czwartek, 16 października 2008

Give me some House!

A na tapecie dzisiaj... House! Tak proszę państwa. Jako wielki fan serialu postanowiłem poszwędać się po blogaskowym świecie w poszukiwaniu opowieści z Princeton-Plainsboro.

Dr House History

-Nowy dzień, nowa praca, nowe życie…‑powiedziała cichutko do siebie Veronica dopijając kawę.
Nową, zapewne.

Do dużego, komfortowego i elegancko urządzonego mieszkania wpadały pierwsze promienie słońca New Jersey.
Słońce New York niestety gdzieś uciekło.

Musiała już wyjść, żeby móc zdążyć do nowej pracy. Wiedziała, że nie musi tak wcześnie wychodzić, przecież sama sobie będzie szefową.
Wolała jednak wyjść wcześniej, aby nie spóźnić się i nie dostać nagany, którą sama sobie będzie musiała wymierzyć.

Wcale nie chciała wychodzić z mieszkania, ale nie miała wyboru, nawet tam nie czuła się bezpiecznie.
Słońce New Jersey było wszędzie!

Przecież w każdej chwili On mógłby tu wejść.
W sensie, że ON?

Chwyciła kluczyki, torebkę i rozglądając się niepewnie, wyszła z domu.
Brzmi jak początek nowej Piły.

- Nienawidzę poniedziałków…- mruknął niewyraźnie House ociągając się przy wstaniu z łóżka. Wstał w końcu i rozmasował nogę.
Masaż erotyczny nóg - za free tylko w poniedziałki.

Podparł się na lasce i wolnym krokiem skierował się w kierunku łazienki. Zerknął tylko na zegar i machnął ręką.
Zegar machnął mu wskazówką i wyszedł na zewnątrz.

- No, dalej…- pomyślała i popchnęła szklane drzwi. W środku panował miły chłód.
Wiele dobrego słyszała o Princeton- Plainsboro, jednak z lekkim przerażeniem spojrzała na śnieżnobiałe kitle lekarzy, pielęgniarek i smutne twarze pacjentów.
Bardziej niepokoiły ją te kitle. Białe. Śnieżnobiałe.

Podeszła do recepcji. – Dzień dobry, nazywam się Veronica Newton i jestem tu nowym dyrektorem- przywitała się.
Czy zechcesz uratować życie tego pacjenta, panie House? Dostanie pan podwyżkę, a może nawet całusa!

Recepcjonistka z uwagi na urodę i uśmiech Veronici od razu ją polubiła i wskazała jej świeżo odnowiony gabinet.
Nie można od razu powiedzieć, że jest lesbijką? Po co się tak ukrywać?

Na drzwiach widniało już jej nazwisko, jednak w środku spotkała byłą dyrektor, Dr. Cuddy.
Cuddy zabarykadowała drzwi i przykuła się do kaloryfera, żądając sprawiedliwości.

Przez chwilę popatrzyła w smutne oczy kobiety i zrozumiała, że Cuddy wcale nie chciała opuszczać szpitala,
Była bardzo przywiązana do kaloryfera...

Widziała z jakim żalem jej poprzedniczka patrzyła na swój stary, prawie pusty gabinet
Wiedziała bowiem, że gdy zabierze kaloryfer, gabinet będzie pusty.

Przejdźmy może do formalności- przerwała kłopotliwą chwilę milczenia Cuddy i wyciągnęła srebrny klucz z szuflady.
Klucz do kajdanek, którymi się przypięła do kaloryfera.

– Życzę powodzenia- powiedziała do Veronici podając jej dłoń. – Nawzajem- odparła Veronica.
I powodzenia z zamontowaniem kaloryfera - dokończyła.

Cuddy wyszła z gabinetu, a nowa Pani dyrektor dotknęła delikatnie ręką drewnianego, ciemnego biurka i rozejrzała się z nadzieją po pomieszczeniu…
Miała nadzieje, że opko skończy się szybciej, niż po stu rozdziałach.

-Czy ty wiesz, która jest godzina? Do tego dzisiaj przyszła nowa dyrektorka. House, proszę Cię , choć raz bądź rozsądny.
Nie przychodź do szpitala, gdy jest w nim nowa dyrektorka! - dokończył Wilson.

