czwartek, 30 kwietnia 2009

CSI: Don't get fooled again II

Ostatnia analiza sprawiła, że co niektórym zachciało się tulić. Dzisiaj będzie trochę inaczej, bardziej mętnie. Ale też kryminalistycznie.
Towarzyszyła Kura.


Party w prosektorium.

Wakacje, czas gdy większość wyjeżdża, by zwiedzać świat, a dzieci wysyłane są na kolonie.
I obozy. Byle nie koncentracyjne...

W Ameryce zmniejsza się liczba przestępstw, ponieważ ludzie zajęci są swoimi rodzinami i własnymi sprawami ,
No co? Zbrodniarze też muszą odpocząć...

oczywiście wszędzie oprócz Miami...
Żeby Horatio nie musiał się nudzić.
Crime Tours oferują w tym roku tanie wycieczki do Miami; włamanie w standardzie, za dodatkową opłatą - morderstwo.

W ciągu pierwszego miesiąca zgineło 8 osób, dwoje dzieci , które pochłonoł wypadek samochodowy, padło ofiarą wakacyjnego zamieszania.
Reszta mieszkańców Miami powstrzymywała się od śmierci naturalnej.

Nazywał się Patrick Heavy, znany jako Fireman.
W wolnym czasie ratował biedne koty, które utknęły na drzewach.

Lubił luźne koszulki, dresowe spodnie, najdroższe jakie zdołał znaleźć, jasne sportowe buty i złoto.
Złoto też nosił. Sztabki w kieszeniach i te sprawy.

Miał złote pierścienie, branzolety, łańcuchy i kolczyki.
I dwadzieścia dolarów w łapie. Tró Gangsta
A złotych zębów nie miał przypadkiem?

Jego koloryzowane na czarno soczewki kontaktowe nadawały oczom martwy wyraz, a dodatkowy brak włosów na głowie i wiecznie pochmurna twarz powodowała, że ludzie ze strachem przyechodzili obok niego.
Zadymiona twarz, też bym się odsunął. Palacz nałogowy.
Zastanawiam się, jak wygląda dodatkowy brak. Czegokolwiek.

Należał on do jednych z najgroźniejszych ludzi w Miami. Był nieuchwytnym przestępcą, który zabił już niejedną osobę.
Jako, że chodził otoczony chmurą dymu, nikt nie odważył się go dotknąć.

Na podwórku jednego z domów miało dojść do wymiany materiałów wybóchowyh na broń.
Materiały Wybóchowe - nowa technologia XXIII wieku.

Fireman zapukał do drzwi. Otworzył je wysoki, szczupły mężczyzna w okularach przeciw słonecznych, niebieskobiałej koszulce i krótkich spodniach.
- Dzień dobry. Ja po Pole - powiedział mężczyzna, próbując utrzymać jaknajbardziej powazny wyraz twarzy. (Jeśli ktoś nie wie o co chodzi, polecam obejrzeć video)

Fireman oddał strzał prosto w jego serce. Po czym wszedł do domu, wzioł broń, na którą miał wymienić materiały wybuchowe i wyszedł.
Broń XXIII wieku zostawił w spokoju.
Sam tam przyszedł, z gołymi rękami? To chyba wymieniał kilo dynamitu na jednego kałacha. Też mi wielki gangster, phi!

Porucznik Horatio Caine posępnym wzrokiem przyglądał się miejsu zbrodni. Cztery ciała, które Alexx już zbadała, były chowane do samochodu.
- Szefie, ta ręka wystaje z bagażnika! - skarżył się jeden z pracowników laboratorium
- To ją złam, do cholery! Czy ja wszystko muszę robić sam?!

-Horatio!-zawołał Delko, który stał przy schodach, w miejscu gdzie zabito Macka.-Znalazłem jakiś włos.
To ten kot, który został uratowany.
Bo przecież nie gangster, z ich dodatkowym brakiem.

