środa, 27 sierpnia 2008

Złodzieje Księżyców i Zboczona Elizabeth

Uznałem, że już jest czwartek. Bo jakby nie patrząc, ponad godzina nam została, aby uznać kolejny dzień za skończony. A tych dni w wakacje nam niewiele zostało. To ostatnia wakacyjna analiza, proszę państwa. Ale przed nami jeszcze jesień, zima, wiosna, lato, jesień, zima, wiosna...

Zabierzmy się więc za Pokemony z Karaibów. Co prawda było już analizowane - jako analiza specjalna, ale... Zacznijmy od początku. Muszę powiedzieć, że nie ma tutaj (zbyt wielu) błędów ortograficznych, czy stylistycznych. Po prostu sam pomysł i wykonanie przyciągnęły mnie na ten blogasek. Zanalizowałem samotnie, niczym łza spływająca po policzku Mary...

Był słoneczny i ciepły dzień. Elizabeth stwierdziła, że szkoda było by nie wykorzystać tak pięknej pogody.
Zaczęła przywiązywać słońca do krzesła, po czym rozebrała chmurki.

Słońce ogrzewało jej nagie ramiona, a wiatr delikatnie muskał kosmyki jej włosów.
Natomiast wykorzystane chmurki chowały się przed nią na nieboskłonie.

Spacerowała już dość długo i dlatego postanowiła zrobić sobie małą przerwę.
No to może kogoś sobie wykorzystam?

Przysiadła na skalistej skałce z której idealnie było widać horyzont i zaczęła się bawić obrączką.
A nie mówiłem.

Palmy osłaniały ją lekkim cieniem, który dawał jej ukojenie.
Stwierdzam, że Elizabeth jest lekko zboczona. Chociaż 'lekko' to mało powiedziane.

Myślała nad tym jak to wspaniale jest być żoną mężczyzny,
Nigdy bowiem nie myślała, jak to wspaniale być żoną kobiety.

Nie kontaktował się ani z nią ani z Willem od kilku miesięcy, a konkretnie od daty ślubu jej i Willa, na którym był obecny.
Ślub... Czyli już wiemy co się działo w głowie Willa.

Błękit nieba zaczął się zmieniać i wyłaniał kolisty kształt ni to granatowy, ni to zielony, ni to o odcieniu ciemnej żółci.
Ni to sraczkowaty...

Z chwili na chwilę kształt coraz bardziej krystalizował się i w końcu wyłonił coś co przypominało papugę z nutą, a konkretnie z ósemką zamiast głowy.
Miała różowy dziób, czarną głowę w kształcie nuty (ósemki), żółtą klatkę piersiową i nogi, zielony brzuch oraz uda, niebieskie skrzydła i czarny ogon wyglądający jak szpikulec z zaokrągloną końcówką.
*próbuje sobie to wyobrazić, ale obawia się przegrzania mózgu* A można obrazek? *pyta nieśmiało*

wrócę już do domu, ale jeśli chcesz to możesz iść ze mną, mój mąż Will na pewno nie będzie miał nic przeciwko. -powiedziała Elizabeth patrząc na ptaka, który wyglądał na szczęśliwego.
Też chciał być wykorzystany.

--Właśnie zaparzyłem pyszną popołudniową herbatkę, czy masz ochotę napić się jej ze mną?
-Bardzo chętnie, ale czy nasz mały przyjaciel też ma na coś ochotę? -spytała Elizabeth.
-Perappu!!! -odpowiedział jej szybko.
Co znaczy mniej więcej "wykorzystaj mnie!"

-Herbatki to mu raczej nie podamy, ale może chciałby coś po chrupać?
Po chrup mnie!

-Daleko jeszcze?!!!- Ryknął Jack wybiegając ze swojej kajuty wściekły.
Wściekła kajuta pogroziła tylko zębami, po czym zasnęła.

Gdy w końcu Czarna Perła przybiła do brzegu portu, Jack wydał rozkaz uzupełnienia zapasów (zwłaszcza rumu) oraz żywności (zwłaszcza rumu)

Szybko zamówił kufel rumu i usiadł przy pustym stole. Następnie wziął duży łyk trunku i od razu poprawił mu się nastrój.
Poprawiacz nastroju w płynie.

W oddali siedziała grupka ludzi, którzy co trochę wybuchali głośnym śmiechem.
Po chwili już nie wybuchali, a ich kawałki leżały wszędzie.

W tym momencie do lokalu weszło dwóch mężczyzn. Zamówili coś, usiedli przy stole niedaleko Jacka i zaczęli rozmawiać. Jeden był mały i chudy, a drugi wielki i miał długą brodę.
Flip i Flap?

Bardzo zaciekawili Sparrowa zwłaszcza gdy usłyszał w ich rozmowie słowo "rum".
To na pewno jakaś tajemnica. I kolejny skarb. Jack musiał tego wysłuchać!

-A właśnie, że Czasowstrzymywacz istnieje!- zdenerwował się brodacz i groźnie popatrzył na chudego.
Istnieje! W Plusie!

Na wyspie In Trap w najzimniejszym jej punkcie ukryta jest butelka z rumem o niespotykanej barwie. Kto wypije choć trochę jej zawartości może zatrzymać na dwie minuty w czasie wszystko dookoła siebie.
Dlaczego tylko na dwie?

Później aby znów zatrzymać czas, musi ponownie się napić. Żeby dotrzeć do Czasowstrzymywacza musi pokonać wodę, ogień i roślinność.
A gdy w końcu to pokona, ujrzy przed sobą salon Plusa.

-Czy słyszałeś może o wyspie In Trap?- spytał Jack.
-I o Czasowstrzymywaczu? Ai. Wszyscy teraz o tym mówią. Chcesz po niego płynąć?- domyślał się Gibbs i ciesząc, że Jackowi polepszył się humor.
-Skoro wiedziałeś to czemu mi o nim nie powiedziałeś! Dlaczego ja o wszystkim dowiaduje się ostatni!- jęknął Sparrow i zrobił obrażoną minę.
I dlaczego nikt mnie nie rozumie!?

Właściwie na In Trap jest coś co potęguje działanie Czasowstrzymywacza, to: Casopodwajacz. Gdy wypije się trochę rumu z niego i z Czasowstrzymywacza, można zatrzymać czas nawet na 4 minuty.
Nie można było tak od razu? Nieeeeee, musi być jakiś haczyk...

W kajucie Jack długo rozmyślał co oznacza pokonanie wody, ognia i roślinności.
Pewnie oceanu, wulkanu i dżungli *uważa, że jest mądry*

Jack czół, że nie może ruszyć się z miejsca, tak jakby to stworzenie, które coraz bardziej się do niego zbliżało zahipnotyzowało go.
Mrohny też to 'czóje', gapiąc się w ekran komputera.

Nagle doszło do zderzenia.
Góra lodowa, góraaaaaa!

Jack oberwał tak mocno, że przewrócił się i wylądował na deskach pokładowych. Obok niego leżał nieprzytomny ptak.
Oderwane genitalia leżały obok. Nieruchome...

-Wesz Jack on chyba cię lubi!- zaśmiał się Gibbs.
Jack Wesz i jego przygody.

Gdy Perła dogoniła statek, cała jej załoga wparowała na niego z hukiem.
Zazwyczaj nie da się słyszeć pary, aczkolwiek w opkach wszystko is possible.

Po wniesieniu łupów na Perłę wysadzili statek handlowy (razem z jego załogą) i odpłynęli aby rozdzielić zebrane żniwa.
Żniwiarze!

-Jack choć zobacz.- rozległ się głos Gibbsa. Sparrow podszedł i jego oczom ukazała się skrzynia pełna czerwono-czarno-białych kul
Bilardowych?

-Tu piszą, że to są Pokeballe, w które łapie się Pokemony, aby później nimi walczyć.- przeczytał Gibbs.
Chodź Jack, złapię cię...

Jack przewrócił kilka kartek po czym przeczytał: Pokemony-stworzenia przypominające zwierzęta, rośliny lub rzeczy, mające nietypowe umiejętności w zależności od ich typów...
Nietypowe typy są takie... nietypowe.

-Uspokój się kochanie na pewno nic mu nie jest. Wykorzystał twoje dobre serce, aby się tu dostać i najeść, a potem wyleciał przez okno. Zwierzęta tak robią.- dodał Will obojętnym głosem.
W takim razie powinieneś się już wynieść! - powiedziała Elizabeth.

Rankiem ją i Willa obudziło głośne pukanie do drzwi.
-Kto to może być tak wcześnie?-
Pewnie to Świadkowie Jehowy.

-Co my teraz zrobimy?! Świat przez nas zginie!- Weatherby krzyczał i miotał się po całym przedpokoju.
Po chwili z miotły zamienił się w szufelkę.

-Wiecie co,- zaczęła mówić Elizabeth (po znacznym oddaleniu się trójki od domu) –zastanawiam się jak ten człowiek mógł napisać całą książkę o Pokemonach, skoro pojawiły się one niedawno i nikt ich prawie nie widział. Chyba tylko my i to w dodatku jednego. Ciekawe w ogóle ile ich jest?
Całe stada. Ukrywają się i wychodzą, jak nikt nie patrzy.

Pok przypominał trochę lisa. Miał brązową puszystą sierść, długą kitę, cztery łapy, mały nos i długie spiczaste uszy takie jak u zająca.
*wyszukuje w Googlach zdjęcia Tomasza Lisa* Nieeeeee. To nie on.

-Czemu nie!- po czym wzięła pokemona na ręce i powiedziała: Eevee mój pierwszy pokemon!
Będziemy razem taaaaacy szczęśliwi! *wyobraża sobie te serduszka, zamiast oczu niczym w anime*

-Gibbs przestań czytać tę cholerną książkę i weź się wreszcie do roboty!!!- ryczał Sparrow na Gibbsa, który od kilku godzin nic tylko czytał książkę o Pokemonach dołączoną do Pokeballi.
Przynajmniej potrafi czytać...

Z resztą skoro na świecie pojawiły się te Pokemony to powinniśmy o nich coś wiedzieć. Bierz przykład ze mnie. Ja już się dowiedziałem, że pokemony mają różne typy, a twój Perappu jest typu latającego.
*patrzy z wielkimi oczyma* No co Ty!

-Po pierwsze ta informacja wcale nie była mi potrzebna, po drugie to wcale nie jest mój Perappu, po trzecie pokemony mnie nie interesują!- odrzekł mu Jack.
Nie jestem pokemonofilem!

Oczom wszystkich ukazały się dwa pokemony, które walczyły ze sobą w wodzie.
Chodzą po wodzie niczym Dżizaas!

-Czytałem o tych Pokemonach!- Gibbs krzyknął na całe gardło. -Ten większy to Tentacruel- wodny pokemon meduza. Jego drugim typem jest trucizna. Dorosłe osobniki mogą mieć nawet po 80 macek. A ten mniejszy to Sharpedo- wodny pokemon rekin. Jego drugim typem jest ciemność. Dla swoich wrogów jego skóra jest chropowata jak papier ścierny, a dla przyjaciół gładka jak jedwab.
Jak ktoś chce się podrapać, to musi zostać jego wrogiem.

wyjął z kieszeni jednego Pokeballa i z okrzykiem: -Pokeball idź!- rzucił go w kierunku Sharpedo, który został w nim zamknięty. Niestety błotny pocisk, który Tentacruel wystrzelił w kierunku Sharpedo jeszcze przed jego złapaniem trafił w Czarną Perłę i nieco ją uświnił.
Świnia, nie meduza!

-Hura mam pierwszego pokemona Sharpedo!!!
I aby wyrazić ta radość, potrzeba aż trzech wykrzykników?

-No nareszcie.- to mówiąc Jack zszedł na ląd aby zobaczyć jak wygląda obsługa myjni, jednak dostrzegł tylko samotnego pokemona z małą szczoteczką do zębów.
Kiedyś były wiewiórki, teraz Pokemony...