Jak zwykle wszedł z hukiem do gabinetu i rzucił Chase’owi klucze.
Chase nie złapał ich, z powodu dymu i kurzu, który rozprzestrzenił się po pomieszczeniu, gdy House po raz kolejny wysadził wejście do gabinetu.

- Za dziesięć minut mamy pierwsze spotkanie z nową szefową, chyba nie spodoba jej się twoje spóźnienie- powiedziała cicho Cameron.
Skąd ona może to wiedzieć, skoro spotkanie dopiero się odbędzie, a ona sama siedzi w gabinecie i próbuje zamówić nowy kaloryfer?

–Mam plan: Ty ją zagadasz, Foreman zamydli oczy a Chase ją oczaruje- może zapomni o sprawie.- odparł House i wyszedł. Foreman pokiwał z dezaprobatą głową.
Stare dobre czasy, ach... *wzrusza się*

Co miała powiedzieć pracownikom? Że pracuje tu bo uciekła przed przeszłością? Przecież nie musiała się z niczego tłumaczyć.
Nie powinno ich obchodzić, że byłam afgańską prostytutką pracującą na lini frontu w Uzbekistanie - pomyślała.

Najpierw przedstawiła się i opowiedziała trochę o sobie.
Nazywam się Veronica. Mam dwadzieścia osiem lat, lubię naleśniki i maluję się czerwoną szminką do ust.

Veronica opowiedziała jaką ma wizję przyszłości szpitala i czego oczekuje od pracowników.
A potem Foreman i Chase przekradną się statkami Imperium pod Gwiazdę Śmierci i wykonają zamach, tymsamym ginąc w wybuchu!

- Czy macie państwo jakieś pytania? -powiedziała na koniec z nadzieją, że jednak nie. Wtem odezwał się House- Chciałbym zwrócić uwagę, że Pani dekolt bardzo rozprasza Dr. Chase’a.
Naproszyć go ponownie! - rozkazała.

Veronica zmieszała się, a Chase ze złością popatrzył w stronę Grega.- Hm, sądzę, że to już pańskie prywatne przemyślenia i powinien je Pan zachować dla siebie- odpowiedziała na atak Veronica
Na atak! Za Zakon Jedi!

Nagle, Veronica poczuła, że serce podchodzi jej do gardła.
Czuła czekany, które wbijały jej się w szyję.

Przerażona zauważyła, że za szklanymi drzwiami stał On uśmiechając się złowieszczo…
Darth Maul?

-House, nowy pacjent. Gorączka, zawroty głowy, wymioty i drgawki- powiedział Foreman ledwo co doganiając House’a pędzącego przez korytarz
Laska z turbodoładowaniem robiła swoje.

Był u mnie pewien mężczyzna, który wręcz nakazał Mi pomóc Cię odzyskać.
Veronica - surowiec wtórny.

Przedstawił się jako hmm, jak to szło …Jeff, czy jakoś tak- odparł. – Jeff Ferguson?- spytała, modląc się w duchu, żeby to jednak nie był On.
A znasz kilku innych Jeffów, którzy chcą Cię odzyskiwać?

– Tak na przyszłość: jeśli pojawi się jakiś gość w typie tego Jaffa, to od razy wykopie go do Ciebie
A może Jabba the Hutt?

Veronica otarła ukradkiem łzy i chwyciła za słuchawkę telefonu. Wykręciła dobrze znany jej numer.
Tyle razy przecież musiała go podawać, aby mogła komuś pomruczeć do telefonu...

Czy On nadal tu jest?- zapytała. – Nie, obeszliśmy cały szpital wzdłuż i wszerz- odrzekł mężczyzną i dodał- Proszę się nie bać, nic Pani nie grozi.
- Już raz próbował mnie zabić, więc zrobi to jeszcze raz.- powiedziała i zaczęła nerwowo chodzić po pokoju.
Takich ludzi to się chyba wsadza za kraty, no nie?

Nagle wszystkie wspomnienia wróciły do Niej jak bumerang…
On wrócił do Niej, a Jego nie było u Niej. Cóż za narcyzm.

