedł. Bolało, cholernie bolało… Jęknąłem z bólu.
- Ciii kochanie, zaraz przestanie boleć.
Mamusia da Etopirynę.

Tom zaczął pomalutku się we mnie poruszać. Czułem jak maksymalnie mnie wypełnia od środka.
Dotarł już do obszaru pustej kuli mózgowej...

Tom wchodził we mnie coraz szybciej. Mój oddech był znacznie przyspieszony, dodatkowo podniecały mnie jęki Toma. Nie wiem ile czasu to trwało. Jak to mówią szczęśliwi czasu nie liczą. Nie wiem dlaczego tak długo z tym czekałem. Teraz wiem ile mnie ominęło.
Ponieważ wcześniej nie czułeś niczego do swego brata? *wyobraża sobie jak Bill każe swojej dziewczynie wyciągnąć swoje przyrodzenie...*

- Mmmmmh Biiiiiill..
- Och Toommy… nnnnh szybciej kochanie… mmmmh
- Bill, aaach…
I bum… doszliśmy dokładnie w tym samym momencie.
Mówiłem - bracia syjamscy.

Tom ssał, lizał i na przemian całował mój sprzęt.
Mam deja vu.

Podskakiwałem na Tomie jak na jakiejś trampolinie :P
Miałeś chociaż pasy bezpieczeństwa?

Po krótkim czasie spuścił się prosto do mojej buzi. Wszystko dokładnie połknąłem.
A potem umyłem ząbki i dokładnie przeczyściłem nitką dentystyczną.

Położyliśmy się obok siebie i staraliśmy się uspokoić.
Ma drgawki i nie umie złapać oddechu! Co robimy szefie?!
Zostawiamy...

Dolecieliśmy do Berlina. Na lotnisku czekało na nas kilku ochroniarzy. Zawieźli nas do domu, gdzie czekał już na nas David.
Te! Tak, do ciebie mówię, głąbie. Zawieź nas do domu, ale już!

- David? Co się stało?-Usiadłem obok Toma.
- Zacząć od złych wiadomości, bardzo złych czy najgorszych?-David
- O kurwa! Aż tak źle?-Tom
- Gorzej niż źle!!-Prawie krzyknął.
- No móóów…-Ja
No mów, niech to się już skończy...

- Gustav jest w szpitalu. Ktoś go pobił. Już teraz jego stan jest stabilny, ale przez chwilę był w naprawdę ciężkim stanie. Dziś miał operację, pomału się wybudza.
Ooo! Otwarł już nawet lewe oczko!

David rzucił nam na stół kilka gazet. Na każdej okładce byłem Ja i Tom jak… o kurwa!!! Jak kąpiemy się nago w oceanie, i… i… i się całujemy!
- Co to jest?!-Tom
- Co Ty kurwa powiedziałeś?! To ja się pytam CO TO JEST!!!-Ostatnie słowa David wykrzyczał.
- Eeee, to jakieś fotomontarze są!-Ja
- Fotomontarze?! Tak perfekcyjnie zrobione!? Są świadkowie!!!-David
Świadkowie potwierdzają, że zdjęcia robił profesjonalista!

- Przestań! Na pewno podstawieni! Co Ty sobie wyobrażasz! Jeszcze mnie tak bardzo nie popierdoliło żeby całować się z Billem!!! Aż tak jebnięty nie jestem!!! A tym bardziej nie jestem pedałem!! Dobrze wiesz że brzydzę się pedalstwa! Co ty nam wciskasz David!?-Tom krzyczał, nie powiem… jego słowa mnie zabolały. Ale rozumiem, chciał ratować nam dupę.
Bo dupy były nam jeszcze potrzebne. Nawet bardzo...

- No tak. Przepraszam ale kurwa… wszystko tak naraz zaczęło się sypać! No i jeszcze kurwa Georg!- David
- Co z nim?-Ja
- Pobił paparatziego który wspiął się na okno szpitalne żeby zrobić fotki Gustawowi.
- No to jesteśmy w niezłej dupie.-Tom
Chciałbyś...

- Cześć mamo…… Co?.... ale mamo to nie tak… przecież to nieprawda…. To są fotmontarze…… wyślemy ochroniarzy…. Ale to nie prawda co napisali… MAMO!...
Wyślemy ochroniarzy i każemy im ich pobić!

- Matka czytała te artykuły, uwierzyła w to. Powiedziała że potrafi doskonale odróżnić na jakich fotkach to my, a na jakich jest coś przerobione. Powiedziała że tłum dziennikarzy stoi pod jej domem. I że… że nie tak na wychowała i że nie mamy wstępu do jej domu. Nie dopuściła mnie do słowa.-Tom
Zbo-czeń-cy! Pe-de-raś-ci!

- CO?! Bill co ty odstawiasz do cholery. Teraz! Jak poczułem co to naprawdę miłość, co to znaczy kochać kogoś całym sercem… chcesz do zakończyć?! Teraz gdy tyle się między nami wydarzyło!! Weź się człowieku zdecyduj czego Ty właściwie chcesz od życia!-Po policzku Toma spłynęła łza.
Jedna, samotna, Tomowa łza!

Poszedłem na górę, położyłem się na łóżku i zasnąłem. Obudził mnie głośny huk, to Atom wszedł do pokoju. Jest pijany?
Pijane atomy i cząsteczki, czyli wiemy już wszystko o fizyce. Żaden fizyk nie będzie nam wciskał kitów o drganiu spowodowanym ciepłem!

Tom zaczął ściągać siłą ze mnie koszulkę oraz resztę ubrań.
- Tom! Proszę, opanuj się. Całkiem cię pogrzało?!
- Zamknij się.-Tom się rozebrał.
Po krótkiej chwili oboje byliśmy nadzy.
Czwarty, piąty, osiemnasty raz w tym tygodniu?

On jednak nie reagował, przewrócił mnie na brzuch, i mocno, gwałtownie we mnie wszedł. Bolało. Strasznie bolało. Ból chwilami był tak silny że chciałem w tej chwili umrzeć.
Boże, tak!

Krzyczałem, prosiłem żeby przestał. On jednak robił to coraz szybciej. Miałęm wrażenie że mnie zaraz rozerwie.
*płacze ze szczęścia*

Ja tylko płakałem i modliłem się żeby ten koszmar skończył się jak najszybciej. Tak! Modliłem się, jeżeli ten cały Bóg gdzieś tam jest. Dlaczego mi teraz nie pomoże?! Jestem aż tak złym człowiekiem żeby tak mnie karać?!
I wtedy objawił mi się Bóg i kazał mi poprowadzić Francję do zwycięstwa...

- PYTAM CZY CI SIĘ PODOBA SZMATO!!!!-Tom
Nie odpowiedziałem, Tom uderzył mnie pięścią w twarz.
W papę go!

Ni się obejrzałem a już było rano. Wstałem z wielkim trudem z łóżka i udałem się do łazienki.
Jak się okazało spóźniał mi się okres i byłem w ciąży!

Spojrzałem w lustro. Wyglądałem co najmniej strasznie. Wory pod oczami, zaschnięty makijaż zmieszany z łzami. Rozcięta warga, zaschnięta krew na pośladku. Nie mogłem na siebie paterzeć. Uderzyłem pięścią w lustro, które natychmiast potłukło się na setki kawałeczków.
I kolejne siedem lat gwałtów... eee... nieszczęść!

Spojrzałem na łóżko. Prześcieradło było całe w mojej krwi. Rozpłakałem się.
Wykrwawiłem się z policzka! Na śmierć!

- Ja... ja naprawdę nic nie pamiętam z wczorajszego wieczoru-usiadł obok mnie-pamiętam tylko, że byłem w klubie i rozmawiałem z jakimś facetem. Zaproponował mi, że odstrzeli mi coś na wyluzowanie i... i... i ja nie wiem co było potem. Chyba coś wziąłem.
Chyba nawet pamiętam co to było... Nazywała się... Viagra?

- Słuchałem tego wszystkiego, nie wiedziałem co mam powiedzieć, jak się zachować.
- Bill, ja wiem, że ty mnie teraz nienawidzisz po tym co Ci zrobiłem, ale Bill, ja przecież gdybym był czysty w życiu czegoś takiego nie zrobił. Bill, ja tak bardzo Cię kocham. Bill...-Tom uklęknął obok mnie, położył rękę na moim kolanie.
I teraz, drodzy widzowie, Bill wybaczy swojemu bratu. Przygotujmy się na ten moment.

- Bill. Tak bardzo Cię przepraszam. Ja nie chciałem Cię skrzywdzić. Bill wybacz mi. Proszę. Ja Cię kocham.-Obydwoje płakaliśmy.
- Ciii, nie mów już nic.-Ja
- To znaczy że mi wybaczysz?-TOm
- Wybaczę, ale nie mogę Ci obiecać że zapomnę. Ja wiem Tom, że na czystko nigdy byś mi tego nie zrobił. Ale proszę nie bierz już więcej.-Ja
- Nie będę. Przysięgam!
*próbuje się rozpłakać, ale nie potrafi*

Mój wzrok utchwił w kopercie która leżała an moje wycieraczce. Podniosłem ją. Pisało na niej kiolorowymi drukowanymi literami Bill Kaulitz. Zabrałem koperte do salonu. Usiadłem na kanapie i zacząłem czytać treść która była złożona z literek powcinanych z gazet. Zupełnie jak... anonim?
Gal Anonim składał się z kawałów z powycinanych gazet? To on nie był człowiekiem?

Kaulitz!!!
Jeżeli nie chcesz stracić brata/partnera radze Ci jak najszybciej bez słowa wyjechać z Europy! Nie waż się mówić komuś o tym liście bo inaczej twój kochany braciszek zginie śmiercią tragiczną! Mam już nawet plan jak mogę się go pozbyć. Masz 2 dni na ucieczkę z Niemiec. SAM! Inaczej wiesz co się stanie, a tego to chyba oboje byśmy nie chcieli.
P.S. To ja dąłem tomowi dragi, a teraz wypierdalaj z Europy!
Do Ameryki z nim! Na święta!

Tom właśnie wychodził z kiosku. Uśmiechnął się do mnie szeroko. Zobaczyłem, że naprzeciwko Toma na dachu wieżowca stoi snajper.
Machał do mnie swoim malutkim karabinkiem i uśmiechał się ciepło.

usłyszałem strzał. Byłem już tak blisko niego. Tom upadł na kolana. Biegłem do niego tak szybko, potykałem się o własne nogi (...) Podbiegłem do niego. Z klatki piersiowej leciała mu krew. Był nie przytomny.!
Raz był, a raz go nie było. W międzybyciu był przytomy.

