czwartek, 18 grudnia 2008

Harry Matematyk part III

Dzisiaj po raz ostatni spotkamy się z Harrym Matematykiem. Tym razem o niesamowitych zdolnościach Goblinów, szybko mijającym czasie i powrocie zaklęcia ocieplającego...
Po raz kolejny towarzyszy Miss Derisive.

Harry zawsze myślał, że w podziemiach pracuje mało Goblinów, pomylił się. Były ich tu setki. Układające i liczące złoto w skrytkach, oprowadzające ludzi.
Gobliny mnożyły się jak myszy.

Jeszcze rok temu nigdy by nie pomyślał, że zaprzyjaźni się ze Ślizgonem.
A tu proszę - nowe opko!
A potem - pyk! - drugie. I przez pączkowanie powstały miliony...

Harry nie traktował go jak innych Ślizgonów. Brick Keener, wcześniej chodził do Durgmanistangu, w Hogwarcie był od miesiąca i ten miesiąc Harryemu wystarczył żeby go poznać lepiej niż niejedną osobę.
Taaa *ziew*
Od czubka głowy do palców u nóg.

Harry ostatnio doszedł do wniosku, że Brick ma w sobie równie wiele z Gryfona, co węża. Ślizgon o gryfońskim sercu, jak stwierdził Potter jednego z wieczorów. Dawniej nigdy by nie pomyślał, że ktoś taki może być ze Slytherinu.
To może jakieś yaoi?

W tym momencie Harry miał ochotę się poddać. Ta mapa była do niczego. Poco się nią kierować skoro prowadzi do nikąd.
*chyba ma deja vu* Nie pytajcie...
Gdzie leży „nikąd”? Zumi nie wie.

Nagle do serca Pottera napłynął strumień nadziei. Obydwaj bez wątpienia słyszeli dźwięk dzwonka, dobiegał z sąsiedniego korytarza.
Przerwa na Knoppersa?
Masz przerwę? Czas na KitKat!

Bardzo szybko znaleźli źródło dźwięku, jakim był dzwonek. Niestety znaleźli też to do czego był przyczepiony. Harry wiedział, że to ich czeka, był na to przygotowany, ale to nie zmieniało faktu, że smok stojący kilkanaście metrów dalej był przerażający.
o_0 Chyba nie zrozumiałem o co kaman...
Smoki hasają po Gringotcie jak baranki, z dzwonkami umocowanymi u szyi.

Jego kompan był twardy, jeszcze nigdy nie widział żeby okazywał lęk, ale smoki to jego słaby punkt.
Trudno się dziwić, skoro znał go od miesiąca i jedynym zagrożeniem był brak funduszy na koncie i Filch z miotłą.

Byli już bardzo głęboko, wyglądało na to, że w powietrzu było więcej gazów, niż tlenu.
Bo tlen, przypomnijmy, to ciało stałe.
*sprzedaje tlen na plasterki*

Żeby zejść niżej, niż do tego miejsca ludzie musieli zakładać maski z filtrami.
Gazem ich, gazem!

Ten kto nigdy tu nie był i o tym nie wiedział, nie był by przygotowany na coś takiego. Na szczęście oni byli, Dumbledor przewidział chyba wszystko i już wcześniej przygotował im te maski.
A dał im jeszcze te wypaśne stroje ochronne?
*widzi Dumbledore’a w roli Jerry’ego z „Odlotowych agentek”* Dziś na misję weźmiecie laserową szminkę i radioaktywny błyszczyk...

Harry czuł, że księga jest już w zasięgu ręki, a jednak nie może jej wziąć. Postanowił zaryzykować, ruszył szybko w kierunku smoka, ale ten nawet nie drgnął. Już nawet pomyślał, że może on tu jest tylko na postrach. I tak było w rzeczywistości. Chyba właśnie odnalazł sposób na jego ominięcie, odwaga. Bez wątpienia smok go widział, bo kiedy przelatywał kilka stóp nad nim, pilnował go wzrokiem, a potem odwrócił głowę w jego kierunku. Smok musiał być tak wyszkolony, żeby nie robić krzywdy ludziom, a jedynie ich straszyć.
Co za ironia. Gringott miał za mało kasy, aby wyszkolić go bardziej...

- Dumbledore się mylił twierdząc, że żeby koło niego przejść trzeba kilkunastu ludzi. Wystarczy nam odwaga. -powiedział do mikrofonu który miał w pobliżu ust. Ten mugolski sprzęt był tu bardzo przydatny.
Potter's Two: Rozgrywka.
Mikrofon jest zasilany mugolską baterią czy podłączony przedłużaczem do najbliższego gniazdka spoza Pokątnej?

Im lecieli dalej i głębiej tym w powietrzu było mniej tlenu, a więcej siarki
Powiem jedno: ale siara!
Taa, siarka, nie wisz czasem...

Harry podszedł do metalowych drzwiczek, ostrożnie się im przyglądając.
Po chwili pojawiły się w nich metalowe oczy Malfoya.

Przyszedł czas na najbardziej obrzydliwy punkt planu. Harry pogrzebał w wewnętrznej kieszeni szaty i wyciągnął podłużne pudełeczko. Nie miał ochoty go otwierać, ale innego sposobu na wejście do środka nie znał. Kiedy dyrektor mu to dawał wolał nie pytać skąd go wziął. Otworzył i wyjął długi, wysuszony goblini palec.
Gobliny niczym węże zrzucają skórę. W tym przypadku nawet palce...
Może są spokrewnione z padalcami?

Kiedy przeszli przez małe drzwiczki nie mogli uwierzyć, własnym oczom. To nie była skrytka lecz wielki skarbiec, olbrzymie pomieszczenie, po sufit wypełnione złotem. To wyglądało tak jakby wszystkie skarby świata zostały zgromadzone w jednym miejscu, ona też tam była.
Ona - świat?

Po lewej stronie od wejścia na dość wysokiej katedrze, leżała księga oprawiona w skórę. Widać było, że „wiekowa”.
Dobrze, że nie powiedziałeś "stara". Nigdy nie wiadomo jak mogła zareagować...
Proponuję „młoda inaczej”.

Przez całą drogę, kiedy tu lecieli Harry zaznaczał korytarze specjalnym proszkiem widzialnym tylko przez specjalne okulary. Dzięki temu mogli wydostać się z tond tą samą drogą, która przyszli, bez błądzenia po korytarzach.
A na końcu czekała na nich zła wiedźma!
I domek na kurzej nóżce.

Ściągnęli „niewidki”, a na twarz założyli maski, takie jak nosili Śmierciorzercy.
To teraz pędzimy na coroczny bal! - krzyknął Harry.
Podobno Sylwester u Voldiego to niezła popijawa.

- Udało nam się przyjacielu, właśnie okradliśmy Gringotta.- powiedział wesoło Harry, zaczynając recytować formułki w kierunku zamku.
Cóż, nie wypowiadałbym tego publicznie. To jest w Zakazanym Lesie...
E tam, Aberforth nie takie rzeczy słyszał od klientów po n-tym kieliszku...

- Macie ją? –Zapytał dyrektor, zrywając się z fotela.
- Tak –Odpowiedział z olbrzymim uśmiechem na twarzy.
- Wiec? Daj ją. –oświadczył stanowczo dyrektor. Widać, że strasznie chciał ją dostać.
Giveeee me my treasure!
Wiec wydał odmowę w formie decyzji.

Za bardzo się napracowaliśmy żeby teraz tak po prostu ją panu oddać. Nie mogę jej panu dać ponieważ myślę, że „bronienie” dobra to nie jedyny powód dla którego chce pan mieć tą księgę, w tej książce jest coś jeszcze, cos co chce pan mieć. Kiedy będzie pan chciał ją odzyskać, pewnie dowiem się jakie jeszcze tajemnice kryje ta księga. Nie dostanie jej pan też z zemsty. Zataił pan przede mną najważniejsze zabezpieczenie Banku Gringotta.
Od razu zataił. Po prostu zapomniał, stary już jest.

Nie chciałeś sam tego zrobić bo bałeś się przekleństwa. Na tego kto ukradnie coś z banku spadnie klątwa. Masz szczęście, że dopiero na miejscu zrozumiałem sens tych słów. Inaczej nigdy bym się na to nie zgodził. Słowa to bardzo niebezpieczna broń.
Brygado! Przygotować się do ostrzelania Hogwartu "Kutrzygwiazdkami"!
*przygotowuje armatę na makurwy*

Powinien się pan cieszyć, że księga zniknęła i teraz może pan grać w swoje polityczne gierki.
Najpierw kościół, teraz szkolnictwo. Do czego to doszło...
Ale my nie mówimy o LPR-ze, prawda?

Miał zbyt wiele problemów związanych z tym dzieciakiem. No i jeden najważniejszy. Potter myśli.
To chyba najcięższy grzech aŁtora...
Większości aŁtorek udaje się przezwyciężyć tę niedogodność.

Do takiego wniosku doszedł jakiś czas temu.
Ooo! Dumbledore też ma niezły refleks...

Potter stał się teraz strasznie niebezpieczny, był zagrożeniem nie tylko dla Voldemorta, ale i dla niego. Harry cały czas rośnie w siłę, wiedzę, inteligencję, popularność, ma niezwykły dar mówienia
O Borze! Ja też go mam! Jestem czarodziejem?
*biegnie szukać sowy z Hogwartu, która miała przylecieć osiem lat temu*

Gdyby teraz zaczął mieszać się w politykę, stał by się numerem jeden wśród czarodziei.
Harry na prezydenta!

Gdyby tylko powiedział słowo ludzie z całej Anglii poszli by zanim, tego potrzebują. Młodego, silnego bohatera który by ich doprowadził do zwycięstwa, a nie starego szaleńca z przypiętą etykietką: „Postrach Czarnego Pana, który nic dotąd nie zdziałał”.
Potter miałby szansę na wygraną z Obamą...
Bo, jak by nie było, Obama jest czarnym panem...

Potter już w tej chwili jest dla niego realnym rywalem, strach pomyśleć co będzie kiedy stanie się pełnoletnim, wykształconym czarodziejem,
Co podać?
Pełnioletniowykształconą bez cukru!

- Jak by to powiedzieć… Odpowiednio łączę fakty, zasłychnięte od Albusa.
*zachłystyję się* Że co?
No idea.

Ostatnio spędziłem z nim masę czasu.
To wiele tłumaczy...
Nie wnikamy...

Albus ma jeden nauk. Nie potrafi żyć bez władzy
Ja natomiast dużo się uczę *dumnie unosi pierś*
Ja też chcę mieć jakiegoś nauka!

- Ja nigdy nie lekceważyłem Dumbledora. To groźny człowiek. Jako wroga traktują go już od dawna, ostrożnie. Nie ma co się martwić przedwcześnie, co ma być to będzie. Z czasem zobaczymy co nam szykuje los.
Ma ktoś jeszcze jakąś mądrą sentencję do dodania?
„Więc nie martw się, uśmiechnij się”?

Dla Harryego, ostatnia noc była wyjątkowo ciężka.
Zgniotła go swoim ciężarem.
I rozpłaszczyła.

Od pewnego czasu był już prawie pewny, że opanował oklumencje i więź między nim a Czarnym Panem osłabła. Był w błędzie.
A nawet w obłędzie.

Było koło dziesiątej rano, wszyscy mieszkańcy jego dormitorium już wynieśli się na śniadanie, jedynie Harry został chcąc dokładnie zbadać wykradzioną księgę. Była średnich rozmiarów, dość gruba, oprawiona w skórę i metalowe blaszki na rogach. Na górze okładki widniał napis „Liber verbum”, to był tytuł, ale co oznaczał? To chyba łacina? No tak czego się spodziewał?
Niemieckiego?
Cyrylicy.

W końcu ta księga ma kilka set lat,
i trochę gem dni.

pewnie cała jest po łacinie, to było dla niego dość problematyczne. Wyglądało na to, że będzie musiał poszukać jakiegoś słownika.
*wygrzebuje odpowiedni słownik ze swojego majestatycznego zbioru* Ja mam!
*szuka przez Google* Ja też!

Tom już wiedział o Gringocie. Był wściekły, Harry to czuł. Ostatnio nauczył się trzymać myśli Voldemorta na dystans, ale tej nocy nie widząc czemu Tom znacznie bardziej mu się naprzykrzył.
Wyrwał się ze smyczy.
Tom oślepł.

Od pewnego czasu myśli Czarnego Pana krążą wokół Hogwartu. Za wszelką cenę musiał zdobyć szkołę.
A potem wygrać wybory prezydenckie z Harrym.

Musiał tak poleżeć jeszcze chwile, „poukładać” myśli, „poskładać” wszystko w logiczną całość.
Czyżby aŁtor myślał, że wymyślił jakieś nowe słowa?
Dziwne, aŁtorki zazwyczaj tworzą nowe słowa nawet o tym nie wiedząc...

Zrozumiał teraz na czym polegało zajęcie Dumbledora w Zakonie Feniksa. Przewidywanie i zapobieganie posunięć Tama, zupełnie tak jak teraz Harry próbował poukładać i przewidzieć co zamierza Voldemort.
Nawet nie wiecie ile niespodzianek może przynieść posuwana Tama!

Z nową dawką energii szybko się umył i ubrał, wypił jeszcze łyk eliksiru wzmacniającego, który uwarzył jakiś czas temu.
Niedługo Harry wybuchnie z nadmiaru tej energii...
Skąd on miał przepis na RedBulla?

Musiał się pośpieszyć, jeśli chce się załapać na jakieś śniadanie.
A jak nie, zawsze pozostaje McDonald's.

Po śniadaniu nikt już nie opuścił wielkiej sali, cała szkoła czekała, przyglądając się jak nauczyciele usuwają stoły i przygotowują podest na pojedynki.
Po chwili na środku pojawiła się Little Ann, a McGonagall pokazywała uczniom jak prawidłowo uratować czarodzieja...

Na pierwszy pojedynek Harry wylosował jakiegoś siódmo rocznego Puchona.
Bo to stara sowa była...
Może „siedmioletniego”?

Przyjęte zasady były proste, pary walczących są losowane, zwycięzca walczy ze zwycięzcą z innej pary i tak, aż do pojedynku finałowego. McGonagal powiedziała, że mogą używać wszystkich zaklęć, oprócz „niewybaczalnych”.
O, kolejne nowe słowo!
„Nowe” słowo, chciałeś rzec.

Harry nie wiedział czy to tyczy się też czarnej magii, o niej nic nie wspomniała. Lepiej będzie jak na razie będzie używał ogólnie dostępnych czarów.
Aby uzyskać nowe czary, będzie musiał wysłać kolejnego smsa do Filcha...

W pierwszym pojedynku walczył Brick z jednym ze swoich kolegów z roku. Kto jak kto, ale Keener w walce był bardzo dobry, im później się spotkają przeciw sobie tym lepiej. Pierwsze pojedynki były bardzo nudne, ciekawiej zaczęło się robić kiedy zaczęli walczyć aurorzy. Każda kolejna walka była coraz ciekawsza i coraz bardziej niebezpieczna.
A Filch zarabiał coraz więcej za udostępnianie czarów.
Specjalna oferta dla Wybrańców! Kup dwa czary w cenie trzech!

Z uczniami Harry nie miał żadnych większych problemów, uczniowie poodpadali bardzo szybko i nie ma co się dziwić.
Nikt bowiem nie pokona męskiej Mary Sue!
Chyba że pojawi się żeńska Mary Sue...

Harryemu szło świetnie do czasu pojedynku pół finałowego, gdzie stanął do walki z jednym z aurorów. Jeśli wygra znajdzie się w finale, ale z kim, w drugiej parze jest Kingsley jeśli wygra będą walczyć ze sobą.
To ja już wolę pograć sobie w szachy...
Może partyjkę? I bez politycznych podtekstów proszę.

Jego walka zaczęła się niewinnie, Drętwota, Protego, Rictusempra, jednak z każdym rzuconym zaklęciem jego siła się zmieniała. Harry jeszcze nigdy nie spotkał się z kimś kto by walczył w ten sposób. Auror używał magii niewerbalnie, Harry rzadko tak walczył, to było trudne, ale bardzo zmieniało styl pojedynku.
Stał się bardziej rock 'n roll'owy.
Nie był już tak fajny bez tych dramatycznych okrzyków...