- Czy mógłby mi Pan wytłumaczyć te GIGANTYCZNE rachunki za telefon w pańskim gabinecie?- stanęła naprzeciwko Niego i zapytała.
On też stał *niemaskojarzeń*

- Biedna Cuddy, tyle z Nim wytrzymała- pomyślała Veronica i wróciła do swojego gabinetu. Postanowiła, że od jutra musi sobie zaskarbić szacunek House'a. A jeżeli nie, to chociaż sympatię.
Odetnij kablówkę!

Tymczasem Veronica też szykowała się do wyjścia. Trochę się bała, ale postanowiła, że szybko wsiądzie do samochodu i po prostu odjedzie.
Dlatego postawiła samochód dokładnie naprzeciw wyjścia ze szpitala, gdzie kręcił się tłum niezadowolonych ludzi, próbujących wyjść z placówki.

Podeszła wreszcie do auta i ujrzała przebite opony.
Zrobili to ci policjanci, którzy mieli ją chronić. Nie dała napiwku!

- Podwieźć Cię?- zapytał facet w kasku. Dopiero gdy go ściągnął, zobaczyła, że to House.
- Nie, raczej podziękuję- odparła, choć sama wiedziała, że kieruje się tylko swoją urażoną dumą.
- Przecież nie gryzę. A nawet gdyby, to byłem na coś tam szczepiony- zażartował, a Veronica postanowiła skorzystać z propozycji.
Jeden żart i już jest jego. Muszę to kiedyś wypróbować.

- No dobrze. Ale najpierw...- powiedziała i wyciągnęła do Niego rękę.
- Jestem Veronica- przedstawiła się, choć już i tak byli po imieniu.
I po kilku głębszych.

- Gregory House, mów do mnie po nazwisku- odpowiedział House i podał Veronice kask...
Nie chcę nim mówić, ale tak właśnie robią w stanach -.-''

W końcu po paru minutach znaleźli się pod jej osiedlem.
Pod blokiem, zią!

Tymczasem House właśnie wchodził do domu. Usiał na kanapie i zaczął bawić się laską.
Spotkałem się z Housonem, ale żeby paring Houska!

W pewnym momencie, uświadomił sobie, że "nawet ta cała Veronica jest całkiem w porządku".
Czy House robi to, o czym myślę? Nieeeeee!

Kolejny dzień zapowiadał się bardzo nerwowo. Veronica miała wygłosić wykład dla studentów i co najważniejsze spotkać się z komisarzem Brownem. Mieli zapewnić Jej dodatkową ochronę, a gdyby Jeff jeszcze raz pojawił się w pobliżu, zaaresztować Go za nachodzenie.
Powinien się do niej czołgać. Nie znam przypadku aresztowania za naczołgiwanie.

Veronica pojawiła się w kawiarence punktualnie. Brown trochę się spóźnił, tłumacząc się nagłym wezwaniem.
Okres?

Veronica opowiedziała Mu o porannym incydencie.
A jednak.

Musiała przyznać Mu rację, musi im to powiedzieć. Jednak od zawsze nienawidziła mieszania spraw prywatnych ze służbowymi. Gdy znalazła się już w domu, zastanowiła się, komu powiedzieć. Na pewno Cameron, nawet Ją polubiła.
I pożyczyła mi podpaskę - pomyślała.

Chase chyba też powinien o tym wiedzieć. No i w końcu, choć bardzo nie chciała, musiała powiedzieć to także House'owi.
Forman jest czarny. W sensie ciemny, więc nie zrozumie. Jemu nie powiem.

-To chory człowiek, jest zdolny do wszystkiego- pomyślała
Myślnikiem.

House tymczsem grał z Wilsonem na Play Station w swoim mieszkaniu.
Mario Bros?

-Wygrana w Guitar Hero nie czyni Cię jeszcze geniuszem- stwierdzil James i wstał z kanapy.
Musisz wygrać ze mną w Mario! *diabelski śmiech*

House nadal siedział na kanapie i wpatrywał się w szklankę, kiedy usłyszał dźwięk tłuczonego szkła i wielki kamień leżący u Jego stóp.
Kamień spadł mu z serca i rozbił szklankę?

Na zewnątrz hulał ostry wiatr, więc wszystkie kartki leżące na stoliku pod okenm, zaczęły fruwać po pomieszczeniu.
Kolejny huragan. Pewnie nazwali go 'Veronica'.