Po kilku minutach przyjechała karetka, dla mnie te głupie kilka minut trwało wieczność. Modliłem się żeby nic mu się nie stało. Pojechałem karetką razem z nimi. Lekarze mówili że stracił dużo krwi, ale wyjdzie z tego, na szczęście płuco nie zostało przestrzelone na wylot.
W jego płucu dalej znajdowała się kula? 0_0

- Georg!!!-Podbiegłem do niego i się mocno w niego wtuliłem.
- Georg! Pomóż mi, proszę… ja nie wiem co mam zrobić.
- Ciii, siadaj wszystko mi opowiesz.
- Rano dostałem anonim.-Wyciągnąłem go z kieszeni i dałem przyjacielowi. On momentalnie zbladł.
- Jezu! Bill.
- TO nie koniec. Chwilę potem ktoś strzelał do Toma, jest w ciężkim stanie, ale wyjdzie z tego. Przed chwilą dostałem to.-Pokazałem mu drugą kopertę.
- Bill, ale kto to może być?
Na miejscu Georga bardziej interesowałoby mnie to, dlaczego koleś nazwał Toma partnerem Billa...

- A w tym pierwszym anonimie, no wiesz… on napisał bratem/partnerem… tzn. że wy jesteście razem? Tam myślałem, jak tylko na Ciebie patrzałem wiedziałem o co chodzi, przede mną nic się nie ukryję.-puścił mi oczko-nie martw się nikomu nie powiem,
Może nawet do was dołączę...

- Bill, ale może po prostu ukryjemy was oboję?-Zadzwonił mój telefon. Numer prywatny.
- Słucham?!
- Kaulitz! Nawet o tym nie myśl.
- Ale o czym? Kto mówi?
- Ja!! Pan anonim!
Pan Powycinanie Kawałki Gazet!

Nie próbuj ukrywać się razem z Tomem, jeżeli nie wyjedziesz znajdę was i pozabijam oboje. Co Ty sobie Kaulitz wyobrażasz? Chcesz mnie w konia zrobić? O nieeeee kochanie, mnie tak łatwo nie oszukasz. Czas leci, szukaj lepiej już sobie mieszkania poza Europą kotku.
- CO?! Skąd wiesz?
- Haaaaa, poszukaj podsłuchu.
- Zadzwonie na policję jeżeli nie dasz mi spokoju!
- HA HA HA!!!! A wtedy wiesz co stanie się twojemu braciszkowi? Dobijemy go do końca.
Czyżby to była jakaś niezadowolona fanka-transwestytka, której nie podobała się ostatnia płyta?

- To był on. Gdzieś tu jest podsłuch.-zaczeliśmy wszystko przeszukiwać.
Okazało się że był pod krzesłem.
*brakmisłów*

- Tom, mam do Ciebie prośbę. To będzie moja ostatnia prośba do Ciebie w naszym życiu więc proszę obiecaj mi. Obiecaj mi że będziesz robić to co każe ci Georg. On Cię ukryje Tom. Musisz się ukryć, obiecaj mi. Proszę.
- Obiecuje. Ale Bill, możemy ukryć się razem, nie musisz wyjeżdżać. Bill.
- Muszę Tom, musze. Ty będziesz mieć jeszcze rodzinę, żonę, dzieci. Zobaczysz wszystko się ułoży.
- O czym Ty mówisz Bill?? Jaką rodzinę?!
Przecież jestem gejem!

Pomału szedłem w kierunku drzwi cały czas patrząc głęboko w oczy Toma. Widziałem w nich żal, rozpacz, a przede wszystkim bezsilność.
- Kocham Cię.-Wybiegłem z Sali. Tak potwornie płakałem. Wybiegłem ze szpitala. Tom był w oknie.
Pewnie chciał się rzucić na dół. Oby!

Tymczasem u Toma:
Kula dalej była w jego płucach, on sam szykował się do ostatniego lotu.

- Ja musze natychmiast opuścić szpital- dredowłosy chłopak szarpał się z lekarzem dyżurującym.
- Jest pan po operacji! To nie możliwe!
- Wychodzę na własne żądanie!
Skoro nie może opuścić szpitala to jakim cudem chce wyjść na własne żądanie?
Znam tylko jedną odpowiedź na to pytanie: Fanick!

Właśnie staliśmy na peronie.
- Nie zobaczymy się już?
- Raczej nie.-Po policzku Georga spłynęła łza.
Cóż za płaczliwy zespół.

Ja już nie miałem łez. Pogodziłem się z moim losem.
Bezłzawy Bill.

Usłyszałem znajomy mi głos. Spojrzałem w stronę skąd dochodził. To Tom wbił na peron. Miał całą zakrwawioną koszulkę.
Ciągnął za sobą łóżko szpitalne i całą aparaturę.

Pociąg pomału zaczął ruszać. Tom biegł wzdłuż peronu, tak jakby chciał dogonić pociąg.
O Tomie, który chciał jechać koleją...

Nagle się przewrócił. Płakał, płakaliśmy wszyscy.
Płakał też pociąg.

Dotarłem na lotnisko, cały czas rozglądałem się dookoła, miałem potworne wrażenie że ktoś mnie śledzi. Doleciałem do Ameryki, całą podróż przed oczami miałem Toma, boję się o niego, boję się że coś sobie zrobi. Ujrzałem faceta z tabliczką BK483. Podszedłem do niego.
- Dzień Dobry, jestem Bill Kaulitz. -Pokazałem mu połówkę banknotu.
- Dzień Dobry, wszystko się zgadza, zapraszam do samochodu.
Facet podwiózł mnie pod jakąś dużą wille, podróż z lotniska tutaj trwała 3 godziny, jechaliśmy w ciszy.
Ponieważ Bill nie potrafił mówić po angielsku.

- To tutaj, jakbyś czegoś potrzebował masz tu mój numer, w kuchni na szafce leży twój nowy dowód osobisty, ode tej pory nazywasz się Daniel Baska.
I żaden fanki cię nie rozpoznają. To pewne.

Jutro przywiozą Ci kilka psów tak jak chciałeś, będziesz mógł sobie coś wybrać.
czy wy też poczuliście, jakby... zoofilię?

Ten dom był tak wielki, i tak pusty.
Pusty, dokładnie tak jak ja.

Usłyszałem że ktoś wchodzi do domu!!! (...) W drzwiach kuchni stanął napakowany facet!
- Czego tu szukasz?! -Wstałem
- Proszę opuścić mój dom!- Ja
-Oj, Kaulitz, Kaulitz…
- Kim jesteś?!
- Nie domyślasz się kotku? To ja pisałem te listy.- Zaśmiał się.
- Ty skurwielu!!!- rzuciłem się na niego, uderzyłem go w twarz, oddał mi tak mocno że aż odleciałem kawałem dalej, z buzi leciała mi krew.
Moja buzia! - krzyknąłem.

- Czego ode mnie jeszcze chcesz? Przecież wyjechałem!
- HaHaHa. Wyjazd niczego nie załatwi. Jeszcze musisz dla mnie wiele zrobić.
Tylko nie mówcie, że teraz będzie yaoi!

- Czego chcesz? Kasy?! Dam Ci, dam CI ile chcesz, ale zostaw Toma w spokoju!
- O, brawo Kaulitz. Dobrze kombinujesz, chce kasy!!!!!!
- Ile?!
- Dużo! Co miesiąc będę przychodzić do Ciebie po grubą sumkę. Jesteś a raczej byłeś gwiazdą, na pewno troszkę ci się kochanie nazbierało! Chcę miesięcznie po 30 tysięcy euro!
Na waciki?

Wyszedł. Wszystko dookoła było w mojej krwi, czułem straszny ból.
Bill wykrwawił się już kolejny raz, nadal jednak żyje. Naturalne centrum krwiodawstwa?

Dzwonek do drzwi. Przylazł po kasę.
- Halou Kaulitz.- Wszedł do środka i usiadł w salonie.
- Masz kasę?-on
- Mam.- Wyciągnąłem z tylniej kieszeni nóż.
- Ale oprócz kasy mam coś jeszcze.-Odwrócił się w moją stronę.
- KAULITZ!!!!-Zdążył tylko krzyknąć.
Z braku seksu postanowił zostać zabójcą.

Zrobiłem TO. TAK! JA BILL KAULITZ ZABIŁEM!!!!! Z A B I Ł E M CZŁOWIEKA!
Dwadzieścia parę lat. Trochę późno, ale kiedyś musi być ten pierwszy raz.

Leżałem na łóżku. Miałem wszystko idealnie obmyślone. Mój plan przewidywał że teraz się spakuje i wróce do Niemczech. Gdy to planowałem wszystko wydawało mi się takie proste. Teraz sam już nie wiem. Co jeżeli Tom mnie nie chce znać?! W końcu go zostawiłem.
Nie wspomnę o tym, że biegł do ciebie kilka godzin, uciekając przed wściekłymi sanitariuszami, sam przy tym krwawiąc... Ale nie, masz rację. On nie chce cię znać.

Zadzwonił telefon. To Georg.
- Halo?-Powiedziałem zapłakanym głosem.
- Bill… stało się coś strasznego…
- COŚ Z TOMEM?-Ja
- Nie nie, z Tomem ok. tylko… twoja mama… nie żyje.
Dzicy reporterzy wdarli się do jej domu, szukając starych pornosów Toma i Billa, aby udowodnić światu, że są homoseksualistami. Mama dostała zawału, gdy zobaczyła stos pism dla panów...

*wycierając samotną Izę* popłakałem się, przepraszam. To było tak cholernie głupie, że chyba nigdy już się nie zabiorę za twincest. Ale nigdy nie mów nigdy... *pada ze śmiechu na twarz*

środa, 22 października 2008

Nokturńska Zdzira Lily E.

Pilot Kluska zapowiedział prawie-pełną gotowość do odlotu. Miejmy nadzieję, że już niedługo wystartujemy ponownie. A tymczasem... Drugie (i nie ostatnie, wierzcie mi!) dzieUo aŁtorki Deana Radliffa i Londonu... Enjoy więc.

HARRY POTTER W SLYTHERINIE!?

Jak na tę porę roku, Szkocja była bardzo zimna. Uczniowie narzekali na liczne deszcze, a nauczyciele na wiatr i zalewanie błotem szkoły.
Uczniom nie przeszkadzał wiatr. Cieszyli się z tego, że w końcu mogą zrobić zapasy w błocie.

Już na początku listopada nie było lekcji zielarstwa w szklarniach, a w specjalnej klasie, gdzie oczywiście mieli o wiele więcej praktyki niż teorii. Także zajęcia Opieki nad Magicznymi Stworzeniami były zawieszone, i profesor Grubbly- Plank zadawała tylko prace teoretyczne.
Teoretycznie możecie pomyśleć nad tym, co by było gdyby...