-No to może mała walka?- krzyknął do Jacka.
-Świetnie, bardzo chętnie!- odrzekł mu Sparrow i wyciągnął swoją szablę, jednak Norrington popatrzał się na niego dając mu do zrozumienia, że nie o taką walkę mu chodziło, a następnie wyciągnął Pokeballa i wypuścił z niego Pikachu.
-Chcesz walczyć Kupemonami? Chyba ci odbiło!- krzyknął Sparrow z lekkim przerażeniem.
Kupemony to jakaś nowa odmiana?

-Czy nie widziałeś gdzieś tu w okolicy pewnej skrzyni z takimi...kulami...które...- Weatherby nie wiedział jak opisać tego czego szuka.
Widziałeś gdzie są moje jaja, Jack?

-I z kąt masz Pokeballe?
Nie, ze skrzyni.

-Wiecie my tu gadu, gadu, a Czasowstrzymywacz sam się nie odnajdzie!- stwierdził głośno Norrington.
Wiecie, my tu anal, anal, a Sztuczna Inteligencja dla aŁtoreczek sama się nie odnajdzie...

-A to ty wiesz gdzie jest mapa!- Jack użył sarkazmu
aby podrapać się w plecy.

Po krótkim rejsie, w którym Jack cały czas starał się zabić Perappu i teraz również Eevee, wszyscy dotarli do celu podróży o dziwo pierwsi.
Wszyscy płynęli jednym statkiem i dopłynęli jako pierwsi. Cudowne!

Było tam też coś czego się nie spodziewał, a mianowicie Pokemon. Wyglądał trochę jak brązowa kaczka. Miał długi żółty dziób i żółte nogi. W skrzydle trzymał coś co wyglądało jak por.
Prezydent na diecie?

Nagle wszyscy chwycili szable w dłoń i walka rozkręciła się na dobre. Kto miał jakiegoś Pokemona to wypuścił go aby pomógł mu w walce.
Pokemony też chwyciły za szable i zaczęły walczyć.

Pokemon walczył tak płynnie jakby był urodzonym szermierzem i w końcu Will doszedł do wniosku, że go złapie. Wyjął z kieszeni Pokeballa, którego zwinął Jackowi i cisnął go w stronę Farfetch'da. Kula uderzyła go w głowę, a następnie Pokemon został w niej zamknięty. William schował Pokeballa i wrócił do walki.
I've got ya!

Norrington pchnął go. Sparrow wylądował na ziemi (ostatnio często się mu to zdarzało)
Nie interesuje mnie życie intymne Jacka. Przejdźmy dalej...

Nagle cały ten harmider przerwał odgłos tłuczonego szkła. Wszyscy zwrócili się w stronę źródła dźwięku. Okazało się, że to Perappu, który pikował aby zaatakować Pikachu z powietrza, nie trafił w niego tylko w kompas.
Kompas był wielkości wieżowca.

-Do Coraje. Tia Dalma opowiadała mi kiedyś o nim, gdy "kupowałem" od niej ten kompas, że on był jednym z jego konstruktorów i powinien umieć go poskładać.- mówił Jack.
Też lubię puzzle.

-Perappu występuje w bardzo wielu miejscach i jest bardzo towarzyski. Gdy jest starszy i bardziej doświadczony uczy się wielu ludzkich słów.
Kutrzygwiazdki, indi**** i inne takie...

Uwielbia muzykę, kręci w jej rytm ogonem, dzięki czemu posiada umiejętność metronomu.
Tez lubię muzykę. Myślicie, że jakbym zaczął kręcić ogonem, to... *rozgląda się po zdziwionych twarzach słuchaczy* Okay, okay. Tylko głośno myślałem.

Nieliczne osobniki mogą hipnotyzować innych muzyką, którą słyszy tylko zahipnotyzowany
Słyszy to, gdy ma założone słuchawki na uszy.

zasarkazmował Jack.
To coś jak zasmarkał?

-Jak nie jesteśmy na tej wyspie to narzekasz i chcesz na nią płynąć, jak już się na niej znajdujemy to też narzekasz. Może się w końcu zdecydujesz.
Może w końcu przestaniesz być kobietą, Jack, opanuj się!

A zresztą odnoszę wrażenie, że wy wszyscy zaskarżacie mnie o te dzisiejsze kółka.
Wolisz, abyśmy oskarżali cię o trójkąty?

Cieszcie się, że nie jestem jak ten tyran Don Giertycho, który karze spacerować w kółko wszędzie i zawsze nawet w święta, aż ktoś nie puści pawia.- zdenerwował się Jack.
a ha ha ha ha ha *próbuje pokładać się ze śmiechu, ale czuje, że coś mu to nie wychodzi* To dokładnie, jak w tym żarcie, myśli Mrohny.

Dziwne, że nie wiesz kto to jest. To największy bezmózgowiec jakiego znam. Jednak dzięki swojemu przyrodniemu bratu trafił na szczyt władzy. Razem z dwoma swoimi kumplami: La Lepero i El Kanaro rządzą na Bermudach.
Polsca - to mówi samo za siebie.

-Tak doprowadził nas, ale do KANIBALI!!!- ryknął Sparrow gdy zewsząd zaczęli wyskakiwać tubylcy, którzy otoczyli wszystkich średnim kołem.
Dzisiaj średnie czy małe, szefie?

Chatot to wielki bóg narzucania woli, którego pojawienie się zwiastuje dobre czasy dla jego wyznawców, i złe dla wrogów.
Czy to nie brzmi jak aŁtorkowa apokalipsa?

Podobno dawno temu na tej wyspie żył straszliwy potwór, który terroryzował naszych przodków.
Teraz robią to aŁtorki.

powiedział wódz i podszedł w stronę swojego tronu, który stał na środku polany pod wielkim cienistym drzewem, a następnie usiadł na nim. Po obu stronach tronu stały dwa wielkie pokemony, które były tam pewnie dla ochrony.
Bo wszyscy chcą ukraść tron w środku dżungli na jakiejś zapyziałej wyspie, no nie?

z za krzaków wyszedł pokemon wyglądający jak mały niedźwiadek z księżycem na głowie.
Ukradł go z bloga HAMa! Najpierw romby, teraz księżyc...

-Gibbs co to za pokemon?- spytała Elizabeth.
-To Teddiursa pok typu normalnego, zawsze przed nadejściem zimy robi zapasy.-
-Świetny. Złapię go.- powiedziała Elizabeth
Zawsze przyda mi się ktoś, kto pomoże mi w zapasach na zimę.

-Załatwione.- powiedział Sparrow. -A ten drugi warunek?
-No… Will ma zostać za mną NA ZAWSZE!!!- oznajmiła złowieszczym głosem Margarita. Wszyscy słysząc to, dosłownie zaniemówili.
Nie mówili dosłownie. Mówili w przenośni.

-Wiesz to nie jest taki najgorszy pomysł. Zgoda!- odrzekł Jack po chwili zastanowienia.
-Zaraz, to ja już nie mam nic do powiedzenia!- krzyknął Wiliam.
Teraz jesteś towarem eksportowym, Will.

Stoczcie pojedynek pokemon.- wtrącił nagle Gibbs.
-To jest głupie!- krzyknął Jack.
Jak cały pomysł, aby łączyć pokemony z piratami, ale co ja tam wiem...

-Właściwie to czemu nie! Będziemy walczyć dwa na dwa. Jeśli ja wygram Will ze mną zostanie, jeśli przegram popłynie z wami i powiem wam gdzie jest Coraje. Dobra to z kim mam powalczyć? Z tobą Jack?
-No niech wam będzie… Zaczynajmy!
-Myślisz, że twoja żona ma szansę na pokonanie Rity?- spytał Jack gdy kobiety przygotowywały się do pojedynku.
Och, takie to romantyczne. Przypomina mi się średniowiecze. Dwoje rycerzy walczy o serce wybranki - Williama... *wzdycha*

Chwilę potem ring do walki był już gotowy. Był on prostokątny przedzielony na pół linią z kołem na środku.
Specjalnie budowały ring, aby powalczyć...

Lizz i Rita stały na jego końcach równolegle do siebie.
Jeśli długość Liz wynosi 8cm, a długość Rity Xcm, to jaki jest stosunek długości ich nóg do ogółu całego społeczeństwa?

-Świetnie. CHOĆ TU FARFETH’D!!!- ryknęła Rita i nagle z za drzew w oddali wyleciał ptak i wylądował na polu.
Miałeś przyjść, nie przylecieć! - skarciła go.

-OK. Nie przeciągajmy tego dłużej! Farfeth’d atakuj!!!- wydarła się kobieta do ptaka, który chwycił swój por w dłoń i cisnął go w kierunku przeciwnika.
-Eevee unik!- krzyknęła Lizz do Pokemona, który rzucił się na ziemię, by uniknąć zderzenia z warzywem, które jak bumerang wróciło do skrzydła Farfeth’da.
Uważaj, warzywo! *plask* Too late...

-Całkiem nie źle!
Nie całkiem źle... źle nie całkiem... całkiem źle nie... O co tutaj chodzi?

Ale co powiesz na to? Farfeth’d atakuj znowu, tylko szybciej!!!- Pokemon znów zaczął uderzać w lisa porem, jednak w taki sposób jakby kroił na przykład cebulę.
Lisia cebula - tylko w tym tygodniu dwa razy taniej!.

-Dobrze! Eevee jeszcze raz atak głową!- rozkazała Elizabeth. Pokemon posłusznie wykonał atak i tym samym wygrał pierwszą rundę.
Atak głową! Zacznij myśleć! *tu słychać jęk zawodu, gdy pokemon zostaje pokonany*
Nie martw się, następnym razem ci się uda...

Spheal twoja kolej, atak ogonem!- mors uderzył w lisa ogonem jak łopatą, tak mocno, że Eevee wyleciał jak pocisk z pola bitwy.
Nasze lisie cebule są starannie chronione i pielęgnowane...

Elizabeth kazała Teddiursie atakować. Margarita również to zrobiła i dwa pokemony zderzyły się głowami tak mocno, że piasek na całej plaży zatrząsł się.
A co to ma ze sobą wspólnego? Jakby się zderzyli tyłkami, to morze by podskoczyło?

-Wygrałam.- wybełkotała Lizz i nie mogąc uwierzyć w swoje zwycięstwo, pobiegła w ramiona Williama, który uwieńczył jej wygraną gorącym pocałunkiem.
Lizz odskoczyła i zaczęła gorączkowo dotykać swoich ust.
- Oparzyłeś mnie! - rzuciła gniewnie.

-A to dla ciebie Will, prezent na pożegnanie.- Margarita dała kowalowi Pokeballa.
-Dziękuję. A z kąt masz tego Pokeballa?
-Morze czasami jest bardzo hojne i nigdy nie wiadomo co nam przyniesie. Mam nadzieję, że spodoba ci się jego zawartość.
To prezent dla ciebie. A jak się nie spodoba, to zawsze możesz wyrzucić.

-Niech będzie. Dalej Pokemonie wyjdź do nas.- krzyknął William i wypuścił stworka. Wyglądał trochę jak wielki, puchaty, brązowy pies w czarne paski.
To... Zebropies.

-To Growlithe – ognisty Pokemon pies. Zawsze ma pod kontrolą duże terytorium i broni go za wszelką cenę. Jeżeli wyczuje na nim obcy zapach gryzie i szczeka na przeciwnika.
Szczekanie musi być dość silnym atakiem.

Mam złe przeczucia… Czuję, że coś się wydarzy i to coś złego. Jakby koszmar, który w końcu przestał mnie dręczyć powrócił
Koszmar Następnego Lata?

Papuga uwolniła się z uścisku pirata i ze szczęścia usiadła mu na głowie. Jack nie mogąc go zrzucić zaczął biec głową w dół w stronę klifu (...) Perappu sfrunął z głowy Sparrowa w ostatniej chwili, a on sam uderzył nią w ścianę klifu. Cudem nic mu się nie stało.
Jack powinien występować w kreskówkach.

