czwartek, 30 kwietnia 2009

CSI: Don't get fooled again II

Ostatnia analiza sprawiła, że co niektórym zachciało się tulić. Dzisiaj będzie trochę inaczej, bardziej mętnie. Ale też kryminalistycznie.
Towarzyszyła Kura.


Party w prosektorium.

Wakacje, czas gdy większość wyjeżdża, by zwiedzać świat, a dzieci wysyłane są na kolonie.
I obozy. Byle nie koncentracyjne...

W Ameryce zmniejsza się liczba przestępstw, ponieważ ludzie zajęci są swoimi rodzinami i własnymi sprawami ,
No co? Zbrodniarze też muszą odpocząć...

oczywiście wszędzie oprócz Miami...
Żeby Horatio nie musiał się nudzić.
Crime Tours oferują w tym roku tanie wycieczki do Miami; włamanie w standardzie, za dodatkową opłatą - morderstwo.

W ciągu pierwszego miesiąca zgineło 8 osób, dwoje dzieci , które pochłonoł wypadek samochodowy, padło ofiarą wakacyjnego zamieszania.
Reszta mieszkańców Miami powstrzymywała się od śmierci naturalnej.

Nazywał się Patrick Heavy, znany jako Fireman.
W wolnym czasie ratował biedne koty, które utknęły na drzewach.

Lubił luźne koszulki, dresowe spodnie, najdroższe jakie zdołał znaleźć, jasne sportowe buty i złoto.
Złoto też nosił. Sztabki w kieszeniach i te sprawy.

Miał złote pierścienie, branzolety, łańcuchy i kolczyki.
I dwadzieścia dolarów w łapie. Tró Gangsta
A złotych zębów nie miał przypadkiem?

Jego koloryzowane na czarno soczewki kontaktowe nadawały oczom martwy wyraz, a dodatkowy brak włosów na głowie i wiecznie pochmurna twarz powodowała, że ludzie ze strachem przyechodzili obok niego.
Zadymiona twarz, też bym się odsunął. Palacz nałogowy.
Zastanawiam się, jak wygląda dodatkowy brak. Czegokolwiek.

Należał on do jednych z najgroźniejszych ludzi w Miami. Był nieuchwytnym przestępcą, który zabił już niejedną osobę.
Jako, że chodził otoczony chmurą dymu, nikt nie odważył się go dotknąć.

Na podwórku jednego z domów miało dojść do wymiany materiałów wybóchowyh na broń.
Materiały Wybóchowe - nowa technologia XXIII wieku.

Fireman zapukał do drzwi. Otworzył je wysoki, szczupły mężczyzna w okularach przeciw słonecznych, niebieskobiałej koszulce i krótkich spodniach.
- Dzień dobry. Ja po Pole - powiedział mężczyzna, próbując utrzymać jaknajbardziej powazny wyraz twarzy. (Jeśli ktoś nie wie o co chodzi, polecam obejrzeć video)

Fireman oddał strzał prosto w jego serce. Po czym wszedł do domu, wzioł broń, na którą miał wymienić materiały wybuchowe i wyszedł.
Broń XXIII wieku zostawił w spokoju.
Sam tam przyszedł, z gołymi rękami? To chyba wymieniał kilo dynamitu na jednego kałacha. Też mi wielki gangster, phi!

Porucznik Horatio Caine posępnym wzrokiem przyglądał się miejsu zbrodni. Cztery ciała, które Alexx już zbadała, były chowane do samochodu.
- Szefie, ta ręka wystaje z bagażnika! - skarżył się jeden z pracowników laboratorium
- To ją złam, do cholery! Czy ja wszystko muszę robić sam?!

-Horatio!-zawołał Delko, który stał przy schodach, w miejscu gdzie zabito Macka.-Znalazłem jakiś włos.
To ten kot, który został uratowany.
Bo przecież nie gangster, z ich dodatkowym brakiem.

-Masz coś jeszcze?-zapytał Horatio.
-Tak, czerwoną walizkę wypełnioną papierami.
Cain spojżał na lewo, dostrzegł ruch w krzakach po czym zdążył krzyknąć:
-Eric!Padnij!
To był zapewne jakiś byk. Ten czerwony kolor walizki tak mu się nie spodobał...

Delko runął na ziemię niczym kamień, a osoba, która kryła sie za krzakami wybiegła i zaczeła uciekać w stronę małego sadu
W czasie ucieczki zdążyła zamówić dwie porcje sushi i zjeść loda.
Ekhem, sadu? W środku miasta?
Po prostu był długodystansowcem...

-Ryan zawieź Erica do szpitala!-Horatio krzyknął goniąc sprawcę.
Eric się przestraszył i muszą go zawieźć do szpitala, tak? Trza było wybrać zawód śmieciarza.

Rayan Wolfe to kolega Delki, który już raz znalazł się w podobnej sytuacji, gdy został ranoiny gwoździem w oko , tylko wtedy Eric udzielał mu pomocy.
Powiadam wam: Oko za oko, gwóźdź za gwóźdź!

Nagle dostał ,,ataku liczbowego", czyli nieświadomie zaczął wszystko liczyć, dwie palmy, pięć osób, cztery psy, trzy zaparkowane samochody... Takiego ,,ataku" nie miał już od dawna, pojawia się on tylko w sytuacjach ekstremalnych.
Choroba matematyków. Rest in Peace.

-Pański kolega, jest w nie najgorszym stanie, postrzał był naszczęście niegroźny.
Czekajcie, sam się postrzelił, tak?
Dostał między oczy tym wściekłym odcieniem czerwieni.

-Dzień dobry Horatio!-krzyknął Ryan.-Mam pocisk...
- A ja zatwardzenie- rzucił Caine.

-Witam, panie Wolfe. Szerze mówiąc miałem wrarzenie, że już nie wrócisz.
A propos "wrarzenia" to Horatio spędza chyba za dużo czasu na forum Fotki.

Na stole stała spora, metalowa, czerwona walizka. W środku znajdowały się pogięte kartki papieru.
Kolejna sprawa, w której główną rolę odgrywają kartki papieru. To podejrzane.

Wolfe delikatnie wyjął wszystkie po czym porozkładał na blacie stołu, starannie sprawdzając, czy nie ma na nich odcisków palców. Jednak ktoś był nieostrorzny i zostawił ślad.
To pewnie odcisk rogów tych kartek papieru!

Tym czasem Horatio siedział nad dokumętemi Firemana.
Po chwili postanowił je odsunąć i zalogować się na forum Fotka.pl
Dokumęty - zapis mętnych interesów.

Narazie doszedł tylko do tego, że kiedyś była wzywana policja, bo Patric i Mac zrobili awanturę, oczywiście w ruch poszła broń.
Ta z przyszłości, oczywiście.

Heavy dostał kulkę w prawą nogę, a drugi awanturnik prawie sę wykrwawił. Może to było coś w rodzaju dokończenia tamtej sprawy, pomyślał. Zaraz wstał i udał się w stronę pani Woods.
-Alexx, kto zginął najwcześniej?-zapytał, miejąc nadzieję.
Miejąc nadzieję, że przyłapie ją na niemaniu informacji.

-Mac Lee, na miejscu zbrodni temperatura jego wątroby wnosiła 37 stopni, a reszty 38.
-Tak jak myślałem. To musiało być dokończenie dawnych spraw, ale by Lee się nie domyślił, Ptrick udawł, że to zwyczajna wymiana. Musiało pujść coś nie tak jak sobie zaplanował i sam również zginął.-zakończył i spowrotem wrócił analizować dokumęty.
Kiepska ortografia nie musi oznaczać, że nie jesteś mistrzem dedukcji.
Gorącokrwiste chłopaki z nich były!

-Szybko doszłaś do siebie-Horatio zaczął przesłuchanie.
Kartki papieru tylko zaszeleściły gniewnie.

Rose była wysoką, szczupłą brunetką. Włosy miała długie i wycienowane, oczy były zielone, krztałtem przypominające kocie. Ubrana była w żółtą, krótką bluzkę, białe, proste spodnie i jasne buty na wysokim obcasie.
Moja wyobraźnia szwankuje, albo po prostu Rose ubrała się jakby była daltonistką?!

-Dobrze. Łączyło cię coś z Patricem?
-To był mój chłopak, poznaliśmy się miesią temu.
-Acha... Co robiłaś na miejscu zbrodni?
-Przechodziłam akurat.
O, strzelają. Idziemy zobaczyć?

-Zmieńmy trochę temat. Na kartce papieru z walizki Heavyego znaleźliśmy twoje odciski palców-oznajmił porucznik, jednocześnie pokazując zdjęcia kartki.
*parsk* zdjęcie kartki musiało być fascynujące. Na deviantarta z tym!

-Nie...nie wiem jak one się tam znalazły-odpowiedziała zakłopotana.
-No dorze. Ostatnie pytanie. Czy ten mężczyzna chciał cię zabić?
-Dobre pytanie... On nic nie mówił.
-Gdyby coś się działo skontaktuj się z nami. Narazie to tyle, możesz iść do domu.
Nowe metody przesłuchań Horatio były genialne. Myślę, że przez cały czas myślał o tym, kto skomentował mu fotki na pewnym portalu...
Mnie się wydaje, że zamienił się na głowy z Anną Marią Wesołowską. Ten sam styl.

Horatio została w pomieszczeniu, czekając na Delkę.
Nie można bardziej kaleczyć literatury, prawda?
Horatio była kobietą!

-Ryan, coś mam. Na tej koszuli jest sierść, najprawdopodobniej czarnego kotka-rzekła uśmiechając się szeroko.
*___* Jestem prorokiem. Może przyjmą mnie w Las Vegas, co?

-Oczywiście. Jest to najciemniejsza odmiana barwna kotów z tippingiem, których włosy mają najdłuższą strefę z pigmętem, jakieś 2/3 długości włosa, natomiast podszerstek jest nadal srebrzystobiały. Koty o takim umaszczeniu cieszą się dużą popularnością wśród hodowców-wyrecytował Ryan z wyraźnym zadowoleniem.
Zapamiętanie tego cytatu z Wikipedii kosztowało go wczorajszego wieczora sporo wysiłku.
Dzięki obecności pigmętu ich umaszczenie jest... no, jakie? Tak, oczywiście, mętne!

-Czy nasz ekspert od wszystkiego zaczął interesować kociakami, czy może raczej przeczytał stos książek w przekonaniu, że kiedyś ta wiedza przyda mu się w sprawie...
-Rozgryzłaś mnie-przyznał Wolfe.-Nauczyłem się na pamięć dwóch obrzydliwie grubych książek, więc teraz gdy widzę jakiegoś sierściucha nie wiem co mam robić, płakać, czy się cieszyć-powiedział, jednocześnie szukając innych śladów.-O kolejny pęczek sierści.
Była już Kobieta-Kot, ale Mężczyzna? Fuuuj. To nawet nie brzmi dobrze...
Ostro musiało być, skoro kłaki tak leciały.

W miejscu gdzie zabito Garyego znajdował się już Horatio, który zajmował się zbieraniem świadków oraz Delko szukającym dowodów.
Horatio wkładał świadków do wielkiego, płóciennego worka.

Black street to jedna z najpiękniejszych ulic Miami. Dużo tu luksusowych willi i pełno przerażająco bogatych, zarozumiałych ludzi.
Piękno w najczystszej postaci.

W domu przed którym doszło do zabójstwa mieszka Jack Nicolson, miłośnik kotów.
*oddycha z ulgą* Już myślałem, że znowu wciągnęli do opowiadanka Nicholsona...
Nie ciesz się tak, nie ciesz... Ałtorka jest królową literówek, może po prostu wysłała "h" na krótki urlop.

-Tak, nawet... Przychodził kiedyś do moich podopiecznych, sprzątać kuwety, czesać i karmić, ale gdy zuwarzyłem, że zniknęła wysadzana drogimi kamieniami obróżka Grace oraz złota miska Diego, zwolniłem go... wczoraj-powiedział spoglądając na Horatia, który właśnie założył okulary przeciwsłoneczne.
A złotą kuwetę przetopił na sztabkę.

-Sakrbie, byłeś przejęty sytuacją, niezauważyłeś, każdemu się zdarza. Jeśli chcesz coś jeszcze wiedzieć to się pospiesz, bo jedzie kolejny pacjęt, ale dobrze wiesz, że więcjej powiem gdy skończę-oznajmiła, po czym odwróciła się i zajeła przerwaną sekcją.
Więcej 'pacjętów'? Prosektoriowe party!

-Cześć Frank!-Calleigh przywitała radośnie kolegę.-Już wszystko w pożądku, nic nie dolega?
- Mówisz jakoś dziwnie, mogłabyś powtórzyć?

Ale piękne popoudnie, słońce grzeje, zresztą jak zwykle, wszystko jakieś takie weselsze, a ja już kończę pracę i jadę do domu, życie czasami jest cudowne, pomyślał Eric pakując dowody i sprzęt.
A jutro popołudniu w prosektorium Alexx urządza imprezę. Nowe zwłoki też tam będą! Bilard na stole sekcyjnym. Drinki z komory chłodniczej...