-Masz coś jeszcze?-zapytał Horatio.
-Tak, czerwoną walizkę wypełnioną papierami.
Cain spojżał na lewo, dostrzegł ruch w krzakach po czym zdążył krzyknąć:
-Eric!Padnij!
To był zapewne jakiś byk. Ten czerwony kolor walizki tak mu się nie spodobał...

Delko runął na ziemię niczym kamień, a osoba, która kryła sie za krzakami wybiegła i zaczeła uciekać w stronę małego sadu
W czasie ucieczki zdążyła zamówić dwie porcje sushi i zjeść loda.
Ekhem, sadu? W środku miasta?
Po prostu był długodystansowcem...

-Ryan zawieź Erica do szpitala!-Horatio krzyknął goniąc sprawcę.
Eric się przestraszył i muszą go zawieźć do szpitala, tak? Trza było wybrać zawód śmieciarza.

Rayan Wolfe to kolega Delki, który już raz znalazł się w podobnej sytuacji, gdy został ranoiny gwoździem w oko , tylko wtedy Eric udzielał mu pomocy.
Powiadam wam: Oko za oko, gwóźdź za gwóźdź!

Nagle dostał ,,ataku liczbowego", czyli nieświadomie zaczął wszystko liczyć, dwie palmy, pięć osób, cztery psy, trzy zaparkowane samochody... Takiego ,,ataku" nie miał już od dawna, pojawia się on tylko w sytuacjach ekstremalnych.
Choroba matematyków. Rest in Peace.

-Pański kolega, jest w nie najgorszym stanie, postrzał był naszczęście niegroźny.
Czekajcie, sam się postrzelił, tak?
Dostał między oczy tym wściekłym odcieniem czerwieni.

-Dzień dobry Horatio!-krzyknął Ryan.-Mam pocisk...
- A ja zatwardzenie- rzucił Caine.

-Witam, panie Wolfe. Szerze mówiąc miałem wrarzenie, że już nie wrócisz.
A propos "wrarzenia" to Horatio spędza chyba za dużo czasu na forum Fotki.

Na stole stała spora, metalowa, czerwona walizka. W środku znajdowały się pogięte kartki papieru.
Kolejna sprawa, w której główną rolę odgrywają kartki papieru. To podejrzane.

Wolfe delikatnie wyjął wszystkie po czym porozkładał na blacie stołu, starannie sprawdzając, czy nie ma na nich odcisków palców. Jednak ktoś był nieostrorzny i zostawił ślad.
To pewnie odcisk rogów tych kartek papieru!

Tym czasem Horatio siedział nad dokumętemi Firemana.
Po chwili postanowił je odsunąć i zalogować się na forum Fotka.pl
Dokumęty - zapis mętnych interesów.

Narazie doszedł tylko do tego, że kiedyś była wzywana policja, bo Patric i Mac zrobili awanturę, oczywiście w ruch poszła broń.
Ta z przyszłości, oczywiście.

Heavy dostał kulkę w prawą nogę, a drugi awanturnik prawie sę wykrwawił. Może to było coś w rodzaju dokończenia tamtej sprawy, pomyślał. Zaraz wstał i udał się w stronę pani Woods.
-Alexx, kto zginął najwcześniej?-zapytał, miejąc nadzieję.
Miejąc nadzieję, że przyłapie ją na niemaniu informacji.

-Mac Lee, na miejscu zbrodni temperatura jego wątroby wnosiła 37 stopni, a reszty 38.
-Tak jak myślałem. To musiało być dokończenie dawnych spraw, ale by Lee się nie domyślił, Ptrick udawł, że to zwyczajna wymiana. Musiało pujść coś nie tak jak sobie zaplanował i sam również zginął.-zakończył i spowrotem wrócił analizować dokumęty.
Kiepska ortografia nie musi oznaczać, że nie jesteś mistrzem dedukcji.
Gorącokrwiste chłopaki z nich były!

-Szybko doszłaś do siebie-Horatio zaczął przesłuchanie.
Kartki papieru tylko zaszeleściły gniewnie.