Jedynym plusem było to, że nauczyciele mniej rozdawali szlabanów, a jeśli już to w swoich klasach lub gabinetach, a nie na podwórku jak było to do listopada.
Jesienna chandra wpłynęła na wszystkich...

Do podziemi nie dochodził wiatr, ani deszcz, więc ślizgoni nie musieli co rano budził się przez deszcz stukający w okna.
Ślizgoni lubili sobie podrzemać w lochach. Profilaktycznie.

Było tam także dość ciepło, gdyż niezliczona ilość kominków zostawała codziennie rozpalana, i ogień podniecany całą dobę.
Podniecony ogień buchał i buchał.

Najcieplej jednak było w jednym pokoju w dormitorium: chłopców pierwszego rocznika. Blaise Zabini, Theodor Nott , Draco Malfoy, Vincent Crabbe, Gregory Goyle i oczywiście Harry Potter mieszkali w jednym pokoju. Najczęściej w pokoju mieszkało tylko trzech, lub czterech chłopców ale tym razem kadra pedagogiczna dała sześciu mieszkańców, do jednego, jednak bardzo dużego pokoju.
aŁtorka zagroziła im, że napisze więcej opek o każdym z nauczycieli. Ulegli...

A dlaczego było tam ciepło, ponieważ jedyny nauczony człowiek, Harry Potter, umiał zaklęcie ocieplające.
Mhmm... Ciekawe o jakie zaklęcie ocieplające chodzi...

Gdy rzucił je zaraz przed Halloween, to cały czas działało, przez co mieli dwadzieścia osiem stopni Celsjusza.
Zastanawiam się, jak oni mogli spać w takich warunkach? Koszmar!

Severus Snape, opiekun Slytherinu, szybko wyczuł że coś jest nie tak, przychodząc na kontrolę czystości w pokoju i widząc że szóstka chłopców chodzą w pokoju z bluzkami z krótkim rękawem
I wielkimi dekoltami...

Gdy wszedł, od razu wyczuł dziwną falę ciepła, oraz zadowolone uśmieszki mieszkańców sali.
Brzmi perwersyjnie.

Harry jednak za żadne skarby, ani punkty nie chciał powiedzieć formułki zaklęcia, i nawet szlabany nie przekonały go. A wręcz przeciwnie, bo po pierwszym z nich nałożył na siebie zaklęcia ocieplania przez co chodził po szkole w krótkich bluzkach i denerwując nauczycieli i uczniów którzy ledwo chodzili przez zamarznięte nogi.
I nikt nie znał zaklęcia, które znał jeden uczeń. Czysty geniusz!

W końcu nauczyciele zaprzestali dawać mu szlabany, gdyż woleli ten czas przeznaczyć na poszukiwania zaklęć ocieplających a nie pilnowanie, i tak milczącego jedenastolatka.
Nie dręczyli go dalej, gdy obcięcie języka nie zadziałało.

Jesień się jednak skończyła, a to przyniosło jeszcze gorszą pogodę. Codzienne burze, deszcz i śnieg mieszające się w błoto, oraz jeszcze zimniejszy klimat całkowicie załamały niektórych.
Od kiedy śnieg połączony z deszczem daje błoto? x__X

W Grudniu było już ponad dziesięć stopni na minusie, przez co każdy kto wyszedł ze szkoły od razu wracał, albo zamarzał, i tylko przygotowani nauczyciele chcieli wyciągać ich z błota i śniegu.
A co tam. Na wiosnę sami ożyją.

Ale nareszcie nastąpił koniec nauki, i powrót do domowego ogniska.
Chodźcie płomyczki, jak dawno was nie widziałem! *hug* Ooo! Wujek Rozpałka tutaj?

W całym Hogwarcie został tylko jeden uczeń oraz dwóch nauczycieli. Harry Potter, Severus Snape i Dumbledore.
Szykujcie swoje kamery. Będzie się działo!

No i oczywiście Filch, ale on sam się zaszył w swoim gabinecie i w grudniu przestał już nawet biegać po korytarzach i szukać uczniów, dla których mógł by wlepić szlaban.
Co ta pogoda robi z ludźmi!

Dyrektor jednak nie przychodził na śniadania i obiady, gdyż przebywał w ministerstwie. Przez co większość posiłków Severus i Harry jedli razem.
Czerwony obrus, świece, romantyczna muzyka...

Oczywiście przy stole nauczycielskim, oraz w ciszy.
Harry bez języka miał wyraźne problemy z porozumiewaniem si. To jasne.

Dwa dni po wyjeździe większości uczniów, Albus Dumbledore oznajmił że wyjeżdża na ‘’wakacje’’ do swojej siostry, do Meksyku.
Dlaczego słowo wakacje zostało potraktowane cudzysłowem?

Ale oni zostali i wigilię musieli spędzić razem. Tego dnia na kolacji jednak wreszcie się do siebie odezwali.
- Zawsze jest pan taki milczący?- Spytał Harry
Cudowne uzdrowienie!

- Tak, a czy to źle?- Spytał ze sarkazmem w głosie, który jednak nie straszył Pottera.
*zdezorientowany szuka sarkazmu*

Po pierwsze, dzisiaj jest wigilia i w ten jeden dzień w roku odpoczywam. Po drugie, TY i eliksiry? Nie wiem jak to się stało że jesteś ślizgonom, a że muszę ciebie znosić w swoim domu to trudno. Ale nie będę ciebie niańczył podczas ferii- powiedział dość nieprzyjemnie. Potter, pierwszy raz od kiedy przebył szkolenie w Ceres poczuł się nikim, tylko brudną sierotą.
Trza było się nie uzdrawiać.

Jak gdyby się palił, wstał i omijając nauczyciela wybiegł z wielkiej sali, bardziej smutny niż wściekły. Wiele ludzi go raniło codziennie ale te słowa, nauczyciela którego nawet szanował, załamały go swoją prawdziwością. W końcu wbiegł do swojego pokoju i rzucił się na łóżko. Nie miał łez, więc nie płakał ale musiał kilka minut leżeć i patrzeć się w jeden punkt na ścianie aby nie rozwalić wszystkiego co go otacza.
Szczerze? Emo-Potter już mnie nie dziwi...

W końcu zasną, a następnego dnia nie pojawił się na posiłkach, ani następnego dnia.
Ani dnia następnego następnego dnia.

W końcu Severus zrozumiał że to przez niego chłopak zapewne nic nie je.
Zbliża się... anoreksja!

- Przyszedłem sprawdzić w jakim stanie jest dormitorium Slytherinu. I jak długo jeszcze masz zamiar się głodować.- Powiedział beznamiętnie siadając na łóżku Crabbe’a.
- Dormitorium jest nie używane, a ja nie głoduje- odpowiedział krótko nie przerywając kierowania jakieś ptaka do okna, i wypuszczając go na zewnątrz. Robił to z każdym ptakiem. Severus musiał przyznać że chłopak nie wyglądał jak gdyby był głodny.
- Skrzaty przynoszą mi jedzenie- powiedział, gdy spostrzegł badawcze spojrzenie nauczyciela.
- Ach, oczywiście, tak ciężko jest pofatygować się do wielkiej sali- rzekł sarkastycznie Snape.
- Nie, tak ciężko jest przebywać w pomieszczeniu z osobą której się nie szanuje, i nienawidzi- powiedział
po czym wsadził sobie różdżkę w tyłek.

- Po pierwsze, nie interesuje mnie czy mnie lubisz czy nie, ale szanować masz mnie mimo wszystko BO jestem twoim nauczycielem, rozumiesz?-
A dlaczego nie PONIEWAŻ?

- Nie, nie rozumiem. Każdy człowiek powinien być traktowany tak samo. Sam pan tego chce, a nie umie uszanować innych. Ja wiem od pierwszego dnia kiedy tutaj przyjechałem że jest pan śmierciożercą a jednak zachowałem to dla siebie, i szanowałem pana. A pan tylko przez moje nazwisko nienawidzi mnie. Choć dogłębnie pewnie dlatego że przeze mnie nie ma pana Lorda- powiedział Harry zimno.
Szybko! Trzeba na niego rzucić zaklęcie ocieplające!

- Skąd wiesz?- Spytał spokojnie mistrz eliksirów, mimo że w środku się denerwował.
- Mam swoje kontakty wszędzie.
Jedenastolatek ma kontakty wszędzie! Ewryłer!

Dziesięć lat temu każda gazeta pisała że praktykujący nauczyciel w Hogwarcie okazał się śmierciożercą a teraz siedzi w Azkabanie. A później że Albus Dumbledore ratuje go z więzienia i znowu zatrudnia. Mądry człowiek szybko skapnie się że skoro dyrektor wyciągnął zabójcę, to musi mieć dogłębny powód, naprzykład szpiegowanie?
A człowiek głupi wyciągnie z tego wnioski, że Dumbledore szukał towarzysza do szachów.

- Nie wiesz dlaczego, po co i dla kogo musiałem to zrobić, Potter, więc nie mów o czymś czego nigdy nie przeżyłeś i nie byłeś tam. Próbowałem ich uratować, ale mając na karku Czarnego Pana nigdy byś nie odważył się nie rzucić tego cholernego zaklęcia, i zabić tych dzieci, które nie były winne, że ich ojciec był szpiegiem ministerstwa w kręgu czarnego pana- powiedział Snape
*wyobraża sobie Voldiego, ujeżdżającego Snape'a*

- Niech się pan nie martwi, gdybym chciał już dawno byłby w Azkabanie. Mam swoje kontakty, i teraz już Dumbledore nie pomógłby.
Sytuacja przedstawia się tak: Harry ma kontakty, a Dumbledore zgubił wtyczkę...

Niech tylko pan nie każe mi do siebie czuć szacunek, bo nie zasługuje pan na niego, tak samo jak i na to aby uczyć w tej szkole- powiedział Harry
po czym próbował zrozumieć swoje słowa, których nie zrozumiał.

- Myślisz że dobrze jest zabić dzieci które się uczyło, które Ci ufały i które chowały się za Ciebie nie wiedząc że to Ja jestem tym który ma ich zabić?! Później musiałem wrócić do szkoły! Uczyć ich przyjaciół, i patrzeć im w oczy. A później przyznać się przed wszystkimi że to JA zabiłem ich!
Severus nie mógł przecież powiedzieć, że to oni zabili GO.

Severus krzyczał, ale dziwnym tonem który zdziwił Harryego
Krzyczał piskliwym tonem.