Ludzie siedzący w tawernie nie stwarzali miłej atmosfery i ciągle podejrzliwie patrzyli na niego i na jego załogę. Wreszcie Sparrow dostrzegł stolik, przy którym siedziała jakaś parka, normalnie wyglądających ludzi.
*przypomina mu się scena ze STAR WARS, kiedy to Jedi przechadzają się po barze wśród najróżniejszych mieszkańców galaktyki*

-Co jest takiego strasznego w wulkanie, że ludzie boją się koło niego mieszkać?- Sparrow dalej męczył pytaniami.
Nic takiego, oprócz tego, że czasem wybucha...

-Mieszkańcy wyspy opowiadają, że pierwsi przybysze, którzy trafili na nią założyli tu osadę. W poszukiwaniu jedzenia zawędrowali, aż za wulkan.
Wulkanowe BBQ! Mniam!

Tam natrafili na strasznego potwora, który pomordował większość z nich. Podobno przybył na ten ląd z innej wyspy.
Obcy?

Ci którzy przeżyli zaczęli wierzyć, że wulkan jest jakby barierą między nimi, a bestią i że siedzi w nim jakiś dobry duch, który nie pozwala potworowi ich skrzywdzić. Od tej pory w każdą niedzielę składane są dary dla ducha wulkanu.- powiedziała dziewczyna.
No... *mruczy pod nosem* I tak się rodzą wszystkie religie...

Następnie wszyscy przeszli trzy przecznice i skręcili w prawo, zaczęli iść, ale w miarę dalszego posuwania się do przodu ludzie wcale nie zaczęli znikać, a zamiast podejrzanej ciszy pojawiły się podejrzane spojrzenia.
Spojrzenie to ewolucja Ciszy. Jednak znam się na pokemonach!

Jack słysząc to chciał powiedzieć coś w stylu „Czy wszyscy na tej wyspie to skończone jełopy!!!”, jednak Elizabeth go powstrzymała i sama ze spokojem mówiła dalej.
Elizabeth nadaje się na agentkę wydziału specjalnego.
Jestem Elizabeth Jakkolwiek-mam-teraz-na-nazwisko-Turner i czytam w myślach.

spytała Lizz znów hamując mordercze instynkty Jacka.
Jack - zabójca po zmroku.

Po prostu po tamtej stronie wyspy nie ma za dobrych warunków do życia, jest bardzo nieurodzajna gleba i nie rośnie tam nic co nadawałoby się do jedzenia. Dlatego nasze miasteczko powstało tutaj.
Tutaj też nie ma warunków, gleba ssie, ale przynajmniej nie ma wulkanów.

W dodatku mamy tu dwa strumyki Eridanos i Fis. Eridanos łączy się z morzem i jest do połowy słony, a druga połowa jest skażona najprawdopodobniej czymś co jest w wulkanie i wycieka do wody.
Ja wiem, ja wiem! *ręka Mrohnego wystrzeliła w górę* Czy odpowiedź to... lawa?!

Po tych jakże „pasjonujących”, ale przydatnych wykładach Sparrow wraz ze swoją załogą (wreszcie) powrócili na właściwą ścieżkę.
Biała droga... Jeśli wiecie, co mam na myśli :P

Była ona długa lecz niezbyt kręta. Raz była wąska, a raz dość szeroka na dwie osoby z ekwipunkiem.
A może to po prostu wypity rum?

Nikt się z nikim nie tłukł i nikt nie odezwał się słowem, nawet jeśli chciał to nie odważył się przerwać panującej ciszy. Każdy też zaczął lepiej pilnować własnego nosa.
Voldemort stałby tylko i zazdrościł.

Po jakimś czasie zaczęło się robić nudno. Wszędzie dookoła rozciągał się busz (który lubił Hop Kolę XD).
Ale to tylko taka mała dygresja...

Sparrow bez namysłu przyśpieszył kroku i popędził do drzwi (reszta za nim) i gdy już miał dotknąć klamki, przed jego twarzą wyskoczył wielki półtorametrowy pająk.
Halloween?

Był blado-czerwony z fioletowo-żółtymi odnóżami i białym kolcem jadowym na głowie.
Jack z kolcem na głowie... *myśli intensywnie, po czym klepie się w czoło* Ach, pająk! ^^'

-Grow!- szczeknął ochoczo, pewny siebie Pokemon, a następnie cisnął w stronę pająka kilka kul ognia, którymi strzelał z pyska. Ariados zwijał się z bólu, a gdy tylko padł na ziemię nieprzytomny
*wyobraża sobie pokemona potraktowanego Avadą, co wywołuje u niego dziki uśmiech*

Wtedy z za drzew wyłoniła się wysoka zakapturzona postać. Gdy tylko odsłoniła twarz, okazało się, że jest to mężczyzna o szaro-niebieskich oczach i blond włosach za ramiona.
Malfoy? Ty tutaj?!

-A nic. Nie ważne.- odparł Coraje i popatrzył przez okno, z lekkim strachem na zachodzące słońce.
A jak zajdzie i nie wzejdzie?

-Wiecie robi się dość późno i kompasem zajmę się jutro, a wy na pewno jesteście głodni, więc może rozpalimy ognisko i coś zjemy.
A nie mówiłem, że będzie BBQ!

-Bo mam przydomek Coraje, a nazywam się Esteban Martin DiCarlo. A wy?
Prawie jak DiCaprio.
Nie, my nazywamy się inaczej...

Jack swoim głosem, który brzmiał jak ryki godowe jelenia, wraz z resztą załogi śpiewali szybsze Yo Ho
Niestety nie orientuję się, co jest teraz 'na topie'.

Coraje zniknął. Nie było go ani w chacie, ani w najbliższej okolicy. Ale dopiero jak piraci usłyszeli potworny ryk, który niosło echo z oddali, zaczęli się martwić.
Echo z Oddali - to jak Zbyszek z Bogdańca.

A na koniec aŁtor tego opowiadania:
Co tu dużo mówić to koniec bloga. Ale mi nowina nie? Poprostu pomyślałam, ze warto jednak dodać kilka słów na pożegnanie zwłaszcza, że bardzo lubiłam kiedyś tego bloga. Pomimo że już nie pisze tego "opowiadania" (żal.pl) i trochę wstydzę się tego co tam jest popisane, to jakoś nie mogę usunąć tego bloga. Chyba zbyt mi żal wspomnień i szablonu. Niech sobie ten blog dalej istnieje...

Jako, że wyraził skruchę i zobaczył, że źle postępuje - wybaczamy.
W imieniu Bora Liściastego, Jeża i Matki Borskiej, odpuszczamy Ci winy. Możesz iść i więcej nie ałtoryzmować. Ament.

piątek, 22 sierpnia 2008

Ałtorka, niedobór aniołów i koffanie

Jak się dowiedziałam z zaufanych źródeł, niebo cierpi na niedobór aniołów ze względu na strefę Shengen z piekłem.

Na szczęście nasza ałtorka zapobiegła kryzysowi podniebnemu, ofiarując swoją pomoc w wykonaniu niebezpiecznej i bardzo wyczerpującej (dla czytelników) misji.

Niestety przez to, że ostatnio niebo zainwestowała w nowy Park Chmurny tymczasowe anioły-ałtorki nie mają podstawowego, anielsiego wyposażenia, jakim są:
skrzydła, rozum, aureola, rozum, anielski mundurek, rozum… a wspominałam o rozumie?

Wierzy, że jej marzenia się spełnią, bo przecież życie usłane jest ze szczęścia i Aniołów...
Zgadzam się
*Kasandra wyciera buty o swoją drogę usłaną aniołami*

Miła i sympatyczna osóbka o bogatym wnętrzu
No wiesz… jak się nie chwalę, że mam wnętrze ze złota, a serce z platyny… a wspominałam o diamentowej wątrobie i rubinowych płucach?

BoChaterowie:

17latek, brat Billa, gitarzysta zespołu Tokio Hotel. Znany jako pozer, macho, podrywacz i luzak. W głębi duszy jest nieśmiały.
Jak na każdego pozera, macho, podrywacza i luzaka przystało.

Zmienia się za sprawą pewnej dziewczyny z Polski.
Imieniem Kasandra, która zabrania mu grać na gitarze i pokazywać się publicznie pod groźbą wyrwania dreadów.

Łopowiadanie:

a mi wydawało się jakby czas biegł powoli.
Ale za to chodził błyskawicznie.

Widziałam wszystko jakby przez mgłę...twarze pielęgniarek, lekarzy, słyszałam głosy, krzyki, szum....
Byłam w tym miejscu
Gdzie człowiek na ziemi
już dosięga piekła bram
ból i cierpienie, wciąż niezrozumienie
dlaczego właśnie ja?
No co? Nie słyszeliście o luźnych skojarzeniach!?

W głowie miałam totalną pustkę
Nie martw się. Wiele ałtorek tak ma.

„ ..ciężkie obrażenia wewnętrzne ?..” no tak- przypomniałam sobie- przecież zostałam potrącona przez samochód .
Całkowicie o tym zapomniałam myśląc o nowej sukience, którą chciałam kupić.

. Po chwili znów ktoś się odezwał.

- Cholera ! tracimy ją !!! – krzyknął młody chirurg.
- Może trzeba było dać jej narkozę, doktorze? – zapytała niemłoda pielęgniarka.
- Nie, to nie to. Podaj mi piłę mechaniczną.

W tym samym czasie lekarze robili wszystko, co w ich mocy. Widziałam jak mnie reanimowali, gdyż moja dusza po opuszczeniu ciała szybowała nad nimi.
Ałtorkę bardzo ciężko zabić.
Raz nie wystarczy…

- Witam cię, Aniu !
- To Bóg...- rzekł do mnie anioł.
- A.. aaa... co ja mam Mu odpowiedzieć?- zapytałam przestraszona.
- Też się przywitaj- powiedział anioł z wielkim uśmiechem na twarzy.
- JOŁ!!!!

- Tak, widziałam dziękuję. A tu jest ślicznie, cudownie. Tak cicho, spokojnie, harmonijnie aż nie wierzę, że tu zostanę, że to będzie mój nowy dom ! dziękuję! Bóg się serdecznie zaśmiał.
- Dlaczego myślisz, że tu zostaniesz ?
- A nie ?! – odpowiedziałam.
- No nie… idziesz do piekła. Niebo tak ci tylko pokazałem, bo ostatnio odmalowałem chmurki.

- Jaaa... aniołem ? dla kogo, kiedy ? – pytałam.
Dla niektórych piekło to za mało, dlatego szczujemy ich ałtorkami.

bo mnie nadal będziesz potrzebowała. Nadal będę cię pilnował, odwiedzał, chodził za tobą itd.
Prześladował?

otworzyłam oczy i pierwsze, co ujrzałam to trzy pary zapłakanych, ale cieszących się oczu.
Które powiedziały mi, że zgubiły resztę ciała.

Rodzice nic nie mówili tylko słuchali. Wiedzieli jak bardzo jestem z Nu$ią związana.
„te cholerne węzły żeglarskie,” pomyślałam z irytacją.

- Zamieniam się w słuch- odrzekła Nu$ia.
A możesz w stolik, bo nie mam gdzie postawić szklanki.

- Nikt tu nie zawinił ! tak miało być... Bóg to zaplanował, a wiesz po co ?-zapytałam.
żeby cie zabić?
… ale mu nie wyszło.

- Pożyczysz mi swoją mp trójkę ???
- Nie wzięłam jej, ale może chcesz fr czwórkę????

Wyraźne widziałam, że jego oczy się śmieją.
A po chwili zaczęły się tarzać po podłodze.

- Koniec bezczynnego leżenia, badań, białego, rażącego w oczy koloru
heroiny…

Niby się cieszyłam, ale jakoś łapałam doła
jednak dół ciągle mi się wymykał.

Nu$ia szczegółowo opowiedziała mi swój sen, oczywiście z Billem w roli głównej.
Nieprawda! Wcale mi się nie skojarzyło!