Rose była wysoką, szczupłą brunetką. Włosy miała długie i wycienowane, oczy były zielone, krztałtem przypominające kocie. Ubrana była w żółtą, krótką bluzkę, białe, proste spodnie i jasne buty na wysokim obcasie.
Moja wyobraźnia szwankuje, albo po prostu Rose ubrała się jakby była daltonistką?!

-Dobrze. Łączyło cię coś z Patricem?
-To był mój chłopak, poznaliśmy się miesią temu.
-Acha... Co robiłaś na miejscu zbrodni?
-Przechodziłam akurat.
O, strzelają. Idziemy zobaczyć?

-Zmieńmy trochę temat. Na kartce papieru z walizki Heavyego znaleźliśmy twoje odciski palców-oznajmił porucznik, jednocześnie pokazując zdjęcia kartki.
*parsk* zdjęcie kartki musiało być fascynujące. Na deviantarta z tym!

-Nie...nie wiem jak one się tam znalazły-odpowiedziała zakłopotana.
-No dorze. Ostatnie pytanie. Czy ten mężczyzna chciał cię zabić?
-Dobre pytanie... On nic nie mówił.
-Gdyby coś się działo skontaktuj się z nami. Narazie to tyle, możesz iść do domu.
Nowe metody przesłuchań Horatio były genialne. Myślę, że przez cały czas myślał o tym, kto skomentował mu fotki na pewnym portalu...
Mnie się wydaje, że zamienił się na głowy z Anną Marią Wesołowską. Ten sam styl.

Horatio została w pomieszczeniu, czekając na Delkę.
Nie można bardziej kaleczyć literatury, prawda?
Horatio była kobietą!

-Ryan, coś mam. Na tej koszuli jest sierść, najprawdopodobniej czarnego kotka-rzekła uśmiechając się szeroko.
*___* Jestem prorokiem. Może przyjmą mnie w Las Vegas, co?

-Oczywiście. Jest to najciemniejsza odmiana barwna kotów z tippingiem, których włosy mają najdłuższą strefę z pigmętem, jakieś 2/3 długości włosa, natomiast podszerstek jest nadal srebrzystobiały. Koty o takim umaszczeniu cieszą się dużą popularnością wśród hodowców-wyrecytował Ryan z wyraźnym zadowoleniem.
Zapamiętanie tego cytatu z Wikipedii kosztowało go wczorajszego wieczora sporo wysiłku.
Dzięki obecności pigmętu ich umaszczenie jest... no, jakie? Tak, oczywiście, mętne!

-Czy nasz ekspert od wszystkiego zaczął interesować kociakami, czy może raczej przeczytał stos książek w przekonaniu, że kiedyś ta wiedza przyda mu się w sprawie...
-Rozgryzłaś mnie-przyznał Wolfe.-Nauczyłem się na pamięć dwóch obrzydliwie grubych książek, więc teraz gdy widzę jakiegoś sierściucha nie wiem co mam robić, płakać, czy się cieszyć-powiedział, jednocześnie szukając innych śladów.-O kolejny pęczek sierści.
Była już Kobieta-Kot, ale Mężczyzna? Fuuuj. To nawet nie brzmi dobrze...
Ostro musiało być, skoro kłaki tak leciały.

W miejscu gdzie zabito Garyego znajdował się już Horatio, który zajmował się zbieraniem świadków oraz Delko szukającym dowodów.
Horatio wkładał świadków do wielkiego, płóciennego worka.

Black street to jedna z najpiękniejszych ulic Miami. Dużo tu luksusowych willi i pełno przerażająco bogatych, zarozumiałych ludzi.
Piękno w najczystszej postaci.

W domu przed którym doszło do zabójstwa mieszka Jack Nicolson, miłośnik kotów.
*oddycha z ulgą* Już myślałem, że znowu wciągnęli do opowiadanka Nicholsona...
Nie ciesz się tak, nie ciesz... Ałtorka jest królową literówek, może po prostu wysłała "h" na krótki urlop.