- Dobrze, lepiej tutaj skończymy, jeśli nie chcemy się pozabijać. I wiem co pan czuje. Mimo że JA nic nie zrobiłem, nie raz słyszałem jak starsi uczniowie patrzą na mnie z pogardą mówiąc do siebie ‘’dlaczego dopiero wtedy czarny pan znikną, dlaczego minęły lata zabijania ludzi a dopiero wtedy zabił tego czarnoksiężnika’’. Obwiniają mnie za śmierci innych mimo że mnie jeszcze wtedy na ziemi nie było. To jest fair?
Nie, tak samo jak fakt, że niektórzy nie mają dostępu do oświaty, a konkretniej: słowników & Worda.

Usiadł na swoim łóżku i spojrzał na zdjęcie stojące na szafce nocnej przy jego łóżku. Za jego wzrokiem powędrowało spojrzenie Snape.
Wzrok i Spojrzenie udali się na romantyczna randkę, pozostawiając oszołomionych Harry'ego i Snape'a.

Liliann i James nie widzący niczego innego niż samych siebie, kochając się i nie przeczuwających zła i śmierci która się koło nich kręciła.
- Jesteśmy nieśmiertelni, Jamesie?
- Oczywiście kochanie - odpowiedział James, myśląc o tym, jak głupią żonę sobie znalazł.

- Skoro znał pan mojego ojca, musiał pan znać także moją mamę. Jak ona była?- Spytał nie spuszczając wzroku ze zdjęcia. Severus spiął się w sobie.
- O niej złego słowa nie mogę powiedzieć, była piękną i inteligentną dziewczyną, później kobietą.
*czeka, aż stanie się kobietą*

Strasznie upartą, i dążącą do swojego celu za wszelką cenę. Nigdy nie odpuszczała, i kochała zwierzęta.
Ten opis przypomina mi trochę ramkę na blogaskach, gdzie aŁtorki piszą o sobie. "Mam na imię Klaudia, mam 12 lat. Kocham chomiki i naleśniki, dlatego postanowiłam coś napisać..."

- A więc dlaczego nikt mi o niej nie mówi. Każdy porównuje mnie do ojca, ‘’ wyglądasz jak on’’, ‘’ jesteś taki sam rozpieszczony’’ itp. Dlaczego nigdy nikt nie mówi o mamie?
Harry, wyglądasz tak kobieco, jak Twoja matka - odpowiedział wzruszony, całą tą sytuacją, Snape.

Odwrócił się, ale Potter już pisał coś na papierze, nie zwracając uwagi na nauczyciela. Wyszedł cicho zamykając dziwi.
Żadne dziwi już mnie nie zdziwi. I tyle w temacie...

Podczas nowego roku obaj siedzieli w swoich pokojach, i Snape upijał się do granic możliwości jak co rok, a Potter słuchał muzyki która go odprężała oraz myślał o przeszłości, i przyszłości.
Jego mała główka nie mieściła jednak informacji dotyczących teraźniejszości. Anyway, mają cały zamek do dyspozycji, a oni tak po prostu... nic?!

Rano Severus miał kaca, a Harry świetny humor, mimo wszystko najpierw postanowił pobiegać, później poćwiczyć kondycję,
Czyli ludzi uprawiający jogging są źli, smutni, przebrzydli i nie używają alkoholu?

Nauczyciel wyglądał jak ludzkie nieszczęście, przez co wybraniec parskną śmiechem.
Powinien wyglądać bardziej jak nieludzki nieszczęście.

- Wybrał sobie pan jakieś postanowienie nowo roczne?- Spytał Harry przelewając do fiolek eliksiry. Severus spojrzał na niego jak na wariata, po czym dokończył swój napój.
Postanowienie? Noworoczne? Pfff... To dla mugoli - wycedził.

- Nie, albo tak. Dam więcej niż w tamtym roku szlabanów- uśmiechną się sarkastycznie.
Teraz już znamy powód tych częstych nękań uczniów. Część grona urządza sobie konkurs, na największą liczbę szlabanów i innych kar.

- Co pan wie o mojej matki, oprócz że była nokturńską zdzirą?- Spytał spokojnie.
*parsk* Komandorze Fellatio, Nokturńska Zdzira na dwunastej. Bierzemy?

Snape nagle się odwrócił do niego i spojrzał dziwnym wzrokiem, a widząc spokojne spojrzenie chłopaka sam się uspokoił, ale nie mógł opanować strachu.
Niespokojnie opanowany Snape. Coś jeszcze?!

- Nie była zdzirą,
No, może tylko czasami upijała się na imprezach i tańczyła nago na stole, ale kogo to obchodzi?

mieszkała tam pomiędzy wakacjami z szóstego na siódmy rok, oraz dwa lata po ukończeniu szkoły. Wtedy wyszła za mąż, urodziła dziecko i została zamordowana.
Na Nokturnie mają gorzej niż w Chinach. Zamiast zabijać narodzone dzieci, zabijają matki. Lepiej zapobiegać, niż leczyć, czyż nie?

W pomiędzy czasie skończyła studia obrony przed czarną magią, oraz samej czarnej magii na poziomie zaawansowanym.
Manipulacja czasem i przestrzenią? Tylko Lily Evans.

Nie lubiła także przemocy, i załatwiania problemów przy wszystkich. Gdy chciała kogoś skarcić szła z nim do zakazanego lasu, tam robiła awanturę, i wracali, tylko że ON z czerwonym śladem na policzku albo w siniakach na całym ciele.
Jak już mówiłem, nie lubiła przemocy. Jej hasłem życiowym było "Peace & Love". Nieźle musiało wyglądać, jak Lily zaciąga któregoś z nauczycieli do Zakazanego Lasu...

Oh, lubiła się bić, ale w obronie.
Dlatego często sama prowokowała uczniów i nauczycieli.

Mieszkała pode mną na nokturnie prawie półtora roku, łącznie.
Nie miała żadnych przerw w transferach?

Potem się wyprowadziła do Pottera, a ja dostałem się na wyższy uniwersytet eliksirów w Francji. Więc wyjechałem. Wróciłem rok później, i dowiedziałem się że Czarny Pan chce zabić Potterów.
Witaj Sev, dawno cię nie widziałem. Wiesz, jutro zabiję Potterów, fajnie, hę?

- Kochał ją Pan?- Spytał, nie wiedząc czy się nie wygłupi. Severus się roześmiał radośnie.
*robi wielkie oczy ze zdziwienia* Chcę to zobaczyć!

- Potter, oczywiście że kochałem twoją matkę. Była moją przyjaciółką cztery lata.
*klap* Sentymentalny Nietoperz. Tego jeszcze nie grali...

Później na studiach jej pisałem prace zaliczeniowe,
a następnie sam ją zaliczałem...

- A co gdyby teraz wróciła? Czy…- nie dokończył ponieważ Snape sam zakończył.
- Chciałbym być z nią? Tak- powiedział patrząc na niego z rozbawieniem. Harry mimo że umiał maskować swoje emocje to teraz wyglądał jak z zamrażarki wyjęty.
- Zaskoczył mnie pan- odpowiedział siadając na krześle obok profesora.
Mogę do pana mówić 'tato'?! - spytał, niemalże wybuchając z radości.

- A co czyżbyś znalazł pomysł jak można sprowadzić zmarłego na ziemię- Harry mrukną zadowolony z pytania Severusa.
- Mooożeeeee….- pozwiedzał chłopak z chytrym uśmieszkiem.
- A jaka jest tego cena?- dopytał profesor.
- Moja dusza- odpowiedział Harry patrząc w czarne oczy nauczyciela.
*dramatyczny wątek zakończony dramatycznym podkładem muzycznym, jaki podkłada się w dramatycznych scenach*

Kilka następnych dni minęło szybko. Trzeciego wrócił Dumbledore, a już następnego dnia wrócili uczniowie
A siódmego zmartwychwstała Lily.

Była sobota więc biblioteka była zaludniona.
Czy mówimy tutaj o polskich realiach?

Uczniowie odrabiali lekcje, aby niedziele mieć wolną. Pojawienie się nauczyciela zostało przywitane ciszą.
Zazwyczaj bowiem uczniowie odrabiali lekcje, urządzając dzikie orgie.

A gdy znikł z ich widoku wszyscy cicho zaczęli szeptać do siebie.
Widziałaś, przyszedł tutaj!
Tak, a widziałeś jego nową szatę?
Gdzie? No co ty?!

Styczeń i połowa lutego dalej były mroźne, ale gazety wypisywały różne historie o tym że w lato ma być ponad czterdzieści stopni.
Nawet TVN Meteo nie ma takich informacji.

Sara i Eliza były przyjaciółkami, i mimo że także daleką rodzina ze sobą i Potterem, to Harry nie chciał się z nimi za bardzo przyjaźnić.
Nie dziwię się. Po wszystkich córkach Voldusia, z którymi przyszło mu walczyć o miejsce w książce Rowling, nie chciałbym, aby jego życie zostało zrujnowane przez dwie Mary Sue. Poza tym, co to za imiona? Sara? Eliza!?

Kiedyś było inaczej ale po tym jak Harry zaczął być wredny, dziewczyny oddaliły się od niego.
Podobno wredota przyciąga. A tu taki kaprys.

Luty miną, a marzec
karabin.

Harry już miał dość tego miesiąca, a to dopiero początek. Gdy ósmego nadszedł dzień kobiet, mimo wszystko musiał podarować prezent dla Sary i Elizy, oraz Pansy i Milicenty. Dla dwóch pierwszych kupił wspaniałą i drogą biżuterię, a dwóch ostatnich drogie perfumy.
Bo te panie nie są tanie.

I mimo że już dziesiątego wszyscy wiedzieli o prezentach dla krukonki i gryfonki to Potter omijał gapiów, a na pytania nie odpowiadał.
Tu reporterzy RMF FM. Dowiedzieliśmy się właśnie o drogich prezentach, jakie Harry P. kupił swoim niewolnicom. Jak się pan z tym czuje?

Na dodatek od połowy marca Dumbledore zaczął mu się dziwnie przyglądać, za to Snape wnerwiał się na niego sto razy na minutę.
Też bym się mu dziwnie przyglądał, jeśliby spędził kilka dni z nauczycielem. Tylko oni. We dwoje...

Gdy nadszedł dwudziesty wydarzył się wypadek: damska wieża Gryffindoru zapłonęła ogniem.
Niestety, męski goniec Slytherinu nie przyszedł jej na pomoc.