-Teraz czas na poważniejsze sprawy-oznajmił Eric i podszedł do komputera. Nie było tu nic ciekawego, poza pozwijanym awałkiem papieru, wsadzonym za głośnik, tak aby nikt nie zauważył.
Ale jednak sprawne oko Erica zauważyło papier. Cud jakiś!
Jak wygląda awałek? To jakaś specjalna odmiana origami?

Posuneli go tylko o pare centymetrów, a zza niego wyleciał nie jeden papier, ale bardzo dużo, około trzydziestu, czterdziestu.
To ci uciekinierzy, których ostatnio przesłuchiwał Horatio!

Na każdej kartce było coś niewyrażnie, albo starannie napisane.
- Bazgrze jak kura pazurem - powiedział Horatio - przymkniemy go za to!
Mrohny, grabisz sobie!
*niewinny uśmieszek*

-,,Jeśli nie dasz forsy zabję ciebie i twoje koty"-przeczytał Delko.
-Milioner się trochę popadł w długi-powiedział Wolfe, podnosząc wzrok znad kartki pamieru.-wisi 10 mln pani Kate... Szkoda, że nie podała nazwiska
*słowotok mode on* Pani Kate pojawiła się już u nas ostatnio... To wszystko to jeden wielki spisek! Chciała kasę od gościa z kotami, po tym, jak miała z nim romans i nosiła jego dziecko, a nie dziecko tego hokeisty, bo jej mąż był bezpłodny i zabili go kijem hokejowym! Rozwiązałem sprawę! *słowotok mode off*

Ryan zapakował stertę papieru i dołączył do Delki.
Włożył papier do worka, gdzie Horatio wcześniej wsadzał świadków.

-Horatio, mamy problem-powiedziała zmartwiona Calleigh.
-Chodzi o Firemana?-zapytał Cain.
-Tak... FBI chce nam odebrać sprawę, przed chwilą rozmawiałam z Davidem Owenem. Nie możemy na to pozwolić.
Te kartki papieru już nam się nie wymkną!

-Tak, nie będziesz się nudziła-powiedział Delko, podając jej wór papierów-trochę kartek, jakiś piasek, kocie futro, odcisk palca i kawałek czerwonej farby.
-Dzięki... Ja... Będę miała trochę roboty...-wypaliła zdumiona.
Zabawę w prosektorium będzie trzeba odłożyć na późniejszy termin.

-Zaraz po przesłuchaniu pomogę ci-oznajmił Wolfe.
-Na mnie nie licz, już powinienem siedzieć w domu-rzekł Eric, spoglądając na zegarek.
Wszystko dla dobra sprawy!

Kolejne niekonwencjonalne przesłuchania:
-Dobrze... Znałem go. Kiedyś zajmował się moimi kotami, ale gdy znikły, obróżka wysadzana drogimi kamieniami i złota miska, postanowiłem go zwolnić-powiedział spokojnie Jack.
-Nie...-zaczął Frank
-Nie, nie zgłosiłem tego na policję. Nie chcę żeby potem się czepiali mnie i moich podopiecznych. Pieniądze to nie wszystko panie Tripp.
-A te listy z pogróżkami, które znaleźliśmy za głośnikami?-zapytał Wolfe, poprawiając się na krześle.
-Stara sprawa, wszystko pozapłacałem, a te liściki, tak jakoś uzbierałem. Mogę już iść do domu?
-Dziękujemy, za informacje, może pan już iść-powiedział Frank.
Jeśli kiedyś was zgarną w Miami, to nie macie się czego bać. To tylko krótka rozmowa.

-Nudaa....-mruczał pod nosem Wolfe i podparł głowę rękami. Obserwował wszystkie szafki, półki i ziewał znudzony od czasu do czasu...
Normalny dzień kryminalistyka CSI.

-Kim pan jest i co pan tu robi?-zapytał szorstko, po czym dodał.- Przecież nie można tu przebywać...
-Och przepraszam pomyliły mi się pomieszczenia, to archiwum, prawda? Już mnie tu nie ma...-odpowiedział niepewnie i stał jeszcze chwilę w drzwiach poczym wyszedł, ale Ryan zatrzymał go i kazał policjantowi odprowadzić do wyjśca z budynku.
Bo wcześniej policjant zrobił sobie przerwę.
Na KitKata.

Nagle szyba została wybita i do środka wrzucona podpalona petarda.
-Co to ma być?!-wrzasnął przerażony i chwycił petardę,
W Miami inteligencją nie grzeszą...
Piszę do ciebie list z pola boju, właśnie urwało mi rękę!
Kocham Cię za ten cytat!

w ostatniej sekundzie przed wybuchem wyrzucił ją przez wybite okno.
Zabijając przy okazji tuzin ludzi...
E no, petardą? Fajerwerki tylko puścił!
Ale wiesz, ten dramatyzm...

Ryan wyjrzał przez okno, ale czując się obserwoanym odsunął sie od niego, w tym samym momęcie ktoś zaczął strzelać.
Pajęczy zmysł ostrzegł go przed kolejnym niebezpieczeństwem!

Brunet wezwał wsparcie i w pomieszczeniu zarobiło się od dobrze wyposarzonych policjantów.
Nagie torsy latały z jednego kąta do drugiego.
A myślałam, że co innego...

Kiedy zrobiło się już w miarę bezpiecznie zeszdł na dół i rozejrzał się dokładnie w miejscu z kąd prawdopodobie strzelali. Jego uwagę przykół niewielki błyszczący przedmiot wystający z krzaków. Wyciągnął go pensetą i uśmeichnął się do siebie. Była to zaginiona kocia obróżka.
Gangsterzy wyszli sobie wyprowadzić kociaki i nagle bach, strzelanina.
Do wszystkich jednostek! Przyślijcie wsparcie! Mamy tu kota-mordercę!

Czarne BMW, które śledził Horatio nagle zatrzymało się. Wysiadł z niego wyskoki zakapturzony człowiek, z ciemną chustą na twarzy. Mężczyzna podniósł rękę z trzymanym w niej karabinem snajperskim i mierzył w stronę Horatia.
Horatio był tak skupiony na flircie na forum, że zapomniał ostrożnie śledzić złoczyńcę.

-No to sę pobawimy-mruknął pod nosem H, ale dostrzegając w pełni broń, nieco skrzywił się i wyknoł telefon do Erica, a później do niedaleko znajdującego się Wolfe'a.
No tak, bandzior z karabinem poczeka, aż Horatio załatwi posiłki. Co to dla niego, on sam przeciw szwadronowi policjantów.
Panie gangster, poczekaj pan, załatwię telefony i możemy sobie postrzelać, tak?
Ciekawe czy po wszystkim Horatio zaprosi bandytę na party, nie?

Sam również obmyślał plan działania. W końcu zdecydował się na średnio skąplikowany plan.
Napisał jakiegoś posta na forum i dostał kilka odpowiedzi. Ta wydawała mu się najodpowiedniejsza.

Nacisnął na gaz i hummer wyrwał do przodu. Jechał najszybciej jak może i strarał się unikać strzałów.
Hummer sprawnie wymijał wszystkie kule wymierzone w jego kierunku.
Póki nie został ranny w lusterko.

Na odległości ok 80 jardów stracił lusterko i miał mocno pokieryszowany prawy bok, ale samochód był nadal sprawny. Nie mógł sam zacząć strzelać, gdyż jego glock nie równa się z karbinem snajperskim, służy do strzelania na małe odległości.
Batmobil dostał nowe karabiny maszynowe, a ja to co? - warknął wściekle hummer do swego kierowcy.

60 jardów, hummer wygląda coraz gorzej ale cały czas jest sprawny. Cain ostro wykręca kierownicą, co utrudnia strzały przeciwnikowi.
30 jardów H zaczyna strzelać na pamięc, a pamięc ma dobrą więc trafia w mężczynę, a ten pada na ziemię.
Matura z Polskiego: Ułóż plan wydarzeń nowego odcinka CSI: Miami.

Wszycy, którzy przebywali w samochodzie zaczeli uciekać, ale Horatio zatrzymał samochód i po kolei strzelał do każdego...
Rachunek strat: trzynastu przechodniów, w tym troje staruszków, dwoje dzieci, homoseksualista i jeden pies.

Niestety jednemu udało się uciec.
Horatio wskoczył do swojego helikoptera, który ukrył w pobliskich zaroślach i ruszył za zbiegiem.

Porucznik wyszedł z samochodu i podszedł do martwego niedoświadczonego snajpera, przyjżał mu się, po czym skuł jego współpracowniów i wypatrywał policji.
Skuł ich, chociaż wszyscy byli martwi... Ale ja się dziwię facetowi, który przesłuchuje papier...

Nagle z zarośli wyskoczył ten mężczyzna, którego nie zdąrzył poimać Horatio, chwycił karabin leżacy obok martwego, wytrącił komórkę z ręki Wolfe'a i przyłożył mu broń do głowy.
Poimał go, poimał! *parsk*
Najważniejsze, to wytrącić komórkę. Jeszcze wyśle eska z prośbą o wsparcie?
Myślę, że jakby wysłał do kogoś z NY, to przybyliby w pięć minut.

-Wypuść ich-warknął niemiło wskazując na skutych ludzi.- Inaczej on zginie... Masz chwile.
Prawdziwa natura nekrofila.

-Poczekaj... może się jakoś dogadamy...-powiedział spokojnym głosem Cain, próbując załoagodzić sytuację.
-Dałem już jeden warunek, którego nie zmienię!- syknął i przycisnął broń do skroni Ryana.
-Już... czekaj.... chwila- powiedział H próbując coś wymyślić, ale jak nigdy nic nie przychodziło mu do głowy, więc udał się w stonę
swojego Hummera, aby napisać post, gdzie poprosiłby o poradę, co w takiej sytuacji ma zrobić.
A ja myślałam, że udał się na stronę. Wiecie, przycisnęło go z nerwów.

Cain korzystając z chwili, w której mężczyzna nie był zasłonięty Wolfe'm strzelił, ale ten pociągnął w ostatniej chwili swojego zakładnika, który drgnął i zamknął oczy czując, że kula trafiła w jego rękę.
Co? I gdzie ten sławetny strzelec zawodowy?!

Horatio starł i beradnie patrzył się na samochód, czuł się odpowiedzialny za to co się stało i dlaczego nie ostrzegł Ryana. BMW odjechało, Cain a stał jeszcze przez chwilę wpatrzony w odjeżdżające auto.
Po chwili, gdy dostał już odpowiedź na forum Fotki, wsiadł do swojego helikoptera i ruszył w pościg.

Ryan przeżywał teraz najgorsze chwile w swoim życiu. Spodziewał sę już tylko najgorszego. Nagle mężczyzna zatrzymał wóz. O nie... Pomyślał brunet.
-Tylko spróbój cos wykąbinować....-zwrócił sie do Wolfe'a i wysiadł z samochodu. Pogrzebał w bagażniku, wyciągnął jakąś linę.
-Myślałeś, że będziesz tak sobie swobodnie siedział i myślał jak uciec?-zasmiał się i mocno związał Ryanowi ręce, a wcześniej kazał opróżnić kieszenie.
Ojezós... Ómarłem. Pół godziny drogi i dopiero teraz porywacz wiąże porwanego... Logika w czystej postaci!
Przedtem próbował po dobroci.

-Kim ty jesteś?-zapytał niepewnie.
Mężczyzna zmierzył go zimnym wzrokiem.
-Taa... chciałoby się wiedziec odrazu wszystko, prawda? Zwą mnie Valdrin i wystarczy ci tych wiadomości o mnie-rzekł chłodno
- Reszta na moim profilu na Fotka.pl - powiedział.

-Idziemy...-popchnął go w stronę opuszczonej wytwórni farmaceutycznej.
Będziemy piękni i młodzi, a wszystko dzięki kosmetykom z przemytu!

Po paru minutach wyszła z niego kobieta z długimi czarnymi włosami, które swobodnie leżały na jej ramionach. Ubrana w skąpą i obcisłą, czarną sukienkę. Na nogach miała ciemne szpilki na bardzo wyskokim obcasie.
Siedziała cały dzień w fabryce, aby teraz zrobić lans przed Wolfem.

-Ile ich było, H?-zapytał Delko.
-Tylko... jeden-Cain'owi zrobiło się wyraźnie głupio.
Looooooser!

-Kim ty jesteś? I co chesz ze mną zrobić?-zapytał niewyraźnie.
-Kotku... zwą mnie Asevaid-zawiesiła głos.
Kolejna z córek Voldemorta. To pewne.
- Nie bój się, nie zrobię ci nic złego... mój ty niedomyślny misiaczku!