Musiał znaleźć moment kiedy auror trochę zmniejszy tempo, kiedy taka okazja się nadarzyła wystrzelił jedno proste zaklęcie Incarcerus, tuż przy podłodze, tak że liny wyleciały z różdżki i pomknęły prosto w kierunku nóg przeciwnika.
Dalej, dalej liny Pottera!
*nuci melodyjkę* Inspektor Potter...

liny oplotły się w o kół jego kostek i zwaliły na deski
I w a kwadrat jego uszu.
Oraz b sześcian włosów.

Cieszył się z wyniku kolejnej walki, Kingsley, wiedział na co go stać, w normalnym starciu nie ma z nim szans. Będzie musiał coś wymyślić, a może pora sięgnąć po czarną magię.
Tylko, że Filch sporo sobie za to płaci... Podobno zabiera podwójny VAT!
Rośnie popyt, zmienia się cena równowagi rynkowej...

Teraz nie musiał by się zastanawiać czy może użyć jakiegoś zaklęcia czy nie. Tylko jak na to zareagują nauczyciele, uczniowie pewnie nawet nie będą wiedzieli co to jest, będą mieli wspaniałe widowisko. Przecież tu o to chodzi, żeby pokazać innym jak wyglądają prawdziwe czary.
A że kogoś zabiję, co tam...
To będzie bardzo pouczające.

Wyciągnął swoją lewą dłoń przed siebie i zaczął różdżką krążyć nad nią. Miał pewne problemy z utrzymaniem dłoni w poziomie, ale już się przyzwyczaił do swojego kalectwa.
Muszę przyznać, że to opko nie trzyma poziomu. Mimo kalectwa aŁtora...
Trzyma, trzyma. AŁtor nawet na chwilę go nie podwyższa...

Po wypowiedzeniu po cichu kilku słów na dłoni zaczęła formować się fioletowa kulka o kilku centymetrowej średnicy. Shacklebolt tylko stał i z zainteresowaniem przyglądał się poczynaniom Pottera. Harry zauważył, że ma wyjątkowo pewną siebie minę, wygląda na to, że go nie docenia.
Mary, Mary! Zabij go! *skanduje*
Czy tylko mnie się przypomina DragonBall?

Zrobił najbardziej szatańską minę na jaka go było stać
Tak zwana "mina numer sześć sześć sześć"
Niestety, po zakupach u Filcha, nie na wiele było go stać...

przerzucił kulką do prawej ręki i poturlał po podium pod nogi Shacklebolt. Ten już wiedział co Potter miał na celu, bo machną różdżką, wysyłając kulkę pod same sklepienie, przez chwile tam wisiała, a potem wybuchła pomarańczowymi płomieniami, co sprawiło, że w śród uczniów podniosły się okrzyki „och i ach”.
Nowy rok się zbliża?
Niee, to Dni Hogwartu.

Gdyby kulka wybuchła na dole pod nogami aurora poważnie by go poraniła.
*z szeroko otwartymi ustami* Łał...

Jeszcze nigdy nie walczył z kimś takim, widać, że nauczyciel jest doskonale wyszkolony. Wysłał jakiegoś oszałamiacza, Harry oczywiście wyczarował tarcze ale ta nie zatrzymała zaklęcia, tylko trochę zmniejszyła jego siłę i sparaliżowało mu tylko bark.
Po czym przeszło mu do tylnych części ciała...
Do pleców.

Miał już dosyć, był zbyt zmęczony wysłał jednego z czarno magicznych oszałamiaczy z zamiarem skończenia widowiska, jeszcze nie znalazł tarczy która by zatrzymała ten urok, bo prawdopodobnie nie istniała.
Filch sprzedawał to zaklęcie bardzo drogo. Tylko Harry'ego było na nie stać.
Bo miał zniżkę stałego klienta.

Oto było jego zwycięstwo. Część uczniów wiwatowała, część stała oszołomiona nie mogąc uwierzyć w to, że Potter okazał się najlepszy.
*Phi* Ignoranci!
Ja bym nie mogła uwierzyć, gdyby NIE okazał się najlepszy...

- Mamy zwycięzce. -Zabrzmiała McGonagal nie dość pewnie, ale stanowczo i na tyle głośno aby wszyscy ją usłyszeli. –Mamy jeszcze trochę czasu więc może jest ktoś kto zechce rzucić wyzwanie zwycięscy.
Sądzę, że te dwadzieścia osób wyląduje w szpitalu w dwie godziny. Myślę, że to wystarczy na wszystkie pojedynki...
A pozostałych zapraszamy na skromny poczęstunek.

-Może ja spróbuje. –Spokojnie odezwał się Dumbledor, powoli wstając.
„O nie”, taka była pierwsza myśl Harryego.
To teraz obstawiamy kto wygra... *zapisuje kolejne głosy na Pottera*
*patrzy na rosnący stos kartek* OK, to kto jest za Dumbledore’em? Będzie szybciej.

Przecież nie może odrzucić wyzwania dyrektora. Nie ma mowy żeby udało mu się go pokonać. Poza tym dyrektor walczy inaczej niż wszyscy, używał w większości transmutacji. Jeśli Albus zacznie walczyć tak jak w pojedynku z Voldemortem, w ministerstwie, już po nim.
Ale zapewne stanie się coś nieprzewidywanego, co przyniesie Potterowi wygraną. Tzw. pomyślne aŁtorskie wiatry.
Przewidywalna ta nieprzewidywalność.

Chociaż? Właśnie coś mu przyszło do głowy, może się udać i będzie to najkrótszy pojedynek dzisiejszego dnia.
A nie mówiłem? :D
Mówiłeś, mówiłeś...

Dyrektor już wszedł na podium i czekał na pozwolenie rozpoczęcia walki. Dostojny ukłon i od razu Harry poczuł straszny ból w głowie, chociaż Dumbledor nie podniósł nawet różdżki. Gdzieś o tym słyszał. Dyrektor używa magii umysły aby zyskać przewagę. Gdy przebije się przez jego oklumencje będzie mógł tak poprzestawiać mu myśli żeby nie mógł się skupić, a jeśli nawet nie to zada mu sporo bólu i wymęczy. Tak walczyli czarodzieje dawniej. Magia, umysł i miecz trzy składniki średniowiecznych pojedynków.
hA! Wiedziałem, że mój historyk kłamie!
Chyba przeoczyłam miecz...

Skup się, skup się, SKUP
ZŁOMU
XD

Teraz może przejść do swojego planu. Najpierw wystrzelił tylko Expeliarmusa, tak dla niepoznaki, żeby zająć czymś dyrektora.
Nad takim zaklęciem będzie siedział ze trzy najbliższe godziny...

Widzowie spodziewali się czegoś bardziej widowiskowego niż podstaw, a tu taki psikus.
Takie Prima Aprilis. Dość szybko mijają te różne święta...
Lada chwila będzie Święto Zmarłych.

Najszybciej jak się dało, chwycił się za plecami, prawą ręką za drugi przegub, na którym miał swój magiczny zegarek, uruchamiając umysł.
*wierzga nogami, próbując się wydostać z pułapki, w jaką się zaplątał, próbując naśladować Pottera*
Od dawna nieużywany umysł zapalił dopiero za trzecim podejściem.

Aż do tej pory nie był pewny czy zadziała, ale zadziałało. Expeliarmus, a różdżka dyrektora poleciała prosto w jego stronę, czyli za plecy Albusa. Teatralnie przyłożył swoją różdżkę do tyłu głowy Dumbledora, który nawet nie drgnął.
Że tak powiem: Jesteś zjawiskowy!
Teraz będą czułe szepty...

- Przegrałeś starcze. –powiedział tak cicho, aby tylko dyrektor go usłyszał. Nie było to proste bo żadna osoba w wielkiej sali nie odważyła się nawet głośniej odetchnąć.
Masowe samobójstwa w Hogwarcie to już norma.
Wiedziałam.

Straszne, żenujące, nieodpowiedzialne, szalone, wielki, klaska, koniec takie słowa przemykały w głowach ludzi zebranych w Wielkiej Sali.
Klaska? Komuś potrzebny psychiatryk...

Dumbledor odwieczny postrach Voldemorta, na łasce Pottera, on się teleportował jak?
Że what?!
Na mnie nie patrz...

Potter wyszeptał coś do ucha dyrektora i po chwili „łup”. Harry poczuł jak upada na ziemie i wypuszcza różdżki. Jakaś siła pociągnęła go do tyłu.
"Wzgórza mają oczy 3"
Ale co takiego szeptał Harry Albusowi?

Nie mógł uwierzyć, jakim cudem dyrektor go obezwładnił bez różdżki. Czy to właśnie była magia bez różdżkowa?
Uroczyste pożegnanie różdżek już po nowym roku! Zapraszamy wszystkich chętnych!
Ollivander pakuje manatki.

Teraz nawet nie próbował wstawać, zmęczył się. Mina dyrektora nie wróżyła nic dobrego, jeszcze nigdy nie widział dyrektora tak „wkurzonego”, gdyby wzrok mógł zabijać, Potter już by nie żył.
Kto wie, co jeszcze skrywa w sobie dyrektor...

Nie było co się dziwić, przechytrzył tak zwanego największego czarodzieja w dzisiejszych czasach. Dumbledor mógł stracić reputacje, na którą tak długo pracował, przez jednego dzieciaka. Kiedy powoli zbliżał się do leżącego na plecach Harryego, ten już czuł, że będzie gorąco.
Dumbledore podkradł zaklęcie ocieplające z jednego z ostatnio analizowanych opek.
Ale w jakim sensie gorąco?

- Musisz się jeszcze wiele nauczyć smarkaczu, - powiedział cicho pochylając się nad Harrym.- masz bardzo ciekawe zabawki.- mruknął patrząc na zegarek na lewej ręce. Sięgnął w jego kierunku, zapewne w celu skonfiskowania go.
Wtedy Harry rzucił w niego grabkami, tak, że piasek dostał się do oczu Dumbledora.
Mamoooo! On chciał mi zablać zegalek!!!

Zrobił to tak szybko, że Harry nawet nie zdążył zareagować. Ale nie wiedzieć czemu Dumbledor tylko wydał z siebie stłumiony krzyk.
To przez ten piasek.

Potter spojrzał na swoją rękę i nie mógł uwierzyć w to co widzi. Przez przypadek z rękawicy wysunęły się „jego pazurki” i ręka dyrektora została przebita na przelot srebrnymi ostrzami. Albusa sparaliżowało, nawet nie drgnął, patrzył tylko na cieknącą z ręki krew.
O, cieknie! - zauważył Dumbledore.
Przypatrując się ręce z fascynacją.

Harry zauważył, że szpony u drugiej ręki również się wysunęły. Podniósł je do szyi dyrektora, który teatralnym gestem odchylił głowę do tyłu.
Wtedy publiczność zaczęła klaskać i wiwatować, a kurtyna powoli zaczęła oddzielać od nich aktorów.
Reszta jest milczeniem.

- Gramy dalej czy uznaje pan remis? – Zapytał. Skupił się na ukryciu „pazurków”. Kiedy zniknęły dyrektor jęknął cicho, ale szybko się opanował. Harry sturlał się z podestu, zostawiając krwawiącego przeciwnika, podniósł różdżkę z podłogi i szybkim krokiem opuścił Wielką Salę.
Musiało być ciężko przez ten gąszcz samobójców.
Prawie jak Czarny Czwartek.

Nigdy nie zapomni min ludzi skierowanych w jego stronę, strach, szacunek, nieufność, radość, każda twarz była inna.
Co dwie twarze, to nie jedna.
Ostatecznie Fred i George już rzucili szkołę...

Widać było, że na sali są zarówno zwolennicy Dumbledora, jak i jego fani.
A to się czymś różni?
Ci drudzy tylko piszczeli i żądali autografów.

Po tym co zrobił, Dumbledor może go z czystym sumieniem wyrzucić ze szkoły, uznając, że jest groźny dla uczniów. Wmawiał sobie tylko: „To była tylko gra, zrobiłam to niechcący.”
Zawsze się tak mówi. A potem jest te dziewięć miesięcy...
„Gra” Harry’ego i Dumbledore’a... Harry zmieniający płeć... Klaruje mi się pewien obraz.

Przyjdź o ósmej, do starej klasy eliksirów , postaraj się nie pokazywać, bądź sam. Chcemy z tobą porozmawiać (to ważne).
Lunatyk
Dumbledore urządza zasadzkę?
Remus wypowiada się w pluralis maiestatis?

Kiedy tylko Potter przeczytał liścik od razu postanowił o nim zapomnieć. W tej chwili najważniejszy, dla niego, był ból głowy, wywołany silnym przeziębieniem. Harry już drugi dzień męczył się z klasyczną zimową chorobą.
Taki hiroł, a z katarem nie umie wygrać. Ogrzewającym zaklęciem go!

Zaczął się zastanawiać czy nie przeprosić swojej dumy i nie poprosić o pomoc w wyleczeniu się, pani Pomfrey. Do tej pory przyjął już mnóstwo eliksirów, powinien być po nich bardziej zdrowy niż normalnie, ale nie był. Nie wiedząc czemu eliksiry na niego nie działały, żaden mu nie pomógł.
Lekarze mieli swój strajk, więc czemu nie eliksiry?
Chcą mieć więcej miejsca na półkach.

Przez lekko uchylone drzwi zobaczył wsuwającą się do pokoju głowę z fioletowymi dziś włosami, należącą oczywiście do Tonks. Kiedy Harry zobaczył uśmiechniętą twarz dziewczyny, od razu jego humor się poprawił i jakby zapomniał o swoim przeklętym już katarze.
Chyba muszę ją użyć - pomyślał Harry - Może to pomoże?
S*per katar!

- Kiedy ślub?- Zapytał, tak żeby Tonks tego nie usłyszała. Lupin wybuchnął śmiechem. Harry jeszcze nigdy nie widział go w takim stanie.
- No wiesz co? My przychodzimy z poważnymi sprawami, a ty o głupoty się pytasz.
Kwintesencja małżeństwa.
Nie da się ukryć.

- Ach, tak. Harry przedstawiam ci szefa biura aurorów, oto Filius Goshawk (...) Zgadza się. Zapewne wielu uczniów chciało by uściskać moją matkę, a jeszcze więcej udusić za to, że dzięki niej mają jeszcze więcej nauki.- Harryemu coś świtało, że autorka podręcznika do nauki zaklęć miała duży wpływ na zmianę systemu nauczania w szkole kilkanaście lat temu, ale nie był pewny o co dokładnie chodziło.
Chciała wycofać jeden z podręczników, w którym była wzmianka o homoseksualnych jednorożcach.

- Człowieku, przecież ty jesteś czarodziejem. Takie choroby leczy się przez pół godziny jednym eliksirem.- Wtrącił Filius. Kręcąc powoli głową na boki.
- A to ciekawe, bo ja już brałem masę eliksirów i jakoś żaden nie pomógł.
- Co brałeś?- Wyglądało na to, że aurora zaintrygował przypadek Pottera.
Kokę, herę...
Proszek do pieczenia...

- Czyli codziennie brałeś jaki eliksir. To już wiemy czemu nie możesz się wyleczyć. Nie można brać eliksirów bez przerwy, szczególnie wzmacniających. Przypuszczam, że twój organizm się uodpornił na eliksiry, jak chcesz to pobierz ich jeszcze kilka dni, to się uzależnisz, będziesz miał dowód. Teraz to już nic ci nie pomoże, musisz odleżeć swoje i wyleczyć się po mugolsku. Sam sobie naważyłeś kłopotów, teraz lepiej przez jakiś czas, nie bierz niczego co jest mokre i czarodziejskie
*maskojarzenia*
Kłopotów było dokładnie 4,78 kg.

- Czytałeś dzisiejszą gazetę?- Zapytał krótko Remus i widząc minę Harryego, od razy zaczął kontynuować.- Czyli nie wiesz, że w ministerstwie jest wielka afera po wczorajszych wyborach i dzięki Dumbledorowi, w śród aurorów masz przypiętą etykietkę „czarnoksiężnika”.- Powiedział tak szybko, że do Potter na początku to nie dotarło. Czarnoksiężnika on, to dobre.
Ano!
A Remus kontynuował rozpoczynanie.

- Na początek Knot oficjalnie zrzekł się tytułu ministra, nic specjalnego. Oddał tymczasowe sprawowanie władzy w ręce Dumbledora, aby ten poprowadził wybory nowego ministra.
A ministrem Czarodziejskiego Futbolu zostaje...
Jutro wybory w Brytyjskim Związku Quidditcha.

Albus, jako że mamy czas wojny, zaproponował triumwirat. Trzech niezależnych ministrów, tak aby mogli się kontrolować i żeby żaden nie mógł być pod kontrolą Voldemorta.
Strzeż się! Korupcja jest wszędzie!