-Tak, nawet... Przychodził kiedyś do moich podopiecznych, sprzątać kuwety, czesać i karmić, ale gdy zuwarzyłem, że zniknęła wysadzana drogimi kamieniami obróżka Grace oraz złota miska Diego, zwolniłem go... wczoraj-powiedział spoglądając na Horatia, który właśnie założył okulary przeciwsłoneczne.
A złotą kuwetę przetopił na sztabkę.

-Sakrbie, byłeś przejęty sytuacją, niezauważyłeś, każdemu się zdarza. Jeśli chcesz coś jeszcze wiedzieć to się pospiesz, bo jedzie kolejny pacjęt, ale dobrze wiesz, że więcjej powiem gdy skończę-oznajmiła, po czym odwróciła się i zajeła przerwaną sekcją.
Więcej 'pacjętów'? Prosektoriowe party!

-Cześć Frank!-Calleigh przywitała radośnie kolegę.-Już wszystko w pożądku, nic nie dolega?
- Mówisz jakoś dziwnie, mogłabyś powtórzyć?

Ale piękne popoudnie, słońce grzeje, zresztą jak zwykle, wszystko jakieś takie weselsze, a ja już kończę pracę i jadę do domu, życie czasami jest cudowne, pomyślał Eric pakując dowody i sprzęt.
A jutro popołudniu w prosektorium Alexx urządza imprezę. Nowe zwłoki też tam będą! Bilard na stole sekcyjnym. Drinki z komory chłodniczej...

-Teraz czas na poważniejsze sprawy-oznajmił Eric i podszedł do komputera. Nie było tu nic ciekawego, poza pozwijanym awałkiem papieru, wsadzonym za głośnik, tak aby nikt nie zauważył.
Ale jednak sprawne oko Erica zauważyło papier. Cud jakiś!
Jak wygląda awałek? To jakaś specjalna odmiana origami?

Posuneli go tylko o pare centymetrów, a zza niego wyleciał nie jeden papier, ale bardzo dużo, około trzydziestu, czterdziestu.
To ci uciekinierzy, których ostatnio przesłuchiwał Horatio!

Na każdej kartce było coś niewyrażnie, albo starannie napisane.
- Bazgrze jak kura pazurem - powiedział Horatio - przymkniemy go za to!
Mrohny, grabisz sobie!
*niewinny uśmieszek*

-,,Jeśli nie dasz forsy zabję ciebie i twoje koty"-przeczytał Delko.
-Milioner się trochę popadł w długi-powiedział Wolfe, podnosząc wzrok znad kartki pamieru.-wisi 10 mln pani Kate... Szkoda, że nie podała nazwiska
*słowotok mode on* Pani Kate pojawiła się już u nas ostatnio... To wszystko to jeden wielki spisek! Chciała kasę od gościa z kotami, po tym, jak miała z nim romans i nosiła jego dziecko, a nie dziecko tego hokeisty, bo jej mąż był bezpłodny i zabili go kijem hokejowym! Rozwiązałem sprawę! *słowotok mode off*

Ryan zapakował stertę papieru i dołączył do Delki.
Włożył papier do worka, gdzie Horatio wcześniej wsadzał świadków.

-Horatio, mamy problem-powiedziała zmartwiona Calleigh.
-Chodzi o Firemana?-zapytał Cain.
-Tak... FBI chce nam odebrać sprawę, przed chwilą rozmawiałam z Davidem Owenem. Nie możemy na to pozwolić.
Te kartki papieru już nam się nie wymkną!

-Tak, nie będziesz się nudziła-powiedział Delko, podając jej wór papierów-trochę kartek, jakiś piasek, kocie futro, odcisk palca i kawałek czerwonej farby.
-Dzięki... Ja... Będę miała trochę roboty...-wypaliła zdumiona.
Zabawę w prosektorium będzie trzeba odłożyć na późniejszy termin.

-Zaraz po przesłuchaniu pomogę ci-oznajmił Wolfe.
-Na mnie nie licz, już powinienem siedzieć w domu-rzekł Eric, spoglądając na zegarek.
Wszystko dla dobra sprawy!