- A w smuie co mi szkodzi powiedzieć jak nazywam się naprawdę i tak długo już nie pożyjesz-uśmiechneła się złośliwie- Nadira Heavy...-prychneła i pochyliła się nad nim.- Szczęślliwy?
-Heavy?-zdziwłi się- Jesteś spokrewniona z Patricem Heavy?
Ona odwróciła głowę, po czym ze złością w głosie wrzasneła.
-Jeszcze raz powiesz to na głos, a obiecuję, że zginiesz w potwornych męczarniach.
- Mój ojciec zaatakuje cię jakimś zaklęciem!

Spokój nie trwał długo, po chwili nóż utwkwił w jego ramieniu.
To takie oklepane. A gdzie zaklęcia?!
Samobieżny zaczarowany nóż, mało ci jeszcze?

-Napewno nie pojedziemy tam samochodami policyjnymi, zoriętowali by się
- Ty, dlaczego im tak miga coś na dachu? - Nie wiem, może to lampki na Boże Narodzenie?
Dzieci, Fotka.pl szkodzi!


-Tak... jeszcze tak, ale niech się pospieszą, on umiera!-powiedziała niespokojnie.
A my posiedzimy tutaj i poczekamy na karetkę.
Albo karawan.

- Będą za pięc minut.-ukucnął przy Ryan'ie nie ukrywając przerażenia, wzrok jednak utkwił nie na nim tylko na radiu, które stało na półce i właśnie zaczeła się ulubiona piosenka Wolfe'a ,,our lady peace- not enough" .
Romantyczne, czyż nie?
A gdzie podstawowa metoda pierwszej pomocy, czyli trzymanie za rękę?

Jego stan był wręcz tragiczny. Z głębokiej rany na ramieniu wciąż kapała krew, ubranie było całe poszarpane i zakrwawione, twarz niemalże biała, każdy zwykły, niedoświadczony człowiek powiedział by, że już umarł, jednak Wolfe stał jeszcze na krawędzi życia, a śmierci, walcząc by nie zetknąc się z ciemną, nieskończoną otchłanią.
*mhrhohkh*
Pamiętaj, jeśli zobaczysz światło w tunelu, nie idź w jego kierunku!

od aŁtorki: czeeeenść dziesionta xD
*zgon*
No co? Grypsera w czystej postaci. Ćwiara, dziesiona, seta, galareta...

Po chwili dało się słyszeć dźwięk nadjerzdżającej karetki.
Parafrazując: Ta karetka już nigdy nikogo najerzdżać nie będzie.

- Stacja bęzynowa... - miał wymieniać dalej ale przypomniało mu się pewne mejsce.- Niewielkie lotnisko! - rzekł głośno i zwrócił wzrok ku porucznikowi, z takim wyrazem, jakim małe dziecko prosi rodzica o kupienie jakiejś zabawki.
Zawsze Horatio tam lądował helikopterem. Swoją drogą ciekawe, że wszyscy po popełnieniu zbrodni uciekają ze stanu, odlatując samolotem...
Horejszio, kup mi samolocik, kup mi! Bo będę płakać!

Tymczasem Asevaid z Valdrinem jechali na północ,
Córka Voldzia spiknęła się z jakimś Śmierciożercą.

-Pojedziemy na skróty... Wprost na lotnisko... Później polecimy do Las Vegas... A dalej nię będę narazie snuć planów...
A tam złapie was Grissom, cha cha! I będzie kolejny crossover...

Doktor Alexx Woods stała oparta o ścianę szpitalnego korytarza z niecierpliwością czekając na informacje dotyczące Ryana.
Raz po raz wyrzucała wszystkie zaproszenia i plakaty informujące o balu w prosektorium.

-Stan Ryana Wolfea nieco sie poprawil-podała kartę i uśmiechneła się.
-Miło mi to słyszeć-przeczytał kartę, która podała pielęgniarka. -Wyjdziesz z tego -zwrócił się do nieprzytomnego bruneta i wsyzedł z pomieszczenia.
"Wsyzedłanie" jako najlepsza metoda szybkiego przemieszczania się.

Przykryty niemal po szyję, niemożliwie posiniaczony, z dużą opuchlizną nad prawym okiem. Lewa ręka prawie na całą długość sszyta, i jeszcze mnóstwo innych szwów, złamaną prawa noga, trzema żebrami i innymi obrażeniami.
A wszystko przez córkę Voldemorta w Miami. Uważajcie, gdzie jedziecie na wakacje. Możecie ją spotkać...


czwartek, 23 kwietnia 2009

CSI: Don't get fooled again I

Opuszczamy szkolne mury, pełne sale koncertowe, poważne lekarskie przypadki i nieskazitelne piękno nagich torsów, jakie było nam dane widzieć. Podróż to będzie niebezpieczna i tajemnicza, a więcej zagadek niż w blogaskach nie ma chyba nigdzie. Tym bardziej, że jest z nami on - Horatio.
Opka analizowane z nieocenioną pomocą Kury, której analizy CSI możecie znaleźć na blogu Sierżant & Sapera (numery: 37, 38 i 39)


Horatio i próbki z Marsa.

Scenariusz napisały:
"Hey! Mam na imię Agata (ale mówcie mi Rika;) i mieszkam na Śląsku. Lat mam 15.
To zawęża obszar poszukiwań ałtoreczki...

Jestem 'uzależniona' od większości seriali kryminalnych, jakie lecą w TV. Nawet widać, od którego najbardziej - CSI: MIAMI. Mój ulubiony serial z ulubionym Davidem Caruso* :) (*nie licząc Wiktora z "Detektywów";)"
A ja się dziwię, jak można oglądać polskie seriale...

A poza tym lubię oglądnąć LOST i FMA, a także poczytać fantastykę i posiedzieć przed ekranem ;P
A wszystko to robię w jednym czasie. Wielofunkcyjność, to moje trzecie imię.

Witam wszystkich, jestem Karcia, mam 18 lat, ale tylko na papierze xD.
Pewnie wpisała w rubryce "Imię" >Karcia xD<>

Jestem troche zakreconą nastolatką, serfuje po internecie, słucham muzyki i jem xD.
*parsk*
Nie chcę sobie wyobrażać, jak wygląda Twa klawiatura...


Był piekny i słoneczny dzien, na niebie zadnej chmurki, lekki wiaterek ochładzał twarze strudzonych przechodniów zmierzajacych do pracy, do sklepu, do domu.
Zaczyna się jak w filmie familijnym. Ale zobaczymy co będzie dalej...

W gabinecie jednego z budynków, przy oknie stal rudy policjant i przygladał sie beztroskim wyrazom twarzy przechodniów.
Dwunaste piętro wieżowca nadawało się do tego doskonale.

Wiedzial, ze ten dzien nie bedzie tak spokojny na jaki wyglada. Spojrzał na buirko gdzie lezały dwie kupki akt spraw.
Będzie musiał zbadać odchody, aby dowiedzieć się, który z jego podwładnych to zostawił.
Rurku, co jest z tym stołem, czemu on taki upierdolony?!

- Zaraz tam bedziemy - były to rutynowe słowa, które wypowiadał przy każdej takiej okazji.
A założył swoje okulary?

Zamiast tego wyciągnał czarne okulary i załozył na nos.
*wiwat*
Rutynowe słowa, rytualne gesty.

Szedł wolnym krokiem ciemnym korytarzem, oswietlonym tylko przez jedną słaba lampe, za nim z róznych pomieszczen wychodzili rózni ludzie, uzbrojeni w biale rekawiczki, spore walizki i aparat.
Sprzęt najwyższej jakości.
Uzbrojeni w mordercze walizki, wielostrzałowy aparat i najgroźniejsze ze wszystkiego, śmiercionośne białe rękawiczki (no tak, fanka FMA).

Zespoł składajacy sie z Horatia, Erica, Ryana i Calleigh wsiadl do słuzbowych, srebrnych Hummerów.
Jedyne, co przpadło mi do gustu w Miami to właśnie te pojazdy.

Miejscem zbrodni była stara fabryka papieru, przeznaczona do wyburzenia, na jej miejscu miał powstac nowy ekskluzywny hotel.
Horatio wiedział, że to nie przypadek i że akta na jego biurku pochodzą właśnie z tej fabryki. Czuł rosnące podniecenie.
Horejszio, opanuj się, to oglądają dzieci! Szklanka zimnej wody, już!

H popatrzył w strone ciała
- Kim była ofiara?
- Nie wiadomo, nie ma zadnych dokumentów stwierdzajacych tozsamosc - odparł smutno Frank - Prawdopodobnie bezdomny.
Zabity przez kartki...

Ofiara istotnie na bezdomnego wygladała, miała na sobie podarte, smierdzące spodnie i tak samo podarty płaszcz.
Haratio przybliżył się, aby poczuć zapach ofiary.
- Płaszcz też śmierdzi - oświadczył i założył swoje okulary - Złapiemy przestępce.
Horejszio miał nosa do takich spraw.

H pokiwał głowa, Alexx, która własnie zjawila sie na miejscu zbrodni, załozyla rekawiczki i zaczela ogladac ciało.
- Śmierdzi - potwierdziła. Po chwili reszta ekipy zebrała się, aby ocenić skalę smrodu ofiary.

H usmiechnał sie kładac reke na ramieniu Alexx, lekarka odwróciła sie patrzac na przyjaciela, jego oczy mówiły wszystko, niepotrzebne było słowa, ona wiedziała o co zapyta.
- Jak moje okulary? - spytał, wystawiając głowę do słońca.

- Najwyrazniej pobicie
- Ktos go zatłukł na smierc? - zdziwił sie H - To morderstwo z zimna krwią.
Horatio podszedł do jednego z policjantów i wskazał wielką stertę papieru.
- Aresztować! - rozkazał.

- Nie - Alexx postrzasneła głowa - Pobili go po smierci
Zabawy z trupem.

czuc od niego alkohol, tylko nie wiem czy sam pił czy to z rany na głowie.
Pił sam, czy z kolegami? - oto jest pytanie!
Znaczy co, rana wydzielała alkohol? Ktoś chyba zbyt dosłownie zrozumiał popularny zwrot "poszło mu do głowy"!

- Przyczyna zgonu?
Yyy, czy przypadkiem nie powiedziała przed chwilą o pobiciu?

- Trudno okreslic czy to z powodu tej butelki czy czego innego - przyznała Alexx - Więcej bede mogła powiedziec po sekcji.
- A może grali z trupem w butelkę? - dopytywał Horatio.

Podniosł jeden z odłamków i przyjrzal musie blizej
- Kawałek odcisku - ucieszył sie
Po chwili na kawałku szkła jego sprawne oko dostrzegło kilka siniaków i zmarszczki.

Alexx milczała, pokreciła tylko głowa z dezaprobata i dalej badała ciało, kiedy juz nic nie znalazla kiwneła na chłopaków by zapakowali ciało i przewiezli je do laboratoryjnej kostnicy gdzie denata czekala powazna z nia rozmowa.
W czasie kiedy ona będzie przesłuchiwać denata, Horatio zajmie się papierem.

Kiedy zabrano ciało pojawiły sie nowe slady i dowody.
Spadły z nieba, wprost w ręce Alexx.

- A to co? - spytał Ryan biorac do reki strzykawke - Strzykawka. Cpun?
- Znalazłam slady jakiegos białego proszku - usłyszał słowa Erica
Wstrzykiwał sobie proszek!

Kubańczyk pobrał próboke na wacik zalazł odpowiednim odczynnikiem i po chwili wacik zabarwił sie na fioletowo.
AŁtorka nie chce nas zanudzać tymi wszystkimi nazwami i pojęciami.

Nie mieli watpliwosci, narkotyki, w tym miejscu spotykaja sie ludzie cpajacy, moze ofiara była jednym z nich?
Już wiemy do czego potrzebne były im kartki. Z braku marychy, robili sobie skręty z papieru i proszku.

- Rozumiem - usmeichnela sie - Znalazłam wiele sladów butów - zaczela z innej beczki wiedzac ze tym zainteresuje swojego szefa
- Tak?
- Zrobiłam odlewy.
Tego dnia słońce świeciło tak mocno, że asfalt niemal rozpływał się pod stopami.


- Przyczyną zgonu był uraz rdzenia kregowego w odcinku szyjnym
To z pewnością sprawka butelki.

- Co mogło byc tego powodem?
Alexx zastanowiła sie chwile
- Sądzac po sladzie to cos płaskiego, ale moze to byc takze reka
Płaskodłonie!

Tu pokazała policjantowi jak jej zdaniem mogło to przebiegac
Po co nas zanudzać zbędnymi szczegółami, czyż nie?

- Znaczy, ze szukamy kogos bardzo silnego - stwierdził rzeczowym tonem porucznik
Czy kartki mają płaskodłonie?

- Mozemy ustalic czas zgonu?
- Dwa dni temu około 22-23
Ofiara zdążyła rozbić zegarek, zanim ją zabito.
Nie, po prostu Alexx jest tak zdolna, że im więcej czasu minęło od zgonu, tym bardziej precyzyjnie może określić jego czas. Po pół roku byłaby w stanie podać go co do minuty.