Kilka dziewczyn, w tym Eliza, ucierpiało przez duszący dym. Nikt nie wiedział dlaczego Harry przyszedł do skrzydła szpitalnego,
Harry lubił przesiadywać w damskiej wieży?

zdumienie było większe gdy przyniósł kwiaty i słodycze dla dochodzącej do siebie dziewczyny.
Tylko to zdołało się uratować z pożaru.

Dwa dni później w lochach był wybuch, oczywiście jeden z głupich pierwszorocznych chłopców robił eliksir w łazience, który wybuchł. Gdyby nie szybka reakcja Harryego i prefekta Slytherinu, wszyscy zatruli by się okropnie śmierdzącym oparem. Cały Slytherin musiał nocować w Wielkiej Sali. Gdy wydawało się że nic gorszego zdarzyć się nie może, to każdy się pomylił. Następnego dnia połowa Slytherinu miała gorączkę, oczywiście pierwszak został ukarany.
Gaz, wywołujący gorączkę. Tylko dzisiaj oferta specjalna, dla wszystkich wagarowiczów!

Mimo że nie powinien, to odbył się mecz Ravenclaw przeciw Hufflepuff. I oczywiście czterech uczniów z dwóch domów, pałkarze, mieli połamane ręce, a znicz nie został złapany nawet po trzech godzinach meczu, i siedmiu kontuzjach graczy.
Już wiemy, dlaczego w serii brakowało opisów meczów RvH. Ponieważ oczywiście zawsze te łamagi łamały sobie ręce.

Ale także kwiecień przywitał ich świetną pogodą, prawdziwie wiosenną. Niektórzy nawet zdobyli się, i kupili sobie ubrania z krótkim rękawem.
Co za adrenalina. Hardcore!

- Co się stało Potter?- Spytał, wiedząc że musiało coś się stać, inaczej dzieciak by nie przychodził do niego.
Akcja - reakcja, profesorze.

- Nic. Jeszcze- powiedział beznamiętnie. Nie odzywali się przez jakiś czas, a Severus analizował dokładnie słowa swoje wychowanka.
Naprawdę, zastanawiam się czasem, czy Sev ma jeszcze jakiekolwiek ślady po mózgu? Żeby analizować dwa słowa...

- Dużo muszę dla pana wytłumaczyć i wyjaśnić. Ale nie teraz.
Czy Rowling nie wspominała czasem, że Harry pochodzi ze Szwecji, bo ja wiem? Bo jednak ciągłe błędy w składni trochę mi nie pasują do typowego londyńczyka...

Pierwszego dnia wakacji, niech pan jedzie razem z uczniami pociągiem. Gdy dojedziemy do Londynu, proszę iść punkty sprzedaży biletów.
A nie mówiłem?

Tam będzie stał człowiek całkiem na czarno, pozna pan go po gazecie którą będzie czytał.
Gazety w Londynie to rzadkość.

Gdy pana zauważy zacznie wychodzić, musi pan iść za nim. Dojdziecie do czarnego samochodu, do którego pan wejdzie i odjedziecie do specjalnego miejsca gdzie ja już będę
Powiedzcie, że to tylko zły sen i dwunastoletni chłopak nie jest szefem mafii! *błaga*

- Najbliższa pełnia jest dwudziestego maja, później siedemnastego czerwca, i czternastego lipca. Po rytuale zapewne będę musiał mieć dwa tygodnie na odzyskanie sił. Uważa pan że trzy tygodnie przegapienia roku szkolnego pomoże?
Nie zaszkodzi.

dwudziestego maja jakby nigdy nic Potter wszedł do wielkiej sali aby później nagle zrobić przerażoną minę.
Wielka Sala - Ośrodek Do Robienia Min Przerażonych.

Przygotował się do ucieczki, ale wtedy stojąca na środku sali postać odwróciła się, zdjęcia kaptur i krzyknęła.
Habemus papam!

- HARRY!- Mimo że jej głos był delikatny jak jedwab to krzyknęła to za głośno.
- Melanie, co ty TUTAJ robisz?- Spytał chłopak głosem niczym proszący o pomoc żebrak.
*zgon po trzykroć*

- Jak to co, przyjechałam ciebie odwiedzić. Wyglądasz okropnie, i co to za mundurek. Okropny, a ten wystrój wnętrz, normalnie z epoki kamienia łupanego. Musiałam jechać tutaj kilkanaście godzin, a ty nawet dzień dobry nie raczyłeś powiedzieć. Wiesz Harry, twoje maniery z dnia na dzień są coraz gorsze. Ale mimo wszystko zamek jest przepiękny, ale remont by się przydał. Ach, i Haroldzie, twoja rodzinka przesyła pozdrowienia- zakończyła swój monolog.
Taki trochę żeński Jacyków, czyż nie?

Spytał podchodząc na przepięknej nastolatki.
Translate, pliz!

- Harry, przecież wiesz jak ciebie kocham- powiedziała błagalnie. Przytakną.
- I wiesz że ciebie uwielbiam. - Znowu przytakną.
- Oraz wiesz że dotrzymuję słów.- Dodała.
Przytakną?

- Mogę zrobić wszystko, tylko pamiętasz tamtą piękną broszkę z brylantami, której nie chciałeś mi kupić. Wiesz ona mi by pasowała mi do mojej sukienki. Chyba nie odmówisz mi kawałka biżuterii.- Powiedziała a wszyscy zaskoczeni patrzyli jak Harry wzdycha spokojnie.
- Melanie, ostatnio wydałem ponad sto pięćdziesiąt tysięcy galeonów na twoje zachcianki- przypomniał jej, to wywołało szum w wielkiej sali. Niektórzy zaczęli się krztusić, inni machać sobie rękoma przed twarzą, a inni z otwartymi ustami przyglądali się pięknej nieznajomej.
Czy to już nie podpada pod bigamię?

- Ale czy ty nie powinnaś być teraz w Beauxbatons?- Spytał, a Melanie podrapała się po głowie
po czym zaczęła iskać koleżankę.

- Zrobiłam sobie wolne od nauki. Oh Harry, przecież wiesz że ja muszę codziennie robić zakupy. A Francja to już za małe terytorium. Każdy sklep zwiedziliśmy, przecież wiesz.
Teraz musimy jechać do Polski!

- Skąpy jesteś- mruknęła głośno.
- Pansy, Milicento czy uważacie że wydawanie co wieczór dwieście tysięcy galeonów to mało?- Spytał Harry. Te pokręciło głową przecząco.
- No widzisz. Melanie, ja zbankrutuje przez ciebie- powiedział Potter.
Zbankrutujesz, jak się Ministerstwo dowie o trzech (lub więcej) żonach!

- To weźmiesz debet i spłacisz jak pójdziesz do pracy. Chyba nie chcesz aby ta suka Victoria była piękniejsza ode mnie- powiedziała płaczliwym głosem.
Ty nie grasz w piłkę i nawet nie reklamujesz tej pieprzonej bielizny! Kim ty w ogóle jesteś?!

- A więc zostanę tutaj tak długo, aż mi nie dasz czterystu tysięcy galeonów- powiedziała.
- Miała być broszka- przypomniał jej.
- To było dwa dni temu! Teraz jeszcze muszę kupić nowe ubrania, i naszyjnik, i…
O nie! - krzyknęła przestraszona - Nie starczy mi na mózg!

- Wytłumaczenia? To jest Melanie Wexford, moja przyjaciółka. Jest z Beauxbatons. Madam Maxime tak jej nienawidzi że wypuszcza ją ze szkoły kiedy ta chce, i funduje jej podróże gdzie chce, tylko aby jej nie było w szkole.- Wytłumaczył Potter.
Proszę, niech któryś z nauczycieli zacznie mnie nienawidzić. Będę wdzięczny!

- Zależy, nie zależy. Nie będę wydawał więcej pieniędzy na ciebie. Przecież tego co kupujesz nawet nie ubierasz. Ja mam dość biegania po sklepach, a samych pieniędzy Ci NIE dam.- Powiedział. Dziewczyna się rozpłakała, ale Harry został niewzruszony.
Kick her ass, Harry!

Jednak całą sobotę nastolatka jęczała i chodziła za Harrym. Płakała, krzyczała, jęczała, robiła scenki, jednak to nic nie dawało. W końcu uspokoiła się i postanowiła przyjąć inną taktykę: podrywanie przyjaciół Pottera. To był najdłuższy dzień w życiu ślizgona.
Najgorzej poszło jej z Hermioną, przez którą musiała aż trzy razy w ciągu godziny, iść nałożyć makijaż na twarz. Ach, co ten natłok wiedzy robi z ludźmi...

Harry ją rozpieszczał, ponieważ poznał ją gdy miała cztery lata. Do trzynastego roku życia mieszkała w Ceres, a później ona i jej matka przeniosły się na ziemię, do Londynu. Oby dwie mieszkały w posiadłości Harryego, którą kupiono mu zaraz po powrocie na ziemię. Oczywiście Melanie poszła do Beauxbatons, i mimo swojej elegancji, wszystkie dziewczyny ją znienawidziły. Nauczyciele zresztą też, a tym bardziej dyrektorka. Harry rozpieszczał dziewczynkę, później nastolatkę jak tylko mógł.
A później oboje stali się kobietami i się skończyło.

- Dla mnie Melanie może zostać w Hogwarcie- powiadomił Markus.
- Dla mnie także- dodał Albus Dumbledore.
Kolejna ofiara molestowań upatrzona.

- Wspaniale, a więc idę do Slytherinu. A można zmienić kolor mundurku?- Spytała głupio Melanie.
Na różowy? *o zgrozo nieziemska*

I oczywiście została w Hogwarcie. Poszła do Slytherinu, nosiła mundurek który jednak był całkowicie inny od innych dziewczyn. Krótsza spódniczka, biały top zawiązany na łopatkach, oraz sweter rzucony w kąt swojego pokoju, który dzieliła z Milicentą i Pansy. Oczywiście trzeba było dostawić kilka nowych szaf, mebli itp. Ale wreszcie dziewczyna się zadomowiła w Hogwarcie.
Najważniejsza jest ta rodzinna atmosfera, co nie?

Od siódmego do siedemnastego czerwca były wielkie testy przedmiotowe, jak dla Harryego banalnie proste, ale co się dziwić, ten temat przerabiał kilkakrotnie.
Ale co się dziwić. Od kiedy Harry stał się bohaterem opek, a także męską Mary Sue, wszystko stało się prostsze...

Harry zaprosił Elizę i Sarę na wakacje, jednak te wolały jechać do domu.
Biedna zraniona duma Harry'ego musiała cierpieć. Dostać podwójnego kosza...

Kiedy dojechali do Londynu, Melanie została odebrana przez matkę, a Harry spokojnie wyszedł z magicznego peronu na mugolski, po czym poszedł na parking. Na jego widok wysiadł wysoki człowiek, otworzył mu drzwi do luksusowego jeepa.
Tadeusz, Ty tutaj?