- Co jest?!- krzyknął i rzucił się do okna wypatrując grupki roześmianych dzieciaków, albo pijanych bezdomnych. Jednak nic nie zobaczył, tylko elegancki, czarny samochód pod sąsiednim budeynkiem...
To ten samochód rozbił moje okno, panie władzo...

Do House'a przyjechali funkcjonariusze, ocenili straty i radzili mu zmienić do czasu wymiany okna miejsce zamieszkania.
Czyli jak zbiję lustro, to też mogę wezwać policję, która oceni straty?
*widzi scenę, gdy jeden z funkcjonariuszy podaje karteczkę z napisem WYCENA: 7 LAT NIESZCZĘŚĆ*

House już nic nie mówił i nadal siedział na kanapie wpatrując się w Veronicę.Ta czuła, że ją obserwuje i spojrzała na Niego. Siedzieli tak i patrzyli się na siebie.
I teraz powinien się pojawić motyw ze Szczęk, czy coś takiego.

Wtem do drzwi zapukał Foreman.
- House, jesteś, tak myślałem że tu Cię znajdę.Mamy przypadek.- powiedział
Zazwyczaj gdy cię nie ma, jesteś w gabinecie dyrektorki...

Miasto tętniło życiem. Jeździły samochody, w restauracjach grała muzyka, paliły się latarnie.
W spojrzeniu Veronici było to bardzo ważnym elementem każdego miasta.

Sprzed szpitala dobiegły odgłosy strzału i krzyk recepcjonistki...
Recepcjonistka lubi sobie czasem pokrzyczeć na świeżym powietrzu.

Nagle Veronica stanęła jak wryta. Zobaczyła Jeffa mierzącego w Jej stronę pistoletem i Grega leżącego w kałuży krwi wprost przed Nią. Zacisnęła pięści
po czym jej oczy zapłonęły ogniem. Posłała mu trzy ogniste kule wydobywające się z jej dłoni.

W tej samej chwili zza Jego pleców wyskoczył komisarz Brown z antyterrorystami.
*wyobraża sobie kilkunastu mężczyzn ubranych w różowe ciuszki, którzy skaczą sobie, nucąc popowe melodie* Nie pytajcie.

Cuddy przyjechała najszybciej jak tylko mogła, łamiąc po drodze chyba wszelkie możliwe przepisy drogowe. Wpadła jak burza do gabinetu Veronici skąd poszły do sali, w której leżał Greg.
Poszły go poceszyć? *złowieszczy uśmiech*

Cuddy od razu podbiegła do Niego i złapała Go za rękę. Gdy patrzyła na śpiącego House'a wśród jakiś plastikowych rurek, miała cholerne wyrzuty sumienia.
Metalowe rurki? Czy mi się wydaje, czy oni mają jakiś remont w szpitalu?

-Czasami Go kocham, czasami mam ochotę Go zabić-powiedziała i smutno się uśmiechnęła. Nie przypuszczała nawet, że Greg może słyszeć całą ich rozmowę. A jednak. Wybudził się, ale słysząc jakąś rozmowę, postanowił nie otwierać oczu jeszcze przez chwilę.
Słyszał tylko poszczególne słowa, nic do Niego nie docierało.
Chcesz... jego... małego?

Oparła się o ścianę i osunęła się na ziemię. Musi wyjechać. Wiedziała, że to znów jest ucieczka.Nie miała wyboru. Gdzie się nie przeniosła, tam sprowadzała na kogoś nieszczęście...
Proponuję obejrzeć kasetę z Ringu.

Jak miałaby tu dalej pracować i codziennie spotykać się z Housem? Wyrzuty sumienia chybaby ją zabiły...
To chyba nawet lepsze, niż mój pomysł z kasetą.

Postanowiła zwolnić się jeszcze dzisiaj.
Stanęła naprzeciw lustra i zaczęła mówić sama do siebie, składając rezygnację.

Zastanawiała się, gdzie by wyjechać. W końcu zarezerwowała bilet do Francji. Nie miała lepszego pomysłu.
Dlaczego nie Hiszpania? *___*

- Operacja się już skończyła, House jest w śpiączce.-powiedziała i spuściła głowę.
-Dzięki Bogu-powiedziała cicho Cuddy.
Cuddy cieszy się, ze jest w śpiączce? Ooo...