- Jakie sa inne slady pobicia?
- Liczne siniaki na plecach, brzuchu, rekach.
- Skopali go
Horatio, jak możesz!? Mówi się: zaatakowali dolnymi kończynami.

- Tak, to najwyrazniej jest slad buta - potwierdziła Alexx
Wskazała siniaka z wyraznym zarysem górnej czesci podeszwy
Co tam asfalt! Nawet ciała się wtedy topiło. Ach, Miami...

- Miał we krwi 3 promile alkoholu i sladowe ilosci narkotyków
- A w spodniach znalazłam papierosy - dodała.
Jak wykazują badania, dla tych cieniasów z Zachodu taka ilość alkoholu już jest śmiertelna. Tylko my i Ruscy jesteśmy odporni. Alexx musi zrewidować swą teorię na temat przyczyny zgonu.

- Amfetamina - odpowiedziała smutno Alexx
*tulimy tulimy tulimy*

- Znalazłam odłamek szkła w ranie na głowie
To ten ze zmarszczkami.

Ryzy wział torebeczke z dowodem z rak Alexx i przyjrzal sie odłamkowi blizej
- Tu cos jest
Alexx wziela lupe i zerkneła na szkło
- Kawalek skóry
Alexx do tej pory tego nie zauważa. Wyrzucić ją, na bruk!

- Ktos sie zadrasnał - usmiechnał sie Ryzy - Spawdzmy kto jest tym pokaleczonym pechowcem.
Kawałek naskórka, który utkwił na kawałku szkła, który z kolei utkwił w ranie głowy.


Calleigh blondynki, która zazwyczaj bałada łuski i testowała bron,
To się nazywa balistyka, ałtoreczko...
Co ona robi z tymi łuskami? Gada do nich w lwowskiej gwarze? A nie, to się nazywa "bałakać".

teraz miała do przebadania odciski butów.
Na szczęście odciski z asfaltu powiedzą jej wszystko.

- Sprawdzilam w bazie danych co to za obuwie - Horatio odebrał teczkę od dziewczyny - To obuwie sportowe, adidasy, albo korki, najprawdopodobniej rozmiar 9
Korki albo adidasy, powiadasz... A nie da się tego odróżnić, czyż nie?

Policjant pokiwał głowa, odwzajemnił usmiech przechylajac głowe na lewą stronę, co miało stanowic bezsłowna pochwałe dla pracy specjalistki od batalistyki
Miał nawet w domu jeden z jej obrazów.
Gdyby przechylił ją w prawo, oznaczałoby to dezaprobatę.
Ekhem, od batalistyki? Wojnę tam prowadzili, czy jak?

Pokazała H zdjecie wskazujac miejsce, policjant sięgnał po szkło powiekszajace ze stołu i przyjrzał sie temu miejscu uwaznie. Calleigh dołaczyla do niego, uwaznie przygladali się śladowi
Czekali, aż do nich przemówi.

- Moze nazwa firmy
- To zawęzy krąg poszukiwan.
Tak, do obszaru Stanów.


- Tu brakuje kawałka
- Wiem, ale nie mamy już zadnych - bronił sie Ryan
Kubanczyk juz otworzył usta by cos powiedziec, ale drzwi laboratorium otworzyły sie i spokojnym, wolnym krokiem wszedł H, trzymajac w reku torebkę z małym odłamkiem szkla.
Światła fleszy rozbłysły się, a H poprawił swoje okulary.
A biedny Eric zastygł z opadniętą szczęką czekając na napisy końcowe.

- To chyba brakujaca czesc - powiedział wyciagajac dowód w stronę Wolfe`a
Horacy trzyma brakujące części dowodów na wypadek, gdyby ktoś zapomniał o jego wielkości.
I ma zamontowany moduł jasnowidzenia. Przecież nie wiedział, że czegoś im brakowało!

- Nie ma danych - powiedział Ryan smutno - Czyli narazie nic nie mamy
Ekipa z Miami jest bardzo smutna. Cóż za praca. *tulimy?*

- Mysle jednak, ze odciski ze strzykawki i butelki pochodzą od tej samej osoby
Dla pewnosci wykonali analize porównawcza, wynik był ujemny, odciski nie pasowały do siebie.
Zawsze mogą posądzić o zabójstwo kartki papieru. Ciekawe, czy Horatio już je przesłuchał?

Kubanczyk skrzywił sie, intulicja go zawiodła.
*tulicja tulicja*

od aŁtorki: Z racji tego, ze tego bloga i tak nikt nie odwiedza, to zaiweszam jego działalnosc na jakis czas :) Moze kiedys tu wróce i cos napisze, ale jak narazie jakos nie mam wiekszej ochoty
Jak widać ludzie nie chcą poznać tajemnicy tego zabójstwa.
Kogo obchodzi śmierdzący bezdomny...

H wyszedł na korytarz i stanał przed wysokim detektywem, rece oparł na biodrach, przechylił głowe i wyciagnał swoje czarne okulary z marynarki.
- Stare przyzwyczajenia z czasów kroczenia po wybiegach. - oświadczył.

- Naszą ofiara jest Andy Landors, ostatnio sławny hokeista, który zabłysnał w czasie meczu z Anglią - Frank przeczytał akta - Nie byl bezdomny
Serio? Hokeiści zazwyczaj są!

- Bójka miała miejsce dwa dni temu. Pobił sie z Oskarem Wilisem, członkiem swojej druzyny. Zniknał zaraz potem. Zaginiecie zglosiła zona.
Żona zgodziła się występować pod pseudonimem 'Zona', aby trzy zet na początkach wyrazów wyglądały bardziej tajemniczo.

- Gdzie mieszka pani Landors? - spytał po chwili
Znowu będę mógł pozakładać okulary - ucieszył się.

z laboratorium wyszedł Ryan z wynikami.
- H, wiem kto był ofiara
- Ja tez - powiedział rudy policjant krótko i sucho
I Ryan się zasmucił? *kiedy tulimy?*

- But, którego odcisk znalezlismy na miejscu zbrodni i na ofierze wyprodukowała firma Mantel
Niemiecka firma 'Płaszcz' sprzedaje buty. To jakaś przykrywka!
Może Mattel? Różowe szpileczki Barbie na miejscu zbrodni...

- Eric, zapros pana Oskara Willis`a, mamy z nim do pogadania
- Tak jest - odpowiedział Eric rozłaczajac sie.
Po chwili wziął kartkę papieru, długopis i zaczął pisać...
A nie pergamin i pióro gęsie?


Ryan i Call wsiedli do drugiego Hummera i pojechali do siedziby firmy, sami nie bardzo wiedząc po co.
Najważniejsze to zrobić lans i pokręcić się hummerem po okolicy.

Szklane drzwi rozsuneły się przed dwojka policjantów, kiedy weszli do srodka zobaczyli dużą przestrzen, wszystko wykładane marmurami, na srodku duze biurko, recepcja gdzie siedziały trzy panie, zajmujace sie umawianiem gosci, odbieraniem telefonów i spławianiem natretow.
Każda ma jakąś specjalizację? Ciekawe, jakby to wyglądało w podziale sprzątaczek?
Zwłaszcza ta od spławiania musiała wyglądać imponująco.

- Dzien dobry - usmiechneła sie - Chcielibysmy z kolega porozmawiac z kierownictwem
- Byli panstwo umówieni? - odparła dziewczyna chlodno z wyższoscią
- Nie będziesz mi tu się wywyższać! - rzuciła blondynka, po czym wyciągnęła broń i skierowała ją w recepcjonistkę - Na ziemię ty spławiaczko natrętów! Przejrzałam cię!

- Zmęczylem się
- Czym? - zdziwiła sie Call
- Jazdą windą
Oboje wybuchneli smiechem
*czyta po raz drugi* *czyta trzeci raz* *czyta...* Kryminalistycy z Las Vegas mają o wiele lepsze poczucie humoru, ale może to sprawa innej pogody?

- Co państwa tu sprowadza?
Blondynka usmiechneła się uwodzicielsko, wyjeła z teczki zdjecie odcisku buta i podała go prezesowi,
Czekajcie, to już się rozpoczęła gra wstępna?
Odcisk buta jako fetysz? Co będzie następne, papierowe kajdanki?


prezesowi "Hawardowi" jak miał napisane na plakietce przypietej do marynarki.
Tak naprawdę nazywał się inaczej, ale wolał przyjąć jakąś ksywę, aby nie być gorszym od 'Zony'
Prezes Howard Haward, absolwent Harvardu.
Poza tym... plakietka na marynarce? Jak byle szczurek biurowy? Po prezesie spodziewałabym się eleganckiej, mosiężnej tabliczki na biurku, no ale co ja tam wiem.

- Kto je zamawiał? - spytał Ryan
- Ich trener, a zarazem menadzer. Zaraz sprawdze - wyjał z szuflady sterte papierów i zaczał szukac - O jest Alexander McCartney
Gdyby był tu Horatio, z pewnością powiązałby kartki papieru z szuflady do tych z fabryki i wpadł na jakąś genialną myśl.

Policjanci wyszli pozostawiajac zaszkowanego prezesa.
To oni są policjantami, czy kryminalistykami? Błąd rzeczowy. Pała!
Chyba raczej dla autorów scenariusza... W końcu w filmie też co chwila włażą detektywom w kompetencje.


- Ja nikogo nie zabiłem! - wykrzyknał znowu Oskar
- Niech pan to udowodni
- Byłem u mamy! - krzyknał
Taaa, teraz tak to nazywają...
No co? Miał tam swojego misia, piżamkę w kaczuszki i kakałko na noc!

- O której? - spytał Kubanczyk unoszac do góry jedna brew
- Zaraz po treningu i tej kłotni, byłem u niej do rana. Naprawiałem kran. Ona moze to potwierdzic.
U 'mamy' musiał być naprawdę duży przeciek, że zajęło mu to całą noc...

- Sława i pieniądze to nie wszystko. Wstyd powiedziec, ze pobilismy się o jego zone
Bójka o żonę - Akt desperacji.

- Jego zona, Kate Landors, wcale go nie kochala, ostatnio nie mogła z nim wytrzymac. Ciagle się kłocili ...
Nie kochała go, po prostu czasem kran się psuł...
Ty i ta twoja mamusia! Wystarczy, że kiwnie palcem, a już do niej lecisz! A u nas leje się z kranu od miesiąca i nic!

Kubanczyk słuchal zeznan z coraz wiekszym zdziwieniem, miejscami wydawalo mu sie, ze zamiast byc w pracy oglada jakas brazylijska telenowele.
Już sam nie wiedział co gorsze. Chyba przydałoby mu się tulenie.

- Kete jest w ciązy! Andy usłyszał to i wtedy rzucił sie na mnie
Był najbliżej, a na kimś musiał się wyżyć.

- A co ze mna?!
- Jest pan wolny, ale prosze nigdzie nie wyjezdzac
Siedź pan w tym pokoju przesłuchań i ciesz się wolnością!

Wyszedł, najpierw udał sie do laboratorium by zbadac próbke ziemi, nie pasowała. Oskar nie był na miejscu zbrodni, to świadczyło na jego korzysc, ale wszystko mogło sie jeszcze zmienic.
W każdej chwili Horatio mógł wkroczyć triumfalnie do laboratorium, niosąc w rękach próbkę ziemi z drugiego buta.
Bo każdy but prowadził odrębne i niezależne życie.


Razem z Calleigh jechali prosto na lodowisko gdzie trenowała druzyna "Czarnych kozłów", do której nalezała ofiara.
Na kilometr widać, że sataniści!
Czarny kozioł ofiarny, klasyka.
I pewnie lód był czerwony?

- A panie McCartney co wie pan o stosunkach miedzy Andym, a Oskarem Wilisem?
McCartney zarumienił się i spojrzał na swoje buty. Nic więcej nie musiał dodawać.
Ostatnio widziałem ich, jak szykowali się do wyjazdu na ryby. Gdzieś w okolice Brokeback.

- Byli najlepszymi przyjaciółmi, wspaniale razem grali, nie mieli sobie równych - wychwalał - Ale ostatnio cos sie miedzy nimi psuło, podajrze ze od czasu, kiedy Andy sie ozenił
- Ta głupia żona nie dawała mu tego, co przyjaciel! - narzekał trener.
Nie da ci ojciec, nie da ci matka tego, co może dać ci sąsiadka. Nie da ci żona ani dziewczyny tego, co da ci kumpel z drużyny.

- Ja tam oficjalnie nie wiem, ale krąza plotki o romansie zony Landorsa z Oskarem
Miami's Pudelek.

To było wszystko co potrzebowali wiedziec, podziękowali trenerowi za współprace i udali się do szatni by obejrzec zawartosc szafki denata. (...)
- Ona nie wyglada na szczesliwa. O zobacz wyraznie tesknym wzrokiem spoglada w prawo - pokazala chłopakowi zdjecie by mógł sie przyjrzec
Po chwili Ryan dostrzegł rzymską maskę z skrzywionym uśmiechem na twarzy.
Biedna, nieszczęśliwa szafka. Tulimy?