Dumbledor nigdy nie chciał ministerialnego stołka, ale zmienił zdanie,
Połasił się na kasę, to jasne.
No wiesz?! Od razu go posądzasz o nie wiadomo co! Może po prostu brakowało mu mebli...

drugim Elfias Doge, jego szkolny przyjaciel, pełniący wcześniej funkcją szefa Departamentu Transportu Magicznego i trzeci co najbardziej zaskakując. Aberforth Dumbledor, młodszy brat Albusa. Chodzą pogłoski, że dyrektor ściągnął go tu z Francji specjalnie po to, żeby zajął to stanowisko, które już mu szykował od dawna.
Harry Potter & Skorumpowany Świat Czarodzieji.
Korupcja może i nie, ale nepotyzm na pewno.

Albus pokonał Grindelwalda w 1945 roku, możesz łatwo obliczyć ile oni wszyscy mają mniej więcej lat, skoro podczas tej afery z Gellertem mieli około dwudziestu.
Czarodziejska matematyka part kolejny.

Dlatego wielu sceptyków nazwało ich „trio starszych pierników”.
Lub 'Leśne dziadki'.

w ministerstwie jest prowadzona cicha akcja przeciwko tobie. Ministrowie poważnie wzięli się za rządzenie już od pierwszej godziny. Cała ta trójca, uważa że jesteś groźny dla społeczeństwa, na początku nie wiedziałem o co w tym chodzi. Teraz już się domyślam, oni się ciebie boją.
Tak jak ja Mohindera w trzeciej serii "Heroes"! 0_o"
Ministrowie pracujący od pierwszej godziny? Od razu widać, że to fikcja.

Teraz to wszyscy ciebie uważają za kres Voldemorta, szczególnie kiedy zacząłeś pokazywać co potrafisz. Walka na Pokątnej strasznie podniosła twoje notowania.
W przeciwieństwie do notowań dolarów.

Tego boi się dyrektor, że zabierzesz mu tytuł „największego”.
*niechcęwiedziećwięcej*
*parsk*

on próbuje się ciebie pozbyć, podburza ludzi przeciw tobie. Jeszcze jedno, nie wiem czy to prawda i szczerze mówiąc nie chce wiedzieć, ale Dumbledor napomknął coś, że jest możliwe, że miałeś coś wspólnego z kradzieżą w Gringocie, bo tego dnia prawdopodobnie nielegalnie opuściłeś szkołę.
Nie wystarczy go po prostu odstrzelić?

- Rozumiem Lupina, przyjaciel mojego ojca, mój przyjaciel, chce mi pomóc. Tonks najlepsza dziewczyna pod słońcem, też oczywiste, ale pan. Czemu szef aurorów, zdradza mi tajemnice o których nie powinienem wiedzieć? Czemu mi pan to wszystko mówi? Czemu chce pomóc? Przecież jeśli ktoś się dowie straci pan prace.
A ministerstwo płaci dużo.
Dumbledore tnie koszty.

- Na początek mów mi po imieniu, będę zaszczycony. Mówię ci to wszystko, bo chcę ci pomóc. Zapamiętaj sobie, że masz we mnie sojusznika, a co za tym idzie wszystkich aurorów, ale jeśli dostanę konkretne rozkazy, będę musiał je wykonać. Chcę ci pomóc bo mnie pokonałeś.
*kiwa głową* Logiczne.
*też kiwa głową*

- Zapytam inaczej, Filius jesteś aurorem, najlepszym jak mniemam. Co ty byś zrobił na moim miejscu?- Wreszcie dobrze dobrał pytanie.
- Tak na początek to poszedł do skrzydła szpitalnego, może pielęgniarka jakoś wyleczy cię zaklęciami. A potem co bym zrobił? Zniknął, wpełzł do jakiejś nory i zaszył się przez jakiś czas. Ludzka pamięć jest krótka, a szczególnie pamięć Dumbledora. Za jakiś czas gorączka w ministerstwie opadnie, wszystko ucichnie i jakoś się potoczy. Jedno jest pewne, nie możesz dać się wyeliminować z gry, bo możliwe, że tylko tobie uda się nas wyciągnąć z tego bagna.
Najlepiej poproś Voldzia o pomoc!
Do jutrzejszego poranka dyrektor nic już nie będzie pamiętał.

- Dziękuję wam, widzę jak wiele dla mnie ryzykujecie. Jeszcze nie wiem co zrobię, musze nad tym pomyśleć. Mam tylko jedną prośbę. Lupin czy mógł byś iść do Gringotta i przenieść złoto z mojej skrytki do jakiejś innej, na inne nazwisko, tak żeby nikt nie wiedział, że należy do mnie. Niechciał bym aby ministerstwo je przypadkiem skonfiskowało.
Na Kajmany z nimi.
Albo Hawaje.

Najważniejsze było, że chłopak czuł się sto razy lepiej niż jeszcze przed kilkoma godzinami. W skrzydle szpitalnym miał trochę czasu do namysłu, zdecydował co powinien zrobić. Trzeba pozamykać, wszystkie sprawy w zamku i chyba rzeczywiście pora zniknąć, wymyślił już gdzie się na początku zatrzyma, a co potem to się okaże.
Poleci zarobić trochę miedziaków do Polski.
A potem ruszy śladem Adama Mickiewicza na stepy akermańskie.

Skoro Voldemort nabył całą swoją wiedzę podróżując, może i on tak powinien zrobić. Chyba najwyższa pora podnieść kotwicę, za długo zabawił w jednym miejscu. W szkole niczego pożytecznego się już nie nauczy, a jedynie może się nabawić kłopotów.
Wiele aŁtorek zgadza się ze zdaniem Harry'ego. Niestety.

Najpierw usiadł do biurka, pierwszy list jaki napisał był do Rona i Hermiony, wyjaśnił im wszystko to co mógł napisać, bardzo przeprosił i kazał nie ufać Dumbledorowi, co powtórzył dwukrotnie, do tego napisał że jeszcze sam nie wie dokąd pójdzie, więc niech go nie szukają.
Zastanawiam się po co do nich pisać, skoro nie spędzili na łamach tego blogaska nawet pięciu minut.
Ale informowanie ich o wszystkim mają w kontrakcie.

Drugi zaadresował do Gwardii Pottera, aby został odczytany w obecności wszystkich członków. Wyjaśnił w nim, że musi opuścić Hogwart i chce aby nadal kontynuowali działalność Gwardii, jako swojego zastępcę wyznaczył Keenera, uzasadniając, że mu ufa i ma on podobny charakter co sam Potter, to on będzie najlepszy na to stanowisko.
Bedzie bunt, coś tak czuję.

W Wielkiej Sali było już wielu uczniów, a nowi cały czas napływali do sali. Gdy szedł w stronę swojego miejsca jego uwadze nie mógł ujść wzrost liczby osób przy stole prezydialnym. Byli wszyscy nauczyciele, brakowało tylko „Wielkiego czarnego psa”, jak uczniowie nazywali Kingsleya. Oczywiście na środku siedział Dumbledor. Harry zaczął się zastanawiać, czy dyrektor teraz będzie pieścił tyłkiem dwa stołki, czy może odda komuś prowadzenie szkoły? Ale on chyba by nie zostawił dyrektorowania.
Pewnie za niego będzie sprawować władzę jakiś kolejny brat. Może jakiś, którego nie znamy?
A może córka?

Kolacja przebiegał w względnym spokoju
Za nim pojawił się kroczący dumnie Obiad.
A Śniadanie zeszła na dół.

Kolacja dobiegała ku końcowi, kiedy do sali wpadła Tonks. Widać, że była poważnie zdenerwowana. Coś się musiało stać, bo biegiem przeleciała obok Harryego i zaczęła coś cicho mówić do siedzących przy stole nauczycielskim. Wszyscy nauczyciele zerwali się na równe nogi, dyrektor krzyknął tylko, że nikomu nie wolno opuścić Wielkiej Sali i ruszył w kierunku drzwi wyjściowych, prowadząc za sobą pochód z nauczycieli i aurorów obecnych na kolacji.
A było tak rodzinnie.

- Zaczęło się to na co czekaliśmy, na pierwszym piętrze, weszli przez stary portal. „On” jest z nimi. Opanowali już prawie całą wschodnią część zamku, jest ich zbyt wielu, możemy nie dać rady. Czterech naszych już nie żyje.- Powiedziała tak, żeby tylko Harry ją usłyszał. Doskonale wiedział o co chodzi. Najwyraźniej dyrektor zostawił jakąś dziurę w zabezpieczeniach, jakiś portal. Tonks wybiegła szybko z sali, wszystkie oczy skierowały się teraz w kierunku Harryego, który stał jak wryty w posadzkę.
Trzeba było kupować lepsze antywirusy - pomyślał.
Klasyczny back door.

Co mogli sobie pomyśleć, dyrektor, ich obrońca i bohater, wyszedł bez słowa wyjaśnienia zabierając prawie wszystkich nauczycieli. Nawet najgłupsi uczniowie doszli do wniosku, że dzieje się coś niedobrego.
Ciekawe kogo aŁtor miał na myśli?
Po lekturze tego blogaska myślę, że mam całkiem sporo kandydatów...

Spojrzał na siedzących metr dalej Rona i Hermione, patrzyli na niego czekając, na jakie kol wiek wieści. Prawie sześć lat, sześć lat byli przyjaciółmi. Raz było lepiej, raz gorzej, ale byli. Byli zawsze w najtrudniejszych chwilach. Wiele razy ratowali go z największych kłopotów, albo pakowali się w nie, razem z nim. Byli w najtrudniejszych chwilach. Byli wtedy, kiedy on ich potrzebował. Byli od zawsze.
Serio? Prawie o nich zapomniałem...
Ron? Hermiona? A tak, był taki epizod. Chyba jakaś Rowling to wymyśliła...

Nawet, kiedy tego nie chciał, oni zawsze stali za nim, szli w ogień i na śmierć, jeśli tylko tam pójdzie Harry Potter, byle za nim. Tak robią prawdziwi przyjaciele, miał ich i tym się różnił od Voldemorta. Miał przyjaciół, potrafił kochać i szanować innych. Tu tkwiła ich siła, w jedności, może to jest jedyna szansa na rozpoczęcie nowych lepszych czasów, czasów bez Czarnego Pana.
*wycierając samotną łzę* Przepraszam, wzruszyłem się...
*wydmuchuje nos*

Poczuł czyjąś rękę na ramieniu. Za nim stał Brick. Jeśli ktokolwiek teraz na nich patrzył, wiedział, że ten widok powinien dobrze zapamiętać. Ślizgon i Gryfon zachowujący się jak dobrzy przyjaciele, to widok nierealny w Hogwarcie.
Za to jak najbardziej Tescowy.
Ja bym określiła go jako biedronkowy.

- Zbierz wszystkich członków Gwardii, Ron pomóż mu.
- Hermiono po raz kolejny potrzebuję twojej pomocy. Co wiesz o portalu w Hogwarcie? - Hermiona nawet nie musiała się zastanawiać nad odpowiedzią. Uśmiechnęła się tylko lekko.
Teraz to pomóż, a przedtem to co?! - krzyknęła mu w twarz.

- Dawniej uczniowie nie przyjeżdżali do szkoły pociągiem, tylko przechodzili przez portal łączący szkołę z Londynem. Portal był dziełem Slytherina. Stworzony podczas budowy zamku, z biegiem czasu stał się mało stabilny i chwiejny. Kiedy zaginął w nim chłopiec, postanowiono go zamknąć, obecnie jest już wygasły.
Hermiona jest niczym Instytut Pamięci Narodowej.
A Salazar niczym architekt-amator.

- Lord Voldemort i jego Śmierciożercy, zaatakowali zamek, ma liczną przewagę nad aurorami, zajęli dużą część zamku, są ofiary śmiertelne. - Niechciał tego mówić, ale musiał wyjaśnić im sytuacje. Niestety nie tylko oni to usłyszeli, bo za plecami wybuchły piski przerażonych dziewczyn. Po chwili milczenia, dodał to, co było dla niego najważniejsze. - Taka jest sytuacja, musicie wiedzieć, co się dzieje. Idę pomóc bronić szkoły, nie proszę i nikogo nie namawiam, żeby szedł ze mną. Jesteście jednak najlepsi, ciężko na to pracowaliście i dlatego jeśli ktoś z was chce walczyć, wezmę go ze sobą. Pamiętajcie, że nie musicie iść, jeśli ktoś z was chce tu zostać wystarczy żeby wrócił do stołu. Macie moje słowo, że nie zostanie nazwany zdrajcą, czy tchórzem. Później nie będzie możliwości wycofania się. - Czekał, nigdy nie zapomni obrazu, który miał przed oczami. Tak zdeterminowanych ludzi nigdy nie widział. Wiedział, że nikt się nie wyłamie, stanowili jeden zwarty zespół, którego nic nie rozłączy. Poczuł radość i strach za razem, być może prowadzi ich na śmierć. Wyglądało na to, że nikomu myśl rezygnacji, nawet przez głowę nie przeszła.
*pokłada się po podłodze, próbując coś zobaczyć przez łzy* Nie! Nieeee! NIE! *próbuje przestać odgrywać scenę niczym z dramatu*
Ten styl się udziela...

- Kobiety i wszyscy poniżej szóstego roku zostają, będą bronić Wielkiej Sali…
- Co, jak to? Będziemy walczyć, chcemy iść? - Protest złożyły głównie Hermiona i Ginny.
To dyskryminacja!
I obronę zwalają na kobiety.

- Z całym szacunkiem panie profesorze, wie pan, jaki jest mój stosunek do Dumbledora, a jeśli pan nie wie, to sceptyczny, tak samo do jego rozkazów. Ja opuszczę tę salę, nawet gdybym musiał wywarzyć drzwi pana głową, wyjdę stąd i wezmę z sobą, każdego chętnego i potrafiącego walczyć ucznia.
Zbiorowe samobójstwa część druga.
Coś im ta praca grupowa nie wychodzi.

Flitwick na poważnie przyjął ostrzeżenie, bo zaczął powoli wymachiwać swoją wyjątkowo długą różdżką.
Pewnie znajduje się na drugim miejscu za dyrektorem w kategorii "Największych"...

Teraz nie było już odwrotu, drzwi do bezpiecznego azylu zostały zamknięte. Stali przez chwilę w oświetlonej tylko światłem księżyca Sali Wejściowej słuchając, wybuchów i odgłosów walki dochodzących z całego zamku.
Ma ktoś popcorn? - rzucił któryś z uczniów.

Harry zaczął się zastanawiać, co robi, a może raczej nad tym, co czuje. Cieszył się. Zaczęło go to martwić.
Martwiący się pocieszacz?

Teraz poczuł jak mu tego brakowało, nie wiedzieć, czemu tęsknił za tym. Ferwor walki, władza, siła, to go ciągnęło do siebie jak jakiś omen. Czuł się znakomicie, odskakiwanie przed zaklęciami go nie męczyło, nie nużyło. Atak, atak, obrona, atak, atak, obrona i ta w kółko.
I w kwadrat, oczywiście.
Magnetyczny omen?

„Nie powinieneś był”. „Damy sobie radę”. „Zabierz ich w bezpieczne miejsce”. Same nagany, a gdzie ty wdzięczność? Uratował tyłki tylu ludziom, a ci robią mu wyrzuty.
Może gdybyś uratował resztę części ciał...

Ludzie w tłumie wyglądali jak by tańczyli, a Tom między nimi.
Tańczący z Tomem.
Stary niedźwiedź mocno śpi...

Nie cierpiał Dumbledora, Voldemorta nienawidził, ale musiał przyznać, że to prawdopodobnie dwaj najpotężniejsi czarodzieje chodzący po ziemi. Cóż z tego, za każdym razem, kiedy stawali do walki pojedynek kończył się nierozstrzygnięty. Dumbledore nie złapie Voldemorta, Voldemort nie zabije Dumbledora. Co z tego, że powalczą i wyrządzą tylko trochę szkód. W tej chwili wyglądali jak dwaj epiccy bohaterowie mający toczyć pojedynek bez końca, do dnia sądu ostatecznego.
Głębokie i pouczające. A wszystko to od Harry'ego Pottera.
No i luz. Voldi i Dumbel zajmą się sobą...