Nagle otworzyły się drzwi. Lekarze popychali łóżko, an którym leżał Greg.
Fuuu! *z obrzydzeniem* Bedofile?

Obydwie kobiety zerwały się z miejsc.
Nic dziwnego.

To były ostatnie chwile Veronici w szpitalu. Już pożegnała się ze wszystkimi. Prawie ze wszystkimi. Już miała wychodzić, kiedy dogoniła ją pielęgniarka.
-Pani Veronico, dr. House prosi Panią do swojej sali.-powiedziała i czekała na jej reakcję.
Na herbatkę?

-Dobrze,niech Ci będzie: wyjeżdżam z powodu tej sytuacji. Przepraszam, że to przeze mnie tu leżysz. Od jutra wraca Cuddy. Żegnaj, House-powiedziała i wyszła, nie dając Gregowi dojść do słowa.
House się stacza. Przynajmniej w tym opku.

Nagle poczuł przeszywający ból głowy. Był jeszcze dość słaby, powoli więc zapadł w głęboki sen...
I tym smutnym akcentem kończymy.


House Rządzi!

House szedł po czerwonym dywanie. Kościół był zapełniony znajomymi.
Od kiedy zmienili lokalizację dla nominowanych do Oscarów?

Uzmysłowił sobie, że zapraszał jedynie Wilsona i swój zespół, więc co robi tu jego matka i cała reszta ludzi?
Get the fuck off, mom!

Stanął obok niej, a pastor zaczął wszystkie obowiązkowe formułki. House zastanawiał się, czemu założył tak idiotyczny, biały garnitur na własny ślub? Machinalnie wymamrotał ,,biorę” gapiąc się na Wilsona, bo akurat na nosie usiadła mu mucha.
Już myślałem, że 'bierze' Wilsona...

Drżącymi rękami uniósł welon swojej żony i zobaczył… Cuddy!
- Teraz będziemy już zawsze ze sobą – powiedziała obejmując go.
- AAAAAAA – ryknął House.
Oj, nie przesadzaj. Wcale tak źle nie wygląda...

Greg obudził się z krzykiem na ustach we własnym łóżku.
Wilson z muchą na nosie, House z krzykiem na ustach. Aż się boję pomyśleć, co reszta zespołu ma na sobie...

- Tylko twoje! Przecież ja się nie puszczam i nie puszczałam!
Ale o czasie przyszłym już nie wspomniała...

Faktycznie, 22 listopada na świat przyszedł mały chłopiec.
- Śliczny! – zawołała pielęgniarka.
Jak każdy noworodek pokryty krwią i innymi paskudstwami...

Nazwała go Greg, po jej pradziadku i dostał nazwisko ojca House.
A może ojca Cropp, albo ojca Big Star?

Pewnego dnia maluch zapytał ją o tatę. Nie miał jeszcze wtedy trzech lat, ale Natalie od dawna spodziewała się tego pytania.
Gdzie, jest do jasnej cholery mój ojciec? Mów!

- Gdzie mój tato? – Greg ponowił zapytanie.
- Twój tato… odszedł – odparła.
- Umarł? – dociekał chłopiec.
Od samego początku uczył się podstaw. "A jak będziesz niegrzeczny, to... umrzesz!" Zastanawia mnie, czy wie już coś o seksie...

- Nie… On po prostu… Musiał wyjechać… Ale kiedyś go poznasz.
- Tak? To fajnie – stwierdził Greg i stracił zainteresowanie tematem.
*kwik* Zajebiście!

- Tato… Źle z nim, tak? On umiera? – wyszeptał zerkając na matkę. Ta nic nie odpowiedziała. Nie mogła.
W przeciwieństwie do prawie-trzylatka straciła zdolność mowy i rozumienia.

Mnie się nie da uleczyć. Ja umrę Greg i dlatego chciałem cię zobaczyć przed śmiercią.
Gregory milczał przerażony tymi słowami.
Nie ma to jak zwyczajna rozmowa z dzieckiem...

I nagle zakiełkowało w nim postanowienie.
- Tato… Jak będę duży to zostanę lekarzem. Najlepszym ze wszystkich. Nie będzie takiej choroby, której bym nie zdołał uleczyć. I… I ciebie też uleczę.
*chlip chlip* Chyba się wzruszyłem...