- Zerka na tego faceta ... - przerwał
Wymienili porozumiewawcze spojrzenia i usmiechy.
- To jest Willis
Jedno spojrzenie i już podejrzani, no patrzcie!
Lepiej nie patrzcie, też zostaniecie podejrzanymi.

Ryan stojac troszke z tyłu, pokrecił głowa z dezaprobatą. Hokeista odwzjemnił usmiech i przyjał dziarską poze by zaimponowac blondynce
- Jasne słodziutka, co tylko sobie życzysz
Ryan słyszac te słowa, miał ochote przyłozyc gościowi, rece zaczely mu drzec, ale pochamował sie.
Dzielny rycerzu, miecz w górę i broń swej miłości!
Ja bym raczej powiedziała: gdzie z tymi rękami, chamie!

- Czasem chodzilismy na piwo, Andy czasem zalił mi sie na swoja zone, ubolewał nad straconym przyjacielem Oskarem. Zblizylismy sie do siebie, bo gralismy na tej samej pozycji, razem.
Wspólna pozycja zbliża ludzi! Tylko bramkarze czują się tacy osamotnieni. Zawsze jednak mogą liczyć na uściski naszych kryminalistyków.
Nowa dyscyplina sportowa: twin hockey.


- Zdjecie i odciski palców z szafki
- Do tego pozew rozwodowy - wtraciła Call - Wniesiony przez Kate, ale najwyrazniej ofiara nie zamierzała na to pozwolic
Dlatego przygniotła się kartkami papieru, to jasne.

- Na szafce były tez odciski takie same jak na butelce, ale dalej nie wiemy do kogo nalezą - dokonczyla blondynka
- DNA kobiety, nieznane odciski palców - podsumował H - Mamy tylko jedną podejrzaną, zonę Landorsa
Ryan i Calleigh wymienili spojrzenia
- Nie mamy nic na nią
Zadziwiające jest, że wszystkie poszlaki i dowody wskazują na 'Zonę', a oni nie potrafią nawet zdobyć nakazu! Nie, ja się wcale nie czepiam...


Eric spostrzegł, ze ten dom znajduje sie w połowie drogi z domu landorsa do fabryki gdzie znaleziono ciało.
Pół drogi, powiadasz? To jakiś znak. Zawsze jest jakiś znak!

Policjant ujrzał przed sobą kobiete w podeszłym wieku, troche zaniedbana, tak samo jak dom, opierajaca sie na lasce
Widziało się dom na kurzej łapce, ale o lasce nic nie wiem.

- Jestem z policji, chciałbym zadac pani kilka pytan
Nie mogł powiedziec jej prawdy, ze jest z laboratorium kryminalnego, nie chciał niepotrzebnie niepokoic starszej pani.
Myślisz, że 'laboratorium kryminalne' brzmi bardziej złowieszczo?
Może liczył na głuchotę starszej pani: że zamiast "police" usłyszy "please".

Kobieta uchyliła szerzej drzwi i odsuneła sie zaparaszajac tym samym do środka.
- A odznaka to gdzie?! - rzuciła, kierując w niego swoją laskę.

Delko szybko sam trafił, przyjrzał sie kranowi uwazniej, rzeczywiscie wygladal jakby dopiero co ktos przy nim dłubał, ale tak naprawde zostala wymieniona tylko uszczelka, co zajmuje góra 15 minut, a co z pozostałym czasem?
Może mają więcej kranów w domu?


Tymczasem porucznik Caine i śledczy Wolfe jechali spokojnie do domu ofiary.
- Nie ma się co spieszyć, trup nie zając, nie ucieknie, cha cha! - powiedział Caine, szczerząc się do siebie w myślach. Wiedział, że jego poczucie humoru uwielbiali wszyscy.

- W takiej sprawie wszystko sie moze przydac - pouczył H - Np te buty. Skąd sie tu wzieły?
Pani Landors była coraz bardziej zbita z tropu i coraz bardziej znederwowana.
- One są... one... z butiku. - odpowiedziała, po chwili zdając obie sprawę jak bardzo zbita była.

Nie mogła sie opanowac, mało brakowało by rzuciła sie na Ryana, na szczescie między nimi stal H, a wobec niego każdy czuł respekt.
Oślepiło ją światło jego osobowości.

- Na butelce znależlismy DNA kobiety - zaczał H
- Co to znaczy? Ten dran miał kochankę?
Albo po prostu spotkał na swojej drodze alkoholiczkę.

- To absurd. zadna by go nie chciała - dodała po chwili
- Czyli przyznaje sie pani, ze to pani DNA? - zapytał H
Jakimś dziwnym trafem wszystkie inne kobiety wyjechały z Miami, aby Horatio miał ułatwioną sprawę.
Niech no się przyjrzę... - wzięła szkło powiększające. - Hm, widzi pan ten gen, trzeci od lewej na końcu łańcucha? Nie mój, zdecydowanie.

Spojrzał na nią tym swoim przeszywajacym wzrokiem któremu nikt nie mógł sie oprzec.
Nie dość, że czuła się zbita, to teraz dodatkowo przeszyta.

- Dobrze, juz dobrze, może i miałam w reku tą butelkę, była pęknieta, zadrasnełam sie! ot cała historia - wyznała
- Uderzyła nią pani swojego męza? - kontynuował policjant
Współpracuje z kartkami papieru - pomyślał Horatio, polerując swoje okulary.

- Nie, nigdy! Byłam zła, ale nie az tak! Nie zrobiłam tego! Ale moze ta jego kochanka
- Jaka kochanka?
- Niejaka Andrea Fillips - prychneła - To niezłe ziółko, pasowali by do siebie.
Kilka zdań temu mówiła, że nikt nie chciałby jej męża, teraz nagle znalazła się kochanka. Tak ją przeszyło, że zaczęły dziać się cuda.

Nie wytrzymała i zaczeła płakac, zrozumiała ze jej zycie legło w gruzach, ze jest nieszczesliwą kobieta, która choc sama zdradzała tez była zdradzana. H usiadł obok niej i zaczał pociszac, podał chusteczkę
- Wszystko będzie dobrze - mówił cicho
Po chwili przysunął się do kobiety, która oparła jego głowę o jakże męską pierś. *tulimy tulimy*

Kiedy zabezpieczył juz wszystko poszedł do salony gdzie H pocieszał zone, chrzaknał
- Mam cos nowego - zaczal
- Nie teraz, idioto - powiedział przez zęby Horatio, próbując odpiąć stanik kobiety.

podniósł głowe i zobaczył w ogrodku samego Oskara Willisa, H takze spojrzał w tą strone
- Powinnien byc na przesuchaniu - zauwazył Ryan
Obaj policjanci zerwali się z miejsc i wybiegli do ogrodka, Ryan tylnymi drzwiami, a H frontowymi, nie chcieli dac podejrzanemu mozliwosci ucieczki.
Horacemu nikt się nie oprze.

Tymczasem Wolfe i Willis dalej się scigali, Ryan nie chciał strzelac, jezeli to nie byłoby konieczne, był coraz blizej zeby go złapac, ale wtedy stało się cos co pokrzyzowało mu plany, znalezli się na ruchliwej ulicy, między ludzmi, których przewracali jeden po drugim.
Opis akcji tak pędził, że aż brak mi tchu.
Po chwili wszyscy mieszkańcy Miami leżeli na ziemi. Efekt domina.

Przechodnie wstajac i otrzepujac sie rzucali za nimi wiązanki brzydkich słow.
- Ty Indi****! - krzyczeli.
Mrohny, czy Ty coś mi tu insynuujesz, khę? Nie szargać Indianina!

Na domiar złego Oskar, nie patrzył gdzie biegnie, nagle znalazł sie na jezdni policjant wbiegł za nim, zaczeło się gwałtowne hamowanie, pisk opon ... wszystko działo sie tak szybko.
No własnie, po co opisywać coś, co dzieje się ułamki sekund.
Brakuje mi tu jakiejś smakowitej onomatopei. Jakiegoś "bęc! łup! sru!".

Brzydkie słowa kierowców, korek.
Gdyby Bob Marley żył, z pewnością napisałby kawałek "Bad Words". Tak, pozostaje nam już tylko "Bad Boys"...

Niektórzy odsuwali sie, ale nitkróych H musiał przesuwac siła.
Nosili okulary i jego blask im nie przeszkadzał.
Nitkróye były ciężkie, powolne i bardzo oporne na przesuwanie.

- Ryan - powiedział cicho
Chlopak na chwili otworzył oczy, popatrzył na klęczacego przy nim rudego policjanta
- Przepraszam - wyszeptał cicho
- I said it's too late to apologize, it's too late - zanucił Horatio.

Postanowił zaczerpnac informacji co sie tu zdarzyło, w tym celu podszedl do kierowcy, ktory byl w szoku
Zaraz cię przeszyję! - pomyślał.

- Ja naprawde ... naprawde nie chcialem - mówił - Najpierw jeden wybiegł przed maskę, zaczałem hamowac, potem drugi ... Nie zdarzyłem i przejechałem go - rozpłakał sie
Horacy, wiesz co robić. *TULIMY*

H połozył mu reke na ramieniu, sciskajac lekko
Po chwili jego ręka powędrowała dalej.
Cholera, gdzie jest to zapięcie!? - myślał gorączkowo, pocieszając kierowcę.



Nagle zadzwonil telefon blondynki, dziewczyna spojrzała na wyswietlacz, to był H,
Na wyświetlaczu pojawiła się postać Horatio, który zdejmuje swoje okulary, a po chwili pojawia się nad nim komiksowy dymek z napisem "I got ya!"

Zbierało jej sie na płacz, ale robiła wszystko by sie powstrzymac
Obawiała się, że Horatio mógłby ją chcieć pocieszyć. Odruchowo sięgnęła ręką, dotykając zapięcia swojego stanika.

- To nie twoja wina - pocieszal H kładac mu reke na ramieniu
O nie, znowu - pomyślał Eric.

- Mam dla ciebie nowe informacje - zaczela
Eric zainteresowal sie na chwile
- Na szyji w miejscu uderzenia znalazłam tą substancję. Nie wiem co to jest, daje ci do zbadania.
*parsk* Pani koroner dostała próbkę z Marsa.

Czarnoskóra pani patolog szybko przebrala sie w cywilne ciuchy, wsiadła w swoj prywatny samochód i pojechała.
Dzisiaj nie będzie się lansować Hummerem.

Substancja która dała Alexx był odprysk farby.
Na Marsie mają pewnie jakąś kosmiczną technologię malowania.

Porównał jeszcze odciski znalezione na butelce, nalezały do Kate.
Mimo, że tak naprawdę nazywała się Kete.


Karetka pod eskortą patroli policyjnych przemierzala ulice miasta do najblizszego szpitala, mimo to Call siedzącej w srodku przy swoim nieprzytomnym przyjacielu wydawalo sie ze ta podroz trwa wiecznosc ... Policjant Ryan Wolfe był pod stała opieką lekarzy, nie zagrazało mu nic,
Ale mimo kilku zadrapań policja i pogotowie postanowiły zrobić sobie szaleńczy rajd do szpitala.

podłoczono go do monitora, ktory pokazywał prace serca i do kroplówki.
Praca kroplówki wydawała się posadą w porządku.

Blondynka cały czas trzymała policjanta za ręke
- Trzymaj sie - szeptała bliska płaczu
Te rany na policzku wyglądały tak groźnie...
Trzymanie za rękę: podstawa aŁtoreczkowej medycyny.

Byli juz blisko szpitala, kiedy nagle pikanie na monitorze przyspieszyło, lekarze natychmiast zerwali się z miejsc
Nim dobiegli, minęło trochę czasu.

- Prosze się odsunac - powiedział jeden z nich do policjantki
Dziewczyna poslusznie wykonała prozbe i usiadła z boku
Wzięła do ręki chipsy i obserwowała. Lekarz dobrze jej poradził z tym miejscem.

Wszystko co się działo widziała i słyszała jak pzrez mgłe
Szpitale w Miami dostały różne efekty specjalne - sztuczne mgły, sztuczna krew i takie tam...
Sztuczny miód... ersatz, cholera, nie życie!

- Proszę 0,5 mg lidokainy dozylnie - powiedział do sanitaruszki - Przygotowac sprzet!
aŁtorka jest w dobrych stosunkach z Wikipedią.

- Udało się - wyspał ocierajac pot z czoła
Zastanawia mnie jednak, co wywołało atak?
Wszechmocna ręka aŁtorki, pani życia i śmierci swych bohaterów.
Użyła Wszechmocnego Kopa. Nogą...

Blondynka zamiast odpowiedzi przytuliła sie do przyjaciółki
Staniki tylko westchnęły z ulgą, czując, że to nie Horatio.

- Pan Wolfe doznał wstrzasu mózgu, do tego nie ma innych powaznych obrazen, kilka siniaków i zadrapan.
No i o mało nie umarł, ale to pewnie przez te siniaki.