Kolejne niekonwencjonalne przesłuchania:
-Dobrze... Znałem go. Kiedyś zajmował się moimi kotami, ale gdy znikły, obróżka wysadzana drogimi kamieniami i złota miska, postanowiłem go zwolnić-powiedział spokojnie Jack.
-Nie...-zaczął Frank
-Nie, nie zgłosiłem tego na policję. Nie chcę żeby potem się czepiali mnie i moich podopiecznych. Pieniądze to nie wszystko panie Tripp.
-A te listy z pogróżkami, które znaleźliśmy za głośnikami?-zapytał Wolfe, poprawiając się na krześle.
-Stara sprawa, wszystko pozapłacałem, a te liściki, tak jakoś uzbierałem. Mogę już iść do domu?
-Dziękujemy, za informacje, może pan już iść-powiedział Frank.
Jeśli kiedyś was zgarną w Miami, to nie macie się czego bać. To tylko krótka rozmowa.

-Nudaa....-mruczał pod nosem Wolfe i podparł głowę rękami. Obserwował wszystkie szafki, półki i ziewał znudzony od czasu do czasu...
Normalny dzień kryminalistyka CSI.

-Kim pan jest i co pan tu robi?-zapytał szorstko, po czym dodał.- Przecież nie można tu przebywać...
-Och przepraszam pomyliły mi się pomieszczenia, to archiwum, prawda? Już mnie tu nie ma...-odpowiedział niepewnie i stał jeszcze chwilę w drzwiach poczym wyszedł, ale Ryan zatrzymał go i kazał policjantowi odprowadzić do wyjśca z budynku.
Bo wcześniej policjant zrobił sobie przerwę.
Na KitKata.

Nagle szyba została wybita i do środka wrzucona podpalona petarda.
-Co to ma być?!-wrzasnął przerażony i chwycił petardę,
W Miami inteligencją nie grzeszą...
Piszę do ciebie list z pola boju, właśnie urwało mi rękę!
Kocham Cię za ten cytat!

w ostatniej sekundzie przed wybuchem wyrzucił ją przez wybite okno.
Zabijając przy okazji tuzin ludzi...
E no, petardą? Fajerwerki tylko puścił!
Ale wiesz, ten dramatyzm...

Ryan wyjrzał przez okno, ale czując się obserwoanym odsunął sie od niego, w tym samym momęcie ktoś zaczął strzelać.
Pajęczy zmysł ostrzegł go przed kolejnym niebezpieczeństwem!

Brunet wezwał wsparcie i w pomieszczeniu zarobiło się od dobrze wyposarzonych policjantów.
Nagie torsy latały z jednego kąta do drugiego.
A myślałam, że co innego...

Kiedy zrobiło się już w miarę bezpiecznie zeszdł na dół i rozejrzał się dokładnie w miejscu z kąd prawdopodobie strzelali. Jego uwagę przykół niewielki błyszczący przedmiot wystający z krzaków. Wyciągnął go pensetą i uśmeichnął się do siebie. Była to zaginiona kocia obróżka.
Gangsterzy wyszli sobie wyprowadzić kociaki i nagle bach, strzelanina.
Do wszystkich jednostek! Przyślijcie wsparcie! Mamy tu kota-mordercę!

Czarne BMW, które śledził Horatio nagle zatrzymało się. Wysiadł z niego wyskoki zakapturzony człowiek, z ciemną chustą na twarzy. Mężczyzna podniósł rękę z trzymanym w niej karabinem snajperskim i mierzył w stronę Horatia.
Horatio był tak skupiony na flircie na forum, że zapomniał ostrożnie śledzić złoczyńcę.

-No to sę pobawimy-mruknął pod nosem H, ale dostrzegając w pełni broń, nieco skrzywił się i wyknoł telefon do Erica, a później do niedaleko znajdującego się Wolfe'a.
No tak, bandzior z karabinem poczeka, aż Horatio załatwi posiłki. Co to dla niego, on sam przeciw szwadronowi policjantów.
Panie gangster, poczekaj pan, załatwię telefony i możemy sobie postrzelać, tak?
Ciekawe czy po wszystkim Horatio zaprosi bandytę na party, nie?