Wiem, że ta część taka sobie, ale chciałam coś dla was napisać, a nie miałam weny ;) następne będą lepsze, bo mam je w szczegółowych planach
Ja też dopisuję różne bzdury w rozdziałach do ułożonego planu wydarzeń. Zboczenie prawie-zawodowe.

Greg szybkim krokiem szedł na cmentarz.
Nie mógł się spóźnić na Czarną Mszę.

- Gregory, gdzie byłeś? – zapytała mama.
- Na cmentarzu – odpowiedział flegmatycznie.
- Dobrze. Odgrzeję ci zupkę.
Pewnie zmarzłeś na tym chłodzie, przy tych martwych ciałach i rozbryzgującej się krwi...

Punkt piąta stał pod drzwiami Melanie. Musiał wyjaśniać matce całą litanię. A co jej do tego co on robi?
Otworzył mu ojciec Melanie.
- Mel, jakiś kawaler do ciebie – zawołał i zarechotał. House posłał mu spojrzenie, które zabijało.
A miał to być taki porządny lekarz, no...

- Zaraz – wrzasnęła. Błąd, wielki błąd, pomyślał Greg. Coś ty zrobił Gregory? Umówiłeś się z dziewczyną! Błąd, wielki błąd. Dopiero teraz zdał sobie z tego sprawę.
Przecież jesteś gejem, Greg, co ty robisz?

Biegł do niego Ryan, bramkarz szkolnej drużyny. Miał już 12 lat, blond włosy, świetną opaleniznę i muskulaturę.
Jak te dzieci dzisiaj szybko rosną - dwanaście lat i już kulturysta...

- House, to prawda, że masz dziewczynę? – zapytał sportowiec.
- O ile się nie mylę nie jesteś konsultantem mojego życia prywatnego – stwierdził zimno Gregory. – Więc nic ci do tego.
Jak wyżej...

House wyszedł z klasy. Nie wiedział, o co może chodzić. Nie przypominał sobie niczego, za co mógłby zostać wezwany na dywanik. Wreszcie dotarł do gabinetu. Zapukał i bez zaproszenia wszedł do środka. Za biurkiem siedział dyrektor, a obok niego stali jacyś obcy ludzie.
- Dzień dobry, o co chodzi? – zapytał chłopak.
- Zawiedliśmy się na tobie Greg – oznajmił wyniośle dyro.
- Eeee… To mi za wiele nie wyjaśnia.
Cóż za ignorancja!

- Co bierzesz?
- Co?!
- Marihuanę, Heroinę… - zaczęła pani za plecami pryncypała.
VICODIN!

- Pokaż, co masz w plecaku– zażądał obcy facet.
House patrząc mu prosto w oczy wysypał na biurko zawartość swojej teczki. Dyrektor rozgarnął stos książek, papierów i wyciągnął triumfalnie przezroczysty woreczek z jakimś białym proszkiem.
To proszek do prania... Gdybym tak coś ubrudził...

- Amfetamina – oceniła nieznajoma baba.
Co za szybka diagnoza. FBI, CSI, ABC, ABS, Secret Service oraz AGD w podstawówie...

House stał przy schowku na szczotki i głośno opowiadał grupie kolegów o zajściach. Wśród nich był Nigel, jego siostra, kumpel jej chłopaka i Melanie.
I kumpel kumpla chłopaka jego kumpla.

- Wezwali mnie, żeby zapytać, czy nie chcę przejść o jedną klasę wyżej. Ale nie chciałem. Musiałbym zadawać się z pewnymi palantami – oznajmił zerkając kątem oka na Ryana, który wiązał buta akurat niedaleko nich
Właściwie to nawet proponowali posade w jakimś laboratorium, ale nie zgodziłem się.

Nigel i Lenny udali się za Ryanem, a Greg wszedł do schowka. Mało kto wiedział, że w szkole jest mnóstwo tajnych przejść, czyli tzw. wyjść awaryjnych. To w kanciapie prowadziło wprost do gabinetu dyrektora, który znajdował się za ścianą, a wejście było od innego korytarza. Sprytny skrót.
Muszę w poniedziałek zabrać jakieś młoty do szkoły, aby sprawdzić tam tajne przejścia...