„Chcesz zostać moim aniołem ?” Spojrzałam na ekran komputera... tapeta... Tom...nie rozumiałam o co w tym wszystkim chodzi.
Ależ ty niedomyślna. Oczywiście, że zostaniesz aniołem Orlanda Blooma.

Było super, ale jeden szczegół przykuł moja uwagę... niby tłum fanek, krzyczących „Kocham cię” itd. a na twarzy Toma, gitarzysty TH, malował się smutek.
Powinni zwolnić stylistę.

Jednak ten wyraz twarzy starszego Kaulitza nie dawał mi spokoju,
To bliźniacy, nie? To o ile on był starszy? O dziesięć minut?

Wyglądał na przygaszonego.
Choć gdzieniegdzie skakały jeszcze wesołe ogniki.

- Ej.. Tom co ci jest ?-zapytał Bill.
- Mi?... a nic...- odpowiedział Tom.
- aha

- Niby możemy mieć każdą laskę...wszystkie leżą nam u stóp na jedno nasze skinienie, ale...
Bill, bracie… ja jestem gejem!!!

- Ja nie chcę każdej... chcę, pragnę prawdziwej miłości, rozumiesz?- skończył Tom.
- Nie – odpowiedział Bill.

„Czy ja dobrze słyszę?”, ten wielki macho, Tom pragnie prawdziwej miłości? Dziewczyny-anioła?
Ciekawe co na to ksiądz proboszcz powie.

Chłopak podszedł do mnie, złapał za rękę i spytał : „ Chcesz zostać moim aniołem?”
- Naćpałeś się!? – zapytałam ze zdziwieniem.

- Nu$ia, co jest ?- zapytałam.
- A co ma być?- obróciła pytanie w żart.
Na trzy wszyscy się śmiejemy

1

2

…cholera, dalej nie pamiętam.

A właśnie z tego wszystkiego to ja całkiem zapomniałam o TH. Włączyłam mp trójkę. Długo słuchałam piosenek TH, ale także innych
piosenek TH, bo ja lubię piosenki TH

Po południu odwiedzili mnie rodzice, rodzina i prawdziwi przyjaciele
Ci sztuczni gdzieś się zawieruszyli.

Ponownie spojrzałam w okno i...... Tom ! przetarłam oczy. Chyba mam zwidy. Ale nie. Wyraźnie widziałam jego twarz.
Psychoza zaburzeń spostrzegania?
To się leczy…

„Ktoś tam na ziemi czeka na ciebie... potrzebuje swego anioła, którym ty staniesz się od teraz dla niego.
UFOlodzy czekają na ciebie! Nie zawiedź ich!
*robi ten dziwny znak UFO*

Nie wiem kiedy, ale położyłam się i zasnęłam. Miałam dziwny sen...Otóż śnił mi się Tom.
Jaaaasne!? No normalnie bym na to nie wpadła.

wydawało mi się, że po jego policzku spływa łza...
kompleks samotnej łzy?

Światło zmierzało w moim kierunku. Było bliżej, coraz bliżej...
A potem mnie potrącił pociąg…

- Aniu, co przed chwilą, czyli zanim ja się pojawiłem,
Czyli przed chwilą?

- Więc dobrze... miał na imię Tom...- powiedziałam.
- Aaa... ten starszy Kaulitz- zastanowił się anioł.
„ Że jak ?!”, więc on go zna ! To po co mnie się pyta, jak on ma na imię.
Wszyscy znają Toma! Znam i ja!

- Ale kiedy? gdzie? I najważniejsze czyim aniołem mam być?- szybko zadawałam pytania.
Obserwując grafikę bloga, bohaterów i częste pojawiania się imienia „Tom” sądzę, że… Billa.

- Racja, miało nie być, ale jednak są ! tylko cztery, ale zawsze coś!- powiedziała Nu$ia.
Ojej, ojej! Koncert Tokio Hotel! Gdzie moja strzelba!?

To już dziś... już dziś... nie mogę w to uwierzyć...za kilka godzin będę w Niemczech...
Kiedyś też tak mówiłam, ale potem zobaczyłam polskie drogi…

- Skoro mam iść na ten koncert z Nu$ią to muszę się z nią spotkać, a jak?
- Normalnie, wskoczysz na miotłę i do niej polecisz.
- Aha...- powiedziałam.

Droga się ciągnie... i ciągnie, a końca nie widać.
Cóż mogę rzec… przygotowania na Euro2012 trwają.

Czas umilało mi słuchanie muzyki, oczywiście Tokio Hotel.
Nie użyłabym słowa Tokio Hotel i muzyka w jednym zdaniu.

Pokój rozmów kontrolowanych:
- Nu$ia, dzięki
- Za co ?
- Jak to, za co ?!
- Za wszystko !
- Eh... nie ma za co

W moim pokoju było tak spokojnie i cicho. Na wprost drzwi było okno. Swoim zwyczajem usiadłam na wewnętrznym parapecie, nie miałam ochoty rozpakować swoich rzeczy.
Liczyłam, ze zrobią to za mnie małe chochliki z podgatunku Głuptus Hotelus Ałterus

Spojrzałam przez okno. Była pełnia. Księżyc był wysoko na niebie, a towarzyszyły mu jak zwykle miliony małych punkcików-
Niestety, zapomniałam, jak się te owe małe punkciki nazywały, więc nazwałam je Małymi Punkcikami Towarzyszącymi Księżycowi.

Nagle usły- szałam w głowie głos. „ To, co chcesz się tak bardzo dowiedzieć jest blisko...w zasięgu ręki...”. „ Nie rozumiem ?” rozmawiałam z głosem w myślach.
„To ja ci to może rozpisze schematami:
OPO o kofffaniu; TY – ałtorka; Tokio Hotel – bojs bend,” powiedział mi bardzo powoli mój głos w myślach.

Poniedziałek. Obudziłam się. Spojrzałam na zegarek była 10.00.
„Łał !...”
pomyślałam, byłam zdumiona, że tak szybko udało mi się złożyć cyferki w konkretną liczbę dwucyfrową.

aż niemożliwe, że tak wcześnie się obudziłam i to sama !
Nie, nie, nie! To wam się kojarzy! Ja jestem porządna!

Kiedy Nu$ia doprowadzała się do stanu używalności,
Poddaje się…

ja zeszłam do kuchni.
Trzymała w napięciu z ta kuchnią prawie do końca noci.

Fajnie się tak nam siedziało, ale przecież nikt za nas nie pójdzie do domu.
Złodziej by poszedł.

W naszym kierunku zbliżał się dziwnie ubrany chłopak. Szedł dość szybko. Kiedy był już w zasięgu ręki obie wstrzymałyśmy oddech. „ Jest to Bill czy nie...?” Chłopak przeszedł blisko nas. Nu$ia, która o Billu wie wszystko bardzo dokładnie zmierzyła go wzrokiem.
- I co ?!- zapytałam.
- Nie ...- kiwnęła głową.
- To był 100% chłopak.

Nie mogłam dokładnie określić czy to kobieta czy mężczyzna, a może chłopak lub dziewczyna. Ten ktoś szedł szybko w ogóle się na nic nie oglądając. Podszedł pod latarnię.
O nieokreślonej płci?
Znalazłyście Billa.

Od tego myślenia rozbolała mnie głowa
Myślenie jest niebezpieczne.

KONcik Komciowy:

alle cooll koffanie blogasek wymiatasz opo jest wyrabiaste ...
... maja wszyscy czytac jak nie to w poopcie!:D:D:*:*:*

Jak nie będziecie czytać moich analissss to w poopcie!

Oł majn Got... Jak ślicznie... I ty nie chciałaś tego publikować? Takiego arcydziełe? Bosh ja chyba bedę czytała to twoje opo tysiące razy każdy odcinek... chyba zaraz znowu to przeczytam bo super napisane... kurde... Odcineczek supcio, focio w nagłówku miodzio poprostu... nie obrażę się jak mi je wyślesz:D Oke oke... Nie no odmóżdżyłam się:D
Ja mam inne zdanie na ten temat… maj słittt gerl :*******



Nikt nie chce pisać to sobie sama napisze komentarza =P ...
Ja też!!!
Kasandra jest zajebista! O!

hah nie dałam rady rano czytnąć za co Big Sorka, ale teraz nadrabiam... notencja supcio, ja kurde toffciam WNMG :D to jedna z moich naj piosenek ze Schreia:D
eeeee… że co?

ale sweet kurcze!! fajowy odcinek:) ale ania miała super sen ja tez chce taki:) hahah bede aniołem billa:P
A ja płatnym zabójcą.
A skoro dopiero zaczynam, to ogłaszam PROMOCJE!!!
Dwa pierwsza zabójstwa za połowę ceny.

Hey!dzieki za komka na c-th.xx.pl ja sie odwdziczam ;)wpadaj czesciej:)
Widzicie, jaka uprzejma.

Dzieki za komcia:):* ty tez masz super blogs:) widze,ze jestes fanka TH:P
Po czym poznałaś?

no szuper szuper hiehie, a ty kolezanko nie chcesz wizac udzialu w konkursie? 20komentow do wygrania, a konkurs to BANAł! hiehie :* buziaaa:*
Mrohny! Gilgotko! Musimy wziąć w tym udział!

Super ^^ Nie mogę się już doczekać następnego odcinka. Ta tajemnicza tajemnica, tak bardzo dodaje smaczku temu opowiadaniu, że chce się czytać i czytać ;) Bu$$$$kaa :**
Chyba gdzieś mi umknęła ta tajemnicza tajemnica…
*Kasandra rozgląda się szukając zagubionej, tajemniczej tajemnicy*

Buzioooole Krejzooole :***********************

środa, 13 sierpnia 2008

Ukrzyżowania Strażniczki Hogwartu part II

Dzisiaj część druga (i niestety ostatnia) spotkania z Angeliną Lee - strażniczką Hogwartu.

Część druga stoi pod znakiem ukrzyżowań.
A oprócz tego przeczytamy o świecących piersiach, Mosiężnych Ludziach, kolejnych zdolnościach naszych bohaterów i o tym, że jednak wszystko dobrze się skończyło (dla czytających, oczywiście)...

previously: Angelina Lee dowiaduje się, że została strażniczką Hogwartu, co powinno jej pomóc w dojściu do sztuki myślenia. Razem z piątką przyjaciół musi przebyć tajemniczą podróż. Po drodze dowiadujemy się, że Draco - w którym zakochała się główna bohaterka - też chce być strażniczką...

Towarzyszy mi - tak jak ostatnio - Rilla.


- Drodzy uczniowie! Dzisiaj o szkoły dojdą dwie uczennice.
Do WS weszły dwie dziewczyny.
A co z uczennicami?

- Kate Lee - Podeszła do stołka i McGonnagall nałożyła jej Tiare na głowe. Po jakimś czasie krzykneła:
- GRYFFINDOR!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Zeskoczyła ze stolka i usiadła między mną i Hermi.
Też bym zeskoczył po takiej fali wykrzykników.
Ja to bym spadła...

- Violette Riddle - tym razem usłyszałam nazwisko Juliette, którą niedawno poznałam. Podeszła do stołka i po chwili na jej głowie wylądowała Tiara.
- GRYFFINDOR!!!!!!!!! - krzykneła.
Usiadła midzy Kate i Hermi.
Ave Czarny Pan - rzuciła.

Poczułam czyiś wzrok na moich plecach. Obruciłam się i zobaczyłam Draco.
Podszedł do mnie, po czym ściągnął z moich pleców swój wzrok i przykleił na twarz.
Czule poprawiłam mu lewe oko, bo odpadało.

Opowiedziałam jej wszystko, co się wydarzyło wczoraj. Miała oczy oprągłe jak kule bilardowe.
- I co mu mam powiedzieć, powiedzałam, że się zastanowe, a on naprawde się zmienił.
- Zgudź się!!!
Nie rób tego. To podstęp. Czuję to.