Harry spojrzał na Toma. Rozglądał się, jakby w panice, zastanawiając się z którego kąta padnie cios. Czy to możliwe żeby on wielki czarnoksiężnik lękał się dzieciaka który tak wiele razy mu się wymykał. Po chwili jego spojrzenie padło na Harryego. Jego zimne spojrzenie przenikało przez ciało i kości trafiając prosto do serca gdzie mroziło krew w żyłach. Jednak chłód, który poczuł nie trwał długo.
Zaklęcie ocieplające robiło swoje.

Harry cały czas miał wrażenie, że wszyscy próbują się dostać do niego. Może dlatego, że Voldemort wyznaczył za niego nagrodę. Tytuł „najwierniejszego” za złapanie Harryego Pottera, to ogromna stawka dla wiernego śmierciożercy.
Zawsze może iść do Milionerów.
Albo startować z Albusem do walki o tytuł „największego”.

- Kingsley chcesz mnie, wiec chodź za mną. - Krzyknął w stroną zbliżających się Śmierciożerców. Odwrócił się w stronę wielkiego okna, w którym pozostały już tylko resztki szyby. Wziął krótki rozbieg i odbijając się od betonowego parapetu wyskoczył na zewnątrz.
Nawet Harry poddał się tej samobójczej modzie.
Geronimo!

Dopiero kiedy z wysoka zobaczył zieloną już trawę szkolnych błoni, zorientował się, że popełnił kolejna głupotę. Na początku miał nadzieje, że z pierwszego pietra do podłoża jest ledwo kilka metrów i nic mu nie będzie, kiedy wyląduje na trawie. Przeliczył się, było znacznie dalej niż zakładał plan numer jeden.
Przepraszam, ale nie chcę się za bardzo potłuc, jak już zginę...
Wiesz, Harry, zawód matematyka to jednak nie dla ciebie...

Mimo to upadając, palce jego lewej wciąż bezwładnej dłoni powyginały się pod dziwnym kontem.
Tym na Kajmanach.

- Widzę, że wybrałeś stronę, po której chcesz stać Kingsley.
- Nie musiałem wybierać, jest tylko jedna odpowiednia strona.
Ruch prawostronny.
Raczej lewostronny. Wciąż jesteśmy w Anglii.
Mandat!


- Wiec przypuszczam, że gonisz mnie, bo chcesz rewanżu za ostatnią walkę. Mając za sobą kilka innych psów, to nietrudne. - Puścił jakby w powietrze. Śmierciożercy stojący za Shackleboltem podnieśli różdżki do góry, ale zostali zatrzymani przez swojego dowódcę.
- Mogę z tobą walczyć zawsze i wszędzie, z obstawa czy bez i tak będę lepszy… - złapał przynętę, powiedział to na co Harry czekał.
Harry pociągnął wędkę, a SHacklebolt zaczął się szarpać, próbując znowu wrócić do wody.
- Spełnię twoje trzy życzenia, tylko mnie puść! - wychrypiał.

Próbował go obezwładnić, łapiąc „na lasso”. Bardzo ciekawe zaklęcie, przydatne na przykład na agresywne wilkołaki. Odpowiedział zaklęciem noży, które było idealną tarcza na ten czar. Potem Sectusempra
A następnie Sepultura.
Najlepsza jest ta edukacyjna wstawka.

Po kilkunastu innych klątwach Kingsley postanowił skończyć. Kiedy Harry usłyszał słowa Avada Kadavra w jego żyłach popłynęła jakby chłodniejsza krew.
To zaklęcie mrożące krew w żyłach?
A mugole muszą się zadowalać horrorami...

Nie istniała absolutnie żadna tarcza na to zaklęcie, nie myśląc wiele odskoczył w bok turlając się kawałek po ziemi. Odpowiedział tym samym, wykonując szybki obrót w stronę Śmierciożercy. Dopiero kiedy zaklęcie było w połowie drogi dotarło do niego co zrobił. Zaczął się modlić, aby jego przeciwnik odskoczył. Miał cichą nadzieję, że jego pierwsze śmiertelne zaklęcie będzie niedoskonałe i niezadziana. Nie mógł zabić człowieka, tu nie ważne było kim był, aurorem czy śmierciożercą. Był człowiekiem i cokolwiek by zrobił nie zasługiwał na śmierci.
Honorowy Harry.
I nienadziane zaklęcie.

Kingsley padł na tą samą mokrą trawę (...) Potem zamknął oczy i przyłożył czoło do mokrej ziemi. Było cicho strasznie cicho, walka musiała się już skończyć. Nie obchodziło go kto wygrał. Zginie czy będzie żył nadal, bez znaczenia. Pozbawił człowieka życia i to było nie fair. Nie względem jego ofiary, lecz względem całego świata. Nie powinno tak być, żeby jeden człowiek mógł pozbawić życia drugiego.
Harry powinien jednak wystartować do fotelu prezydenta... Albo nie, lepiej sprawdziłby się w roli Miss Hogwartu.
W porządku by było, gdyby inni zabijali za niego.

Ktoś pociągnął go za ramie, odwracając na plecy. W jasnym wschodzącym słońcu zobaczył smutną twarz Filiusa, z tyłu stało kilku jego podwładnych. Całe towarzystwo dopełniały osoby braci Dumbledor i Elfiasa Doga.
Dalej stali bracia Cugowscy, Mroczek i Kaczyńscy.
I siostry Olsen.

- Harry James Potter, syn Jamesa Pottera i Lilly z domu Evans. Zostaje zatrzymany przez biuro aurorów dnia dzisiejszego na czas nieokreślony. Zostaną panu postawione zarzuty zabicia aurora, używania czarnej magii w tym zaklęć niewybaczalnych, aktywnego śmierciożerstwa. Dodatkowo jest pan podejrzany o branie udziału we włamaniu w Gringocie. Mamy rozkaz przetransportować pana do Azkabanu, gdzie pozostanie pan do czasu przesłuchania w Ministerstwie Magii.
Teraz! Użyj mocy Wolverina!
Skazany na Azkaban.

Trafi tam gdzie los prowadził go od urodzenia, do Azkabanu. Tam jest miejsce mordercy, jakim się stał.
Po tej chorobie Harry zrobił się taki ckliwy...
I to jest kolejny argument, drogie dzieci, przemawiający za tym, żeby nikogo nie zabijać.

Budynek był wysoki, o podstawie na kształt koła. Przypominał ogromną wieżę, z malutkimi okienkami.
Nie da się ukryć, że tak powiem.

Dostrzegł inną drogę ucieczki. Obiecał sobie, że jeśli jego zabawka znowu ocali mu tyłek, to w przyszłości będzie używał jej tylko w ostateczności. Chwycił prawą ręką za zegarek i zniknął bez żadnego ostrzeżenia.
Uwaga - krzyczy Mrohny - Znikam!
Zabrał Pierścień Bilbowi.

- Zastanawiałem się czy będę cię musiał znowu wyciągać z kłopotów, czy poradzisz sobie sam. Zaskoczyłeś mnie, obstawiałem pierwszą wersją. Cieszę się, że cię widzę.
Harry nic nie odpowiedział na te powitanie.
Też mi wychowanie.

Zastanawiał się tylko czy to dobrze, że nie poniesie, żadnej kary. Stracił różdżkę to była największa strata. Czuł się bezbronny, jakby nagi. Ciekawe co się stanie dalej.
Ubierze się?
To nie takie pewne.

Kiedy dziesięć minut po tych wydarzeniach, do ministerstwa dotarła wiadomość o ucieczce Harryego Jamesa Pottera, na nogi zostały postawione wszelkie służby mogące ustalić, gdzie się znajduje i jak to się stało, że Potter znowu się wymknął.
Może ja pomogę: magia!
Przecież mówię, że pierścień Saurona!

Albus Dumbledor, jego brat oraz ich przyjaciel Elfias siedział w nowo objętym gabinecie Ministra Magii. Nikt się nie odzywał, nikt nie miał nawet takiego zamiaru. Wszyscy trzej byli typowymi analitykami
Mrohny też tam siedział, lecz on był Analizatorem.
I Miss Derisive też.

To ostatnia analiza... w roku 2008, dlatego chcieliśmy wam życzyć zajebiście mało-aŁtoreczkowych Świąt i Nowego Roku. I żebyśmy w kolejnym roku znowu się zaśmiewali i bez przerwy kwikali. Tym razem z nowymi analizatorami i - mam nadzieję - czytelnikami...

czwartek, 11 grudnia 2008

Harry Matematyk part II

Oto przed wami częśc druga Matematycznego dzieła. Dzisiaj dodatkowo redoks, nowa strona Filcha, styl Harry'ego i co jest lepsze niż 'Danio'...
Towarzyszy Miss Derisive.

Winda ruszyła w duł i po chwili stał już na końcu długiego korytarza, idąc nim mijał drzwi z nazwami różnych biur. W końcu zatrzymał się przed drzwiami, których szukał, tabliczka na drzwiach głosiła: Minister Magii, Korneliusz Knot. Zapukał i wszedł do sekretariatu, lewitując, Malfoya. Za biurkiem siedziała starsza, elegancka kobieta, pisząca jakieś dokumenty.
- Wynocha, ja tu piszę dokumenty! - wykrzyczała - Do cyrku nie w tą stronę!

Harry bez słowa zapukał do drzwi i wszedł. Korneliusz Knot siedział za eleganckim biurkiem, w dużym i bogato zdobionym gabinecie. Pokuj był zastawiony różnymi rzeźbami i innymi dziełami sztuki.
I z pewnością nie był mroczny!
Chyba że dzieła sztuki wyszły spod różdżki Voldzia.

- Witam Panie Ministrze, mam pańską zgubę.- Powiedział Harry wskazując na związanego Lucjusza. Knot siedział za biurkiem z głupią miną i otwartymi ustami.
Czyli był bardzo naturalny.

Wydaje mi się, że ten człowiek powinien siedzieć w Azkabanie.- Tu wskazał na Lucjusza. - Bez wątpienia tak powinno być. Ale jak udało ci się go złapać?Przecież Aurorzy cały czas szukają Śmierciorzerców i bez skutków.- Powiedział wstając, już bardziej pewny siebie Minister.
Teraz wszystko pójdzie gładko - sklonujemy Harry'ego, który wraz z resztą Harrych będzie łapać Smiercierzerców (kimkolwiek oni są), a my będziemy mieć spokój - obmyślał cały czas Knot.
A jak śmierciożercy wybiją Harrych, tym lepiej.

- Naturalnie- Podszedł do biurka i wsadził rękę pod blat, już po chwili koło niego stało dwóch dobrze zbudowanych Aurorów.
Chowam ich pod biurkiem - dodał, gdy zaskoczony Harry spoglądał na mężczyzn.

- Dostaniesz nagrodę za złapanie Lucjusza Malfoya, nawet nie wiesz jak jestem szczęśliwy. Ministerstwo od bardzo dawna nie złapało żadnego poplecznika Sam-Wiesz-Kogo. Czy mógłbym cię jeszcze w jakiś sposób wynagrodzić za zasługi dla Ministerstwa.- Harry wiedział, że dostanie wszystko, o co poprosi, to jest szansa.
- Właściwie, jest taka rzecz, potrzebuję licencję na teleportację.
- Żaden problem, dla ciebie wszystko, tylko czy na pewno potrafisz się teleportować? Tego musze być pewien.- Powiedział Minister uśmiechając się. Harry tylko pokiwał głową. -Właściwie to takie pozwolenie powinien wystawić Departament Komunikacji Magicznej, ale ja też oczywiście mogę.- Sięgnął do szuflady biurka i wyjął niewielki pergamin. Przez moment pisał po nim piórem, a następnie podał Harryemu, który nawet nie czytając schował go do kieszeni.
I tak bez koperty? Śmierdzi mi tu spiskiem...
Czarodzieje wymyślili magiczną formę przelewów.

-Nie chcieliśmy informować czarodziejskiej społeczności o ucieczce Śmierciorzerców w te wakacje, żeby nie siać niepotrzebnej paniki. Jednak i tak ktoś powiedział za dużo i prawda wyszła na jaw, tak, że teraz wszyscy wiedzą, że w Azkabanie nie ma żadnego, Śmierciorzercy. Złapanie Malfoya znacznie podbuduje morale wśród czarodziei.
Mamy osadzonego aż jednego Śmierciorzercę! Cieszmy się i radujmy się dziś!
Teraz złapiemy drugiego i nasz wynik poprawi się o 100%!

Mam tylko do ciebie jedną sprawę. Mów mi po imieniu, „Panie Ministrze” brzmi strasznie urzędowo.- Zakończył zadowolony Minister. Harry chciałby zobaczyć minę Dambledora, kiedy w jego obecności zwraca się do ministra po imieniu.
Harry przyciąga mężczyzn jak magnes. Najpierw Remus, teraz Knot. Co się dzieje z tymi ludźmi?!
Feromony, te sprawy...

Harry skierował się do hollu
Holluwooddu.
This is his road to holl...

otworzyła mu kobieta w średnim wieku, o długich czarnych włosach, to musiała być ciotka, Kete.
Rozumiem, że ktoś może nie lubić czarnych włosów, ale żeby od razu nazywać Kete 'ciotką'?!
Niedysponowana była, no.

- To nie możliwe, Kete postanowiła przenieść się do rodziców do Stanów.
Teraz robi karierę w Holluwooddu.

To dobrze w Stanach Zjednoczonych powinna być bezpieczna, miał nadzieję, że tak daleko Voldemort nie sięga, tam jej nie znajdzie.
Stany Zjednoczone znajdują się bowiem w innej galaktyce.
A przynajmniej w innym wymiarze.

zabrał Peleryny Niewidki. I po co mu teraz dwie, może się jeszcze kiedyś przyda dodatkowa i miał jeszcze różdżkę, Malfoya, którą mu zabrał.
Co za dużo to nie zdrowo. To może ją sprzedaj?
Gdzie tam, popyt na różdżki spada. Nada się najwyżej na opał.

Może być śledzony, teraz najważniejsze było jej bezpieczeństwo. Bezpieczeństwo Kete jest najważniejsze. Wrócił do swojego pokoju w domu przy Grimmuald Place
ponieważ bezpieczeństwo Kete najważniejsze jest.
Przestąpił próg, bo tym, co najważniejsze, jest bezpieczeństwo Kete.

Jak dowiedzieliśmy się od jednegoz naocznych świadków zdarzenia, dnia 10 Sierpnia, około godziny ósmej rano, wgłównym holu Ministerstwa Magii, aportował się nie,
To aportował się czy nie?

aportował się nie, kto inny jak słynny panHarry Potter, poszukiwany przez Ministerstwo i od ponad tygodnia uważany zaporwanego przez Tego, Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać?
A może jednak wolno?
Tylko jeśli jesteś Zaporwanym Harrym.

Więc, w jaki sposób naszemuwybrańcowi, udało się wydostać z niewoli Sami-Wiecie-Kogo? Tego niestety nieudało nam się ustalić, a może cała afera z porwaniem Pottera była zwykłą bajkąwyssaną z palca?
Albo z innej kończyny.
Albo z... *urywa, by chwilę pomyśleć* ... z włosów.

Pan, Potter teleportował się, (mimo tego,że nie ukończył jeszcze siedemnastu lat i nie posiada licencji na teleportacje.)ze związanym Lucjuszem, Malfoyem, który został skazany, przez Ministerstwo, nadożywocie w Azkabanie, gdzie powinien się znajdować, od czerwcowych wydarzeń wDepartamencie Tajemnic.
Raz, dwa, trzy, cztery... *liczy źle postawione przecinki *
Raz, dwa, trzy. *liczy dobrze postawione przecinki* Pierwsza!
Zachowujesz się jak na łOnecie.... ech... Drugi!

Jak to możliwe, że szesnastoletni chłopakzłapał Śmierciorzerce poszukiwanego przez Ministerstwo, od ponad miesiąca?
Cheatował pewnie.
Znalazł kody w internecie.

Za zasługi dlaMinisterstwa Magii, pan, Potter dostanie nagrodę w wysokości 500 Galeonów.
Widzę, że Ministerstwo szasta kasą.
Nadwyżkę budżetową mają czy co?

Kiedy Harry pierwszy razzobaczył ten artykuł nie źle się wkurzył.
A można wkurzyć się dobrze?
W każdym razie można się wkurzyć porządnie. Wiem coś o tym.

Harry jakieś pół godziny temu, został poproszony przezLupina o zejście na duł.
Jeśli jeszcze raz zobaczę podobny błąd, to zejdę. Niekoniecznie na 'duł'.
Tak, niech Harry zejdzie!

kiedy Harry wychodził w oczy rzucił mu się Kingsley. Spojrzał na niegoi delikatnie przejechał palcem po swoim policzku z blizną.
Przychodzi mi na myśl tani podryw, gdzie Harry, zamiast przejechać sobie po piersi, dotyka blizny...
Blizna na czole została odsunięta od akcji.

