czwartek, 16 kwietnia 2009

Princess of Poland: The Best TV Show Ever

Łącząc się w bólu z Curakiem (który stracił wszystko na swoich dyskach, łącznie z 78GB muzyki [sic!]), współpracując przy kolejnych analizatorskich projektach, a jednocześnie siedząc w domu i namiętnie ściskając chusteczki higieniczne, niezbędne do mojej dalszej egzystencji, postanowiłem zamieścić kolejną analizę. Z braku laku, a także niemałego oburzenia wywołanego debiutem fanficków spod znaku "Twajlajt" przedstawiamy kolejne dokonania aŁtoreczek.
Żałoba, nie żałoba, analiza musi być!

Mega mocne portki Jacoba

To już dziś...Dzisiaj opuszczam Phoenix.Będę za nim tęskniła.Za moją mamą.Renee.
Mama nazywała się Renee, ale mówili na nią Phoenix i była nim, ale jednak nią?
I nauczyła córkę, aby nie stosować spacji po znakach interpunkcyjnych.

To...kobieta o bardzo dziwnym sposobie bycia.Jest całkowicie szalona,ale słucha muzyki poważnej.
Szaleństwo zobowiązuje.

Chociaż wiem że jest niezrównoważona umysłowo i ma męża siedem lat od siebie młodszego, kocham.Kocham całym sercem, i dlatego właśnie to robię.
Kocha, dlatego, że kocha. To takie logiczne.

A moim wyjazdem uszczęśliwię i mamę, i tatę.
Natomiast tysiące istnień ludzkich uszczęśliwi brak dostępu do internetu aŁtoreczkom...

Phil jest basseballistą i dużo podróżuje.
Jego praca jest tak tajna, że nawet nie ma nic o niej w internecie!

Przez całą drogę zamieniliśmy może z siedem zdań.Mój tata jest bardzo podobny do mnie, a raczej ja podobna do niego.
Właściwie, nasze podobieństwa były tak podobne, że to nieprawdopodobne.

Największą zaletą Charlegio było to, iż nie wisiał nade mną.Mogłam w spokoju myśleć,czytać...A nawet płakać.
Wielofunkcyjność Mary Sue jest uzależniona od rodziców.

Kierowałam się tam,gdzie po prostu widziałam nastolatków.I najlepsze jest to, że doszłam.
Ale, żeby tak... publicznie?

Po chwili widziałam tablicę 'Forks High School'. Jakoś będzie,pomyślałam i pospieszyłam do wejścia głównego.
Wszystko lepsze, niż 'High School Musical' - pomyślała.

Powoli przechadzałam się korytarzem i spoglądałam na tabliczki.Nagle poczułam niesamowity ból głowy.Tak, normalne.Walnęłam do ściany.
*rozgląda się niepewnie* Można powtórzyć?

Rozejrzałam się a na de mną stał chłopak,nieziemsko piękny.Miał miedziane włosy i całkiem czarne oczy.
Był kosmitą.

Pomiędzy uczniami przeszła fala wiatru,a zarazem zimna.
Bo zazwyczaj występują oddzielnie.

Przeszedł mnie dreszcz, a włosy poleciały na twarz.
Jako Mary Sue musiałam wyglądać pięknie w każdej sytuacji.

Zobaczyłam jak chłopak napina mięśnie i przełyka głośno ślinę.Dłonie miał zaciśnięte w pięści.Każdy jego mięsień napiął się do ostatku możliwości.
Spodziewamy się niespodziewanego wybuchu?

Nim zdążyłam wypowiedzieć cokolwiek, chłopaka już nie było.
Musiał pobiec do toalety.

Wyjrzałam przez okno.Zobaczyłam Jackoba.Od razu go poznałam! (...) Zawsze całe 4 tygodnie moich wakacji spędzałam z nim.To dzięki niemu je przeżywałam i wracałam do Pheonix o zdrowym umyśle.
Jacob - więcej niż sanatorium.

-Ej! To ze jestem o ciebie o dwa lata młodszy nie znaczy że muszę być mniejszy!
-Ale taki duży to tez nie musisz być...
-Haa! Jesteś zazdrosna! Bo zawsze byłaś o głowę większa ;P
-Eee tam...: )
Dla wszystkich, którzy nie czytali jeszcze "Zmierzchu": Tak mniej więcej wyglądały wszystkie dialogi.