Dwaj policjanci zapukali do mieszkania Andrey Fillips, nie spieszylo jej się z otwieraniem, dopiero kiedy zaczeto grozic ze drzwi zostana wywarzone, otworzyła.
W Miami nie można żyć bez drzwi wejściowych. Tyle złodziei ostatnio.

Porucznik nie odpowiedział gdyz juz cos rzuciło mu się w oczy, była to uchylona szafa, normalnie nie było by to moze coś dziwnego, ale w takiej sytuacji trzeba było byc bardzo dokładnym.
Po chwili dostrzegł też uchylone drzwi lodówki oraz uchylone okno. Klapa sedesu też chciała być uchylona, ale nie mogła.

Jedyne co zobaczył to kij hokejowy i torbę z brudnymi ciuchami, usmiechnał sie lekko do siebie.
Czasami mam wrażenie, że w Miami wszyscy przestępcy to idioci.

Dziewczyna nie odpowiedziała, była zszokowana tym co usłyszała, nie zdarzyła nawet zareagowac, kiedy policjant zakul ją w kajdanki i zaczał wyprowadzac
- Nie macie dowodów! - krzykneła jeszcze
- Znajdziemy - mruknał H
Horatio postanowił pozakuwać w kajdany wszystkie kobiety, które zostały w mieście, a następnie szukać dowodów, które by kogoś skazały. Sprytne.
Gdy zabrakło kajdanek na komendzie, sięgnął do swych prywatnych zapasów. Woli pani z różowym futerkiem, czy z czarnym?


Eric przyjrzał sie wynikom, DNA z butelki odpowiadało DNA Andre`y, do tego DNA z krwi i włosa z narzedzia zbrodni nalezało do ofiary. Szybko pobiegl z wynikami do porucznika.
- Wyniki sa pozytywne
Jesteś w ciąży, Horatio!

- Czy narzedziem zbrodni w sprawie Landorsa mogł byc kij hokejowy?
Pani patolog zastanowiła sie przez chwile
- Oczywiscie
Mógł to być też jakiś przedmiot z Marsa, którego Alexx nie rozpoznała.
Albo płaskodłoń.


od ałtorek: Tylko nie jestem pewna czy ktos chciałby czytac dalej ... robi sie ja wiem tak jakos dla mnie beznadziejnie ^^
Ubiczuj się, ubiczuj!

od aŁtorki: P.S Czy ktoś może mi powiedziec czemu ja nadużywam ":)"???
Nałóg?


Brunet zmarszczyl brwi, skrzywil sie i zaczał powoli otwierac oczy, promienie słoneczne wpadajace przez okno oslepiały go choc nie padaly na oczy.
Po chwili zaczęły swój rytualny taniec, który... A nie, takie rzeczy tylko w Hogwarcie.

- Ryan nie pamietasz nas? - spytała pani patolog
Przeczaco pokrecil głowa
- jestem Calleihg twoja przyjaciółka - zaczeła drzącym głosem blondynka
Call-who? Nie dziwię się, że jej nie pamięta.
Wczoraj obiecywałeś, że się ze mną ożenisz...

Zapadla cisza. Alexx postanowiła podejsc do tego bardziej psychologicznie
Rozłożyła kozetkę i założyła okulary.

- Pourazowy zanik pamieci, mysle ze chwilowy ...
Obie kobiety westchneły z ulgą
Jak się później okazało, Ryan zaraził się dziwną chorobą z Marsa (aby było bardziej dramatycznie).


- Zabierzcie ją
- Ale ja nic nie zrobiłam! - krzyczała - Jestem niewinna
- Pojdzie pani z nami
Plan Horatia jest doskonały. Jeszcze tylko trzy kobiety i będzie mógł szukać dowodów winy. Jakichkolwiek.
Stara dobra zasada sowieckich prokuratorów: złapcie człowieka, a paragraf się znajdzie.

Na szafce nocnej znalazl strzykawke, taka sama jak na miejscu zbrodni, wział ja do reki i przygladał uwaznie, zadnych odcisków, nie uzywana jeszcze.
Poznał tą strzykawkę. Nie mógł się mylić. Tym bardziej, że nieopodal, przy uchylonych drzwiach, zauważył biały proszek.


- Wy tez jestecie moja rodzina - odpowiedziala po chwili
POjedyncza łza spłyneła po policzku pani patolog, blondynka połozyła jej reke na ramieniu, sciskajac pocieszająco.
Łzy pewnej partii, zachowanie godne Mary Sue i *tulimy*, czyli jesteśmy w domu.

Alexx pogłaskała Ryana po policzku, policjanta zaczeła opowiadac dalej, mówiła, półgodziny, godzine az brunet w koncu zasnał.
- Spi - prychneła Call - Zagadałam go na smierc
Obie zachichotały
Kanonie, gdzie jesteś?!
Sprawdź w łazience, może tam leży, zaćpany.
Wstrzyknął sobie proszek?


- Kate wiemy ze jechalas swoim samochodem z Andre`a i prawdopodobnie Andy tez jechał
- Martwy - dodał Eric
- To... on prowadził - rozpłakała się kobieta.

- Czy tamtego wieczora spotkaliscie sie w trojke u was w domu?
- Tak
- Piliscie razem wino?
- Tak
Nic tak nie rajcuje kryminalnych, jak gra w dwadzieścia pytań.
Pomidor!

Słonce powoli zachodziło, zapadał zmrok jednak w budynku CSI nadal panował ruch, ludzie biegali od laboratorium do laboratorium, badajac dowody i szukajac sprawiedliwosci w imie ofiar i ich rodzin.
I w imię miłości, oczywiście.

Policjanci Eric Delko i Horatio Caine siedzieli w pokoju przesłuchan z oskarzona Andre`a Fillips.
Zawsze Andre wydawało mi się męskim imieniem... Przez całe życie się myliłem, a tu bach! Jedno opko i wiem wszystko.
Ałtorka wyznacza nowe, rewolucyjne trendy "gender studies". Prawda, Eryko?

- Pani odciski palców na narzedziu zbrodni, pani DNA na butelce, szminke, próbki ziemi - wymieniał - Wystarczy zeby pania wsadzic
Najdziwniejsze jest to, że mieli to od dobrych kilku godzin.

- Umówiłam sie tamtego dnia z Kate (...) Umówiłysmy sie pod lodowiskiem gdzie ten frajer trenował, Kate weszła do srodka a ja czekałam w samochodzie (...) Poszła mu zrobic wielka awanture - kontynuowała - W koncu po godzinie razem wrócili do samochodu
Wspólne *tulimy* wraz z resztą hokeistów udobruchało Kate.

- Pojechalismy do ich domu, wypilismy wino w ramach zgody
Leśny Dzban” nadawał się idealnie na każdą okazję.

- Rozmawialismy, Kate powiedziala, ze jest w ciązy, wiec Andy zaczał krzyczec na nią dobrze wiedział, ze to nie jego dziecko (...) Pomyslałam, ze sytuacja sie robi cięzka i nie wiadomo do czego moze dojsc wiec chwyciłam butelke i uderzyłam go nią w głowe
I zamiast wyrzucić butelkę do kosza, wyrzuciła ją razem z mężczyzną, tak?!
W ten sposób rozwiązała problem opakowań zwrotnych.

- A kiedy sprawdziła pani, ze to go nie zabiło postanowiła dobic kijem hokejowym?
Papierem, papierem go!

- Jest pani aresztowana pod zarzutem morderstwa i składania fałszywych zeznan
- Podatkowych również! I zablokować jej fikcyjne konto na Naszej-Klasie - powiedział władczo Horatio.

H dał znac i policjanci zabrali Kate do drugiego radiowozu. Po chwili dołaczył do niego Eric
Musiał wypuścić na wolność resztę przetrzymywanych kobiet.
I dyskretnie usunąć prywatne kajdanki Horejszia.

Dwaj policjanci rozeszli sie w dwie rozne strony kazdy pograżony w swoich myslach. Mysleli o jednym o ich przyjacielu. Kazdy na swoj sposób bał sie.
To co, tulimy?
To ja biorę Erica!


We don't get fooled again
Don't get fooled again
No, no!

czwartek, 16 kwietnia 2009

Princess of Poland: The Best TV Show Ever

Łącząc się w bólu z Curakiem (który stracił wszystko na swoich dyskach, łącznie z 78GB muzyki [sic!]), współpracując przy kolejnych analizatorskich projektach, a jednocześnie siedząc w domu i namiętnie ściskając chusteczki higieniczne, niezbędne do mojej dalszej egzystencji, postanowiłem zamieścić kolejną analizę. Z braku laku, a także niemałego oburzenia wywołanego debiutem fanficków spod znaku "Twajlajt" przedstawiamy kolejne dokonania aŁtoreczek.
Żałoba, nie żałoba, analiza musi być!

Mega mocne portki Jacoba

To już dziś...Dzisiaj opuszczam Phoenix.Będę za nim tęskniła.Za moją mamą.Renee.
Mama nazywała się Renee, ale mówili na nią Phoenix i była nim, ale jednak nią?
I nauczyła córkę, aby nie stosować spacji po znakach interpunkcyjnych.

To...kobieta o bardzo dziwnym sposobie bycia.Jest całkowicie szalona,ale słucha muzyki poważnej.
Szaleństwo zobowiązuje.

Chociaż wiem że jest niezrównoważona umysłowo i ma męża siedem lat od siebie młodszego, kocham.Kocham całym sercem, i dlatego właśnie to robię.
Kocha, dlatego, że kocha. To takie logiczne.

A moim wyjazdem uszczęśliwię i mamę, i tatę.
Natomiast tysiące istnień ludzkich uszczęśliwi brak dostępu do internetu aŁtoreczkom...

Phil jest basseballistą i dużo podróżuje.
Jego praca jest tak tajna, że nawet nie ma nic o niej w internecie!

Przez całą drogę zamieniliśmy może z siedem zdań.Mój tata jest bardzo podobny do mnie, a raczej ja podobna do niego.
Właściwie, nasze podobieństwa były tak podobne, że to nieprawdopodobne.

Największą zaletą Charlegio było to, iż nie wisiał nade mną.Mogłam w spokoju myśleć,czytać...A nawet płakać.
Wielofunkcyjność Mary Sue jest uzależniona od rodziców.

Kierowałam się tam,gdzie po prostu widziałam nastolatków.I najlepsze jest to, że doszłam.
Ale, żeby tak... publicznie?

Po chwili widziałam tablicę 'Forks High School'. Jakoś będzie,pomyślałam i pospieszyłam do wejścia głównego.
Wszystko lepsze, niż 'High School Musical' - pomyślała.

Powoli przechadzałam się korytarzem i spoglądałam na tabliczki.Nagle poczułam niesamowity ból głowy.Tak, normalne.Walnęłam do ściany.
*rozgląda się niepewnie* Można powtórzyć?

Rozejrzałam się a na de mną stał chłopak,nieziemsko piękny.Miał miedziane włosy i całkiem czarne oczy.
Był kosmitą.

Pomiędzy uczniami przeszła fala wiatru,a zarazem zimna.
Bo zazwyczaj występują oddzielnie.

Przeszedł mnie dreszcz, a włosy poleciały na twarz.
Jako Mary Sue musiałam wyglądać pięknie w każdej sytuacji.

Zobaczyłam jak chłopak napina mięśnie i przełyka głośno ślinę.Dłonie miał zaciśnięte w pięści.Każdy jego mięsień napiął się do ostatku możliwości.
Spodziewamy się niespodziewanego wybuchu?

Nim zdążyłam wypowiedzieć cokolwiek, chłopaka już nie było.
Musiał pobiec do toalety.

Wyjrzałam przez okno.Zobaczyłam Jackoba.Od razu go poznałam! (...) Zawsze całe 4 tygodnie moich wakacji spędzałam z nim.To dzięki niemu je przeżywałam i wracałam do Pheonix o zdrowym umyśle.
Jacob - więcej niż sanatorium.

-Ej! To ze jestem o ciebie o dwa lata młodszy nie znaczy że muszę być mniejszy!
-Ale taki duży to tez nie musisz być...
-Haa! Jesteś zazdrosna! Bo zawsze byłaś o głowę większa ;P
-Eee tam...: )
Dla wszystkich, którzy nie czytali jeszcze "Zmierzchu": Tak mniej więcej wyglądały wszystkie dialogi.

Rozmawialiśmy dalej...Nawet nie zauważyłam że siedzimy na moim łóżku.
Po chwili nie zauważyłam nawet, że jesteśmy nadzy.

Oczy już całkowicie mi się zamykają.Ale wtedy słyszę przeraźliwy krzyk.Jakby komuś wbito nóż w samo serce.
No, wtedy to już raczej sobie nie pokrzyczy.

Z nadmiaru przeraźliwych dźwięków czuje jak pęka mi wszystko w środku.
Martwię się o jej jelita...

Jest tam wielka dziura która wsysa mnie do środka.
Znaczy, chodzi ci o... w sensie... no wiecie...

Przestaję istnieć.
Wpadła w czarną du... dziurę!