Później odjechali w tylko kierowcy znane miejsce. Severus Snape podobnie został oddelegowany do czarnego jeepa przez jakiegoś mężczyznę który całą drogę nie odezwał się. Jego kamienna twarz, i wiele broni starczyło aby nikt nie chciał z nim rozmawiać.
Dlaczego handlarze bronią mają tak mało przyjaciół? To nie fair?!

Dojechali dopiero po ponad godzinie czasu do wielkiego dworu. Z przodu wielki ogród, później pałacyk z granitu. Wyglądał jak zamek Chanonceau tylko że w Wielkiej Brytanii i nie biały a szarawy. Jednak gdy dojechali pod same wrota, musiał otworzyć usta. To był zamek Chanonceau, tylko w innym kraju niż Francji, i nie nad rzeką Cher, a gdzieś niedaleko Two Tree Island.
*nie skomentuje*

Drzwi się otworzyły więc wysiadł, takiego dzieła nie widział jeszcze nigdy.
A ja i owszem. Mniej więcej co tydzień. Ale... nic mnie już nie zdziwi...

czwartek, 16 października 2008

Give me some House!

A na tapecie dzisiaj... House! Tak proszę państwa. Jako wielki fan serialu postanowiłem poszwędać się po blogaskowym świecie w poszukiwaniu opowieści z Princeton-Plainsboro.

Dr House History

-Nowy dzień, nowa praca, nowe życie…‑powiedziała cichutko do siebie Veronica dopijając kawę.
Nową, zapewne.

Do dużego, komfortowego i elegancko urządzonego mieszkania wpadały pierwsze promienie słońca New Jersey.
Słońce New York niestety gdzieś uciekło.

Musiała już wyjść, żeby móc zdążyć do nowej pracy. Wiedziała, że nie musi tak wcześnie wychodzić, przecież sama sobie będzie szefową.
Wolała jednak wyjść wcześniej, aby nie spóźnić się i nie dostać nagany, którą sama sobie będzie musiała wymierzyć.

Wcale nie chciała wychodzić z mieszkania, ale nie miała wyboru, nawet tam nie czuła się bezpiecznie.
Słońce New Jersey było wszędzie!

Przecież w każdej chwili On mógłby tu wejść.
W sensie, że ON?

Chwyciła kluczyki, torebkę i rozglądając się niepewnie, wyszła z domu.
Brzmi jak początek nowej Piły.

- Nienawidzę poniedziałków…- mruknął niewyraźnie House ociągając się przy wstaniu z łóżka. Wstał w końcu i rozmasował nogę.
Masaż erotyczny nóg - za free tylko w poniedziałki.

Podparł się na lasce i wolnym krokiem skierował się w kierunku łazienki. Zerknął tylko na zegar i machnął ręką.
Zegar machnął mu wskazówką i wyszedł na zewnątrz.

- No, dalej…- pomyślała i popchnęła szklane drzwi. W środku panował miły chłód.
Wiele dobrego słyszała o Princeton- Plainsboro, jednak z lekkim przerażeniem spojrzała na śnieżnobiałe kitle lekarzy, pielęgniarek i smutne twarze pacjentów.
Bardziej niepokoiły ją te kitle. Białe. Śnieżnobiałe.

Podeszła do recepcji. – Dzień dobry, nazywam się Veronica Newton i jestem tu nowym dyrektorem- przywitała się.
Czy zechcesz uratować życie tego pacjenta, panie House? Dostanie pan podwyżkę, a może nawet całusa!

Recepcjonistka z uwagi na urodę i uśmiech Veronici od razu ją polubiła i wskazała jej świeżo odnowiony gabinet.
Nie można od razu powiedzieć, że jest lesbijką? Po co się tak ukrywać?

Na drzwiach widniało już jej nazwisko, jednak w środku spotkała byłą dyrektor, Dr. Cuddy.
Cuddy zabarykadowała drzwi i przykuła się do kaloryfera, żądając sprawiedliwości.

Przez chwilę popatrzyła w smutne oczy kobiety i zrozumiała, że Cuddy wcale nie chciała opuszczać szpitala,
Była bardzo przywiązana do kaloryfera...

Widziała z jakim żalem jej poprzedniczka patrzyła na swój stary, prawie pusty gabinet
Wiedziała bowiem, że gdy zabierze kaloryfer, gabinet będzie pusty.

Przejdźmy może do formalności- przerwała kłopotliwą chwilę milczenia Cuddy i wyciągnęła srebrny klucz z szuflady.
Klucz do kajdanek, którymi się przypięła do kaloryfera.

– Życzę powodzenia- powiedziała do Veronici podając jej dłoń. – Nawzajem- odparła Veronica.
I powodzenia z zamontowaniem kaloryfera - dokończyła.

Cuddy wyszła z gabinetu, a nowa Pani dyrektor dotknęła delikatnie ręką drewnianego, ciemnego biurka i rozejrzała się z nadzieją po pomieszczeniu…
Miała nadzieje, że opko skończy się szybciej, niż po stu rozdziałach.

-Czy ty wiesz, która jest godzina? Do tego dzisiaj przyszła nowa dyrektorka. House, proszę Cię , choć raz bądź rozsądny.
Nie przychodź do szpitala, gdy jest w nim nowa dyrektorka! - dokończył Wilson.

Jak zwykle wszedł z hukiem do gabinetu i rzucił Chase’owi klucze.
Chase nie złapał ich, z powodu dymu i kurzu, który rozprzestrzenił się po pomieszczeniu, gdy House po raz kolejny wysadził wejście do gabinetu.

- Za dziesięć minut mamy pierwsze spotkanie z nową szefową, chyba nie spodoba jej się twoje spóźnienie- powiedziała cicho Cameron.
Skąd ona może to wiedzieć, skoro spotkanie dopiero się odbędzie, a ona sama siedzi w gabinecie i próbuje zamówić nowy kaloryfer?

–Mam plan: Ty ją zagadasz, Foreman zamydli oczy a Chase ją oczaruje- może zapomni o sprawie.- odparł House i wyszedł. Foreman pokiwał z dezaprobatą głową.
Stare dobre czasy, ach... *wzrusza się*

Co miała powiedzieć pracownikom? Że pracuje tu bo uciekła przed przeszłością? Przecież nie musiała się z niczego tłumaczyć.
Nie powinno ich obchodzić, że byłam afgańską prostytutką pracującą na lini frontu w Uzbekistanie - pomyślała.

Najpierw przedstawiła się i opowiedziała trochę o sobie.
Nazywam się Veronica. Mam dwadzieścia osiem lat, lubię naleśniki i maluję się czerwoną szminką do ust.

Veronica opowiedziała jaką ma wizję przyszłości szpitala i czego oczekuje od pracowników.
A potem Foreman i Chase przekradną się statkami Imperium pod Gwiazdę Śmierci i wykonają zamach, tymsamym ginąc w wybuchu!

- Czy macie państwo jakieś pytania? -powiedziała na koniec z nadzieją, że jednak nie. Wtem odezwał się House- Chciałbym zwrócić uwagę, że Pani dekolt bardzo rozprasza Dr. Chase’a.
Naproszyć go ponownie! - rozkazała.

Veronica zmieszała się, a Chase ze złością popatrzył w stronę Grega.- Hm, sądzę, że to już pańskie prywatne przemyślenia i powinien je Pan zachować dla siebie- odpowiedziała na atak Veronica
Na atak! Za Zakon Jedi!

Nagle, Veronica poczuła, że serce podchodzi jej do gardła.
Czuła czekany, które wbijały jej się w szyję.

Przerażona zauważyła, że za szklanymi drzwiami stał On uśmiechając się złowieszczo…
Darth Maul?

-House, nowy pacjent. Gorączka, zawroty głowy, wymioty i drgawki- powiedział Foreman ledwo co doganiając House’a pędzącego przez korytarz
Laska z turbodoładowaniem robiła swoje.

Był u mnie pewien mężczyzna, który wręcz nakazał Mi pomóc Cię odzyskać.
Veronica - surowiec wtórny.

Przedstawił się jako hmm, jak to szło …Jeff, czy jakoś tak- odparł. – Jeff Ferguson?- spytała, modląc się w duchu, żeby to jednak nie był On.
A znasz kilku innych Jeffów, którzy chcą Cię odzyskiwać?

– Tak na przyszłość: jeśli pojawi się jakiś gość w typie tego Jaffa, to od razy wykopie go do Ciebie
A może Jabba the Hutt?

Veronica otarła ukradkiem łzy i chwyciła za słuchawkę telefonu. Wykręciła dobrze znany jej numer.
Tyle razy przecież musiała go podawać, aby mogła komuś pomruczeć do telefonu...

Czy On nadal tu jest?- zapytała. – Nie, obeszliśmy cały szpital wzdłuż i wszerz- odrzekł mężczyzną i dodał- Proszę się nie bać, nic Pani nie grozi.
- Już raz próbował mnie zabić, więc zrobi to jeszcze raz.- powiedziała i zaczęła nerwowo chodzić po pokoju.
Takich ludzi to się chyba wsadza za kraty, no nie?

Nagle wszystkie wspomnienia wróciły do Niej jak bumerang…
On wrócił do Niej, a Jego nie było u Niej. Cóż za narcyzm.

- Czy mógłby mi Pan wytłumaczyć te GIGANTYCZNE rachunki za telefon w pańskim gabinecie?- stanęła naprzeciwko Niego i zapytała.
On też stał *niemaskojarzeń*

- Biedna Cuddy, tyle z Nim wytrzymała- pomyślała Veronica i wróciła do swojego gabinetu. Postanowiła, że od jutra musi sobie zaskarbić szacunek House'a. A jeżeli nie, to chociaż sympatię.
Odetnij kablówkę!

Tymczasem Veronica też szykowała się do wyjścia. Trochę się bała, ale postanowiła, że szybko wsiądzie do samochodu i po prostu odjedzie.
Dlatego postawiła samochód dokładnie naprzeciw wyjścia ze szpitala, gdzie kręcił się tłum niezadowolonych ludzi, próbujących wyjść z placówki.

Podeszła wreszcie do auta i ujrzała przebite opony.
Zrobili to ci policjanci, którzy mieli ją chronić. Nie dała napiwku!

- Podwieźć Cię?- zapytał facet w kasku. Dopiero gdy go ściągnął, zobaczyła, że to House.
- Nie, raczej podziękuję- odparła, choć sama wiedziała, że kieruje się tylko swoją urażoną dumą.
- Przecież nie gryzę. A nawet gdyby, to byłem na coś tam szczepiony- zażartował, a Veronica postanowiła skorzystać z propozycji.
Jeden żart i już jest jego. Muszę to kiedyś wypróbować.