Rozmawialiśmy dalej...Nawet nie zauważyłam że siedzimy na moim łóżku.
Po chwili nie zauważyłam nawet, że jesteśmy nadzy.

Oczy już całkowicie mi się zamykają.Ale wtedy słyszę przeraźliwy krzyk.Jakby komuś wbito nóż w samo serce.
No, wtedy to już raczej sobie nie pokrzyczy.

Z nadmiaru przeraźliwych dźwięków czuje jak pęka mi wszystko w środku.
Martwię się o jej jelita...

Jest tam wielka dziura która wsysa mnie do środka.
Znaczy, chodzi ci o... w sensie... no wiecie...

Przestaję istnieć.
Wpadła w czarną du... dziurę!

Ale na raz przed oczami staje mi ten chłopak.Nie jest już taki zły ani groźny. Bierze mnie w ramiona i znów lecimy.Słyszę jak wilk wyje...
Z bólu. Mary jest strasznie ciężka...

Budzę się,zalana potem i przestraszona.Nie wiem jak pojąć mój sen...
Jako kolejny tani bajer, stosowany w opowiadaniach, po którym główna bohaterka traci umiejętność kojarzenia faktów (jak gdyby kiedykolwiek go posiadała)

Krople deszczy nieustannie uderzały w metalowy parapet.
Metallica!

Zastanawiałam się.Myślałam.Głowiłam się niesamowicie.Ale o co chodziło i tak nie wiedziałam...
A nie mówiłem?

Zabrałam swoja Mp3 i cichutko włączyłam piosenkę 'far away' Nickelblack.
A gdzież się podział Nightwish?! A, przepraszam. Takie melodie tylko w Hogwardzie...

Wsłuchałam się w słowa i nie widomo kiedy...Popadłam w otepienie.
*zastanawia się* A ja jakoś nigdy nie zgłupiałem, słuchając Nickelback... *skrobie coś na kartce papieru* Ciekawe...

-Cześć jestem Emmet, a to Jasper, Alice i Rosalie :)-Uśmiechnął się przyjaźnie.Tak na marginesie, z uśmiechem wyglądał na takiego wielkiego misia pluszowego ;P
Znaczy, że co? Był różowy i pokryty pluszopodobnym materiałem?

Stałam, oparta o samochód i wpatrywałam się jak chłopaki skaczą z klifu. Skakali dwójkami, jako ostatni skakał Jake z Jared'em.
Jared na cały głos wydzierał się, wyśpiewując tekst do "From Yesterday"

Uśmiechnął się zabójczo, a ja rozejrzałam się, aby sprawdzić czy ktoś jeszcze tu jest Nagle coś przeleciało mi przed oczami.
To ptak? To samolot? Super Dziwka?

Rozejrzałam się zdezorientowana. Jackob spojrzał na mnie przestraszony.
Jackob? A on to kto? Gdyby nie te "k", pomyślałbym, że chodzi o Jacoba Blacka...

-No i gites majonez.-Wyszczerzył się Jake.
Przepraszam *peszy się* Chyba nie nadążam za obecną modą...
Poza tym jestem zwolennikiem ketchupu!

Znowu coś przeleciało.Ale przy skręcie dróżki gwałtownie się zatrzymało. Był to człowiek.
Po chwili spoglądania na Bellę, wyciągnął język, machając nim złośliwie, wydał z siebie dziki odgłos klaksonu i popędził.

Przecież to co widziałam, miało prędkość pocisku wystrzelonego z reeworwera.
Jakiś nowy gadżet z USA, który jeszcze nie dotarł do Polski?

A wtedy coś się stało z Jackobem. Tak jakby, wybuchł.
Nie byłam pewna, bo kawał zakrwawionego mięsa leżący na mojej twarzy zasłaniał mi widoczność.

Zobaczyłam tylko jak jego ubrania się rozdzierają i stanął przede mną wilk.
W dodatku ekshibicjonista!

Wilk o potężnych rozmiarach.
Miał karnet na siłownię.

Nagle jakiś zmutowany człowiek a teraz co? Człowiek-wilk? Nie, to nie na moją głowę. Halo? Czy ktoś może mnie obudzić z tego powalonego snu? Jakieś science fiction mi się w główce porobiło.
Nie, żadne sf! To po prostu heroina pani Meyer was stworzyła!