W tedy zobaczył wjego oczach to coś, już wiedział, że to, co powiedział Malfoy o Schackleboltciebyło prawdą.
Wiedział, że wiedział, że powiedział? Translate, pls!

Teraz to wszystko zależało od Pottera czy powie o wszystkimdyrektorowi, a powie na pewno, a może nie, on w końcu nie ufa już dyrektorowi.
Harry zmienia zdanie tak często, jak kobieta w ciąży.
Myślisz?...

Był już wieczór, wczoraj rano Harry oddał Malfoya Ministrowi i wrócił doswojego domu, od tego czasu pod drzwi jego pokoju wędrowały istne pielgrzymki.Pani Wesley, Hermiona, Pani Wesley, Ron, Pani Wesley, Lupin
Ron, Pani Wesley, Remus, Jarosław, Hermiona, Grażynka, Pani Wesley...
Powiedz nam, o oświecony, jaki dźwięk wydaje jedna klaszcząca dłoń?
Niezły Gospel...

Musiał się uczyć, przyrzekł sobie, że zrobi wszystko, abyzaprowadzić spokój i pozbyć się Toma i jego ludzi. Uczy się dla zemsty, takzemści się, na Voldemorcie, Bellatriks, Dambledorze.
Najpierw zemści się na Tomie, a potem dodatkowo na Voldziu, tak? Dobrze zrozumiałem?
A na deser zostawi sobie zemstę na Riddle’u.

Po przeczytaniu mniejwięcej połowy książki zaczął zmieniać swój pogląd na temat Czarnej Magii.Musiał przyznać, że zapewnia potęgę i wielkość temu, kto jej używa. To byłaksiążka dla początkujących, ale były w niej takie czary i zaklęcia, których niepowstydziłby się żaden czarnoksiężnik.
Bo potężni czarnoksiężnicy nie czytają popularnych książek.

Nie wiedział, w jaki sposób tyle zaklęć weszło do jegogłowy, w tak krótkim czasie.
Z głupoty tego opowiadania, niestety, żadne zaklęcie nie wchodzi mi do głowy. Ani nigdzie indziej.
Czarna pustka przemieniła się w czarną dziurę i wciągała wszystko, co się dało.

Musiał przerwać rozmyślenia, bo właśnie przezotwarte okno wleciała duża Płomykówka z listem przywiązanym do nóżki, za oknembyło już ciemno.
Muszę przerwać pisać, bo idę sobie po kolejny kubek herbaty. A moja siostra zjada ciasteczka.

Szanowny panie Potter.
Ze względu na pańskie zasługidla Ministerstwa Magii, Główny Departament Przestrzegania Prawa przyznaje panu nagrodę za złapanie i oddanie w ręce Ministerstwa, Śmierciorzercy, Lucjusza Malfoya. Nagroda w wysokości 500 Galeonów zostanie dostarczona do pańskiej skrytki w banku Gringota.
Nawet w świecie czarodziejów brukowiec zawsze wie wcześniej, niż Ty.
Dumbledore też.

Ministerstwo postanowiło także przyznać panu tytuł Łowcy, a co za tym idzie ma pan pozwolenie na używanie wszelkiej znanej panu magii i zaklęć niewybaczalnych. Życzymy dalszych sukcesów w walce ze złymi mocami.
Dodatkowo przesyłamy Panu miecz świetlny samego Mistrza Yody.
Buu, i jak teraz Harry może być mrocznym łamaczem prawa?

Był strasznie głodny, ubrał się w stare, za durzedżinsy
Teraz nawet Danio nie jest w stanie pokonać głodu. Zrobią to 'durzedżinsy'!

zszedł na duł.
A wydawałoby się, że Word podkreśla błędy.
Word ma czasem dziwne odchyły.

-, Kim są Łowcy?- Zapytał od razu, kiedy tylko weszli dosalonu.
- Łowcy to czarodzieje- zaczął nieco zaskoczonynatychmiastowym pytaniem-, którzy walczą … ze złem.
Albus założył Gwardię Dumbledore'a, aby nie być gorszym od nich.

Wyłapują Śmierciorzerców,tropią i zabijają Wampiry, Wilkołaki, Orków i inne niebezpieczne stwory.
Ich przywódcą jest człowiek nazwany Sarumanem, mający żonę Usagi Tsukino i kochający się w niejakiej Mary Sue.
Smoczy jeździec i Power Ranger w jednym.

Sątrochę jak Aurorzy tylko, że ci wolą siedzieć za biurkiem i dostawać stałąpensję. Łowcy współpracują z ministerstwem i żyją z nagród, są takimi ŁowcamiGłów. Ze znanych mi osób, jedyną osobą, która ma ten tytuł jest Dambledore.
No to Harry będzie musiał wybić konkurencję. Swoją drogą ten Dambledore wszędzie się wciśnie! Za kogo on się, do cholery, uważa?
Jest podatny na sugestie aŁtora.

Po dwóch godzinach był już w swoim pokoju, wypakowując zakupione rzeczy zeswojego nowego kufra. Nowy kufer Harrego był bardzo podobny do tego, którynależał do Alastora Moodyego. Miał kilka przegródek podwójne dno i wieletajnych skrytek, a do tego był tak zaczarowany, że nic nie ważył i nikt pozaHarrym nie mógł go otworzyć.
Teraz Harry może się spokojnie zajmować handlem dragami.

Dałoby się do niego wsadzić dosłownie wszystko,prawdziwy kufer czarodziejski.
*chybamaskojerzenia*

Poza szkolnymi podręcznikami,Harry postanowił trochę wzbogacić swój księgozbiór i zakupił kilkanaścieksiążek z urokami i zaklęciami.
Chciał pewnie oczarować swoim urokiem kupujących. "A jak kupisz trzydzieści gieksów, to dostaniesz buziaczka od Harry'ego"

Jest mało dni, kiedy na Pokątnej zdarza się taki ruch jak dzisiaj, sprzedawcy już od rana cieszyli się wyjątkowo wysokim utargiem w kasach. Większość czarodziejów nawet zapomniała o wojnie i strachu panującym w ich czarodziejskim świecie.
Mowa tu oczywiście o wojnie w Iraku i strachu na giełdzie. Nie myślcie, że świat czarodziei jest pozbawiony takich problemów.
Giełda zaklęć używanych?

Przez ostatnie dwa tygodnie bardzo po lubił zajęcia jakimi są czytanie i nauka, teraz wiedział dlaczego Hermiona tak to kocha.
Już widzę, jak Harry zgłasza się zawsze pierwszy na lekcjach i grzecznie odpowiada na wszystkie pytania.
I ucisza gadających kolegów.

Na ulicy nie działo się nic niezwykłego, powoli zaczynało go nudzić to chodzenie i spojrzenia ludzi. Kiedy po dwóch godzinach był już pewien, że nic się nie wydarzy, zobaczył idącego w jego stronę starego człowieka. Dambledor zbliżał się do Harryego ze srogą miną, mówiącą „lepiej wracaj do domu”.
Ego Harry'ego jednak nie chciało odejść, mówiąc, że za wcześnie na pójście spać.
I wywiązała się krótka sprzeczka z użyciem zwrotów „Szlaban na wyjścia przez tydzień!” i „Zupełnie mnie nie rozumiesz!”.

Młody Potter był już przygotowany na konfrontacje z dyrektorem, wiedział, że kiedy tylko dyrektor dowie się, o możliwym ataku zabroni mu tu być, a tym bardziej walczyć. Na szczęście, a raczej nieszczęście, Dambledor nie zdążył dojść do Pottera, bo musiał uskoczyć przed nadlatującym w jego stronę zielonym promieniem.
To te zielone promienie od Penis Parkinson?

W pobliżu wejścia na Ulice Śmiertelnego Nokturnu zaczęły pojawiać się zakapturzone postacie, w czarnych szatach i białych maskach na twarzach. Z pewnością nie było to dwudziestu Śmierciożerców, raczej trzy razy tyle.
Harry Matematyk part III.

Voldemort, najwidoczniej musiał powiększyć swój oddział, tylko skąd tylu ich wziął. Śmierciożercy od razu przeszli do działania, rzucali przeróżne zaklęcia w kogo popadnie, nie było ważne czy jest to dziecko czy dorosły, kobieta czy mężczyzna,
homoseksualista, hetero, transwestyta, reporter TVN-u...
...polityk, emeryt, homofob...

Wyciągnął różdżkę i wystrzelił pierwszą „Drętwotę” w kierunku jednego z Śmierciożerców, który pochwili leżał już na ziemi. „Niezły początek” pomyślał rzucając tym razem zaklęcie „Furnunculus” z dziedziny czarnej magii, było to zaklęcie powodujące rozlegle oparzenia na całym ciele. Nawet nie zwrócił uwagi na to, że po raz pierwszy użył Czarnej Magii. Rzucał pokolei, każde zaklęcie jakie mu przyszło do głowy.
Alohomorą ich!

Wszyscy ludzie pochowali się w sklepach i oglądali walkę za witryn.
Po kilku sekundach Ollivander zaczął obstawiać zakłady.

Po kilku minutach walki Śmierciożerca nakreślił swoją różdżką znak X, w powietrzu. Pochwili w stronę Harryego mknął płonący czarnym płomieniem krzyż.
Ukrzyżuj go!
Zabij go! Bluźni on! Mówi, że jest Bogiem! On zagraża nam i wszystkim władcom!

Harry nie miał zielonego pojęcia co to za zaklęcie. Przeczytał kilka książek praktykujących o Czarnej Magii, ale w żadnej nie było niczego o tym co właśnie zrobił ten Śmierciożerca. „Quetres” powiedział, była to jedna z Czarno Magicznych tarcz odbijająca większość uroków. Uważano ją za czarno magiczną ponieważ odbijała i zmieniała właściwości klątw, nigdy nie było do końca wiadomo jakie jest zaklęcie odbite od takiej tarczy.
Alohomora?
Przeciwzaklęcie na czkawkę?

Istniały nieliczne klątwy na które nie działa tarcza Quetresi najwyraźniej to była jedna z nich bo czarny znak X przeszedł przez tarcze i uderzył Harryego w lewe ramie.
Harry oddał mu kopniakiem w lewe policzko.

Kiedy po kilku minutach zdecydował się i otworzył w końcu oczy, zobaczył szpitalną salę ze ścianami pomalowanymi na białymi, nie było tu nic prócz jednego łóżka
*z nutką radości* Szpital psychiatryczny?
Ściany pomalowane białymi... Mnie to brzmi rasistowsko.

nie było tu nic prócz jednego łóżka, szafki nocnej i dużego okna wpuszczającego mnóstwo zachodzącego już słońca.
Kurde, a zapowiadało się tak dobrze.
Potężny kawał ciała niebieskiego wylądował na podłodze.

- Nazywam się Gas Fregrich, jestem uzdrowicielem w Klinice Magicznych Chorób i Urazów Szpitala Świętego Munga.
Nazywam się Gas i wykonuję badania gazometryczne.

Jak się czujesz?- Powiedział to bardzo rzeczowym i zadowolonym głosem, po kilku minutach jeżdżenia różdżką nad ciałem Pottera.
Obecnie? Drażnisz mnie pan tym kijkiem!
Zadowolony? Po jeżdżeniu kijkiem?... *przyznajęsięmamskojarzenia*

Nie mógł poruszyć dłonią, natychmiast zaczął sprawdzać inne części swojego ciała poza ręką było wszystko w porządku, nie licząc strasznego bólu w prawej kostce.
No i braku erekcji w lewej... znaczy się... Ogólnie.

Wyglądało na to że eliksiry, które mu zaaplikował Gas zaczynają działać, czuł się o wiele lepiej.
Chce mi ktoś coś zaaplikować? Czuję, że wariuję...
Ja jeszcze nie. Tak samo twierdzi ten różowy hipopotam, z którym właśnie piję herbatę.

-- Jest 30Październik, godzina 19.32. Znajdujesz się na oddziale „Beznadziejnych przypadków” od 67 dni. Zostałeś tu przetransportowany przez Albusa Dambledora, po walce która odbyła się 25 Sierpnia na ulicy Pokątnej. Zostało złapanych 14 Śmierciożerców, z naszej strony jest dziewięcioro zabitych i czterdzieści sześć osób rannych, większość to bezbronne osoby, a nie Aurorzy. Straszne liczby. Myśleliśmy, że się nie obudzisz, w tobie naprawdę coś jest co trzyma cię przy życiu. –Wyglądało na to, że jego uzdrowiciel jest strasznie wygadany.
Wyczytał wszystko w "Proroku", to jasne. Podobno nawet wczoraj była już informacja o wybudzeniu się Harry'ego.
Nie bez kozery nazywa się „Prorokiem”.

rozkazał, bardzo szybko wychodząc. Był bardzo podniecony faktem, że Harry się obudził.
Był podniecony. Nie dziwię się, że szybko wyszedł.
Dobrze, że nie „doszedł”.

Harry nie mógł przyswoić do siebie myśli, że może już zawsze jego dłoń będzie bezwładna, teraz będzie musiał się nauczyć żyć bez jednej dłoni.
I jak on teraz da sobie radę bez dziewczyny - i co ważniejsze - bez jednej ręki?!
Luke Skywalker jakoś sobie radził...

Właśnie miał zamknąć okno, kiedy tuż nad jego głową do sali wleciał jakiś dość duży obiekt.
Statek kosmiczny?
Imperium kontratakuje.

Kiedy Harry się odwrócił na oparciu swojego łóżka zobaczył siedzącego czarnego ptaka,
To nie ufo, to nie sowa, to nie samolot, to... czarny ptak!
A nie mroczny przypadkiem?
Rzeczywiście, jakiś taki mrok od niego bije... Spostrzegawcza jesteś.

Był to sokół, wyglądał pięknie, był cały czarny, tylko gdzieniegdzie przeplatały się srebrne piórka
Przez te dwa miesiące na świecie zrobił się wielki burdel! - pomyślał Harry.

Witaj Aniele.
Pójście na Pokątną dwa miesiące temu było największą głupotą, jaką zrobiłeś przez ostatni rok, mogłeś zginąć, co prawie się stało. Nie zawsze mogę ci pomóc. Prosiłem żebyś na siebie uważał, a ty pchasz się prosto w ręce Śmierciożerców, powinieneś się cieszyć, że Dambledor tak szybko przeniósł cię do Munga.
Czy wy też zauważyliście, że wreszcie pojawili się Śmierciożercy?!
Tamci to był support.

Jesteś głupim, nieodpowiedzialnym dzieciakiem z mnóstwem szczęścia.
I właśnie takich potrzebują aŁtorki!
A jak nie mają takich na składzie, to ogłupią i uszczęśliwią dostępnych.

Wtedy na Pokątnej, to Augustus Rookwood potraktował cię tą klątwą, ma chrapkę na zostanie drugim Czarnym Panem, mogłeś na własnej skórze przekonać się jak dobry jest w Czarnej Magii. To zaklęcie to jakaś eksperymentalna klątwa, opracowana przez Departament Tajemnic, gdzie Rookwood był Niewymownym. To, że w ogóle przeżyłeś, jej działanie, to cud.
Nie, to spaczona wyobraźnia aŁtora.
Ale Tusk i tak sobie przypisze zasługi.

W pudełku znalazł eleganckie, Mugolskie, rękawice z czarnej skóry, były dla niego idealne. Ale niby jak one mają mu pomóc w obronieniu się, kiedy je założył nic się nie zmieniło, jedyny plus z nich to tylko zamaskowanie sinej i bezwładnej dłoni, nic po za tym. Ale co oznaczało to zdanie z „Siłą Woli”. Zamknął oczy i wyobraził sobie swojego największego wroga, Voldemorta. Kiedy otworzył oczy na rękach miał już zupełnie inne „rękawiczki”, te były przystosowane do walki, z zewnętrznej strony wystawały trzy, długie na jakieś sześć cali* stalowe pazury, były strasznie ostre, pazury drapieżnika tylko o wiele dłuższe**.
Harry Wolverinem?! Tego jeszcze nie było, choć widziałem już wiele.

Do tego prawie całe były obłożone ostrymi, metalowymi ćwiekami. To były rękawice do zabijania, dla wojownika, a nie przeciętnego ucznia Hogwartu.
So, what the fuck is doing here?

W spaniele zgrały się z Harrym, kiedy tylko chciał je „schować”, natychmiast przybrały wcześniejszy, niepozorny wygląd.
Co on chciał zrobić z biednymi spanielami?
Chciał je schować i... poszukać.