- No dobrze. Ale najpierw...- powiedziała i wyciągnęła do Niego rękę.
- Jestem Veronica- przedstawiła się, choć już i tak byli po imieniu.
I po kilku głębszych.

- Gregory House, mów do mnie po nazwisku- odpowiedział House i podał Veronice kask...
Nie chcę nim mówić, ale tak właśnie robią w stanach -.-''

W końcu po paru minutach znaleźli się pod jej osiedlem.
Pod blokiem, zią!

Tymczasem House właśnie wchodził do domu. Usiał na kanapie i zaczął bawić się laską.
Spotkałem się z Housonem, ale żeby paring Houska!

W pewnym momencie, uświadomił sobie, że "nawet ta cała Veronica jest całkiem w porządku".
Czy House robi to, o czym myślę? Nieeeeee!

Kolejny dzień zapowiadał się bardzo nerwowo. Veronica miała wygłosić wykład dla studentów i co najważniejsze spotkać się z komisarzem Brownem. Mieli zapewnić Jej dodatkową ochronę, a gdyby Jeff jeszcze raz pojawił się w pobliżu, zaaresztować Go za nachodzenie.
Powinien się do niej czołgać. Nie znam przypadku aresztowania za naczołgiwanie.

Veronica pojawiła się w kawiarence punktualnie. Brown trochę się spóźnił, tłumacząc się nagłym wezwaniem.
Okres?

Veronica opowiedziała Mu o porannym incydencie.
A jednak.

Musiała przyznać Mu rację, musi im to powiedzieć. Jednak od zawsze nienawidziła mieszania spraw prywatnych ze służbowymi. Gdy znalazła się już w domu, zastanowiła się, komu powiedzieć. Na pewno Cameron, nawet Ją polubiła.
I pożyczyła mi podpaskę - pomyślała.

Chase chyba też powinien o tym wiedzieć. No i w końcu, choć bardzo nie chciała, musiała powiedzieć to także House'owi.
Forman jest czarny. W sensie ciemny, więc nie zrozumie. Jemu nie powiem.

-To chory człowiek, jest zdolny do wszystkiego- pomyślała
Myślnikiem.

House tymczsem grał z Wilsonem na Play Station w swoim mieszkaniu.
Mario Bros?

-Wygrana w Guitar Hero nie czyni Cię jeszcze geniuszem- stwierdzil James i wstał z kanapy.
Musisz wygrać ze mną w Mario! *diabelski śmiech*

House nadal siedział na kanapie i wpatrywał się w szklankę, kiedy usłyszał dźwięk tłuczonego szkła i wielki kamień leżący u Jego stóp.
Kamień spadł mu z serca i rozbił szklankę?

Na zewnątrz hulał ostry wiatr, więc wszystkie kartki leżące na stoliku pod okenm, zaczęły fruwać po pomieszczeniu.
Kolejny huragan. Pewnie nazwali go 'Veronica'.

- Co jest?!- krzyknął i rzucił się do okna wypatrując grupki roześmianych dzieciaków, albo pijanych bezdomnych. Jednak nic nie zobaczył, tylko elegancki, czarny samochód pod sąsiednim budeynkiem...
To ten samochód rozbił moje okno, panie władzo...

Do House'a przyjechali funkcjonariusze, ocenili straty i radzili mu zmienić do czasu wymiany okna miejsce zamieszkania.
Czyli jak zbiję lustro, to też mogę wezwać policję, która oceni straty?
*widzi scenę, gdy jeden z funkcjonariuszy podaje karteczkę z napisem WYCENA: 7 LAT NIESZCZĘŚĆ*

House już nic nie mówił i nadal siedział na kanapie wpatrując się w Veronicę.Ta czuła, że ją obserwuje i spojrzała na Niego. Siedzieli tak i patrzyli się na siebie.
I teraz powinien się pojawić motyw ze Szczęk, czy coś takiego.

Wtem do drzwi zapukał Foreman.
- House, jesteś, tak myślałem że tu Cię znajdę.Mamy przypadek.- powiedział
Zazwyczaj gdy cię nie ma, jesteś w gabinecie dyrektorki...

Miasto tętniło życiem. Jeździły samochody, w restauracjach grała muzyka, paliły się latarnie.
W spojrzeniu Veronici było to bardzo ważnym elementem każdego miasta.

Sprzed szpitala dobiegły odgłosy strzału i krzyk recepcjonistki...
Recepcjonistka lubi sobie czasem pokrzyczeć na świeżym powietrzu.

Nagle Veronica stanęła jak wryta. Zobaczyła Jeffa mierzącego w Jej stronę pistoletem i Grega leżącego w kałuży krwi wprost przed Nią. Zacisnęła pięści
po czym jej oczy zapłonęły ogniem. Posłała mu trzy ogniste kule wydobywające się z jej dłoni.

W tej samej chwili zza Jego pleców wyskoczył komisarz Brown z antyterrorystami.
*wyobraża sobie kilkunastu mężczyzn ubranych w różowe ciuszki, którzy skaczą sobie, nucąc popowe melodie* Nie pytajcie.

Cuddy przyjechała najszybciej jak tylko mogła, łamiąc po drodze chyba wszelkie możliwe przepisy drogowe. Wpadła jak burza do gabinetu Veronici skąd poszły do sali, w której leżał Greg.
Poszły go poceszyć? *złowieszczy uśmiech*

Cuddy od razu podbiegła do Niego i złapała Go za rękę. Gdy patrzyła na śpiącego House'a wśród jakiś plastikowych rurek, miała cholerne wyrzuty sumienia.
Metalowe rurki? Czy mi się wydaje, czy oni mają jakiś remont w szpitalu?

-Czasami Go kocham, czasami mam ochotę Go zabić-powiedziała i smutno się uśmiechnęła. Nie przypuszczała nawet, że Greg może słyszeć całą ich rozmowę. A jednak. Wybudził się, ale słysząc jakąś rozmowę, postanowił nie otwierać oczu jeszcze przez chwilę.
Słyszał tylko poszczególne słowa, nic do Niego nie docierało.
Chcesz... jego... małego?

Oparła się o ścianę i osunęła się na ziemię. Musi wyjechać. Wiedziała, że to znów jest ucieczka.Nie miała wyboru. Gdzie się nie przeniosła, tam sprowadzała na kogoś nieszczęście...
Proponuję obejrzeć kasetę z Ringu.

Jak miałaby tu dalej pracować i codziennie spotykać się z Housem? Wyrzuty sumienia chybaby ją zabiły...
To chyba nawet lepsze, niż mój pomysł z kasetą.

Postanowiła zwolnić się jeszcze dzisiaj.
Stanęła naprzeciw lustra i zaczęła mówić sama do siebie, składając rezygnację.

Zastanawiała się, gdzie by wyjechać. W końcu zarezerwowała bilet do Francji. Nie miała lepszego pomysłu.
Dlaczego nie Hiszpania? *___*

- Operacja się już skończyła, House jest w śpiączce.-powiedziała i spuściła głowę.
-Dzięki Bogu-powiedziała cicho Cuddy.
Cuddy cieszy się, ze jest w śpiączce? Ooo...

Nagle otworzyły się drzwi. Lekarze popychali łóżko, an którym leżał Greg.
Fuuu! *z obrzydzeniem* Bedofile?

Obydwie kobiety zerwały się z miejsc.
Nic dziwnego.

To były ostatnie chwile Veronici w szpitalu. Już pożegnała się ze wszystkimi. Prawie ze wszystkimi. Już miała wychodzić, kiedy dogoniła ją pielęgniarka.
-Pani Veronico, dr. House prosi Panią do swojej sali.-powiedziała i czekała na jej reakcję.
Na herbatkę?

-Dobrze,niech Ci będzie: wyjeżdżam z powodu tej sytuacji. Przepraszam, że to przeze mnie tu leżysz. Od jutra wraca Cuddy. Żegnaj, House-powiedziała i wyszła, nie dając Gregowi dojść do słowa.
House się stacza. Przynajmniej w tym opku.

Nagle poczuł przeszywający ból głowy. Był jeszcze dość słaby, powoli więc zapadł w głęboki sen...
I tym smutnym akcentem kończymy.


House Rządzi!

House szedł po czerwonym dywanie. Kościół był zapełniony znajomymi.
Od kiedy zmienili lokalizację dla nominowanych do Oscarów?

Uzmysłowił sobie, że zapraszał jedynie Wilsona i swój zespół, więc co robi tu jego matka i cała reszta ludzi?
Get the fuck off, mom!

Stanął obok niej, a pastor zaczął wszystkie obowiązkowe formułki. House zastanawiał się, czemu założył tak idiotyczny, biały garnitur na własny ślub? Machinalnie wymamrotał ,,biorę” gapiąc się na Wilsona, bo akurat na nosie usiadła mu mucha.
Już myślałem, że 'bierze' Wilsona...

Drżącymi rękami uniósł welon swojej żony i zobaczył… Cuddy!
- Teraz będziemy już zawsze ze sobą – powiedziała obejmując go.
- AAAAAAA – ryknął House.
Oj, nie przesadzaj. Wcale tak źle nie wygląda...

Greg obudził się z krzykiem na ustach we własnym łóżku.
Wilson z muchą na nosie, House z krzykiem na ustach. Aż się boję pomyśleć, co reszta zespołu ma na sobie...

- Tylko twoje! Przecież ja się nie puszczam i nie puszczałam!
Ale o czasie przyszłym już nie wspomniała...

Faktycznie, 22 listopada na świat przyszedł mały chłopiec.
- Śliczny! – zawołała pielęgniarka.
Jak każdy noworodek pokryty krwią i innymi paskudstwami...

Nazwała go Greg, po jej pradziadku i dostał nazwisko ojca House.
A może ojca Cropp, albo ojca Big Star?

Pewnego dnia maluch zapytał ją o tatę. Nie miał jeszcze wtedy trzech lat, ale Natalie od dawna spodziewała się tego pytania.
Gdzie, jest do jasnej cholery mój ojciec? Mów!

- Gdzie mój tato? – Greg ponowił zapytanie.
- Twój tato… odszedł – odparła.
- Umarł? – dociekał chłopiec.
Od samego początku uczył się podstaw. "A jak będziesz niegrzeczny, to... umrzesz!" Zastanawia mnie, czy wie już coś o seksie...

- Nie… On po prostu… Musiał wyjechać… Ale kiedyś go poznasz.
- Tak? To fajnie – stwierdził Greg i stracił zainteresowanie tematem.
*kwik* Zajebiście!