- HERMI!!!
Co?!
Wtedy drzwi się otworzyły i przerwałyśmy niby kłótnie, bo mu się nigdy nie kłócimy naprawdę. Do pokoju weszły te dwie nowe.
- A wy tu po co?!
- LAVI!!! - skarciła Hermi Lavender.
- A tak se :)
Oplułem klawiaturę... mwahahahah

Rano troche sobie pospałam... Obudziłam się i... u stóp łóżka miałam całe mnóstwo prezentów!!! Stuknełam się w czoło. No tak, Angelina, masz dzisiaj urodziny!!! Jak mogłaś zapomnieć?!
Starość nie radość...
Aż zaczęła sama do siebie mówić.

To była średnia paczka. Otworzyłam ją. W środku była książka. Na niej piało "Quidditch przez wieki". Spojżałam na karteczkę, która była do paczki przyczepiona. Pisało tam: Dla mojej najlepszej przyjaciółki, od Hermi"
- "No tak, a cóż innego miogłam się spodziewać od Hermiony?" - pomyślałam.
Cóż za wyraz radości. Najważniejsza jest szczerość w przyjaźni, no nie?
Już niedługo tylko w „Brawo Girl" – Ałtorka analissuje prezenty bohaterki!

Potem była paczka od Mary Potter. To była bluzka.. Potem od Violette dostałam lustro, i zobaczyłam, jaka byłam rozczochrana.
Myślę, że powinnaś dłużej zastanowić się nad sensem tych prezentów...

Od Ashley Malfoy łańcuszek kształcie krzyża.
Ukrzyżuj ją!

milion prezentów później...
Zobaczyłam śliczny, czerwony zegarek w kształcie serca. Zauważyłam, że można otworzyć „pokrywkę”. Wyglądało to jak otwierany łańcuszek,(zwykle w kształcie serca) tylko, że to był zegarek. Otworzyłam go. Nagle nademną Uniosło się serce z twarzą Draco. Potem znikło i na moich rękach wylądował bukiet składający się z czerwonych róż, a do tego przyczepiona była karteczka „Kocham Cię, Angelina”.
A mugolskie dziewczyny muszą się zadowalać zdechłymi różami i prezentami z "Wszystko za 5 złotych"...
Ja też chcę taki!

Potem zeszłam do WS. Otwarłam drzwi, a tam: prawie połowa Hogwartu się zebrała!!! Jestem popularna :). Wszyscy krzyczeli "sto lat, Angelina!!!" Wszystkie stoły były złączone, a na środku umieszczony był ogromny tort! Potem podszedł do mnie draco z dość dużą paczką. Podał mi ją.
Otworzyłam ją i moim oczom ukazał się wieleeeeeelki zegar do powieszenia na ścianę. Dziękuję wam, pomyślałam, a potem już nie myślałam, bo zegar zrobił BUM.

PIESEK!!! Malutki Golden Retriever! Do łapki miała przyczepioną kartkę: Diana.
Wszyscy podeszli bliżej, żeby z bliska zobaczyć szczeniaczka, ale nikomu nie pozwoliłam go pogłaskać, bo ona jest za delikatna, a oni się żucili jak stado krów.
Krowy zazwyczaj żują, a nie żucają się...
Może chciały szczeniaczka przeżuć?

poprosiłam Hermionę, żebyśmy poszły już do dormitorium, bo mi się chce spać i poprosilam Herry'ego, żeby wzioł Diane, śpiącą w koszyku, a Rona poprosiłam, żeby wzioł razem z Draco reszte jej żeczy, bo przcież ja w MOJE urodziny nie będę się męczyć :).
Ależ księżniczko! W ogóle nie powinnaś się męczyć, dlatego radzę ci NIE MYŚLEĆ!
Raz do roku nas nie uratuje, niestety.

- "T-ty umiesz mówić ze mną?" - pomyślałam, bo właśnie w myślach usłyszałam jej słowa.
- "To nie ja potrafie z tobą mówić, tylko ty ze mną."
- "Ja z tobą?"
- Tak. Masz dar mówienia ze zwierzętami. Tylko, że ty nie urzywasz głosu, tylko porozumiewasz się telepatycznie, czyli gez głosu"
Czyli telepatycznie.

- Poczęstujesz się? - zapytał Hagrid, wskazując ręką na ciosteczka.
A ponieważ znałam wypieki Hagrida i wiedziałam, że można na nich złamać sobie ząb, to ukradkiem dawałam ciasteczka Dianie, udając, że je jem
Tak. Niech sobie pies zęby połamie.
Królewskie Towarzystwo Opieki nad Zwierzętami się o tym dowie,o!

Nagle zobaczyłam dziwne światło pod moja bluzką (bez skojarzeń). Było to oczywiście smok*.
Nie, wcale nie pomyślałem o fosforyzujących piersiach...
Smok w piersiach?
A może smocze piersi?

Polecieliśmy. Tym razem na miejsce dotarliśmy już po około 5 minutach. Zeszliśmy ze smoka i od razu ujrzeliśmy Wyrocznie. Rozejrzałam się dookoła. Zauważyłam dziwną różnicę w otoczeniu. I wtedy zajarzyłam, że tym razem planeta przypominała pustkowie, a nie jeden olbrzymi wulkan. Wszędzie było pełno piasku, a gdzie niegdzie rozmieszczone były ogromne kamienie. Draco, Cho i Kate również to zobaczyli.
Nie trudno się było domyślić...

- Diana!!!!!!!! Co ty tu robisz?! - wydarłam się.
- Angelina, czy ty się dobrze czujesz? - zapytał mnie Draco.
- Tak! Spójrz!
Draco się obrucił, a jego oczy wychodziły z orbit.
- Diana?! Tutaj?!
Prez...przecież Ty nie żyjesz! Od dobrych kilku lat!
Tak se wstała.

- Bo macie misję do spełnienia.
- Misję?! Jaką misję? - zapytała Kate.
- Musicie odnaleźć mapę, która prowadzi do klucza.
- Ale po co? - ciągneła Kate
- Zobaczycie, jak znaleziecie.
- Aha...
- A jak go mamy znaleźć? - zapytał Draco.
Nasuwa mi się tylko jedno: AHA...

Najpierw będziecie musieli przejść przez Elfią Ścieżkę. Dotrzecie tam przez jaskinie w Zakazanym Lesie. Eldor, smok, który was ty przywiózł, pokaże wam gdzie to jest. Następnie dojdziecie do krainy Endless*. Razem z wami pójdzie również krasnolud, Lomberg, który was poprowadzi przez góry. Później towarzyszyć wam będzie elf, Methor, który was przeprowadzi przez lasy, morze i Oath** Island (czyt. ołth ajlend), z której przepłyniecie na Dieth Island***, gdzie znajduje się zamek, w którym trzymany jest klucz. Szczegółów dowiecie się później.
* Endless - ang. nieskończone
** Oath Island - ang. Wyspa Przysięgi
*** Dieth Island - ang. Wyspa Śmierci
Czytanie blogasków rozwija nasze umiejętności rozumowania i pozwala nam dokształcać się...
Będziemy na lekcjach czytać blogaski? Proooooooszę.

- A reszta uczniw nie zauważy naszej nieobecności?
- Zauważą. Dumbledore wyprawi konkurs, na którym wygrana jest równa dwóm miesiącom pobytu w hotelu "Diament". Wy wygracie i wszyscy będą myśleli, że odpoczywacie w hotelu, kiedy wy będziecie szukać klucza.
Rowling nie podała nam tylu ważnych informacji i wątków. Na przykład hotel Diament. Pewnie kolejna tajna kwatera Dumbcia ^^

- A możemy powiedzieć prawdę najbliższym osobom? - zapytał Draco.
- Tak, ale tylko tym, do których macie pełne zaufanie. - odpowiedziała stanowczo Wyrocznia.
Mhmmm... Powiedzmy Hagridowi. On na pewno się nie wygada.

- No, bo wiesz... - i opowiedziałam jej wszystko. O tym, jak na balu smok mnie zabrał do Wyroczni. O tym, że wisiorki otwierają jaskinię w Zakazanym Lesie. O strażnikach, o misji i o całej reszcie.
- O Boże! Już za miesiąc tam jedziesz?!
- Po pierwsze: ciszej. A po drugie: tak!
Ach, dyskrecja Hermiony...
Opanowała trudną sztukę Krzyczenia Po Cichu. Za dużo biblioteki.

- A nie mogłabym iść z tobą?
- Nie wiem... a może dało by się to załatwić!
Koperta powinna załatwić sprawę...

- No to, na co czekasz? Prowadź mnie tam!
Poszłyśmy do jaskini. Przeszłyśmy tunelem i już po chwili byłyśmy w "tej" komnacie. Pośrodku niej spał Eldor. Hermi wydała z siebie krótki okrzyk, ale ją "zatkałam".
x__x nie chcę wiedzieć co jej zatkała, gdzie i czym...

Wiem. Mam bardzo ważną sprawę do Wyroczni. To jest moja przyjaciółka, Hermiona Granger. Mam do niej pełne zaufanie.
Nagle Hermiona zaczęła się palić uniosła się trochę ponad ziemię. A ja stałam jak słup, niedowierzając własnym oczom. Po jakimś czasie zauważyłam zimną więź, trzymającą płomienie i oczy smoka.
Zimne więzi są naprawdę straszne!

- Ona się niedługo ocknie. Nic jej nie zrobiłem. To się nazywa "sprawdzanie ogniem", co robić tylko umią smoki.
- Uffffff... kamień z serca...
Na stopę! Na stopę!
Ze stopy na twarz!

Pięć minut później leciałyśmy już na smoku. Następnie wylądowalśmy. Nic się nie zmieniło. Wyrocznia stała przed nami, wpatrując się w szklaną kulę. Obok nie, na kamieniu siedział kruk. LINK
Herma i tajemnica Stonehage.

- Okey. To jest Hermina Granger. Chciałam się zapytać, czy mgła by z nami wyruszyć szukać klucza?
Mgła musi być bardzo pomocna w wielu wyprawach.
Umożliwia lepszą widoczność. Każdy to wie.

- Ona MUSI z wami wyruszyć, szukać klucza.
- Musi?
- Tak. Hermiona jest Klucznikiem. Zawsze klucznik jest z tego samego domu, co Strażnik Główny. Nie przypadkowo jesteś i przyprowadziłaś tu Hermionę.
To się nazywa Pajęczy Zmysł. Albo szósty.

- SUPER!!! - krzyknęłyśmy razem z Hermi, a Diana, która jakimś cudem się tu znalazła, szalała z radości. W końcu Hermi to moja najlepsza przyjaciółka, i nie będę sama! Potem Layla dała Hermi wisiorek w kształcie smoka, a po 15 minutach byłyśmy już z zamku.
No to Harry Potter może iść w odstawkę. Nastała era panny Lee.

Od aŁtorki:
W sondzie większość z was głosowała, żebym dawała obrazki do każdej notki. A więc: daję! Na samym końcu zawsze będzie umieszczona jakaś fotka, albo obrazek :)
Właściwie wielu znanych pisarzy tak robi. Jak ostatnio czytałem Mroczną Wieżę, to i owszem. Co kilka stron jakieś różowe jednorożce wyskakiwały i takie tam...

Wtem wszystkie twarze centaurów spoczęły na nas. Na początku chciałam uciekać, ale jak popatrzyłam w oczy królowej (od autorki: ta centaurzyca była królową, tak, jak zauwarzyła Angie). Było w niej coś takiego, co mi mówiło "nie uciekaj, nie musisz, wiem, kim jesteś". Ale nie byłam pewna, bo zaraz po tym ktoś obioł mnie w pasie i poczułam, że unoszę się ponad ziemię. To był centaur, ktory mnie wzioł pod ramię i szedł ze mną w kierunku polany, gdzie stała nieruchomo centaurzyca.
- Co amy z nią zrobić?
Ukrzyżuj! Ukrzyżuj!

- Wiem kim jesteś.
Zrobiłam głupią minę i wgapiłam się w moje adidasy.
- Jesteś Strażniczką, prawda?
Skinęłam głową
- Możesz iść...
I poszła na śniadanie.