Ten zamek miał swój urok, ten swój czar, można było niemal dotknąć unoszącą się w powietrzu magię.
Ja tam wyczuwam tylko wdzięk, powab i siłę oddziaływania.

Takie miejsce jak to, jest tylko jedno na świecie, nigdzie nie ma drugiego tak wspaniałego miejsca jak zamek Hogwartu.
Ja tam lubię swoje liceum. Chociaż zamkiem bym tego nie nazwał.
To brzmi jak tekst głupiej piosenki na zbiorową choreografię i dziewczynki z zapałkami.

Oczywiście, jak mógł zapomnieć, dzisiaj jest 31 Października, Noc Duchów, zawsze ten dzień kojarzyła mu się z super ucztą, na której można jeść tyle smakołyków, ile tylko wejdzie do żołądka.
Na szczęście dla Harry'ego oprócz żołądka mógł wypełnić swoją czarną pustkę.

Po chwili jednak pchnął wrota do Wielkiej Sali i wszedł do środka. Cała sala zamilkła jak na komendę, a nauczyciele wstali wyciągając różdżki. Wszyscy uczniowie bacznie wpatrywali się w niego, jak on strasznie nie lubił być w centrum uwagi.
Tak samo, jak wszystkie gwiazdki showbussinesu, które dają pismakom pożywkę.

Dambledor obszedł stół nauczycielski i podszedł do chłopaka. Przez chwilę przeglądał mu się z miną nie wyrażającą zupełnie niczego, w końcu się uśmiechnął i powiedział tylko: „Witaj z powrotem Harry”, na Sali podniosły się podniecone szepty.
Nie dziwcie się tak. Czasem i szeptom się należy.

Do końca wieczoru na ustach wszystkich uczniów i nauczycieli, była tylko jedna osoba, słynny Harry Potter i jego wielki powrót. Ciekawe jak długo Hogwartu będzie mówił o tym jak bardzo zmienił się Harry Potter i czy to co pisali w Proroku jest prawdą.
I Bóg dodał jedenaste przykazanie "Będziesz bezwzględnie wierzyć Prorokowi Codziennemu"
*chce wiedzieć, czy Harry nabrał kształtów*

Przez sześć lat życia w czarodziejskiej społeczności, Harry zdążył przyzwyczaić się do szumu wokół swojej osoby, jednak to co właśnie działo się w Hogwarcie, przekraczało wszelkie granice.
Nawet Paris Hilton dostałaby migreny.

W całym zamku nie było osoby, ducha, skrzata i obrazu który by nie mówił o wydarzeniach z wczorajszego wieczora. Przybycie do szkoły Harryego Pottera, można już było nazwać legendarnym, a to za sprawą tak szybko rozpowszechnianych plotek.
Komentarze do njusów na serwisach plotkarskich pojawiały się wcześniej, niż same plotki.

W każdych ustach opowieści na temat Pottera wyglądały inaczej.
*sprawdza swoją jamę ustną* Cholera, nie mam żadnych plotek!
Mnie jedna utknęła za zębem mądrości.

Jak się okazało najpopularniejsza czarodziejska gazeta „Prorok Codzienny” był bardzo dobrze poinformowany. Wszyscy wiedzieli, że brał udział w walce na Ulicy Pokątnej, został ranny i przewieziony do szpitala Magicznych chorób i urazów im. Św. Munga, gdzie pozostał przez dwa miesiące.
Biedny Prorok. Współczujemy wszystkim stronom i mamy nadzieję, że z przecinkami wszystko okay.
Musiano dokonać transplantacji papieru.

Chociaż nie wszyscy wierzyli artykułom proroka, niektóre plotki były strasznie głupie i bezsensowne.
Dokładnie tak jak to zdanie.

Słyszał jak dwójka chłopców z trzeciej klasy dyskutowała o słudze Sami- Wiecie- Kogo w Hogwarcie, o nim. Jeszcze nikt, nigdy nie oskarżył go o Śmierciożerstwo.
Za to kilka razy oskarżano go o Życiopictwo.

Przez tyle dni opierał się Tomowi, a teraz ludzie oskarżają go o przyłączenie się do Śmierciożerców.
Przez tyle lat tłamsił w sobie ten pociąg do Voldzia, a teraz się wydało.
I wybuchło ze zdwojoną mocą.

Wyglądało na to, że nie tylko dla tej dwójki dzieciaków był Śmierciożercą, wiele osób omijało go szerokim łukiem, albo odwracało się i uciekali jak najdalej od niego.
- I tak was dopadnę! - słyszeli za sobą ten stalowy głos.

Z jednej strony Harry był strasznie wkurzony o te podejrzenia, ale z drugiej strony faktem było, że nadal mówiono o jego ucieczce z niewoli Voldemorta, z zamku Toma można wykupić się tylko śmiercią, albo zdradą, innego wyjścia nie ma.
Potter się oddał Voldemortowi. I to jest to, o czym teraz myślicie.

Do tego dochodziła jeszcze zupełna zmiana stylu Pottera, od kiedy pojawił się w szkole zawsze poza lekcjami ubierał się w czarodziejskie czarne szaty, co czyniło niewielu uczniaków, do tego dochodziły nierozłączne już, szykowne czarne rękawiczki i glany.
I've got a style and 'shyk', nobody will be just like me!

Do dzwonka pozostało jeszcze jakieś dziesięć minut, Harry uparcie przeglądał z Herminą jej notatki dotyczące eliksirów, a dokładniej trucizn, którymi zajmowali się od początku szóstego roku.
Rozwiąż redoks: Harry + Hermiona + trucizny --->
---> otruty Harry↓ + Hermiona

O nowej pani profesor słyszał już bardzo wiele opowieści. Podobno przysłowie „Nie oceniaj książki po okładce” pasowało do nauczycielki eliksirów idealnie.
Po otwarciu pani profesor można było dowiedzieć się wiele ciekawych rzeczy.

Emma Moreau, od wielu lat mieszkała we Francji, przyjechała do Anglii na prośbę Dambledora. Z tego co Harry słyszał od Hermiony charakter pani Moreau mógł się równać z jej poprzednikiem, a jej miły wygląd był tylko kamuflażem dla wrednego charakteru.
Ciekawe, czy też ma problem z włosami?
Oraz z herbatą i spódniczkami z trawy?

Niemożliwe było żeby ta nauczycielka była gorsza od Snape, tamten był najlepszy w kunszcie dręczenia uczniów, każdy nauczyciel będzie lepszy od niego, takie zdanie miał oczywiście Harry.Teraz czekało go trudne zadanie, jeżeli nie chciał zawalić tego semestru musiał nadrobić dwu miesięczny materiał ze wszystkich przedmiotów.
Przeżywanie zaklęć niewybaczalnych, szybka regeneracja tkanki, miłość do Mary Sue... Cóż może pokonać naszego Harry'ego? Chyba nic.

Wczoraj wieczorem skopiował od Hermiony jej notatki prowadzone od początku roku i zabrał się za ich studiowanie.
Użył ksera, czy coś, jak mniemam?
Z własnego doświadczenia wiem, że „studiowanie” i „kserowanie” są nierozłączne.

Trucizny były chyba najłatwiejszą dziedziną Eliksirów z jaką się spotkał, chociaż tak mroczne i niebezpieczne.
No co ty?
Człowiek patrzy na te rzędy butelek z trupimi czaszkami i aż serce rośnie...

To było niemożliwe ale czuł, że teraz, kiedy niema sapiącego Severusa nad głową, eliksiry mogą stać się jednym z jego bardziej lubianych przedmiotów.
Rzeczywiście, sapiący Snape mógłby doprowadzić do wielu wypadków. Kto wie co przedostawało się do atmosfery z jego płuc.

Równo z dźwiękiem dzwonka z za rogu korytarza wyłoniła się uśmiechnięta pani profesor, ubrana w czarną roboczą szatę.
Niebieskie ogrodniczki z szelkami i łopata, którą niosła opartą na ramieniu dawały jej dziwnego uroku.

Kiedy wszyscy zajęli swoje miejsca pani Moreau przeszła do odczytywania listy obecności. Zeszłoroczne SUM-y z eliksirów nie poszły dobrze tegorocznym szóstoklasistom. Lista była dość krótka, czwórka Gryfonów, tylu samo Ślizgonów z Malfoyem na czele, trzech Krukonów i Puchon.
Zastanawiam się, czy Malfoy wszędzie jest 'na czele'? *sprawdza zeszyt do geografii* Nie, Malfoy nie obejmuje moreny czołowej...

-Drodzy uczniowie,- zaczęła po chwili z wrednym sarkazmem wypisanym na twarzy i oczami utkwionymi w Harrym- mamy ogromne szczęście, że do naszej ukochanej szkoły powrócił „Wybraniec”, bohater dzięki któremu na pewno nasza szkoła będzie bezpieczniejsza, w końcu pan Potter jest na tyle dobrze wykwalifikowanym czarodziejem, że trafia na każdą okładkę czarodziejskich gazet. –Ostatnie zdanie rzuciła jakby w przestrzeń, nie kierując go do nikogo.
Po czym rzuciła też swoją łopatą, która dogoniła zdanie i wyprzedzając je, uderzyła w ścianę.
Znaczy się Doda też jest wykwalifikowana?

W żołądku Harryego coś podskoczyło.
Czyżby dziecko?
Ludożerca!

W głębi duszy miał nadzieję, że następca Snape będzie miał choć odrobinę milszy charakter, przeliczył się.
*obejmując dłońmi całą pulę* Wygrałem!
I koniec kariery Harry’ego-matematyka.

Pani profesor przywróciła swój standardowy wyraz twarzy i przeszła do prowadzenia lekcji. Im dłużej przyglądał się nauczycielce tym bardziej przypominała mu Severusa.
Wskazywały na to te czarne, przetłuszczające się włosy. Francuzi, jak widać, też nie używają szamponów...

Była strasznie podobna do swojego poprzednika, gdyby nie brązowe włosy i takiego koloru oczy, byłby to czysty Snape.
*przeciera oczy* Na jaw wychodzi brutalna prawda! To nie Kopernik, to Snape był kobietą!
Ale czysty Snape to nie to samo, co sam Snape.

Kolejnym punktem dzisiejszej lekcji było „Ustne sprawdzenie umiejętności uczniów”
Tzw. z ust do ust, jeśli wiecie o co mi chodzi.
Wiemy, wiemy...

- Więc zacznijmy tak: Jakie są główne składniki najsilniejszych trucizn znanych czarodziejom?- Powiedziała zadowolonym głosem. Wiedział, jak mógł nie wiedzieć, skoro na własnej skórze poczuł działanie tych substancji.
- Głównymi składnikami najsilniejszych trucizn są kieł i jad Bazyliszka. Są bardzo drogie i wyjątkowo trudno je zdobyć, dla większości czarodziei są zupełnie nie osiągalne.
Mina nauczycielki trochę zmieniła wygląd, nie spodziewała się odpowiedzi od chłopaka który przez ostatnie dwa miesiące leżał w szpitalu i nie chodził na lekcje. Emma nie należała do ludzi którzy szybko się poddają, nie mogła dawać za wygraną szczególnie takiemu bachorowi jakim był syn Jamesa Pottera. Doskonale pamiętała ojca Harryego była z nim na jednym roku tylko w Slytherinie, nie nawiedziła Jamesa, miał tak wielu przyjaciół jak wrogów i jednym z tych wrogów była ona. Nie pozwoli aby ten chłopak tryumfował jak nie gdyś jego ojciec.
I ten charakterystyczny powrót koszmarów z przeszłości. Jak ja to kocham!
Mrohny, miałeś rację. Snape była kobietą i teraz powraca w swej naturalnej postaci.
*prycha* Ja zawsze mam rację, Miss D...

- W jaki sposób można zidentyfikować truciznę i podać jej nazwę?
Podać koledze i zapytać jak smakuje.

- Najprostszym i najczęściej używanym sposobem jest użycie zaklęcia „Divide”, dzieli ono substancję na główne składniki danej trucizny, co pozwala na podstawie składu, rozpoznać truciznę, podać jej nazwę i sporządzić odpowiednie antidotum. Jednak ten sposób jest trochę mylny i niedokładny, dlatego Mistrzowie Eliksirów używają bardziej zaawansowanego sposobu. Polega na dodaniu do trucizny wody z domieszką alkoholu, w odpowiednich proporcjach, ten sposób jest bardzo trudny i do tego niebezpieczny, używany tylko przez najlepszych Mistrzów Eliksirów.
Niszczyć alkohol, aby dowiedzieć się jaką truciznę mam w fiolce. Bezsens...
Co za różnica, jaka, byleby była skuteczna.

- Nie spodziewała się usłyszeć drugiej części odpowiedzi, mało kto wiedział, że w ogóle można podzielić eliksir inaczej niż na pomocą zaklęcia. Ona osobiście rzadko używała tego sposobu, raz źle dobrała proporcje i wylądowała we Francuskiej klinice, oczywiście magicznej.
Do dzisiaj pamięta, że myślała wtedy cały czas o Jamesie. I chociaż nie żył od kilku lat, wierzyła uparcie, że to jego wina.

-Jakie zastosowanie ma ludzka krew? –wysyczała przez zaciśnięte zęby, bardzo zirytowana. Postanowiła już skończyć tą zabawę, a na to pytanie na pewno Potter nie odpowie.
Bo mugole nie mają krwi i nigdy nie mieli. To przecież wiadome. Co to w ogóle jest ta 'krew'?
Cokolwiek to jest, na pewno nie ma żadnego zastosowania.

- Ta wiedza jest nielegalna, za samą znajomość zastosowania ludzkiej krwi można mieć kłopoty. –Próbował wykręcić się od odpowiadania.
Proszę pani, nie wiem gdzie leży Kaukaz. Ta wiedza jest nielegalna!
*wpisuje podręczniki do biologii na listę książek zakazanych*

- Czarno-magiczne.- zaczął mówić bardzo powoli i po długiej przerwie.- Głównie w czarno magicznych truciznach i eliksirach leczniczych, eliksiry z ludzką krwią są najsilniejsze jakie istnieją. Krew ta zapewnia też wieczną egzystencję wampirom. Ludzka krew jest też bardzo często używana w Nekromancji, przy ożywianiu zmarłych. Krew człowieka ma o wiele silniejsze właściwości niż jakiego innego stworzenia, nawet magicznego.
Zapewne jest żrąca!
I wybuchowa.

Pani profesor wyglądała tak jakby przed chwilą dostała czymś ciężkim w głowę.
Nagły powrót łopaty.
Jak nagły, to tylko grabie.

Była pewna, że nie będzie wiedział, chciała go skompromitować. Ale on wiedział, nigdy nie słyszała, że krew może być zastosowana w nekromancji.
Ale ją zagiął! Niesamowite!

Została zbita z tropu, co zdarza się niezmiernie rzadko. Na szczęście bardzo szybko się pozbierała i wróciła do swojego stałego stylu bycia.
Jej włosy znowu stały się przetłuszczone.

Wieczorem Harry nie mógł zasnąć, miękkie łóżko strasznie mu przeszkadzało, przez tydzień przespany na twardych deskach, jakoś dziwnie było leżeć w miękkim łóżku z czystą pościelą.
Po chwili namysłu wstał i wyszedł przez okno na dach, po czym tam się położył.
Przewracał się przez chwilę, wstał i poszedł po jakąś deskę nabijaną gwoździami.

Harry właśnie stał w Pokoju Życzeń przed jednym z wielu manekinów treningowych jakich teraz było pełno w pomieszczeniu, tym samym pokoju, który służył GD za kwaterę. Manekin wyglądał tragicznie, od kilku dobrych godzin był ostrzeliwany przez Harryego najróżniejszymi zaklęciami i klątwami których Harry się uczył.
Harry szybko podbiegł do manekina, wyciągnął maseczkę, po czym zaczął masaż serca.
Bo to fantom był.

Pod ścianą stały regały z książkami, wyciągał pierwsze leprze księgi z zaklęciami, nawet nie patrząc na tytuły.
'Leprze księgi', to jakieś połączenie lepiących się stron zapisanych przez Leppera?
Sklejonych. Rolnicy strajkowali w hogwarckiej bibliotece.

Kiedy przez okna zaczęły zaglądać słabe promyki słońca, wyrwał się ze swojego rodzaju transu, poukładał na pułkach książki i wyszedł z pokoju zostawiając lekko dymiącego manekina.
Operacja się udała, pacjent zmarł.