- Co się stało panie Ross?
- Jak to się stało, że House się wywinął? – warknął bramkarz.
- Z czego wywinął?
- Miał narkotyki!
- A ty skąd o tym wiesz?
- To ja wam dałem wtedy cynk! – zawołał ze złością Ryan.
- My nic przy nim nie znaleźliśmy – oznajmił dyrektor.
- Niemożliwe!
- Masz jakieś niepodważalne dowody?
- Musiał je mieć! Sam mu je podrzuciłem – wykrzyknął i zamarł.
- Ha! – zawołał tryumfalnie dyro.
- Ha! – powtórzył House wychodząc z szafy z dyktafonem w ręku.
Ha!... mwahahaha *próbuje się powstrzymać od śmiechu* Ten dialog z pewnością nadaje się do kategorii "Rozmowa Miesiąca"...

- Dlaczego chciałeś tak wkopać kolegę? – zapytał pryncypał.
- Melanie to moja kuzynka. Nie chciałem, żeby ten dupek ją skrzywdził. Ona nie zasługuje na takiego kogoś. To zimny drań – wykrztusił Ryan, mocując się z tymi, którzy go trzymali.
Amerykańska młodzież jest taka doświadczona, zarówno w sprawach sercowych, jak i narkotykowych. Te wszystkie reality show z policjantami robią swoje...

Od aŁtorki:
Ta notka jest dla Klaudii, tej, która czyta i pisze :D Pozdrawiam!
Jak widać poziom nauczania w szkołach nie jest taki zły, jak go malują. Dzieciaki umieją nawet pisać i czytać!

Minęli Ryana. Nie wyglądał najlepiej. Wylali go z drużyny, więc nie nosił swojej blond głowy tak wysoko. Wyraźnie przygasł, a dziewczyny już tak się za nim nie oglądały.
Czy ten obraz nie przypomina wam trochę Malfoya?

House specjalnym przypadkiem nadepnął mu na stopę.
Zawsze wiedziałem, że ten House to specjalny przypadek jest...

w tym momencie Ryan tak mocno zdzielił Grega w twarz, że ten aż się przewrócił. Nigel, który rzucił się na pomoc wywalił się spektakularnie, a Ryan kopnął dla równowagi leżącego House'a w żołądek.
Kopanie House wpływa dobrze na równowagę... *give me some House, give me give me some House... to kick!*

House czuł straszliwy ból brzucha. Przed oczami wystąpiły mu mroczki.
Zaraz za nimi objawiła się Cichopek...

Gdyby nie osoby ciągnące go za ręce już by upadł.
*wyobraża sobie House, padającego na podłogę, na której cały czas leżał*

Wstał. Czuł grunt pod stopami, tylko, że nie widział, na czym stoi. Zamachał rękami. Nie poczuł przepływu powietrza. I nagle zrozumiał, co jest nie tak. On nie oddychał! Wiedział, że bez oddechu nie można żyć, co oznacza, że umarł!
*robi się na Lindę* Bo to mądry dzieciak był.

- Fajnie – zaczął dzielnie. – Kopnąłem w kalendarz. Czy ktoś mi powie z łaski swojej, dlaczego??? Gdzie Bramy Niebios? Gdzie Tron Boży i inne takie?
Nie wystarczyły Ci Mroczki i Cichopki?

- Pozostajesz w stanie śmierci klinicznej – odparł House senior znudzonym tonem. – Zaraz wrócisz na ziemię. Nie ma cię tam dopiero jakieś 25 sekund. Mamy tu troszkę inny system czasowy.
Tak jak Mylog.

- Fajnie – mruknął Gregory. – Po co tu jestem?
- Wybłagałem, żeby móc się z tobą zobaczyć. Przykro mi młody, ale w inny sposób nie dało się tego zrobić.
Tak jakby nie mogli zesłać trupa na Ziemię...

House miał już 16 lat. Niedługo collage. Był jednym z najlepszych uczniów w szkole. Od sprawy z narkotykami 5 lat temu, wolał nie wplątywać się w żadne afery. Stał się bardzo przystojny, miał nawet coś w stylu swojego małego, prywatnego funclubu złożonego z kilku dziewczyn.
Były one jasnowidzkami i wiedziały, że będzie bohaterem serialu telewizyjnego.