Automatycznie się odwróciłam i pobiegłam w strona Hogwartu. Byłam bardzo zła na Draco, przeciez mógł to przewidzieć!!!
Zgubił swoją czarodziejską kulę...

Odwruciłam się. To był Harry.
- Cześć, Harry.
- Nie przyszłaś na istatni terning Quidditcha.
- Oh, Harry, zupełnie zapomniałam, przepraszm, następnym razem przyjdę! - Jeżeli nie przyjdziesz jeszcze raz, to zostaniesz wywalona z drużyny.
Tak mi przykro *hihihihihi*

- Znicz wypuszczony!!! Pierwszy mecz w tym roku zaął się!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Huraa! Zaął się, zaął!


Aj, cóż za cudowna dziewczyna, tylko szkoda, że nigdy nie chce się z mną umówić... - słyszałam głos komentatora, Lee (ma takie samo imię, jak moje nazwisko :D) Johrdana.
*robi wielkie oczy* Łaaa. Wiedzieliście o tym?
<śmiech a la Szerlok Holms> Ja wiedziałam już w pierwszej części!

- Drodzy uczniowie!!! Mamy już wyniki konkursu! A mianowicie wygrali: I miejsce Angelina Lee, II miejsce Draco Malfoy, III Hermiona Granger, IV Cho Chang i V Kate Lavery!!! Uczniowie, których wymieniłem, mają się do mnie zgłosić po obiedzie. Smacznego!
A gdzie Harry ja się pytam! Pytam się! *pyta*

- Witam was! Jak zostało zaplanowane zostaliście zwycięzcami. Za miesiąc wyjedziecie w podróż. Chciałbym powiedzieć, ze serdecznie gratuluję pannie Lee, ona miała najlepszy wynik, poza naszymi planami.
'W planach' właściwie też najlepszy.

Trzej prawdziwi zwycięzcy dostaną miotły, nimbusy, a ponieważ ty miałaś najlepszy wynik, to będziesz sobie mogła wygrać nagrodę, bo miotłę już masz. To tyle, co wam chciałem powiedzieć, możecie już iść…
Uwielbiam monologi dyrektora.

- Musimy jeszcze zrobić wypracowanie na eliksiry, dla Snape'a. Nawet tego nie tknęłyśmy!!!
- Oh my God (o mój Boże)!!!
Właściwie po co nam język angielski w szkołach. Wystarczy dobrze poinformowana aŁtorka.

Ten snape jest rombnięty!!!
Biedne romby HAMa... Zbeszczeszczone w takim oto opku. Romb ich duszom. [*]

Jak można zadawać ucznom wypracowanie na 4 rolki pergaminu?! Za powinno sie iść na stos!!!!
Albo na ukrzyżowanie.

Powiedziałam Hermi, że idę i poszłam.
Powiedziałem swojemu odbiciu w lustrze, że jest głupie i zgłupiało.

- Nazywam się Angelina Lee.
- A ja Marus Snape.
- Snape?!
On puścił głowę.
Wcześniej trzymał ją, aby nie odleciała.
Podniósł ją i skarcił, że się puszcza.

- To znaczy, że jesteś synem...
- Tak - przerwał mi - jestem synem Severusa Snape.
A moją matką jest... *werble* Hermiona!
Ja cię... nie wierzę...

Było mi trochę głupio... W końcu rozmawiam z synem Snape'a.
Myślisz, że on może mu coś donieść? Że niby taki tajny szpieg.
Agent 00S!

- W jakmi jesteś domu?
- W Gryffindorze.
- To dlaczego cię tu wcześniej nie widzialam?
- Bo dopiero niedawno tu doszłem, ale bardzo mi się podoba.
Doszedł dopiero niedawno. Nie dziwię się...

Wyrocznia powiedziała nam, że mamy spakować tylko niezbędne ciuchy,
Herma, bierzesz ten złoty kostium od Diora?
Hermiona spojrzała na nią ze zgorszeniem: „Ależ „skond", złoty jest pasee!"

trochę jedzenia, ale nie za dużo, bo jak dojdziemy do Derrivel*, to tam też dostaniemy coś :)
* Derrivel - miasto elfów.
Chyba jej się HP ze Światem Dysku pomieszał -.-''
Ej. W Świecie Dysku elfy są...krwiożercze?
Nie wiem. Chciałem zabłysnąć. W końcu Ty to czytasz, nie ja :P

- 9:56, za 4 min. jest lekcja! Szybko się zabrałam i poleciałyśmy razem z Hermi do lochów. Uff... Zdążyłam równo z dzwonkiem :)
kościelnym dzwonem.

Wtedy zobaczyłam Draco. Nie umiałam złapać oddechu. On...On chyba motrafi znikać!!!
- Draco! Czy ty masz ze sobą pelerynę niewidkę?
- Nie. A czemu pytasz....
Oczy mi się zaokrągliły ze zdumienia.
- T-ty... Ty zniknąłeś!
- Co?
- To, co słyszysz.
- Co ty wygadujesz?!
- Naprawdę! Pomyś o tym, ze chcesz, żebym Cię nie widziała.
Draco zamknął oczy i... zniknął.
- A nie mówiłam! - powiedziałam triumfalnie.
Fantastyczna Piątka i ich pies. LOL.

- A co z tą Parkison? Czemu do ciebie mówiła "Dracusiu"?!
- Ja nie mwiem... To wariatka jest nie obliczalna!
DRACUSIU! DRACUSIU! Jestem już nie obliczalny, czy jeszcze nie?

- Ja jeszcze nie kupiłam śpiworu.
- Ja ci kupiłam.
- Oh, Hermi! Dzięki! Co ja bym bez ciebie zrobiła! - i ją uściskałam. Hermi zawsze o wszystkim myśli :). Gdybym ja tak umiała... To by było fajnie :).
Po raz pierwszy muszę przyznać rację aŁtorce

Przeytarłam oczy. Byłam w SS (skrzydle szpitalnym), a koło mnie stała Hermi.
- Hermi... Co się ze mną dzieje?! - zapytałam przestraszona.
- Ja nie wiem. Najpierw na transmutacji zasnęłaś, tak jakby, ale miałaś otwarte oczy, a twoje zęby były... trochę dłuższe, jak u wampira, a paznokcie przemieniły się w parury jak u wilkołaka.
I miałaś ogon, rogi i wyrosły Ci skrzydła!
I śpiewałaś pod prysznicem

te sny na jawie nie są prawdziwe.
Dość trafne spostrzeżenie.

To tylko pewien stwór je wysyła, żeby cię zniechęcićdo wyjazdu. Ale nie bój się!!! Nic ci się nie stanie. Broni cię moc elfów. Broni cię moc elfów...elfów...elfów - ostatnie slowa były jakby powtarzane przez echo. Obraz zaczynał się stopniowo zniemniać, aż widzałam tylko małą jasną kropkę w oddali.
Idź w stronę światła, idiotko! Idź!

Rozpakowałam po części plecak. Znajdowało się tam wszystko, co powinno tam być. Czyli wsztsko, co wymieniła Hermi.
Bo ja jestem za głupia, żeby wymieniać coś, co było w torbie, ktorą rozpakowałam...

Drzwi się otworzyły, a jego oczy znów zrobiły się szkarłatne. Szliśmy ok. godzinę przez wolny tunel. W końcu doszliśmy do drzwi, bez klamki.
Trafiliśmy - krzyknął radośnie Dumbeldore - Ty pierwsza, Angelino - powiedział, a gdy dziewczyna weszła dalej, zamknął drzwi, śmiejąc się złośliwie.

No i poszliśmy. Szliśmy... szliśmy, gdy nagle...
Uświadomiłam sobie, że idziemy!

Notka krótka, ale to dlatego, że jetem w Norwegii i nie mam zbytnio czasu...
Norweskie Polskie Znaki!

wszędzie zaczęły sie zlatywac male, słodkie, kolorowe wróżki, które zmieściły by mi się na dłoni.
- Jakie one śliczne!!! - krzyknęła Hermi
i natychmiast zamknęła dłoń, słysząc kruszenie kości.

Dowód na to, że aŁtorka powinna pisać horrory. No, albo przynajmniej kręcić:
Wróżki zaczęły tańczyć. Wyglądfało to przepięknie. Wtem jedna z nich zachaczyła nogą o drugą. Pokrzywdzona popchnęła sprawcę. Zaczęly się bić. To trichę trwało. W końcu do nich podeszłam. Do jednej ręki jedną, a do drugiej drugą. Popatrzyły na mnie, jakbym była jakać daunowata. Po chwili ich oczy zaczęły się robić czarwone. Wyrwały mi się. Zaczęły z siebie zdzierać skórę. Reszta wróżek poszła ich śladami. Spod skóry ślicznych wróżek zaczęły się pokazywać szkaradne małe stwory ze skrzydełkami. Z ich szczęk ciekła ślina, która powoli toszyła się po żółtych kłach, a ich czerwone oczy świeciły. Chmury zaczęły czenieć, a do tej pory błękitne niebo zribiło się granatowe. Stwory nas zaczęły gonić!
Oczarował cię 'Labirynt Fauna'. Przeraził 'Sierociniec'. Teraz zaskoczy cię... 'Strażniczka Lee'!

Katie trzymała się za zakrwawioną rękę. Jeden z tych brzydali ją ugryzł! Wkurzyłam się.
- Retrokto!!! - ryknęłam. Wszystkie paskudy wybuchły, a ich krew i flaki znikły.
Darmowe czyszczenie xD

Podeszłam do Kate. Uginała się z bulu. Miała całą zakrwawioną rękę, na której kurczowo trzymała dłoń.
Mrohny zaczyna uginać się z 'bulu'. Ma oblepioną kisielem rękę, którą trzyma kurczowo klawiaturę.

Kate odsłoniła rękę. Brr...wystawała jej kość.
Rzeczywiście, małe musiały być te stwory.

Przypatszyłam się... W ranie jest zielony jad!
Pomachał do Angeliny, po czym skrył się w ranie.
I zaczął ochoczo buszować po ciele Kejt.

Hermi podeszła. Jak to zobaczyła, to o mało nie zemdlała.
- Ojej! To jest Rerriettum!
- Co?!
- Jad, który dają chochliki śmiercionośne.
- Więc to były... chochliki? - zapytał Draco
- Tak.
- A ten jad jest naprawde śmiercionośny? - zapytała przerażona Kate.
Nie. Po prostu tak się nazywa.

- Na szczęście nie. - powiedziała Hermi.
Na twarzy Kate zagościł niemały uśmiech i duża ulga!
x___x''

Szliśmy trzy dni po 20h dziennie.
A nie szybciej byłoby użyć magii?
A po co szpanować?

Nagle zza krzaków wyskoczył jakiś krasnolud. LINK
Zaraz za nim pojawiła się reszta Drużyny Pierścienia.

- Yyyy... Nie wie ie, gdzie jest Diana? - zapytałam resztę. Kiwnęli przecząco głowami.
- Diana! - cisza - Diana!! - cisza - Diana!!! - cisza - DIANA!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Usłyszałam czyjeś kroki. Obróciłam się, a za mną stał... ogromny biały smok!!!
- AAAAAAAAAAAAAAAAAAAA!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! - wszyscy krzyknęli.
Gdyby nie to, że nie mogę wydać z siebie żadnego głosu, też bym krzyknął.

Smok zatrzepotał skrzydłami i lekko się uniósł.
- Cześć!!! - powiedział wesoło.
Nikt nie odpowiedział.
- Nie bójcie się mnie, to ja, Diana!
- C-co? - byłam przerażona!
- Ja jestem Diana!
Nie zginełam w tym wypadku w dziewięćdziesiątym-którymś. Po prostu zamieniłam się w smoka i ocalałam... Kolejny dowód na to, że telewizja kłamie.

- Przecież Diana to pies, ty jesteś smokiem!!!
- Jestem białym smokiem - powprawiła mnie.
-A jaka to różnica?!
- Duża! - powiedziała, udając urażenie.
- Ehhh... to znaczy... że w tej... krainie jesteś...smokiem?
- Niezupełnie. Mogę się przemieniać i w smoka i w psa - powiedziała z dumą.
Myślałam, że się przewrócę. Diana smokiem... I do tego umie mówić!!!
Ja już się przewróciłem...