Ale na raz przed oczami staje mi ten chłopak.Nie jest już taki zły ani groźny. Bierze mnie w ramiona i znów lecimy.Słyszę jak wilk wyje...
Z bólu. Mary jest strasznie ciężka...

Budzę się,zalana potem i przestraszona.Nie wiem jak pojąć mój sen...
Jako kolejny tani bajer, stosowany w opowiadaniach, po którym główna bohaterka traci umiejętność kojarzenia faktów (jak gdyby kiedykolwiek go posiadała)

Krople deszczy nieustannie uderzały w metalowy parapet.
Metallica!

Zastanawiałam się.Myślałam.Głowiłam się niesamowicie.Ale o co chodziło i tak nie wiedziałam...
A nie mówiłem?

Zabrałam swoja Mp3 i cichutko włączyłam piosenkę 'far away' Nickelblack.
A gdzież się podział Nightwish?! A, przepraszam. Takie melodie tylko w Hogwardzie...

Wsłuchałam się w słowa i nie widomo kiedy...Popadłam w otepienie.
*zastanawia się* A ja jakoś nigdy nie zgłupiałem, słuchając Nickelback... *skrobie coś na kartce papieru* Ciekawe...

-Cześć jestem Emmet, a to Jasper, Alice i Rosalie :)-Uśmiechnął się przyjaźnie.Tak na marginesie, z uśmiechem wyglądał na takiego wielkiego misia pluszowego ;P
Znaczy, że co? Był różowy i pokryty pluszopodobnym materiałem?

Stałam, oparta o samochód i wpatrywałam się jak chłopaki skaczą z klifu. Skakali dwójkami, jako ostatni skakał Jake z Jared'em.
Jared na cały głos wydzierał się, wyśpiewując tekst do "From Yesterday"

Uśmiechnął się zabójczo, a ja rozejrzałam się, aby sprawdzić czy ktoś jeszcze tu jest Nagle coś przeleciało mi przed oczami.
To ptak? To samolot? Super Dziwka?

Rozejrzałam się zdezorientowana. Jackob spojrzał na mnie przestraszony.
Jackob? A on to kto? Gdyby nie te "k", pomyślałbym, że chodzi o Jacoba Blacka...

-No i gites majonez.-Wyszczerzył się Jake.
Przepraszam *peszy się* Chyba nie nadążam za obecną modą...
Poza tym jestem zwolennikiem ketchupu!

Znowu coś przeleciało.Ale przy skręcie dróżki gwałtownie się zatrzymało. Był to człowiek.
Po chwili spoglądania na Bellę, wyciągnął język, machając nim złośliwie, wydał z siebie dziki odgłos klaksonu i popędził.

Przecież to co widziałam, miało prędkość pocisku wystrzelonego z reeworwera.
Jakiś nowy gadżet z USA, który jeszcze nie dotarł do Polski?

A wtedy coś się stało z Jackobem. Tak jakby, wybuchł.
Nie byłam pewna, bo kawał zakrwawionego mięsa leżący na mojej twarzy zasłaniał mi widoczność.

Zobaczyłam tylko jak jego ubrania się rozdzierają i stanął przede mną wilk.
W dodatku ekshibicjonista!

Wilk o potężnych rozmiarach.
Miał karnet na siłownię.

Nagle jakiś zmutowany człowiek a teraz co? Człowiek-wilk? Nie, to nie na moją głowę. Halo? Czy ktoś może mnie obudzić z tego powalonego snu? Jakieś science fiction mi się w główce porobiło.
Nie, żadne sf! To po prostu heroina pani Meyer was stworzyła!

Spojrzałam w miejsce gdzie przed chwilą stał wilk. Teraz nie stał.
Biegał wesoło tam i z powrotem, gdy drugi człowiek rzucał jakimś kijem.

Teraz walczył razem z tym...czymś. No bo człowiek to nie mógł być. Jeśli ktoś walczy tak zawzięcie z potężnym wilkiem nie może się nazywać człowiekiem. Poruszali się tak szybko i zwinnie, że trudno było mi dopatrzeć ich ruchy.
Właściwie nie wiem dlaczego pomyślałam, że walczą, bo mogli przecież tańczyć!

Nagle z gąszczu wyłonił się pierwszy 'cosiek' co mi tak przeleciał.
Aż mam ochotę zapytać "co się stao się?"

Odwiązał sobie pyskiem z jednej łapy portki i znowu poleciał w las, by chyba sięprzemieic. Po cwili wrócił w samich spodenkach. Ja stałam dalej sparaliżowana strachem.
Bo to straszny ekshibicjonista był.
Komizm tej sceny mnie przerósł...

-Co...Co to było?-Zająknęłam się.
-Jestem wilkołakiem.To w naszym plemieniu dziedziczne.
-A to...Z kim walczyłeś?
-Z...Swoim wrogiem. Z w...Wampirem.-Odpowiedział, a mnie znowu zalała fala otępienia.
- O, a tam - wskazał na wielki obiekt na niebie - To moi kumple z kosmosu.
- Aha - odpowiedziałam inteligentnie, machając przybyszom.

Nie wiedziałam o robić, co myśleć. Co wampiry wilkołaki...Trole i elfy tez istnieją?
Istnieją, o czym zaraz dane wam będzie się przekonać...

Czemu Edward był taki twardy? Cecha wampirów. Czemu są tacy zimni? Cecha wampirów I tak dalej, i tak dalej...
Czemu był tak bardzo denerwujący ze swoją nieskazitelnością? Cecha, której nie ma żaden człowiek...

W drodze do domu Sama poprosiłam Jackoba by mi odpowiedział wszystko o wampirach i wilkołakach.
- A nie lepiej poszukać czegoś w internecie? - zaproponował.


Princess of Poland

Edward Cullen - Wampir. Niesamowicie przystojny. Po śmierci swojej ukochanej - Belli, nie może się otrząsnąć i postanawia podróżować.
Romantyzm przeminął dobre kilkaset lat temu, moja droga...

Podczas jednego ze swoich wypadów trafia do Polski.
Co ich tak wszystkich ciągnie do naszego kraju?
Ciekawe, czy też ma swój własny zespół i gdzie zagrają koncerty, nie?

Tam decyduje się zamieszkać na dłużej. Zaczyna chodzić do szkoły. Już pierwszego dania jego uwagę zwraca ładna brunetka - Aleksandra.
Postanowił zamienić naukę języka romantycznych pisarzy na język polski.

Cullen zaprzyjaźnia się ze swoim dawnym rywalem - Jacobem Blackiem.
Który też postanawia przybyć do Polski, oczywiście...
I pewnie lata po Wiejskiej z gołym torsem...

Odkrywa tajemnicę Aleksandry: jest ona elfką.
I tak naprawdę ma kontakty z Voldemortem, czyż nie?

Ten fakt bardzo go bawi, jednak kiedy okzuje się, że jest ona członikiną rodziny królewskiej i, że zagraża jej niebezpieczeństwo, postanawia ją chronić.
Teraz wracamy do czasów średniowiecza. *nieśmiało* To może... Młoda Polska?

Aleksandra Łęczycka - Ładna brunetka o zniewalającym uśmiechu i tajemniczych, dużych, błyszczących, głębokich, piwnych oczach.
Miła. Ciepła. Romantyczna. Oddana.
ps. Więcej epitetów nie zdołałam wymyślić.

Uczęśzcza do liceum teatralnego w Warszawie.
Że też język polski nie jest dla Edwarda trudny...

Gdy poznaje cichego i zabójczo przystojengo Edwarda Cullena, jej życie przewraca się do góry nogami.
Teraz Aleksandra wącha kwiaty od spodu.

Jest dziedziczką tronu w elfim królestwie Rosenvell.
I kolejnym z rodzeństwa Evans, o którym nie wspomniano w Roswell.

Jacob Black - Jacob spotyka Aleksandrę w sklepie spożywczym.
Wyszedł po bułki i trach... nieszczęście.
No wiesz, jedni wychodzą po bułki i znajdują na drodze szczątki UFO, a on tylko Mary Sue...

Zaczynają rozmowę. Dziewczyna mu się podoba i zakochuje się w niej.
Wyobrażacie sobie tą romantyczną scenę w dziale mięsnym?

Razem z Olą i Edwardem zaczynają tworzyć szkolną paczkę przyjaciół.
Warszawska Trójca?


~ W opowiadaniu pojawiają się wydarzenia widziane oczami Edwarda. Jednak czasami może się pojawić też opis według Aleksandry. Dlatego proszę, abyście uważali na narrację w rodzaju męskim lub żeńskim, żeby się nie pogubić.
No, a jeśli wam mało, to sobie rozstawcie znaki informujące.

Siedziałem na wierzchołku sosny i przyglądałem się miastu z góry.
Sosna bowiem wyrosła na środku miasta.

- Edward... Edward... - usłyszałem myśli Alice. Szuka mnie.
Nie wiedziała nawet, że wypowiada je na głos.

- Jestem na kamieniu po drugiej stronie wzgórza. Pospiesz się! - usłyszałem jej kolejną myśl. Zbiegłem z drzewa, dając się ponieść pędowi, który wypełnił każdą cząstkę mojego zimnego jak lód, kamiennego ciała, unosząc je nad ziemią.
I ile można zaoszczędzić na połączeniach!

Wpadłam na nią przypadkiem i powiem Ci, że ma dużo intensywniejszy zapach od Belli. Do tego jest miła. Serio.Oprowadziła mnie po całej szkole i poznała ze swoimi przyjaciómi.
Mowa o naszej głównej bohaterce, ale to już chyba wiecie.

Obudziłam się na białej pościeli, w równie białym pokoju. Nietrudno było się domyślić gdzie byłam: szpital.
Psychiatryczny, ale to też nie trudno było sobie uświadomić.

Ciemny zaułek. Pięciu chłopaków mnie otoczyło... Wpadłam na ścianę. I wtedy... Wtedy pojawił się ON. Mój Anioł.
Bo Aleksandra była wierząca.

Jednak każda myśl o Aleksandrze, sprawiała, że czułem się źle. Jakbym zdradzał Bellę...
Która de facto nie żyje. Ale nekrofilia nie jest w modzie...

Z chwilą jej śmierci obiecałem sobie, że już nigdy nie pokocham żadnej dziewczyny i miałem zamiar się tego trzymać i nie złamać tej obietnicy.
Tylko na początku wszyscy dają się nabrać. A potem na świat przychodzi mała istota ludzka...

Wszedłem do klasy i rozejrzałem się w poszukiwaniu wolnego miejsca. Zatrzymała mnie nauczycielka, mówiąc:
- Zapewne Edward Cullen?
Skninąłem głową.
- Usiądziesz z panną Łęczycką. Twoje stopnie z poprzednich szkół są na prawdę imponujące, a Ola ma najlepsze oceny w klasie, dlatego jestem pewna, że nie będziecie ściagać.
Jednakże praca w grupie jest jak najbardziej wskazana.

Zobaczyłem błysk piwnych oczu i poczułem niesamowity zapach dziewczyny, która usiadła ze mną w ławce. Aleksandra. Czyli zdrobnienie od tego imienia, to Ola. Muszę to zapamiętać. Jaki to dziwny kraj! Ludzie zupełnie zmieniają postać imienia, żeby je zdrobnić! Aleksandra nie ma nic wspólnego z Olą!
Zaraz, zaraz... czy po angielsku nie ma przypadkiem zdrobnienia Ted, które znaczyłoby Edward?

Trochę uczyłem się tego języka, jednak z trudem przychodziło mi nadal wymawianie niektórych nazwisk. Daltego... Nie próbowałem. Poćwiczę w domu...
A jak nie, to zawsze pozostaje migowy.

- Ja... Jestem ci wdzięczna, za pomoc. Wtedy... Na ulicy. - powiedziała rumieniąc się.
- Nie ma za co. Nie wiedziałem, że jeszcze kiedyś się spotkamy.
Of course, you didnt.

Nie myślała cały czas o mnie. Raz usłyszałem jak zupełnie nie słuchając Jacoba, myśli w co się ubrać na spotkanie z Michałem.
Po chwili z jej myśli wyczytałem, że na blogu, który pisała, zarządziła konkursik na najlepszą suknię dla niej oraz ankietę "Z kim powinnam być?"

Kiedy zajęliśmy miejsca na matematyce i zaczęła się lekcja, zupełnie odpłynąłem. W głowie słyszałem dziwny głos, ktory mnie wołał...
To zapewne nauczycielka: "Do odpowiedzi, Cullen!"

Po chwili zdałem sobie sprawę, że słyszę Bellę.
Głosy zza światów!

Przerażony i zdezorientowany wstałem z ławki i podszedłem do nauczyciela prosząc o pozwolenie na wyjście do toalety.
Chyba nie chcę wiedzieć, co on tam będzie robił, słysząc głosy ukochanej...

- Edwardzie... Mam tylko chwilę... Muszę ci powiedzieć, że kocham cię całym sercem. I, że nigdy cię nie opuszczę.
No cóż. Trudno będzie się przechadzać gdziekolwiek zwłokom...