Spojrzałam w miejsce gdzie przed chwilą stał wilk. Teraz nie stał.
Biegał wesoło tam i z powrotem, gdy drugi człowiek rzucał jakimś kijem.

Teraz walczył razem z tym...czymś. No bo człowiek to nie mógł być. Jeśli ktoś walczy tak zawzięcie z potężnym wilkiem nie może się nazywać człowiekiem. Poruszali się tak szybko i zwinnie, że trudno było mi dopatrzeć ich ruchy.
Właściwie nie wiem dlaczego pomyślałam, że walczą, bo mogli przecież tańczyć!

Nagle z gąszczu wyłonił się pierwszy 'cosiek' co mi tak przeleciał.
Aż mam ochotę zapytać "co się stao się?"

Odwiązał sobie pyskiem z jednej łapy portki i znowu poleciał w las, by chyba sięprzemieic. Po cwili wrócił w samich spodenkach. Ja stałam dalej sparaliżowana strachem.
Bo to straszny ekshibicjonista był.
Komizm tej sceny mnie przerósł...

-Co...Co to było?-Zająknęłam się.
-Jestem wilkołakiem.To w naszym plemieniu dziedziczne.
-A to...Z kim walczyłeś?
-Z...Swoim wrogiem. Z w...Wampirem.-Odpowiedział, a mnie znowu zalała fala otępienia.
- O, a tam - wskazał na wielki obiekt na niebie - To moi kumple z kosmosu.
- Aha - odpowiedziałam inteligentnie, machając przybyszom.

Nie wiedziałam o robić, co myśleć. Co wampiry wilkołaki...Trole i elfy tez istnieją?
Istnieją, o czym zaraz dane wam będzie się przekonać...

Czemu Edward był taki twardy? Cecha wampirów. Czemu są tacy zimni? Cecha wampirów I tak dalej, i tak dalej...
Czemu był tak bardzo denerwujący ze swoją nieskazitelnością? Cecha, której nie ma żaden człowiek...

W drodze do domu Sama poprosiłam Jackoba by mi odpowiedział wszystko o wampirach i wilkołakach.
- A nie lepiej poszukać czegoś w internecie? - zaproponował.


Princess of Poland

Edward Cullen - Wampir. Niesamowicie przystojny. Po śmierci swojej ukochanej - Belli, nie może się otrząsnąć i postanawia podróżować.
Romantyzm przeminął dobre kilkaset lat temu, moja droga...

Podczas jednego ze swoich wypadów trafia do Polski.
Co ich tak wszystkich ciągnie do naszego kraju?
Ciekawe, czy też ma swój własny zespół i gdzie zagrają koncerty, nie?

Tam decyduje się zamieszkać na dłużej. Zaczyna chodzić do szkoły. Już pierwszego dania jego uwagę zwraca ładna brunetka - Aleksandra.
Postanowił zamienić naukę języka romantycznych pisarzy na język polski.

Cullen zaprzyjaźnia się ze swoim dawnym rywalem - Jacobem Blackiem.
Który też postanawia przybyć do Polski, oczywiście...
I pewnie lata po Wiejskiej z gołym torsem...

Odkrywa tajemnicę Aleksandry: jest ona elfką.
I tak naprawdę ma kontakty z Voldemortem, czyż nie?

Ten fakt bardzo go bawi, jednak kiedy okzuje się, że jest ona członikiną rodziny królewskiej i, że zagraża jej niebezpieczeństwo, postanawia ją chronić.
Teraz wracamy do czasów średniowiecza. *nieśmiało* To może... Młoda Polska?

Aleksandra Łęczycka - Ładna brunetka o zniewalającym uśmiechu i tajemniczych, dużych, błyszczących, głębokich, piwnych oczach.
Miła. Ciepła. Romantyczna. Oddana.
ps. Więcej epitetów nie zdołałam wymyślić.

Uczęśzcza do liceum teatralnego w Warszawie.
Że też język polski nie jest dla Edwarda trudny...

Gdy poznaje cichego i zabójczo przystojengo Edwarda Cullena, jej życie przewraca się do góry nogami.
Teraz Aleksandra wącha kwiaty od spodu.

Jest dziedziczką tronu w elfim królestwie Rosenvell.
I kolejnym z rodzeństwa Evans, o którym nie wspomniano w Roswell.