Sam również obmyślał plan działania. W końcu zdecydował się na średnio skąplikowany plan.
Napisał jakiegoś posta na forum i dostał kilka odpowiedzi. Ta wydawała mu się najodpowiedniejsza.

Nacisnął na gaz i hummer wyrwał do przodu. Jechał najszybciej jak może i strarał się unikać strzałów.
Hummer sprawnie wymijał wszystkie kule wymierzone w jego kierunku.
Póki nie został ranny w lusterko.

Na odległości ok 80 jardów stracił lusterko i miał mocno pokieryszowany prawy bok, ale samochód był nadal sprawny. Nie mógł sam zacząć strzelać, gdyż jego glock nie równa się z karbinem snajperskim, służy do strzelania na małe odległości.
Batmobil dostał nowe karabiny maszynowe, a ja to co? - warknął wściekle hummer do swego kierowcy.

60 jardów, hummer wygląda coraz gorzej ale cały czas jest sprawny. Cain ostro wykręca kierownicą, co utrudnia strzały przeciwnikowi.
30 jardów H zaczyna strzelać na pamięc, a pamięc ma dobrą więc trafia w mężczynę, a ten pada na ziemię.
Matura z Polskiego: Ułóż plan wydarzeń nowego odcinka CSI: Miami.

Wszycy, którzy przebywali w samochodzie zaczeli uciekać, ale Horatio zatrzymał samochód i po kolei strzelał do każdego...
Rachunek strat: trzynastu przechodniów, w tym troje staruszków, dwoje dzieci, homoseksualista i jeden pies.

Niestety jednemu udało się uciec.
Horatio wskoczył do swojego helikoptera, który ukrył w pobliskich zaroślach i ruszył za zbiegiem.

Porucznik wyszedł z samochodu i podszedł do martwego niedoświadczonego snajpera, przyjżał mu się, po czym skuł jego współpracowniów i wypatrywał policji.
Skuł ich, chociaż wszyscy byli martwi... Ale ja się dziwię facetowi, który przesłuchuje papier...

Nagle z zarośli wyskoczył ten mężczyzna, którego nie zdąrzył poimać Horatio, chwycił karabin leżacy obok martwego, wytrącił komórkę z ręki Wolfe'a i przyłożył mu broń do głowy.
Poimał go, poimał! *parsk*
Najważniejsze, to wytrącić komórkę. Jeszcze wyśle eska z prośbą o wsparcie?
Myślę, że jakby wysłał do kogoś z NY, to przybyliby w pięć minut.

-Wypuść ich-warknął niemiło wskazując na skutych ludzi.- Inaczej on zginie... Masz chwile.
Prawdziwa natura nekrofila.

-Poczekaj... może się jakoś dogadamy...-powiedział spokojnym głosem Cain, próbując załoagodzić sytuację.
-Dałem już jeden warunek, którego nie zmienię!- syknął i przycisnął broń do skroni Ryana.
-Już... czekaj.... chwila- powiedział H próbując coś wymyślić, ale jak nigdy nic nie przychodziło mu do głowy, więc udał się w stonę
swojego Hummera, aby napisać post, gdzie poprosiłby o poradę, co w takiej sytuacji ma zrobić.
A ja myślałam, że udał się na stronę. Wiecie, przycisnęło go z nerwów.

Cain korzystając z chwili, w której mężczyzna nie był zasłonięty Wolfe'm strzelił, ale ten pociągnął w ostatniej chwili swojego zakładnika, który drgnął i zamknął oczy czując, że kula trafiła w jego rękę.
Co? I gdzie ten sławetny strzelec zawodowy?!

Horatio starł i beradnie patrzył się na samochód, czuł się odpowiedzialny za to co się stało i dlaczego nie ostrzegł Ryana. BMW odjechało, Cain a stał jeszcze przez chwilę wpatrzony w odjeżdżające auto.
Po chwili, gdy dostał już odpowiedź na forum Fotki, wsiadł do swojego helikoptera i ruszył w pościg.