Osobą, która mnie obudziła był Draco.
- Gdzie jest reszta?! - zapytałam pół szeptem.
Porwano ich. To były chyba gobliny... Udało mi się Ciebie tu przywlec.
Przy okazji dostałaś kilka razy korzeniami w głowę, ale myślę, że nic Ci nie będzie.
Wlókł ją za włosy, rzecz jasna.

Szłam...szłam, i w końcu... zobaczyłam Kate i Cho, przykute do skały!
Ukrzyżowane po raz pierwszy... drugi... trzeci!

Były nieprzytomne. Za nimi ciągnął się korytarz... Podbiegłam do nich.
- Cho... Kate! - krzyknęłam.
Odsunęłam pare kosmyków z twarzy Cho, dałam jej za ucho i...
Zaczęłam ją rozbierać. Tak btw. co ona jej dała za ucho? o__O

Biegniemy... biegniemy, a tu... zobaczyłam, jak tyż za nami biegną gobliny.
- W nogi!!! - krzyknęłam.
- BUUUUUUUUUUUUUM!!!!! - wywaliłam się.
Moja głowa bezwładnie opadła na skałę. Straciłam przytomność.
Zdarza się. Szczególnie, gdy uderzymy w pustą czaszkę.

Obudziłam się... sama nie wiem, gdzie. Było ciemno i nic nie widziałam. Byłam spocona i chyba miałam gorączkę.
Od upadku. Na pewno.

Na moje plecy kalały lodowate krople wody.
Jak to było o tych ptakach i gnieździe?

Było mi bardzo zimno, a jednocześnie gorąco od gorączki.
Anomalie pogodowe.
Będzie „Pojutrze"...?

Odpioł mi kajdany. Potem przerzucił mnie przez ramię i jakby nic i szedł. Kopałam, wyrywałam się, ale to nic nie dawało...
W końcu zaczęłam myśleć. Puścił mnie natychmiast, w obawie, ze mogę coś wymyślić.

W końcu dotarliśmy na miejsce, a goblin rzucił mnie na zięmię. Przedemną stał tron, na którym siedział mosiężny człowiek, o blond włosach, które mu opadały na ramiona, a u jego boku leżał... ogromny, obrzydliwy smok!!!
Malfoy! Człowiek o blond włosach, nie smok...

- Zostaw ją tataj, mamy pare spraw do obgadania... - i tu przeszły po mnie ciarki. Co on chce zrobić? A jeżeli on nie zabije? Gdzie jest Draco i inni?
Najpierw cię zabije, a potem z tobą pogada.
Tak nakazuje procedura zgodna z kodeksem Mosiężnych Ludzi.

- Nie chciałabyś się do mnie przyłączyć?
- NIE!
- Dlaczego?
- Bo nie chcę, żebyś zniszczył tą piękną krainę Endless!
A kiedy o tym była mowa, bo chyba przysnąłem...

- Ja?! Draczego miałbym to zrobić?
- Bo nie jesteś dobry, tak mnie.
trktując - kto mi to przeczyta?

- Jak? - zapytał nadzwyczaj spokojnie.
- Trzymajac mnie w jakimś zimnym powiszczeniu. Karząc jakiemuś brzydalowi, żeby mnie tutaj zaniusł, choć mi to nie pasowało!!! Japiąc moimch przyjaciół!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! - złość się we mnie gotowała.
Aż w końcu ugotowałam się na twardo.

- Oh... Przepraszam...
Spojżałam na niego spode łba.
- Jeżeli - ciągnął dalej - zostaniesz moją żona, to uwolnie twoich przyjaciół, a ty będziesz walczyć u mojego boku, dobra?
- NIGDY!!!!!!!!!!!!!!! - ryknęłam.
Jak się później okazało, mogę zamieniać się w lwa.
Pies w smoka, boCHaterka w lwa...menażeria?

Dopiero teraz auwarzyłam, że nie jest odemnie więcej, niż 4 lata starszy!
Ładną składnie masz, komu ją dasz?
Miała do wykorzystania dwa przecinki to dała na chybił-trafił. Dobrze, że to nie totek.

Podeszłam do schowka na miecze. Wyciągnęłam jeden. Zgrabnym ruchem sie odwruciłam i przycinęłam mu do gardła.
Czuję się jak u siebie w dormitorium - powiedziała, po czym zaczęła się zastanawiać skąd wie o schowku na miecze...

- Widzę, że umiesz władać mieczem... Ale i tak byś mnie nie zabiła! Masz zbyt miekkie serce! - zatkało mnie. Jak on tak może. Zamachnęłam się, ale faktycznie: nie umiałam!!! Stałam jak wryta. On odsunął miecz, sprzed swojego gardła.
- Ja Cię za to mogę nauczyć, być niepokonaną. Musisz się tylko ze mną ożenić... - szepnął mi do ucha.
Będziemy razem schodzić na śniadanie...
Kusząca propozycja, pomyślała.

Milczałam. Chciałam być niepokonaną, ale nie takim kosztem! Mam sie ożenić z jakimś świrem?! O nie!!! Co to, to nie! A dodatkowo, mam chłopaka, Draco!
Wow. Przypomniała sobie.
O takich rzeczach się nie myśli,jak świry chcą cię pojąć za żonę.

Odwruciłam się, otwarłam dębowe drzwi i pobiegłam przed siebie, trzytmając miecz w jedej dłoni, a pokrowiec od niego w drugiej... Moim celem było uwolnienie przyjaciół...
Po co jej pokrowiec na miecze? Pochwa nie lepsza?
Eee... bez skojarzeń proszę.
Nie chciała być wulgarna, jak niektórzy.

Biegłam korytarzami, nie zwarzając na niewygodę i ból.
Kopnęłam niewygodę, a ból zadźgałam mieczem.

Wreszcie dotarłam do stalowych drzwi.
Wydedukowałam, że Malfoy nie dałby się zamknąć w pomieszczeniu innych, niż ze stalowymi drzwiami.
Żeby je przewiercać stalowymi oczyma.

Kopnęłam je... nic. Uderzyłam pęści... nic! W końcu dla czystego sumienia nacisnęłam klamke i... otworzyły się!!!
Ja dla czystego sumienia za chwilę nacisnę czerwony krzyżyk...

Weszłam do komanty. Wszędzie było ciemno. Wróciłam się do korytarza i wzięłam pochodnię. Pomachałam pare razy pochodnia, żeby coś zobaczyć i zobaczyłam... DRACO!!!
Zobaczyłam coś... Tym czymś był DRACO!!!

Wzięłam Draco pod ramię i szłam tak szybko, na i pozwalało mi "leciutkie" ciało Draco...
"leciutkie" ciało Draco niemal lewitowało w powietrzu.

Okazało się, że nasza bohaterka przechodziła próbę, przeprowadzona przez matkę Diany, czyli psa/smoka. Wszystko było ustawiane, ona sama zaś spała tydzień. Gdy się obudziła spotkała swoją pra pra pra babkę - Xaiydę Gryffindor, która prowadzi ją do przyjaciół...

- Co to jest? - zapytałam.
- Winda.
- A do czego ona prowadzi?
- Zobaczysz - powiedziała (jak zwykle) tajemniczo Xayida.
- ?
- No, chodź!
- Ale jak?
Teraz zauważyłam, że na środku było maleńkie wgniecenie w kształcie dłoni.Xayida położyła tam rękę, a kamień się przesunął, ukazując wyżłobiony otwór, z"ławkami".
W każdym razie z czymś ławko-podobnym.
Kościół?

Towarzysząca mi nacisnęła jakiś guzik, usiadła na ławce i przypięła się czymś w rodzaju pasów. Ja stałam w miejscu. Winda drgnęła i... zaczęła spadać!
I upadła. Ale jako, że jestem Mary Sue, nie zginęłam! Nawet nie miałam zadrapania.

No więc, kiedy ja tak sobie ryczałam (jak ja to lubię xD, fajnie jest tak sobie od czasu, do czasu pokrzyczeć...)
zajebiście wręcz.
Uła, wręcz bosko.
winda zaczęła stopniowo zwalniać, aż w kończu się zatrzymała. Lekko przygładziłam włosy ręką, bo stanęły mi dęba i czekałam, aż kamień się łaskawie odsunie. Wreszcie! Kamień raczył się odsunąć.
Pod wpływem moich fal mózgowych. Ach, nie... pod wpływem fal mózgowych Xayidy.

- Gdzie my jesteśmy?
- W podziemiach.
Odkrywamy kolejne bunkry. Tylko gdzie jest Locke?

- Pod ogrodem?
- Ymhmmmm...
- A po co?
- No bo, o ile się niemylę, chciałaś zobaczyć swoich przyjaciół + chciałabym Ci jeszcze kogos przedstawić.
- Aaaaaaaaa...
No. Trzeba było tak od razu.

Byłyśmy w podobnym tunelu, tylko ten był szerszy, a na ścianach rosły... kwiaty! Ale to nie były zwykle kwiaty.
Tak, nie były zwykłe. Były porośnięte pleśnią.

Miały one płatki z diamentu i były one... żywe.
Pokemony?!

- To są diamentowe kwiaty – powiedziała babcia, widząc moje zaciekawienie.
- Z diamentu?
- Zależy, o jakim diamencie mówisz – powiedziała z uśmiechem.
- ...
braksłów -.-

- Bo jeżeli chodzi Ci o takie diamenty, jakie Wy macie na ziemi, to nie. To są tylko obumarłe szczątki diamentowych kwiatów i drzew. My tu mamy żywe diamenty. Możemy np. Wyciskać z nich diamentowy sok, jest to jeden z najlepszych napoi we wszechświecie.
*_____* Nie proście mnie o komentarz...
*po chwili zastanowienia* Może z tych diamentowych łez można by wycisnąć trochę tego soku, co?

A za stołem leżała, z łbem ułożonym na przednich łapach, Diana!... Moja KOCHANA Diana ^^. Gdy tylko weszła zerwała się na nogi... to znaczy łapy i rzuciła się na mnie.
Bo chciała cię zagryźć.

Słońce powoli obudziło sie z głębokiego snu, krople rosy spadały z trawy na ziemie, a ja patrzyłam się w okno z myślą, ze niedługo opuszczę tę krainę, Xayide i Leylah.
Xayide kojarzy mi się z Sayidem, a Leylah z Heyah. Tylko ja mam takie skojarzenia?
Tak.

- Angelina, co sie dzieje? - zapytał Draco.
- Nic... nic...
- To po jaka cho**re tam idziesz?
- Tak sobie.
Och, cóż to za brzydki wyraz? ><

Zaczeliśmy biec ile sil w nogach. za nami biegło stado wilków. Wydostaliśmy sie z lasu. Przed nami był obrzymi klif. Zatrzymaliśmy sie na samej krawędzi. Wilki były coraz bliżej. Nie mieliśmy gdzie uciec. Osaczyły nas. Największy wilk nagle się na mnie żucił. I wszysko było jak w zwojnionym filnie. Walnał o mój brzuch i obaj polecieliśmy. W ostatnim momęcie złapałam się krawędzi. Potem Draco złapał mnie za rękę.
Oh, ta akcja. Te napięcie...
...przedmiesiączkowe


Ze łzami w oczach starałam się podciągnąć. Moje ręce coraz bardziej sie pociły i zaczęły sie slizgac.
- Draco... nie puść mnie...
Moje ręce sie wyślizgnęły, a ja poleciałam w przepaść, do rzeki. Uderzyłam w głowę o coś. Przed oczami miałam ciemność..
Uderzyłam o kawałek papieru.

nademną zobaczyłam czyjąś twarz... A raczej łeb. Był to...
Draco?
Mrohny,czy Ty nie masz kompleksu Draco?
Och, odkryłaś mnie. Zawsze chciałem mieć takie blond włosy i stalowe oczy...