- Tato… Źle z nim, tak? On umiera? – wyszeptał zerkając na matkę. Ta nic nie odpowiedziała. Nie mogła.
W przeciwieństwie do prawie-trzylatka straciła zdolność mowy i rozumienia.

Mnie się nie da uleczyć. Ja umrę Greg i dlatego chciałem cię zobaczyć przed śmiercią.
Gregory milczał przerażony tymi słowami.
Nie ma to jak zwyczajna rozmowa z dzieckiem...

I nagle zakiełkowało w nim postanowienie.
- Tato… Jak będę duży to zostanę lekarzem. Najlepszym ze wszystkich. Nie będzie takiej choroby, której bym nie zdołał uleczyć. I… I ciebie też uleczę.
*chlip chlip* Chyba się wzruszyłem...

Wiem, że ta część taka sobie, ale chciałam coś dla was napisać, a nie miałam weny ;) następne będą lepsze, bo mam je w szczegółowych planach
Ja też dopisuję różne bzdury w rozdziałach do ułożonego planu wydarzeń. Zboczenie prawie-zawodowe.

Greg szybkim krokiem szedł na cmentarz.
Nie mógł się spóźnić na Czarną Mszę.

- Gregory, gdzie byłeś? – zapytała mama.
- Na cmentarzu – odpowiedział flegmatycznie.
- Dobrze. Odgrzeję ci zupkę.
Pewnie zmarzłeś na tym chłodzie, przy tych martwych ciałach i rozbryzgującej się krwi...

Punkt piąta stał pod drzwiami Melanie. Musiał wyjaśniać matce całą litanię. A co jej do tego co on robi?
Otworzył mu ojciec Melanie.
- Mel, jakiś kawaler do ciebie – zawołał i zarechotał. House posłał mu spojrzenie, które zabijało.
A miał to być taki porządny lekarz, no...

- Zaraz – wrzasnęła. Błąd, wielki błąd, pomyślał Greg. Coś ty zrobił Gregory? Umówiłeś się z dziewczyną! Błąd, wielki błąd. Dopiero teraz zdał sobie z tego sprawę.
Przecież jesteś gejem, Greg, co ty robisz?

Biegł do niego Ryan, bramkarz szkolnej drużyny. Miał już 12 lat, blond włosy, świetną opaleniznę i muskulaturę.
Jak te dzieci dzisiaj szybko rosną - dwanaście lat i już kulturysta...

- House, to prawda, że masz dziewczynę? – zapytał sportowiec.
- O ile się nie mylę nie jesteś konsultantem mojego życia prywatnego – stwierdził zimno Gregory. – Więc nic ci do tego.
Jak wyżej...

House wyszedł z klasy. Nie wiedział, o co może chodzić. Nie przypominał sobie niczego, za co mógłby zostać wezwany na dywanik. Wreszcie dotarł do gabinetu. Zapukał i bez zaproszenia wszedł do środka. Za biurkiem siedział dyrektor, a obok niego stali jacyś obcy ludzie.
- Dzień dobry, o co chodzi? – zapytał chłopak.
- Zawiedliśmy się na tobie Greg – oznajmił wyniośle dyro.
- Eeee… To mi za wiele nie wyjaśnia.
Cóż za ignorancja!

- Co bierzesz?
- Co?!
- Marihuanę, Heroinę… - zaczęła pani za plecami pryncypała.
VICODIN!

- Pokaż, co masz w plecaku– zażądał obcy facet.
House patrząc mu prosto w oczy wysypał na biurko zawartość swojej teczki. Dyrektor rozgarnął stos książek, papierów i wyciągnął triumfalnie przezroczysty woreczek z jakimś białym proszkiem.
To proszek do prania... Gdybym tak coś ubrudził...

- Amfetamina – oceniła nieznajoma baba.
Co za szybka diagnoza. FBI, CSI, ABC, ABS, Secret Service oraz AGD w podstawówie...

House stał przy schowku na szczotki i głośno opowiadał grupie kolegów o zajściach. Wśród nich był Nigel, jego siostra, kumpel jej chłopaka i Melanie.
I kumpel kumpla chłopaka jego kumpla.

- Wezwali mnie, żeby zapytać, czy nie chcę przejść o jedną klasę wyżej. Ale nie chciałem. Musiałbym zadawać się z pewnymi palantami – oznajmił zerkając kątem oka na Ryana, który wiązał buta akurat niedaleko nich
Właściwie to nawet proponowali posade w jakimś laboratorium, ale nie zgodziłem się.

Nigel i Lenny udali się za Ryanem, a Greg wszedł do schowka. Mało kto wiedział, że w szkole jest mnóstwo tajnych przejść, czyli tzw. wyjść awaryjnych. To w kanciapie prowadziło wprost do gabinetu dyrektora, który znajdował się za ścianą, a wejście było od innego korytarza. Sprytny skrót.
Muszę w poniedziałek zabrać jakieś młoty do szkoły, aby sprawdzić tam tajne przejścia...

- Co się stało panie Ross?
- Jak to się stało, że House się wywinął? – warknął bramkarz.
- Z czego wywinął?
- Miał narkotyki!
- A ty skąd o tym wiesz?
- To ja wam dałem wtedy cynk! – zawołał ze złością Ryan.
- My nic przy nim nie znaleźliśmy – oznajmił dyrektor.
- Niemożliwe!
- Masz jakieś niepodważalne dowody?
- Musiał je mieć! Sam mu je podrzuciłem – wykrzyknął i zamarł.
- Ha! – zawołał tryumfalnie dyro.
- Ha! – powtórzył House wychodząc z szafy z dyktafonem w ręku.
Ha!... mwahahaha *próbuje się powstrzymać od śmiechu* Ten dialog z pewnością nadaje się do kategorii "Rozmowa Miesiąca"...

- Dlaczego chciałeś tak wkopać kolegę? – zapytał pryncypał.
- Melanie to moja kuzynka. Nie chciałem, żeby ten dupek ją skrzywdził. Ona nie zasługuje na takiego kogoś. To zimny drań – wykrztusił Ryan, mocując się z tymi, którzy go trzymali.
Amerykańska młodzież jest taka doświadczona, zarówno w sprawach sercowych, jak i narkotykowych. Te wszystkie reality show z policjantami robią swoje...

Od aŁtorki:
Ta notka jest dla Klaudii, tej, która czyta i pisze :D Pozdrawiam!
Jak widać poziom nauczania w szkołach nie jest taki zły, jak go malują. Dzieciaki umieją nawet pisać i czytać!

Minęli Ryana. Nie wyglądał najlepiej. Wylali go z drużyny, więc nie nosił swojej blond głowy tak wysoko. Wyraźnie przygasł, a dziewczyny już tak się za nim nie oglądały.
Czy ten obraz nie przypomina wam trochę Malfoya?

House specjalnym przypadkiem nadepnął mu na stopę.
Zawsze wiedziałem, że ten House to specjalny przypadek jest...

w tym momencie Ryan tak mocno zdzielił Grega w twarz, że ten aż się przewrócił. Nigel, który rzucił się na pomoc wywalił się spektakularnie, a Ryan kopnął dla równowagi leżącego House'a w żołądek.
Kopanie House wpływa dobrze na równowagę... *give me some House, give me give me some House... to kick!*

House czuł straszliwy ból brzucha. Przed oczami wystąpiły mu mroczki.
Zaraz za nimi objawiła się Cichopek...

Gdyby nie osoby ciągnące go za ręce już by upadł.
*wyobraża sobie House, padającego na podłogę, na której cały czas leżał*

Wstał. Czuł grunt pod stopami, tylko, że nie widział, na czym stoi. Zamachał rękami. Nie poczuł przepływu powietrza. I nagle zrozumiał, co jest nie tak. On nie oddychał! Wiedział, że bez oddechu nie można żyć, co oznacza, że umarł!
*robi się na Lindę* Bo to mądry dzieciak był.

- Fajnie – zaczął dzielnie. – Kopnąłem w kalendarz. Czy ktoś mi powie z łaski swojej, dlaczego??? Gdzie Bramy Niebios? Gdzie Tron Boży i inne takie?
Nie wystarczyły Ci Mroczki i Cichopki?

- Pozostajesz w stanie śmierci klinicznej – odparł House senior znudzonym tonem. – Zaraz wrócisz na ziemię. Nie ma cię tam dopiero jakieś 25 sekund. Mamy tu troszkę inny system czasowy.
Tak jak Mylog.

- Fajnie – mruknął Gregory. – Po co tu jestem?
- Wybłagałem, żeby móc się z tobą zobaczyć. Przykro mi młody, ale w inny sposób nie dało się tego zrobić.
Tak jakby nie mogli zesłać trupa na Ziemię...

House miał już 16 lat. Niedługo collage. Był jednym z najlepszych uczniów w szkole. Od sprawy z narkotykami 5 lat temu, wolał nie wplątywać się w żadne afery. Stał się bardzo przystojny, miał nawet coś w stylu swojego małego, prywatnego funclubu złożonego z kilku dziewczyn.
Były one jasnowidzkami i wiedziały, że będzie bohaterem serialu telewizyjnego.

Akurat teraz kręcił się w centrum parku. Nigel się spóźniał. Mały zdrajca… Pewnie znowu zboczył gdzieś z Melanie. Oni teraz byli ze sobą.
Zboczone dzieciaki :P

Miała ciemne włosy, bladą cerę i to ,,coś” w twarzy, co spowodowało, że Grega piorun strzelił.
Miała w twarzy maszynę do wytwarzania piorunów?

Była całkiem ładna… W jego wieku, może trochę młodsza… z rok? Góra.
Morze?

- Gdzie się spieszysz? – House zbliżył się do niej, chcąc zobaczyć, czy ma długie rzęsy.
Bo podobno długie rzęsy świadczą o długim... A nie, to nie to.


Przeróbka jednej z piosenek genialnego zespołu.
Coma "Hotelik"

Pierwszy koncert ich wzbudził mój lęk
Porcja strasznych wspomnień i głos jego/jej
Fanki oszalałe piszczą gdzieś
Mocniej słyszę głosy, widzę twarze ich
I makijaż też...

Ile jeszcze na nie mocy?
Ile jeszcze we mnie samym sił
Na każdy pisk, ile ich?
Ile jeszcze na nie mocy?
Ile jeszcze we mnie samym sił
Analizy nadszedł czas

Obezwładniająca Billa twarz
Twarz, która rodzi się w umysłach
Chciałoby się wziąć choć jeden raz
Chciałoby wiatrówkę i ochronić nas
Strzelić jeden raz...