Akurat teraz kręcił się w centrum parku. Nigel się spóźniał. Mały zdrajca… Pewnie znowu zboczył gdzieś z Melanie. Oni teraz byli ze sobą.
Zboczone dzieciaki :P

Miała ciemne włosy, bladą cerę i to ,,coś” w twarzy, co spowodowało, że Grega piorun strzelił.
Miała w twarzy maszynę do wytwarzania piorunów?

Była całkiem ładna… W jego wieku, może trochę młodsza… z rok? Góra.
Morze?

- Gdzie się spieszysz? – House zbliżył się do niej, chcąc zobaczyć, czy ma długie rzęsy.
Bo podobno długie rzęsy świadczą o długim... A nie, to nie to.


Przeróbka jednej z piosenek genialnego zespołu.
Coma "Hotelik"

Pierwszy koncert ich wzbudził mój lęk
Porcja strasznych wspomnień i głos jego/jej
Fanki oszalałe piszczą gdzieś
Mocniej słyszę głosy, widzę twarze ich
I makijaż też...

Ile jeszcze na nie mocy?
Ile jeszcze we mnie samym sił
Na każdy pisk, ile ich?
Ile jeszcze na nie mocy?
Ile jeszcze we mnie samym sił
Analizy nadszedł czas

Obezwładniająca Billa twarz
Twarz, która rodzi się w umysłach
Chciałoby się wziąć choć jeden raz
Chciałoby wiatrówkę i ochronić nas
Strzelić jeden raz...

9 komentarzy:

Anonimowy pisze...

'- Pozostajesz w stanie śmierci klinicznej – odparł House senior znudzonym tonem. – Zaraz wrócisz na ziemię. Nie ma cię tam dopiero jakieś 25 sekund. Mamy tu troszkę inny system czasowy.
Tak jak Mylog.'

To mnie zabiło xD

'Daleka droga do domu'... ach... tyle pięknych wspomnień, a teraz jeszcze taka piękna przeróbka *wielbi*
Aj laff jul Mrohnyyyyyy! mwah! ^^

Anonimowy pisze...

O, nie mogę! Ale się uśmiałam! To drugie to moje dzieło! Świetnie ci to wyszło! I to ,,give me some House"! Super tytuł!

Anonimowy pisze...

Mrohny, tu Mary.
Jak mogłeś Roguckiego przerobić, Ty... Ty niewdzięczny! Ty... zobaczysz, Ty...! (Grożenie Mrohnemu wpływa dobrze na wszystko. Give me some Mrohny, give me, give me some Mrohny :))

KWIK

^^

merh pisze...

Sorry, my Mary. :P po prostu musiałem. Kocham Comę i Roguca, ale ten tekst wyszedł mi idealnie. szczególnie trzy ostatnie wersy xXD

Anonimowy pisze...

Mrohny, ta Twoja skromność xD
Ale musisz przyznać Mary, że przeróbka nie jest bluźniercza... podejrzewam nawet, że Piotrek wrzuciłby ją na ich nową płytę :D

Anonimowy pisze...

To było piękne ;) Mylog z własnym systemem czasowym mnie zabił... I zbite lustro z wyceną... Dzięki, Mrohny ;)

Anonimowy pisze...

No dobra, to ten.
Ja pokłony biję, tak?
No dobra
*bije*


;p

Mary

Anonimowy pisze...

Ostatnio na koncercie w Megaklubie Rogucki udawał, że jego ręka, to skarpeta, w dodatku mówiąca! ^^

Masz rację, Amelio, pewnie nawet zaprosiłby Mrohnego do przerobienia kilku innych tekstów

;d

Anonimowy pisze...

"A potem Foreman i Chase przekradną się statkami Imperium pod Gwiazdę Śmierci i wykonają zamach, tymsamym ginąc w wybuchu!"
Ale dlaczego Foreman i Chase?! Dlaczego nie... Veronica?

"- Już raz próbował mnie zabić, więc zrobi to jeszcze raz.- powiedziała i zaczęła nerwowo chodzić po pokoju.
Takich ludzi to się chyba wsadza za kraty, no nie?"
No, nie. Takich ludzi PRÓBUJE się wsadzać za kraty.

Nie przeczytałam wszystkiego. Za bardzo lubię House'a, żeby sobie psuć przyjemność głupimi opkami. A Przeróbka GE-NIAL-NA (podziel to jak chcesz)!