Rozejrzałam się dookoła. Leżałam właśnie na plaży, na skraju yyy... chyba lasu, czy czegoś w rodzaju... lasu... Obok mnie stał kań, skubiąc trawę.
Kań skubnął trawę trzy razy po czym uciekł.

Resztkami sił wsiadłam na siodło i pojechałam... gdzieś. Nie wiem gdzie, bo nawet nie wiem, gdzie ja jestem... No ale ważne, że gdzieś jechałam.
To brzmi jak "wsiąść do pociągu byle jakiego..."

Wjechałam na jakąś ścieżkę. Drzewa były coraz bardziej rzadkie
Po chwili zobaczyłam wielką srakę drzew!

Owy jeździec, to była smukła, jasnowłosa dziewczyna o wściekle niebieskich oczach. Ubrana była w niebieską, krótką bluzkę, podkreślającą kolor jej oczu i czarne, skórzane spodnie.
Brakuje mi jeszcze tylko zdjęcia.

Była mniej więcej w moim wieku. Podjechałam do niej.
- Cześć - przywitałam się.
- Cześć. Kim jesteś?
- Hmmm... prawdę mówiąc, to nie wiem. Obudziłam się dzisiaj rano na brzegu morza. Nic nie pamiętam. Jedyne wspomnienie, to wilk.
- Wilk?!
- Wiem, że to dziwne, ale tak.
Tak, wilki w lasach to widok co najmniej dziwny.
Mm, jakie zawiązanie akcji ;>

- Ja jestem Alexandra, ale możesz mi mówić Alex.
- Miło mi. Gdzie jedziesz?
- Odnaleźć jakiegoś Lomberga... i pięcioro dzieciaków, podróżujących z nim.
- Mogę jechać z Tobą, bo nie wiem, gdzie mam sama pojechać, a Ty chyba się mniej więcej orientujesz w tych okolicach.
- Pewnie! Mogę Ci mówić Jessica? Bo skoro nie wiesz, jak masz na imię, to tymczasowo mogę na Ciebie tak wołać...
A dlaczego nie Ashley? ;(

- Coś kojarzę, ale nie umiem sobie przypomnieć.
- To ty chyba z jakiegoś klifu spadłaś! Pewnie straciłas pamięć...
Pewnie dlatego, że nic nie pamięta.

- Co się dzieje? - zapytała jeszcze nieprzytomna Alexandra. - To przecież tylko mały smok. Pewnie nawet nie umie zionąć ogniem!
- Amy, nie poznajesz mnie? - zapytał smok, nie zwracając najmniejszej uwagi na niebieskooką.
- Ja nie jestem żadna Amy!...
Skąd wiesz, skoro nic nie pamiętasz?

- Jesteś Angelina Lee.
- Ja? Kim jesteś - powtórzyłam, z większym naciskiem na dwa ostatnie słowa.
- Ja jestem Diana, jestem twoim psem - powiedziała, spokojnie, patrząc mi w oczy.
- Ale ty jesteś smokiem... Ty... ty wiesz, co się stało, zanim znalazłam się na brzegu morza?
- Ależ oczywiście! Chodź ze mną, powiem Ci w drodze do reszty.
*macha ostrzegawczo rękoma* Nie ufaj nieznajomym!

Zebrałam wodze i weszłam na konia.
Duży musiał być ten KOŃ. *chwila namysłu* Ach, koooooń... Wiedziałem przecież, że chodzi o konia... ^^'

Byłyśmy już coraz bliżej.
- A-Angelina? - zapytał blondyn.
Chłopak poszedł do mnie. Spojrzałam w jego stalowo-szare oczy. Tak, to on! Ja go pamiętam!
To ten od stalowych drzwi!
To ten, który przylepiał swój wzrok do moich pleców, bezczelny!

- Draco - szepnęłam.
Nasze usta się do siebie zbliżały. Serce zaczęło walić jak łomot. Dreszcz przeszedł mi przez plecy.
BUUUUUM!
Eksplodowała? *na twarzy Mrohnego pojawia się dziki uśmieszek*

Poleciałam na ziemię. Na mnie leżała owa dziewczyna z brązowymi włosami.
- Och, Angie! Ty żyjesz! Gdzie ty byłaś?! Nawet nie wiesz, jak my wszyscy się baliśmy i ciebie! Och, Angelino!!!
Po chwili nos dziewczyny zaczął się wydłużać...

Czułam się tak, jakbym po wielu latach wracała do domu. - Och! Już jesteście! To bardzo dobrze. Dumbledore już na Was czeka w swoim gabinecie. Hasło to: czekotubka (:D).
*zwija się ze śmiechu na podłodze* A myślałem, że nic mnie już nie zdziwi.
<ómarła>

Szłam i szłam, zastanawiając się gdzie może być gabinet Snape'a.
- O! Cześć, Lee. Co tam u Ciebie?
Odwróciłam się. Ten głos bym poznała na końcu świata. Oczywiście ta wredna oragnutanica, Pansy Parkinson.
(to ta od Zielonych Penisów - przyp. anal.)

- Po co mnie tu prowadzisz?
- Nie pożałujesz. Będziesz mi jeszcze dziękować.
Wnet zza zakrętu wyłonił się Draco z jakąś wiszącą na nim dziewczyną! Myślałam że zemdleję. Całowali się. A więc mnie zdradził!
- Draco! - ryknęłam wściekła.
Oderwałam parę od siebie
Byłam zaparowana.

walnęłam chłopaka z liścia.
- Zrywam z tobą.
Pobiegłam w górę, becząc.
I tak kończą się wszystkie pieprzone miłości...

- Och... ale jesteś kapryśna. Księżniczką jeszcze nie jesteś - powiedziała, wyraźnie niezadowolona.
- Jestem!
- No to chodź przynajmniej ze mną na śniadanie!
Prawdziwa księżniczka powinna chodzić na śniadanie, Angelino! Śniadanie powinno przyjść do ciebie!

- Angelina! Angelina! - usłyszałam znajomy głos.
Przed WS, z którego właśnie wychodziłam, stał nie kto inny, jak...
- Draco! Co ty tutaj robisz? - zapytała Hermiona.
Schodziłem na śniadanie, a Ty? - spytał zdziwiony.

- Proszę, wysłuchaj mnie... - powiedział, błagalnym tonem. - t-to nie ja... zrozum... to nie moja wina.
Próbowałam na niego popatrzeć tak, jak by mnie to nie obchodziło, ale chyba mi nie wyszło.
- Zrozum....
- WAL SIĘ!!! - krzyknęłam, wzięłam za rękę Hermionę i pobiegłam w stronę dormitorium z oczami pełnymi łez. Hermiona nawet nie zapytała o co chodzi.
Ponieważ potrafiła czytać w myślach.

Szybko ubrałam łyżwy i cała zadowolona hasałam po lodzie. Wszystkie moje troski zniknęły. Byłam tylko ja i jezioro, piękne jezioro idealne do jeżdżenia na łyżwach. Jak ja to kocham!
Ja też *rozpływa się w marzeniach* <3

Nagle spostrzegłam, że ktoś właśnie wszedł na lód i uważne się mi przygląda. Był to chłopak. Miał miłą twarz, ciemne włosy i piękne, orzechowe oczy.
Zobaczyłam to z odległości ponad kilometra.
Miałam nadzieję, że lód się pod nim załamie.

- Cześć. Jestem Matt - przedstawił się.
- E... cześć. Jestem Angelina.
- Miło mi - uśmiechnął się i podał mi rękę.
- Mi też.
- Czy... Czy ty jesteś kuzynem Hermiony? - zapytałam.
- Hermy? - zapytał.
- Nie, Her-mio-ny.
- Czyli Hermy. - oznajmił, zdziwiony.
- Pozwala ci się tak nazywać? - zapytałam, podejrzliwie.
- Nie - odparł z uśmiechem.
- To znaczy, że jesteś tu nowy, tak?
- Na to wygląda...
Sam nie wiem - dodał. Nigdy się tu nie spotkałem.

Po jakimś czasie zobaczyłam, że ktoś biegnie w moją stronę.
Osoba zdążyła już przybiec do mnie pięć razy, nim to zauważyłam.

Dopiero potem skojarzyłam jasne włosy ślizgona.
- A... An... Angelina... - wydyszał, zasapany - Ja... to znaczy one...
- O co ci chodzi, Malfoy? - warknęłam.
- Bo... bo one...
- Mów!
- Parkinson i ta druga... one to uknuły! To nie moja wina!
Przyczepiły mi moje usta i samo wyszło - powiedział Draco, pełen nadziei, ze Angelina uwierzy.
To on cały się składa z odczepianych elementów? Łał...Prawie jak Barbie!

Faktycznie, leżał na nim list. Powoli go wzięłam do ręki i przeczytałam:
Czy moglibyśmy się spotkać dzisiaj o północy w pokoju wspólnym? Chcę ci coś pokazać.
Matt
Taaa... cos pokazać *nie ma zboczonych myśli*

Gdy wybiła dwunasta zeszłam do PW. W fotelu już na mnie czekał Matt.
Miał na sobie obcisłe lateksowe stringi i wytatuowaną pierś.

- Co chciałeś mi pokazać?
Mraaau - powiedział. - Nie widzisz kotku?

Sięgnął do kieszeni i wyjął coś, co wyglądało na łańcuszek.
- To - powiedział i dał mi do zrozumienia, żebym to wzięła.
Dał jej TO do zrozumienia. Bardzo dobra aluzja.

- Musze ci coś powiedzieć. I musisz mnie wysłuchać.
- Muszę? - zapytała z ironią i wstała.
- Tak, musisz - odpowiedziałam, ciągnąc ją za rękę, żeby usiadła. - To ma związek z Leylah - dodałam, gdy już chciała się wyrwać.
Orzechowe oczy Hermiony zrobiły się większe i posłusznie usiadła na łóżku.
Siad! Dobra Herma, grzeczna...
Rzucił jej kość,za dobre sprawowanie.

- Ja też cię przepraszam - odpowiedziałam i przytuliłam ja do siebie.
Przytuliłam swoje JA.

- Nie będę grała w meczu - powtórzyłam nieco głośniej.
- Dlaczego? - zapytały wszystkie trzy razem.
- Zapytajcie Pottera - odpowiedziałam ponuro.
Potter - skarbnica wiedzy. Lepszy niż niejedna encyklopedia.

- Jak to? Wywalił cię z drużyny?! - zapytała Hermiona.
- Nie, z drużyny mnie jeszcze nie wywalił, ale chyba to niedługo zrobi, bo chyba uznał, że moje dłuższe nieobecności szkodzą drużynie, ale nie będę grała w meczu, bo już obiecał małej wiewiórce Weasley... I nie umie je odmówić bo - tu zmieniłam ton, na nieco wyższy - tak bardzo się cieszy.
Nie mogę niszczyć tego związku - szepnęła po czym rozpłakała się.

- Katie Bell miała... jakiś wypadek i nie może grać - wyszczerzyła się Lavender.
- Ja chyba śnię... - mruknęłam, wzięłam moją miotłę i zeszłam szybko z Hermioną na śniadanie.
W końcu miotła też musi coś zjeść.
Karmią ją puddingiem z (wie)wiórów?

- Zawodnicy wsiadają na miotły i... wystartowali! Weasley od razu śmiga po kafla, podaje do Demelzy, do Lee, mogła by lepiej złapać tą piłkę, bo prawie jej wypadła z rąk, znowu do Weasley i... GOOOL dla Gryfonów! Ja bym to pewnie zrobił lepiej...
"Co za palant" - pomyślałam.
"Oczywiście, że to ja jestem najlepsza!"

- Teraz Puchoni przejmują kafla! - słychać było komentowanie McLaggena. - Smith już leci w kierunku pętli Gryfonów! Dalej! Dalej, ograjcie go, Gryfoni! No dalej, kretyni! Przepraszam, profesor McGonagall. Ograjcie go!
BUUUM!
I tym optymistycznym akcentem kończymy transmisję...