Krzyk dochodził z wierzy gdzie znajdowała się klasa wróżbiarstwa, bez namysłu ruszył po schodach do klasy profesor Trelawney. Kiedy wdrapał się po drabinie do Sali zobaczył dosyć nietypowy i dziwny widok. Sybilla Trelawney nauczycielka wróżbiarstwa siedziała pod jedną ze ścian, jej twarz wyrażała względne przerażenie.
Zabrakło kątów do płaczu?
Była przerażona tylko w odpowiednim oświetleniu.

Zaczęła mówić, tylko nie swoim zwykłym głosem, tego dźwięku jaki wydostawał się z jej ust nie dało się nazwać. Już raz słyszał ten dziwny głos, trzy lata temu w podobnych okolicznościach. Czy to kolejna przepowiednia, czy ładny wierszyk wymyślony przez Trelawney.
Trelawney - skryta poetka.
I sześciokrotna laureatka tytułu „Mistrzyni szydełkowania”.

Wielkie zło z wielkim dobrem walczy.
Czerń z Bielą się miesza.
Dobro ze złem toczy bój.
Śmierć, biała, czysta, wspaniała, nieznana i nieprzenikniona,
Zło, tak wciągające i wspaniałe jak sama śmierć.
Dwóch magów się mierzy.
Czarny z Białym Panem do boju stanęli.
Ich moc i sława przerosła wszelkie miary.
Obaj potężni, groźni i przerażający.
Toczą bój, bój na śmierć i życie,
Tylko jeden może wyjść z niego cały.
Tylko jeden zwycięży,
bo żaden nie może żyć gdy drugi przeżyje.
*chlip* To było piękne. Teraz tylko czekać na tomik poezji w wykonaniu pani profesor.

Święta nadciągały wielkimi krokami. Nad Hogwartem już od kilku dobrych dni bez ustanie sypał śnieg.
Bezustny śnieg. I jak on teraz będzie kogoś reanimować?
Potter wycina konkurencję.

To był Tim, chłopak któremu pomógł na początku wakacji. Dla Harryego było kompletnym zaskoczeniem kiedy po raz pierwszy zobaczył chłopaka w zamku. Wtedy w parku nigdy by nie pomyślał ze ten malec może być czarodziejem, do tego nie wyglądał na jedenaście lat.
Trzeba było go otworzyć!

W tym małym dzieciaku było coś co sprawiało, że Harry „miękł”.
Zmiękczacz?

Od pewnego czasu Harry stał się człowiekiem, postrzeganym jako opryskliwego i raczej mało uprzejmego człowieka. Jego zachowanie raczej nie zachęcały do miłej konwersacji. Ostatnio bardzo odsunął się od przyjaciół i znajomych, często bywało, że rozpętywał kłótnię z najbardziej błahych powodów.
Czy wy też sądzicie, że Harry znajdzie sobie nowych przyjaciół, poczynając od Tima? A może to tylko moja chora wyobraźnia?
Człowiek postrzegany jako człowiek? Gdzie takie coś można spotkać?

Mrok jakby przypomniał Harryemu, że są ludźmi i muszą od czasu do czasu jeść dlatego zarządził koniec i obydwaj powolnym krokiem ruszyli na kolacje.
Gwiazdy na niebie ułożyły się w napis KOLACJA, po czym zamigotały i rozpłynęły się.
A ciemność uformowała się w sugestywny kształt udka kurczaka.

-Harry…Harry.. Harry… Mam propozycje -To brzmiało interesująco. Tylko jaka i gdzie haczyk? Powoli odwrócił się z zainteresowaną miną. Dumbledor zaskoczony, że chłopaka to zainteresowało,powoli się rozpromienił.
Rozpromienił się zainteresowanie.
Interesownie.

-Nie musisz nic mówić tylko mnie wysłuchaj, zapewniam że gram czysto, bez sztuczek.- Zabrzmiało to trochę śmiesznie, dyrektor zawsze ma jakiś cel do którego dąży.- Zapraszam cię do mojego gabinetu wszystko ci wyjaśnię.
A jak będzie chciał zamknąć drzwi na klucz, to uderz go w te pomarszczone jaja i w nogi!

Harry musiał rozwarczy wszystkie za i przeciw, po czym tylko lekko kiwnął głową.
Harry zawarczał za a nawet przeciw.

-Herbaty ci nie zaproponuje, bo i tak odmówisz, to zrozumiałe.
*prycha z niezadowoleniem* Gdzie maniery, Dumbledorze?...

Voldemort powoli ale nieuniknienie rośnie w siłę.
Nie! - Unik! - Nie! - Nie!
Brzmi jak okrzyk bojowy.

W ministerstwie jest coraz gorzej, minister wyleci to tylko kwestia czasu. Kilka tygodni, góra miesiąc a będziemy mieli zupełnie nowa władzę, nie wiadomo czy nie pod kontrolą Toma. Jakiś czas temu ktoś w ministerstwie stworzył plany dotyczące ewakuacji na wypadek upadku ministerstwa.
PZPN zrobił to samo.

Jako, że Hogward to wielki zamek, łatwo go bronić, wymyślono, że w razie otwartej wojny to tutaj zostaną przeniesione wszystkie ważniejsze instytucje. Czyli Ministerstwo i szpital św. Munga. Hogward stanie się ostatnią linią obrony, ale miejmy nadzieję, że do tego nie dojdzie. Niestety nikt nie pomyślał,że zamek jest na to nie przygotowany.
Dumbledore był zbyt zajęty liczeniem czynszu.

Pozostaje kwestia ochrony, po świętach zamek otrzyma ochronę od ministerstwa. Wątpię jednak, żeby Minister wysłał wielu aurorów, pewnie nie będzie ich więcej niż kilkudziesięciu, na ogromny zamek to o wiele za mało. Dlatego ściągnę każdego członka zakonu Feniksa, który będzie w stanie w razie potrzeby bronić zamku. Ale mam jeszcze jeden pomysł.Ale to będzie zależało od ciebie. Wiem że ostatnio dość poważnie ćwiczysz czary i widziałem co zdziałałeś w walce na pokątnej. Dlatego może i wyda ci się to głupim pomysłem, ale chce żebyś wskrzesił swoją grupę, swoja gwardie.
Cóż za zbieg okoliczności! Harry myśli o Gwardii, dyrektor wpada na równie genialny pomysł!
Zespolone umysły.

Normalnie zaproponował bym ci członkostwo w Zakonie Feniksa, ale ty nie uznasz mojego zwierzchnictwa więc proszę cię byś zajął się zbieraniem i szkoleniem najstarszych uczniów, na wypadek gdyby trzeba było bronić młodszych i słabszych. Jesteś zależny tylko od siebie, ja nie mam z tym nic wspólnego, nie mogę zbierać grupy nieletnich i prowadzić ich na możliwą śmierć.
Oprócz pederasty, przypięliby mi łatkę dzieciobójcy. To zbyt wiele, jak na moje barki, Harry. Lepiej niech wyżyją się na tobie...

Dodatkowo w przypadku mojej śmierci to ty przejmujesz dowództwo nad szkołą i zakonem, do pilnuje tego. Powierzam to tobie bo żaden nauczyciel nie zrobi tego lepiej od ciebie. Zrobisz co uważasz za słuszne zastanów się, rozważ za i przeciw. Zrób to co uważasz za słuszne. Chyba nic więcej nie mogę ci zaproponować.
Możesz, Albusie. Tylko nie chcesz... I on chyba też nie. Ma już swojego Voldzia.
Zwłaszcza że na horyzoncie pojawił się Mroczny Lord.

Zakończył swój monolog i usiadł w fotelu.
- Sie spociłem - sapnął.
Kondycja już nie ta.

Odwrócił się i bez żadnego dźwięku wyszedł z gabinetu. Po drodze myśląc nad tą dziwną rozmową.
Monologiem, jak już.

Kiedy zasiadł w wygodnym fotelu przed kominkiem w pokoju wspólnym Gryfindoru, w jego głowie eksplodował potok myśli.
Nareszcie coś w nim wybuchło! A zabiło chociaż?

Dla Harryego to mógł by być całkiem dobry początek na drodze do pokonania Voldemorta. W tej chwili nie miał już wątpliwości czy reaktywować stara Gwardię. Teraz zadawał sobie pytanie jak to wszystko zaplanować?
Radzę ubrać się w szaty cesarza, kazać Legionom Mugolskim iść w pierony, a następnie wprowadzić Kodeks Cywilny Harry'ego.

Przede wszystkim w jakim składzie. Było oczywiste że cała ta organizacja powinna być tajna. Dlatego i jej członkowie powinni być odpowiedzialni i godni zaufania.
Moje pierwsze dwie propozycje na załogę: Malfoy i Hagrid.
I profesor Trelawney.

Gdzie ćwiczyć? Jaka nazwę przyjąć?
"Gwardia Odszczepieńców" byłoby niezłe.
Albo „Regiment Wyrodków”.

„Za pół godziny, wiesz gdzie. Uważaj na aurorów.” Tekst napisany zielonym atramentem, pochyły, pełen zawijasów. Widać, że pisany „dostojną” ręką. Tak wyjątkowy charakter pisma miała tylko jedna osoba, Dumbledor.
Dumbledore miał dostojną rękę. Reszta jego ciała była raczej cyniczna.
Z wyjątkiem lewej kostki i bioder, które preferowały epikureizm.

Harryemu ten króciutki liścik przyniosła mała sówka szkolna, podczas kolacji i już wiedział, że dzieje się coś ważnego.
Schodzimy na śniadanie, obiadu zazwyczaj nie jemy, aby przy kolacji zdarzyło się coś ważnego. Pamiętajcie, tak na przyszłość!

„Za pół godziny”, oznaczało natychmiast. Albus zwykle umawiał się wiele dni przed spotkaniem, a tu? „wiesz gdzie”, pewnie specjalnie napisał tak na wszelki wypadek.
Patrz, jakie to sprytne.
I owiane mroczną tajemnicą.

Tylko nieliczni wiedzieli „gdzie”.
Reszta wiedziała tylko "co".
Ale tylko Albus wiedział „jak”.

Małą karteczkę schował do najgłębszej kieszeni, nie chciał jej spalić tutaj, dziwnie by to wyglądało.
Nie, wcale. Przecież i tak jest już dziwny i nikt go nie lubi, więc co to za różnica.
Co za głupek wrzuca kartkę do ognia!

Wrzucił do ust ostatnie dwa kęsy jajecznicy i wstał od stołu. Ron i Hermina nic nie powiedzieli, pewnie już się domyślili że to coś związanego z reaktywacją gwardii i dyrektorem.
Ja pomyślałbym po prostu, że to niestrawność żołądkowa.
A ja, że zwykłe potterowskie muchy w nosie.

Upewnili się tylko w tym przekonaniu kiedy chłopak nic nie powiedział tylko podniósł lekko ręce w rozpaczliwym geście niemocy
I zawołał na cały głos "Lordzie, ach Lordzie! Czemuś mnie opuścił?!"
I skonał.

Harry przez ostatni miesiąc bardzo wiele czasu spędzał z Dumbledorem. Ron i Hermina już się przyzwyczaili do tego, że ich przyjaciel ma przed nimi swoje tajemnice, więc nawet nie pytali.
Bo od czego są przyjaciele, no nie?
No chyba nie od tego, żeby im o wszystkim mówić.

„Harry wie co robi”, pierwsza do takiego wniosku doszła Hermina, potem przekonała Rona.
Dlaczego to zawsze Hermionę pokazuje się jako tą mądrą i zajebistą. Nie rozumiem tej faworyzacji...
Według mnie to stwierdzenie wcale nie świadczy o mądrości Hermiony...

Od ich powrotu po świętach do zamku ich przyjacielskie relacje jakby wróciły do normy, o ile tak to można nazwać.
Do tej pory nie zauważyłem jakichkolwiek relacji między nimi. No, może oprócz tego, ze istnieli...
Oddychali tym samym powietrzem...

Gryfon idący wieczorem w kierunku najciemniejszej części zamku, wyglądał by raczej dziwnie, a co ważniejsze, podejrzanie.
Nawet dzieci wiedzą, że w ciemności należy iść w stronę światła!
Chyba że źródło światła zbliża się do ciebie ze znaczną prędkością przy akompaniamencie stukotu kół o szyny.

Harry wcześniej nigdy nie zapuszczał się dalej niż sala do eliksirów i pokój wspólny Slytherinu.
A po co on tam? Do Malfoya?

Zszedł jeszcze głąbiej pod ziemię i dalej od centralnej części szkoły. Uczniowie nie zapuszczali się w tę część lochów, prawdopodobnie większość nawet o niej nie wiedziała. Harry był tu pierwszy raz, kiedy musiał zaopiekować się tutejszymi pajęczynami, pod opieką Filcha. To jedyna część zamku, której niema na mapie Huncwotów.
Pajęczyny zazwyczaj są płochliwe i niechętne do współpracy, dlatego Harry musiał iść z Filchem.
A potem całymi godzinami je głaskał i czytał bajeczki.

Gdyby nie Filch, nie wiedział by, że te korytarze w ogóle istnieją. Szkolny woźny, kiedy prowadził tu Harryego za pierwszym razem napomknął coś, że te korytarze ciągną się pod jeziorem, ale to było raczej niemożliwe, zamek stoi dość daleko od jeziora.
Popatrzcie państwo. Może Filch założył jakiś nowy serwis plotkarski?
Paninorris.com

Zastanawiało go czego Albus może od niego chcieć w piątkowy wieczór.
Albus-party?
Tylko dla Wybrańców.

Tylko czemu Albus tak bardzo mu zaufał i czemu właśnie on? To pytanie strasznie go dręczyło, a nie potrafił na nie odpowiedzieć.
Bo jesteś bohaterem fanficka.

Po drodze mijał mało liczne drzwi, które liczył, szukając tych odpowiednich.
Drzwi, które umiały liczyć do pięciu.
Harry stara się odzyskać opinię dobrego matematyka.

Nieliczne, ponure światło rzucały pochodnie wiszące na kamiennych ścianach.
Nieliczne światło nielicznych pochodni nielicznych ścian.
Liczenie światła - oto zadanie godne Harry’ego.

Po kilku może kilkunastu minutach znalazł drzwi których szukał.
Były 'dużo liczne'?

Wysokie, nie takie jak pozostałe w lochach, w których trzeba schylić głowę żeby przejść. Pozłacana klamka, w lochach większość drzwi miała metalowe, pordzewiałe klamki lub nie miała ich w cale.
Dumbledore musi mieć własną złotą gałkę. Też coś!
Jedno z pomieszczeń bez klamki było przeznaczone dla Harry’ego.

Nacisnął klamkę, wypowiadając hasło: Wolność i wszedł do środka ściągając pelerynę.
Skomplikowane te hasło. Nie można by użyć czegoś prostszego?
Na przykład „Imponderabilia”?

Pomieszczenie do którego wszedł było bardzo dużą salą, bez najmniejszych nawet objaw wilgoci.
Masz objawy wilgoci i nielicznego światła? Tradycyjne środki nie działają? Czas użyć czegoś nowego! Złota Gałka czeka na Ciebie!
Stalowe gałki uprzejmie prosimy zwrócić Malfoyowi.

Miejsce to pokazał mu dyrektor, żeby gwardia, teraz już Pottera, nie musiała dłużej trenować w Pokoju Życzeń, narażając się na odkrycie. Tu było znacznie więcej miejsca i wszystko czego potrzeba do ćwiczeń, do tego było odpowiednio zabezpieczone. Ciekawe dlaczego dyrektor ściągnął go tutaj, a nie do swojego gabinetu.
I gdzie ci wszyscy goście, gdzie muzyka i DJ'ej?

Dumbledor stał nad stołem i rogu sali, przeglądając jakieś papiery.
Nad rogiem sali? Jakieś nowe imoł?
Zaczesał brodę, żeby zasłaniała pół twarzy.

Potter podszedł do stołu i przyjrzał się leżącej na stole mapie. Narysowana odręcznie, bez żadnej dokładności, tak jakby ktoś ją rysował na kolanie i w pośpiechu.
Nie na kolanie, nad stołem.

- 38 ludzi, z tego 21 pełnoletni, 24 mężczyzn, 14 kobiet, większość to skład z zeszłego roku, ci którym można zaufać, doszło kilku chłopaków z siódmego rocznika i wciągnąłem czterech „nowych”.
- A ja wciągnąłem trochę koki - powiedział Albus, próbując puścić nowy kawałek Britney S.
Oops, I did it again...