Ryan przeżywał teraz najgorsze chwile w swoim życiu. Spodziewał sę już tylko najgorszego. Nagle mężczyzna zatrzymał wóz. O nie... Pomyślał brunet.
-Tylko spróbój cos wykąbinować....-zwrócił sie do Wolfe'a i wysiadł z samochodu. Pogrzebał w bagażniku, wyciągnął jakąś linę.
-Myślałeś, że będziesz tak sobie swobodnie siedział i myślał jak uciec?-zasmiał się i mocno związał Ryanowi ręce, a wcześniej kazał opróżnić kieszenie.
Ojezós... Ómarłem. Pół godziny drogi i dopiero teraz porywacz wiąże porwanego... Logika w czystej postaci!
Przedtem próbował po dobroci.

-Kim ty jesteś?-zapytał niepewnie.
Mężczyzna zmierzył go zimnym wzrokiem.
-Taa... chciałoby się wiedziec odrazu wszystko, prawda? Zwą mnie Valdrin i wystarczy ci tych wiadomości o mnie-rzekł chłodno
- Reszta na moim profilu na Fotka.pl - powiedział.

-Idziemy...-popchnął go w stronę opuszczonej wytwórni farmaceutycznej.
Będziemy piękni i młodzi, a wszystko dzięki kosmetykom z przemytu!

Po paru minutach wyszła z niego kobieta z długimi czarnymi włosami, które swobodnie leżały na jej ramionach. Ubrana w skąpą i obcisłą, czarną sukienkę. Na nogach miała ciemne szpilki na bardzo wyskokim obcasie.
Siedziała cały dzień w fabryce, aby teraz zrobić lans przed Wolfem.

-Ile ich było, H?-zapytał Delko.
-Tylko... jeden-Cain'owi zrobiło się wyraźnie głupio.
Looooooser!

-Kim ty jesteś? I co chesz ze mną zrobić?-zapytał niewyraźnie.
-Kotku... zwą mnie Asevaid-zawiesiła głos.
Kolejna z córek Voldemorta. To pewne.
- Nie bój się, nie zrobię ci nic złego... mój ty niedomyślny misiaczku!

- A w smuie co mi szkodzi powiedzieć jak nazywam się naprawdę i tak długo już nie pożyjesz-uśmiechneła się złośliwie- Nadira Heavy...-prychneła i pochyliła się nad nim.- Szczęślliwy?
-Heavy?-zdziwłi się- Jesteś spokrewniona z Patricem Heavy?
Ona odwróciła głowę, po czym ze złością w głosie wrzasneła.
-Jeszcze raz powiesz to na głos, a obiecuję, że zginiesz w potwornych męczarniach.
- Mój ojciec zaatakuje cię jakimś zaklęciem!

Spokój nie trwał długo, po chwili nóż utwkwił w jego ramieniu.
To takie oklepane. A gdzie zaklęcia?!
Samobieżny zaczarowany nóż, mało ci jeszcze?

-Napewno nie pojedziemy tam samochodami policyjnymi, zoriętowali by się
- Ty, dlaczego im tak miga coś na dachu? - Nie wiem, może to lampki na Boże Narodzenie?
Dzieci, Fotka.pl szkodzi!


-Tak... jeszcze tak, ale niech się pospieszą, on umiera!-powiedziała niespokojnie.
A my posiedzimy tutaj i poczekamy na karetkę.
Albo karawan.

- Będą za pięc minut.-ukucnął przy Ryan'ie nie ukrywając przerażenia, wzrok jednak utkwił nie na nim tylko na radiu, które stało na półce i właśnie zaczeła się ulubiona piosenka Wolfe'a ,,our lady peace- not enough" .
Romantyczne, czyż nie?
A gdzie podstawowa metoda pierwszej pomocy, czyli trzymanie za rękę?