Błagam cię! Zapomnij o tym, że kiedyś mnie kochałeś. Nie możesz całe życie się zamartwiać tym, że mnie nie ma. Wczoraj byłam u Jacoba. Zgodził się. Teraz i ty się zgódź i pozwól mi odejść ze świadomością, że będziesz normalnie żył. Obiecaj mi to.
Czy wy też wyczuwacie dyskretną aluzję "umów się z Olą"?

Co jak co, ale dzisiejsze wydarzenie biło nasze wszystkie dotychczasowe przygody o głowę. Przynajmniej w moim rankingu.
"Ranking Cullena" to coś jak "Ranking Gwiazd"?

Kiedy spojrzałem na nią przez chwilę nie mogłem oderwać od niej wzroku, który utkwiłem w jej uchu. Było szpiczaste.
Operacje plastyczne mogą zdziałać cuda. Szpiczaste uszy z oczami w środku.

zauważyłem, że Aleksandra ma dziwie nieludzko szpiczaste uszy i nie pachnie jak wszyscy ludzie.
Teraz pozostaje pytanie: Ola się myje, czy nie?

Z zamyślenia wyrwał mnie nagły dźwiek dochodzący z głębi lasu.
Drwale?

Kiedy znalazłem się na miejscu, zorientowałem się, że jestem nad leśnym strumieniem. Po jego powierzchni delikatnie, niczym powiew wiatru stąpała dziewczyna.
Jesus Christ Superstar w wersji żeńskiej.

Muskała taflę wody palcami stóp, unosząc się w powietrzu na przezroczystych, mieniących się tysiącami małych kryształków skrzydłach.
To wszystko jest wiarygodniejsze, niż Matka Boska na szybie...

Śpiewała. I to magicznie śpiewała. Miała tak cudny i kojący głos...
Edward dobrze wiedział, że powinna udać się do "Idola".

Od jej postaci biło niezwykłe światło. Jakby oświetlały ją gwiazdy.
Świeciły takim blaskiem, że były widoczne nawet w południe.

Miała na sobie jeansy i bluzkę. Ubrana była więc normalnie.
A gdzie pełen opis stroju? A, przepraszam, to przecież Edzio.

Do pasa opadały jej lekko kręcone, ciemnobrązowe włosy, od których odbijało się światło księżyca.
Ułożony wszędzie brokat dodawał takiego nieziemskiego efektu...

Była pełnia.
Przepraszam, zagubiłem się w akcji i to dlatego pomyliłem pory dnia. Albo dlatego, że ałtorka nie raczyła mnie uświadomić.

Dziewczyna odwróciła się szybko. Napotkałem spojrzenie przerażonych piwnych oczu, błyszczących jasno jak gwiazdy na ciemnym niebie.
- Pedofil! - krzyknęła dziewczyna szybko zakrywając rękami swoje piersi.

To była ONA.
Chylińska wyniosła się z "Mam Talent" aby załatwić sobie występ w "Jak Oni Śpiewają"

Wniosłam jedną dłoń, na której pojawiła się świetlista kula rozświetlając ciemność. Nie mogłam nadziwić się temu, co zobaczyłam w krzakach: Edward Cullen.
I wyszła na jaw prawdziwa natura kochasia - ekshibicjonista.

Zręcznie sfrunęłam z jego ramienia i stanęłam z nim twarzą w twarz. Patrzył na mnie z czymś takim dziwnym w oczach... Z podziwem? Z zaskoczeniem? Z kpiną?
Z zapaleniem rogówek?

- Skąd wiedziałeś...Że jestem akurat elfem? Nie wziąłeś mnie ani za wróżkę, ani za rusałkę... Poprostu wypaliłeś i wiedziałeś!
Uśmiechnął się obnażając równe, białe zęby. Potem powoli podszedł do mnie i odgarnął mi włosy z twarzy, zakładając je za moje ucho.
- Zdradziły cię uszy. Na matematyce.
*wyobraża sobie scenę, w której uszy atakują sztyletem Aleksandrę, która pada i ostatkiem sił wykrzykuje "I Ty, małżowino uszna przeciwko mnie!"*

Usiadłam na kamieniu przy potoku i spojrzałam na odbijające się w jego wodach gwiazdy. Byłam bezradna. On już wie. Nie próbował mnie złapać, obezwładnić, czy pobrać jakieś próbki DNA. Nie stwarza dla mnie zagrożenia. Jestem tego pewna... Bo czuję to.
Ale mimo wszystko nie zapyta go, skąd potrafi czytać w myślach, poruszać się z zawrotną prędkością i tym podobne.

- Ja też mam swoje sztuczki. Teraz nic nie słyszysz, prawda?
Przytaknął. Mój uśmiech poszerzył się i wypięłam pierś z dumą. Pierwsze zwycięstwo!
- Jak to zrobiłaś? - zapytał, gdy weszłam w wody strumienia, mocząc w nim czubki stóp.
- Elfie sztuczki. Stara magia. - powiedziałam.
Bo najważniejsze dla każdej Mary, to mieć asa w rękawie. Albo najlepiej kilka, żeby było ciekawiej.

Schyliłam się i sięgnęłam po ukryty w piasku sztylet.
Princess of Poland: Dagger in the Sands

No co? Położyłam go tam na wszelki wypadek...
Dziennikarze, czytelnicy Pudelka, łowcy głów... Nigdy nie wiadomo kto może chcieć zaatakować śpiewającego elfa.

Jednym szybkim ruchem znalazłam się przy Edwardzie, przyciskając go do drzewa, przytykając sztylet do jego szyi i patrząc mu prosto w oczy.
A on, mężczyzna o nadludzkiej sile powstrzymujący jedną ręką nadjeżdżający samochód ma bać się małego ukłucia?

- Jeżeli komukolwiek o tym powiesz... Obiecuję, że wykorzystam wszystkie swoje zdolności, żeby cię zniszczyć.
Napiszę o tobie do serwisów plotkarskich! Że nie myjesz włosów i takie tam!

Zdjęłam zaklęcie blokujące myśli i pozbierałam swoje rzeczy znad strumienia.
I na co komu różdżka? - pomyślałam.

Zarzymałam się nad jego wodami i spojrzałam na swoje odbicie.
Wersja "zarzynałam" jest odpowiedniejsza do tej sytuacji.

Gdy padało na mnie światło księżyca, mieniłam się niczym posypana brokatem...
*ziewa*

Po raz pierwszy byłam zła na to, że jetem tym, czym jestem. Po raz pierwszy w życiu, zapragnęłam zrezygnować ze swoich zdolności i pochodzenia, zrzec się swojej pozycji i stać się człowiekiem.
Cóż za zmiana. W drugim tomie to Bella chciała za wszystko stać się wampirem...

Następnego ranka ojciec obudził mnie wcześniej. Chciał mnie poinformować o decyzjach podjętych na posiadzeniu. Rozpoczęto przygotowania do wojny z trollami, a mój brat zawarł ten, tak niechciany pakt z krasnoludami... Nic nowego.
Nowością było to, że właśnie wybierał się na grzyby z niejakim Tadeuszem Soplicą.

Kiedy usiadłam za kierownicą mojego czarnego BMW, i włożyłam kluczyki do stacyjki, usłyszałam stukanie do szyby. Stał za nią Jacob Black.
Jacob lubił Olę bardziej niż Bellę, a to ze względu na jej gust dotyczący motoryzacji.

- Pytałem, czy nie wyskoczyłabyś ze mną do kina w weekend. Potem moglibyśmy pójść na pizzę i poznać się lepiej. Co ty na to?
- Byle nie na jakiś polski film! - zaprotestowałam.

- Z przyjemnością. - powiedziałam, na chwilę zapominając o tym, że jestem dziewczyną Michała.
Och, mówisz, jakbyś miała iść z Jacobem do łóżka...

Przecież to nawet śmiesznie brzmi... Wampir spotyka elfa i gadają sobie w najlepsze nad srumieniem.
*parsk* Rzeczywiście, uśmiałem się!

- Słuchaj... Muszę ci coś powiedzieć. - zacząłem. No co miałem powiedzieć? Że co? Dziewczyna, któą spotkałeś jest elfem, a do tego księżniczką z królestwa Rosenvell, której poszukują krasnoludy, pragnące pozbawić jej rodzinę tronu.
Obalić rząd! Obalić!

- Już nic. - zakończyłem zrezygnowany i załamany, że nie mogłem ubrać tego w słowa.
Uczenie się języków jest bolesne, ale jaka radość, gdy w końcu będziesz umiał coś powiedzieć!

Następnęgo dnia Jacob jechał do szkoły z Aleksandrą. Miał jej wcisnąć jakiś kit o tym, że nie mógł pojechać ze mną i spróbować wsiąsć do jej samochodu. Wszystko po to by zaprosić ją na randkę. Też mi coś. Powinien to zrobić w bardziej romantyczny sposób.
Wpaść pod jej koła i ostatkiem tchu spróbować zaprosić. Ten romantyzm, ach!

Miała na sobie niebieską koszulę w białe paski i dżinsy. Na nogach czerwone trampki.
Cóż za ignorancja w stosunku do obecnie panującej mody! Nawet wampiry się oburzyły.

- Dobrze. Więc... Z tego co wiem, Aleksandra jest z Krainy Rosenvell.
- Nie, to nie tam gdzie rozbili się kosmici - powiedział Edward, zanim Jacob zdążył zadać pytanie.

Jej ojciec jest władcą, ale wyjechali z kraju na czas rozmów pokojowych z krasnoludami, by zapewnić sobie bezpieczeństwo.
Jednak USA było przereklamowane i udali się tutaj.

Jej brat sprawuje przez ten czas rządy. Oni wszyscy... Żyją w innym wymiarze. Poruszają się między nimi za pomocą magii.
Czyżby kręcili czwartą część pewnego filmu z Keanu Reevesem?

Kiedy przybiegliśmy pod jej dom stała na podjeździe, a za nadgarstki trzymał ją Michał. Szarpała się i krzyczała, żeby ją puścił.
Nie dawał za wygraną.
- Nie możesz mnie zostawić, słyszysz?! Poprostu nie możesz! Jesteś moja! Tylko moja! - krzyczał chłopak usiłując ją pocałować.
Zatwardziały chłopak głównej bohaterki - odhaczone!

Alkesandra spojrzała na mnie wściekłym wzrokiem i wykonała dłonią pełen gracji ruch. W tej samej sekundzie nad opuszkami jej palcy, pojawiły się iskierki, tworzące małe, ogniste kule. Szykowała się do ataku.
Aleksandra zamieniała się w pokemona. Gdzie jej trener?!

- Zanim jednak go zabijesz, chcę żebyś wiedziała, że nie będzie to takie łatwe. - kontynuował indianin, uśmiechajac się szerzej i mrugając do mnie porozumiewawczo. - Bo widzisz... Edward i ja też nie jesteśmy normalni. - teraz uśmiechał się złowrogo i tajemniczo.
Uciekli z psychiatryka i tak łatwo nie dadzą się ukatrupić. Aleksandra będzie musiała przywołać swój magiczny piaskowy sztylet.

Wyglądała jakby ktoś ją ździelił po twarzy. Potem wybuchła niepohamowanym, głośnym śmiechem.
- Hahahahahahahahahahhahahahaah! Dobre! Dobre! Hahahahaha!
A wystarczyłoby tylko zwykłe "Cha! Cha!"

- Nie wierzysz mi? - zapytałem, a gdy zaprzeczyła pociągnąłem ją w głąb lasu. Jacob podążył za nami, również pękając ze śmiechu. Dlaczego on się śmiał?
- W takim razie, jak wytłumaczysz to? - zapytałem wyrywając jedną gałąź z drzewa i odrzucając daleko przed siebie.
*nieśmiało* Prawo grawitacji Newtona?

- Albo to? - wsadziłem ją sobie na plecy, tak jak kiedyś Bellę i puściłem się biegiem przed siebie.
"Wyścigi Wampirów", czyli nowe telewizyjne show już tego lata!

Dziewczyna poderwała się z miejsca i już za chwilę w kierunku zwierzęcia leciała ogromna ognista kula. Uchylił się przed nią wyjąc cicho. Telepatycznie poprosił mnie bym ją powstrzymał, jednak nie chciałem przerywać im zabawy, a sobie fajnego show, dlatego go zignorowałem.
I nawet efekty specjalne będą, no, no. Telewizja się rozwija.

Za Jacobem wyrosła ogromna roślina, łapiąc go za łapy i unosząc w górę. Gdy się wyswobodził z jej bluszczy, elfka przeklęła i wycelowała w niego dwoma palcami lewej i prawej dłoni. Chwilę później wypłynęły z nich strumienie wody, łącząc się i tworząc ogromnego, wodnego smoka.
Warszawa nigdy jeszcze nie była tak ekscytująca. Dzięki temu opowiadaniu wiemy już co żyje w Wiśle, że parki są niebezpieczne, a ludzie mają oczy z bąbli i niczego nie widzą...