„Nowi” to uczniowie, którzy zostali przeniesieni do Hogwartu po świętach z Durgmanistangu.
Durgmanistang. Ktoś ma pomysł na etymologię tego słowa?
Durnota+gmail+Turkmenistan+mustang.

Podczas świąt cała akademia została doszczętnie zniszczona, a okoliczności zajścia nie są do końca znane. Oczywiście za wszystkim stoi Voldemort. Uczniowie nie mogli wrócić po świętach do szkoły, więc większość zgodziła się przenieść do Hogwartu i tutaj zostali przydzieleni do poszczególnych domów.
Dumbledore dobudował nowe pomieszczenia dla przybyszy, dlatego nie zrobił złotych drzwi, a tylko gałkę. Na tyle starczyło...
Wybudował domki i zaczął je wynajmować...

Ponad pięćdziesiąt osób, z których większość trafiła do Slytherinu i Ravenclawu, nieliczni do Gryfindoru.
Trzeci dom został zniszczony, a tam Dumbledore postanowił zbudować sale rekreacyjne i wypoczynkowe.

- Nie jestem pewien czy mają odpowiednie intencje. Wiesz, że w Durgmanistangu panowała czarna magia, nie każdy który się tam uczył ma czysty charakter. Jesteś pewien, że dobrze zrobiłeś, ufając nowym?
- Zgodzili się na test z użyciem Veritaserum, jak z resztą wszyscy członkowie mojej grupy. Nie chciał bym mieć niemiłych niespodzianek. Pani profesor Moreau chyba się nie pogniewa, że pożyczyłem sobie trochę potrzebnych składników do eliksirów.
Wylewny Harry. I nawet nie tknął alkoholu!

Domyślasz się czego to może być plan?- Zapytał Dumbledor, wskazując ręką na odręcznie narysowany plan. „Gringott”, mruknął trochę jakby pytaniem, trochę stwierdzeniem. Teraz zaczął jeszcze dokładniej oglądać mapę korytarzy i był już pewien, że podał dobra odpowiedz.
- To przechodzimy do pytania za dwa tysiące złotych! - krzyknął Hubert Urbański, który wyskoczył nagle zza stołu.
Może pytanie dla publiczności: Ktoś rozumie, o co tu chodzi?

- W istocie, prawdopodobnie jedyne istniejące plany podziemi najbezpieczniejszego miejsca w Anglii. Jak widzisz bardzo niedokładne i niekompletne. Narysował to dla mnie pewien przyjaciel z przeszłości. Jedyny człowiek który wszedł tam bez Goblinów i wyszedł po tygodniu w jednym kawałku o własnych siłach. Rysował z pamięci więc nawet nie wiem czy są prawdziwe.
Rzeczywiście bezpieczne, jeśli ktoś się tam dostał bez wiedzy kogokolwiek...

- Tylko po co panu te plany? Chyba ktoś tak szlachetny i poważany wśród czarodziei, jak pan, nie zamierza się włamywać do najlepiej strzeżonego banku na ziemi.- Mimowolnie zaczął chichotać. Właśnie wyobraził sobie Dumbledora majsterkującego coś przy drzwiczkach jednej ze skrytek. Dyrektor nawet się nie uśmiechnął co sprawiło, że Harry natychmiast „zdjął” drwiący uśmieszek z twarzy.
Hubert zaproponował, ze przez chwile potrzyma uśmieszek.
Super-Hubert!

- Tak właściwie, to właśnie planuje jak wykonać największy skok w historii Gringotta. –zabrzmiało to jak z mugolskiego filmu i Harry znowu mimowolnie uśmiechnął się ironicznie. Był pewien, że Albus żartuje. Tylko czemu się nie śmieje?
- Mówiłem mu, że te Martini z koniakiem to nie jest najlepszy pomysł, ale nie chciał słuchać - powiedział Hubert.

- Przecież Gringott to nie Ministerstwo, nie można tam tak po prostu wejść, okraść skrytek i wyjść. Zadanie prawie niemożliwe nawet dla pana.
- Nie, ja się tam nie wybieram.
- Więc kto? O.. nie, nie.- Powiedział od razu, bo już zrozumiał o co chodzi dyrektorowi.
Wczas...

- To wcale nie jest zadanie niemożliwe do wykonania. Daj mi wytłumaczyć zacznę od początku. Czemu sam tam nie pójdę? Bo się boję, gdyby ktoś mnie zobaczył byłbym przegrany. Wyobraź sobie, Albusa Dumbledora, chodzące dobro, jedynego człowieka którego boi się Voldemort, złapanego na włamaniu do banku. W sercach wielu ludzi prysła by nadzieja na pokonanie Czarnego Pana.
- No i ległaby moja reputacja, jeśli o to chodzi. Chociaż ta łatka homoseksualisty...

Co jest, aż tak ważne, żeby posunąć się do kradzieży? Wiesz kim był Merlin? Pierwszy czarodziej w Anglii znany z imienia, największy, najmądrzejszy w dziejach. Spisał prawa, wskazówki którymi powinny się kierować następna pokolenia. „Kodeks prawa” jest stosowany do dziś, w ważnych wydarzeniach czarodziejskich, jak na przykład wybory ministra.
I wybory Miss.
Fakt, że w Anglii obowiązuje prawo precedensowe, to pikuś.”

Zbliżają się nowe wybory, nie możemy dopuścić żeby podczas wojny, minister miał władzę absolutną, zbyt łatwo może być wtedy pod kontrolą Toma. Jeżeli „Prawa Merlina” tajemniczo zaginą, będzie szansa na zmianę ustroju władzy w Anglii.
I tak wybucha kolejna rewolucja w Anglii.
Ściąć Elżbietę II, wygnać rodzinę królewską i wprowadzić reżim totalitarny.

Oczywiście kiedy Voldemort przestanie zagrażać księga tak samo tajemniczo się odnajdzie, jak zaginęła, jeśli nam się powiedzie. Księga jest ukryta w najgłębszych skrytkach Gringotta i w istocie nie będzie łatwo się tam dostać.
Tak zwany "Cót"

- Ale czemu ja mam ryzykować? Jak mnie złapią to wyląduje w Azkabanie albo zginę. To chory pomysł.
- Może i chory, ale powinien przynieść odpowiedni skutek. Jeżeli ci się uda, poważnie pokrzyżujemy plany Voldemorta, który będzie chciał przeforsować „swojego” ministra. Masz szansę na zostanie największym złodziejem w dziejach.- Tu się lekko zaśmiał- Dodatkowo proponuje ci tysiąc galeonów, za wykonanie zadania. Chcę żebyś ty to zrobił, bo nigdzie nie znajdę drugiej osoby tak odpowiedzialnej, a zarazem szalonej żeby tego spróbować. Tu potrzeba zarówno Gryfońskiej odwagi, jak i Ślizgońskiego sprytu. A tych cech ci nie brakuje.
A poza tym wolę poświęcić kogoś innego, niż swój własny tyłek.
Święta prawda.

Muszę się zastanowić.- Już się nauczył, że pochopne odpowiedzi, nigdy nie dają dobrego skutku. Kusząca propozycja, co ma do stracenia, najwyżej zginie.
*prycha* Eeee tam. Jesteś w fanficku, zapomniałeś?
Zginie?! Anioł?!

Już dawno przestał traktować swoje życie jak coś najcenniejszego i tak prędzej czy później umrze.
Dlatego od jutra postanowi uciekać przed pociągami. A co tam, raz się żyje!
I grać w berka z rekinami.

Ale gdyby mu się udało. Nie chodziło tu o pieniądze, tych ma w bród.
I w usz!

- Wybacz Harry, ale nie masz zbyt wiele czasu do namysłu, dokładniej mówiąc nie masz go w cale.
Ale w centymetry już owszem.
Może jeszcze parę mikronów się znajdzie.

- Na początek muszę wiedzieć, ile osób chcesz zabrać ze sobą?
Nad tym Harry nie musiał myśleć długo. Jest tylko jedna osoba, która baz oporów pójdzie z nim.
Hagrid?

- A czy to ważne, najważniejsze, że mu ufam. Jak pan powiedział jestem szalony więc musi iść ze mną równie szalona osoba, a on jedyny pójdzie na wycieczkę po Gringocie bez strachu i zadawania niepotrzebnych pytań.
W razie czego, użyję go jako żywą tarczę.

- Jak uważasz, muszę ci przekazać co wiem i co wymyśliłem. Po zmierzchu niema szans na wejście do banku, więc trzeba to zrobić za dnia i najlepiej na noc tam nie zostawać. Jutro sobota, powiedzmy, że ty cały dzień spędzisz odpracowując szlaban z panem Filchem, a twój przyjaciel, przeleży cały dzień w skrzydle szpitalnym ze smoczą ospą, tak żeby nikt nie zauważył waszej nieobecności w zamku. Na miejsce polecicie na miotłach, tak żeby nikt was nie namierzył. Wejścia do głównego holu pilnuje dwóch czarodziei rewidujących każdego wchodzącego, ale ponieważ masz pelerynę niewidkę łatwo będzie ich ominąć.
Peleryna! *Uderza się pięścią w czoło* Dlaczego na to nie wpadłem?
Nie przejmuj się, ochrona Gringotta też nie.

- A biorąc pod uwagę, że mam dwie pójdzie jeszcze łatwiej. – wciął mu się w wykład.
- Dwie? Skąd? – Było widać, że zaskoczył Dumbledora.
- Zabrałem Malfoyowi, wiedziałem że może się przydać.
Ale pamiętaj: co za dużo, to nie zdrowo!
Co się stanie, jeśli się założy dwie peleryny-niewidki naraz? Staniesz się bardziej niewidzialny?
To zawsze lepsza ochrona, no nie? Na przykład, jakby ktoś zrzucił ci jedną, zawsze pozostaje druga.

- Więc będzie jeszcze łatwiej, w takim razie nad strażnikami możecie przelecieć na miotłach, najlepiej kiedy tylko rano otworzą drzwi, w tedy nikt wam nie przeszkodzi.
W tedy bir!
Tedy w drogę, cni druhowie!

- Skąd? I kto narysował ta mapę? – Bardzo go interesowało jakiż to przyjaciel z przeszłości mógł włamać się do Gringotta.
- Nie mogę ci powiedzieć kto, nie zdziwił bym się gdybyś potem nie chciał wierzyć tej mapie. Powiem po wszystkim.
Czyżby to był Snape?
Skąd. Voldi. Przegrał ją, grając z Dumblem w pokera.

Harry nigdy nie zapomni miny Albusa kiedy zapytał „Czemu nie mogą zrzucić winy na Voldemorta?” Takiego pomysły dyrektor się nie spodziewał po kimś, kto raczej woli działać niż opracowywać plany.
Tłumacząc: nie spodziewał się tego po kompletnym idiocie.

Jeżeli ich złapią oskarżą nie tylko o próbę kradzieży ale i o Śmierciorzerstwo. Jednak w końcu zgodził się na pomysł Harryego. Pewne było to, że jeśli się uda, to nie tylko utrudnią życie Voldemortowi, ale i doprowadzą go do szału.
O tak! Bo najważniejsze, to wkurzyć przeciwnika...
Zwłaszcza jak stoi się przed bykiem, trzymając czerwoną płachtę...

Było około piątej. Harry biegł w kierunku pokoju wspólnego Slytherinu. Schowany pod peleryna niewidka, starał się poruszać najciszej jak potrafił.
Cichy bieg, czyli poruszanie się bez dotykania podłogi.

Dzięki hasłu otrzymanemu od Dumbledora bez problemu dostał się do opustoszałego, pokoju wspólnego Ślizgonów.
A potem są sprawy, że tajne informacje wyciekają...
Zaraz wyciekają. Zwyczajnie je sprzedają...

Delikatnie przyłożył rękę do ust chłopaka, który natychmiast zaczął się wyrywać. Na szczęście widząc twarz Harryego nad sobą, dość szybko się opamiętał.
Harry nałożył bowiem sobie na twarz dużą ilość tzw. tapety.

- Jak masz ochotę pobawić się w Śmierciorzerców, tchórzliwy wężyku, to wyskakuj z wyrka i choć zemną. – powiedział najciszej jak potrafił, widząc pytającą miną na zaspanej twarzy Bricka.
Kształt twarzy chłopaka ułożył się w pytajnik?
Jak można widzieć miną?

Do którego teraz dotarły te słowa, chyba je zrozumiał bo się tylko lekko uśmiechnął.
A może uśmiechnął się, bo ich nie zrozumiał?
Co bardziej prawdopodobne.

- Przyjmuję twoją propozycje o szlachetny i odważny gryfonie. Liczę, że adrenaliny mi nie zabraknie.
I będę wiernie służył krajowi i ojczyźnie... Możesz pocałować pannę młodą...
Idźcie w pokoju Bora.

Trochę potrwało zanim wytłumaczył wszystko Ślizgonowi. On tylko słuchał nie przerywając, a na koniec powiedział tylko z uśmiechem.
- Tylko głupiec zgodził by się na coś takiego. Na co czekamy!? Do ósmej mało czasu.
Skoro same postaci zaczynają mówić mądrze, to co ja mam dodawać?!
Zachowajmy milczenie.

Przykryci pod pelerynami wzlecieli w powietrze przelatując nad patrolującymi błonia Aurorami. Nad całym terenem szkoły, stworzona była bariera, zapobiegająca przeleceniu na miotłach nad murami. Harry musiał zatrzymać się w powietrzu, żeby zdjąć barierą w miejscu, którym chcieli przelecieć na drugą stronę.
*wyobraża sobie Harry'ego krojącego powietrze nożem*
*wyobraża sobie Harry’ego czekającego na podniesienie niewidzialnego szlabanu*

Na horyzoncie zaczęło robić się jasno kiedy dostrzegli, sylwetki Londyńskich domów.
Szczupła kamienica posłała im tylko krótkie spojrzenie.
I zamrugała okiennicami.

Punktualnie o ósmej wrota banku zostały otwarte i dwóch mężczyzn zaczęło sprawdzać ludzi wchodzących do środka. Harry i Brick najostrożniej jak potrafili polecieli w kierunku banku. Drzwi były tak wysokie, że przelecieli nad głowami ludzi i strażników, starając się robić jak najmniejsze podmuchy powietrza, tak żeby nie wzbudzić niczyich podejrzeń.
Dzisiejsza prognoza pogody: podejrzane podmuchy powietrza mogą pojawić się nad wejściem do banku Gringotta.
Przechodniów uprasza się o zachowanie spokoju i niezwracanie na nie uwagi w celu pozostania przy zdrowych zmysłach.

Harry wchodził tymi drzwiami już wiele razy, jednak nigdy dokładniej nie zagłębiał się w słowach wyrytych na srebrnych drzwiach. Zawsze traktował to jako przestrogę mającą odstraszać włamywaczy. Dopiero kiedy teraz jeszcze raz przeczytał całą rymowankę, tak naprawdę zrozumiał co ona oznacza i czym tak naprawdę jest.
I czym się to je.
I co chciał przekazać podmiot liryczny.

Wejdź tu, przybyszu, lecz pomnij na los,
Tych, którzy dybią na cudzy trzos.
Bo ci, którzy biorą, co nie jest ich,
Wnet pożałują żądz niskich swych.
Więc jeśli wchodzisz, by zwędzić loch
I wykraść złoto, obrócisz się w proch.
Złodzieju, strzeż się, usłyszałeś dzwon
Co ci zwiastuje pewny, szybki zgon.
Jeśli zagarniesz cudzy trzos,
Znajdziesz nie złoto, lecz marny los.
Czyje to? Mickiewicz? Gombrowicz? Frytka?

Bał się tych słów. Harry zawisł w powietrzu wpatrując się w drzwi. Jeżeli ma rację nie powinni tego robić nawet dla „wyższego dobra”.
Chociaż dla 'niższego zła' mogli się poświęcić.
Racja, wyższe dobro to nie jest wystarczający motyw. Ale tysiąc galeonów już tak.

Nie mogli dłużej zwlekać. Gorszego losu od tego który ma, już nie będzie miał.
*szeptem* To był ten wzruszający moment, który powinien chwycić was za serce... teraz!

Od urodzenia do o koła niego panowała śmierć i ból najbliższych.
Jak mówi stara maksyma: "Kołowe życie, kwadratowa śmierć"

Harryemu pozostało jeszcze tylko kilka zaklęć do rzucenia.
Harry wyciągnął z kieszeni zaklęcie i rzucił przed siebie.
Zaklęcia zostały rzucone.

Ciąga dalszy jeszcze kiedyś nastąpi...