Jego stan był wręcz tragiczny. Z głębokiej rany na ramieniu wciąż kapała krew, ubranie było całe poszarpane i zakrwawione, twarz niemalże biała, każdy zwykły, niedoświadczony człowiek powiedział by, że już umarł, jednak Wolfe stał jeszcze na krawędzi życia, a śmierci, walcząc by nie zetknąc się z ciemną, nieskończoną otchłanią.
*mhrhohkh*
Pamiętaj, jeśli zobaczysz światło w tunelu, nie idź w jego kierunku!

od aŁtorki: czeeeenść dziesionta xD
*zgon*
No co? Grypsera w czystej postaci. Ćwiara, dziesiona, seta, galareta...

Po chwili dało się słyszeć dźwięk nadjerzdżającej karetki.
Parafrazując: Ta karetka już nigdy nikogo najerzdżać nie będzie.

- Stacja bęzynowa... - miał wymieniać dalej ale przypomniało mu się pewne mejsce.- Niewielkie lotnisko! - rzekł głośno i zwrócił wzrok ku porucznikowi, z takim wyrazem, jakim małe dziecko prosi rodzica o kupienie jakiejś zabawki.
Zawsze Horatio tam lądował helikopterem. Swoją drogą ciekawe, że wszyscy po popełnieniu zbrodni uciekają ze stanu, odlatując samolotem...
Horejszio, kup mi samolocik, kup mi! Bo będę płakać!

Tymczasem Asevaid z Valdrinem jechali na północ,
Córka Voldzia spiknęła się z jakimś Śmierciożercą.

-Pojedziemy na skróty... Wprost na lotnisko... Później polecimy do Las Vegas... A dalej nię będę narazie snuć planów...
A tam złapie was Grissom, cha cha! I będzie kolejny crossover...

Doktor Alexx Woods stała oparta o ścianę szpitalnego korytarza z niecierpliwością czekając na informacje dotyczące Ryana.
Raz po raz wyrzucała wszystkie zaproszenia i plakaty informujące o balu w prosektorium.

-Stan Ryana Wolfea nieco sie poprawil-podała kartę i uśmiechneła się.
-Miło mi to słyszeć-przeczytał kartę, która podała pielęgniarka. -Wyjdziesz z tego -zwrócił się do nieprzytomnego bruneta i wsyzedł z pomieszczenia.
"Wsyzedłanie" jako najlepsza metoda szybkiego przemieszczania się.

Przykryty niemal po szyję, niemożliwie posiniaczony, z dużą opuchlizną nad prawym okiem. Lewa ręka prawie na całą długość sszyta, i jeszcze mnóstwo innych szwów, złamaną prawa noga, trzema żebrami i innymi obrażeniami.
A wszystko przez córkę Voldemorta w Miami. Uważajcie, gdzie jedziecie na wakacje. Możecie ją spotkać...


6 komentarzy:

Arisa ^^ pisze...

W tym opku nie ma Mary Sue? Dziwne jak na aŁtorkę raczej ^^" Ale analiza jak zwykle świetna ^^

Anonimowy pisze...

Świetna analiza :D Jak zwykle zresztą xD

Pulcinella pisze...

Miałam kwikowe momenty. Sporo kwikowych momentów. Nie mogę się jednak pozbyć wrażenia, że aŁtorska głupota nieustannie ulega atrofii.
Wena życzę ; )

Sineira pisze...

Kwik, kwik!
Rozczulił mnie ten niedoświadczony snajper, który strzelał używając jednej ręki (szacun!), a potem przykładał Wolfe'owi snajperkę do głowy:DDD

Miss Derisive pisze...

Jak to nie ma Mary Sue? Przecież jest Horejszjo!!!

Analiza z rana jak śmietana ;)

Joker pisze...

No, ba! Analizatorzy MUSZĄ trzymać się razem.
Czuję się zdruzgotana. Jakież były losy hummera? Kto zszył jego lusterko? Jak ja jutro przetrwam aż cztery godziny w liceum, jeśli nie dowiem się czy przestEMpca został ujMnięty?!
Groza, moi drodzy. Mchrok, zuo i groza.

Poza tym - ja protestuję! Batmobile, hummery, a Joker nawet malucha nie ma. Beznadzieja.