Jacob Black - Jacob spotyka Aleksandrę w sklepie spożywczym.
Wyszedł po bułki i trach... nieszczęście.
No wiesz, jedni wychodzą po bułki i znajdują na drodze szczątki UFO, a on tylko Mary Sue...

Zaczynają rozmowę. Dziewczyna mu się podoba i zakochuje się w niej.
Wyobrażacie sobie tą romantyczną scenę w dziale mięsnym?

Razem z Olą i Edwardem zaczynają tworzyć szkolną paczkę przyjaciół.
Warszawska Trójca?


~ W opowiadaniu pojawiają się wydarzenia widziane oczami Edwarda. Jednak czasami może się pojawić też opis według Aleksandry. Dlatego proszę, abyście uważali na narrację w rodzaju męskim lub żeńskim, żeby się nie pogubić.
No, a jeśli wam mało, to sobie rozstawcie znaki informujące.

Siedziałem na wierzchołku sosny i przyglądałem się miastu z góry.
Sosna bowiem wyrosła na środku miasta.

- Edward... Edward... - usłyszałem myśli Alice. Szuka mnie.
Nie wiedziała nawet, że wypowiada je na głos.

- Jestem na kamieniu po drugiej stronie wzgórza. Pospiesz się! - usłyszałem jej kolejną myśl. Zbiegłem z drzewa, dając się ponieść pędowi, który wypełnił każdą cząstkę mojego zimnego jak lód, kamiennego ciała, unosząc je nad ziemią.
I ile można zaoszczędzić na połączeniach!

Wpadłam na nią przypadkiem i powiem Ci, że ma dużo intensywniejszy zapach od Belli. Do tego jest miła. Serio.Oprowadziła mnie po całej szkole i poznała ze swoimi przyjaciómi.
Mowa o naszej głównej bohaterce, ale to już chyba wiecie.

Obudziłam się na białej pościeli, w równie białym pokoju. Nietrudno było się domyślić gdzie byłam: szpital.
Psychiatryczny, ale to też nie trudno było sobie uświadomić.

Ciemny zaułek. Pięciu chłopaków mnie otoczyło... Wpadłam na ścianę. I wtedy... Wtedy pojawił się ON. Mój Anioł.
Bo Aleksandra była wierząca.

Jednak każda myśl o Aleksandrze, sprawiała, że czułem się źle. Jakbym zdradzał Bellę...
Która de facto nie żyje. Ale nekrofilia nie jest w modzie...

Z chwilą jej śmierci obiecałem sobie, że już nigdy nie pokocham żadnej dziewczyny i miałem zamiar się tego trzymać i nie złamać tej obietnicy.
Tylko na początku wszyscy dają się nabrać. A potem na świat przychodzi mała istota ludzka...

Wszedłem do klasy i rozejrzałem się w poszukiwaniu wolnego miejsca. Zatrzymała mnie nauczycielka, mówiąc:
- Zapewne Edward Cullen?
Skninąłem głową.
- Usiądziesz z panną Łęczycką. Twoje stopnie z poprzednich szkół są na prawdę imponujące, a Ola ma najlepsze oceny w klasie, dlatego jestem pewna, że nie będziecie ściagać.
Jednakże praca w grupie jest jak najbardziej wskazana.

Zobaczyłem błysk piwnych oczu i poczułem niesamowity zapach dziewczyny, która usiadła ze mną w ławce. Aleksandra. Czyli zdrobnienie od tego imienia, to Ola. Muszę to zapamiętać. Jaki to dziwny kraj! Ludzie zupełnie zmieniają postać imienia, żeby je zdrobnić! Aleksandra nie ma nic wspólnego z Olą!
Zaraz, zaraz... czy po angielsku nie ma przypadkiem zdrobnienia Ted, które znaczyłoby Edward?

Trochę uczyłem się tego języka, jednak z trudem przychodziło mi nadal wymawianie niektórych nazwisk. Daltego... Nie próbowałem. Poćwiczę w domu...
A jak nie, to zawsze pozostaje migowy.

- Ja... Jestem ci wdzięczna, za pomoc. Wtedy... Na ulicy. - powiedziała rumieniąc się.
- Nie ma za co. Nie wiedziałem, że jeszcze kiedyś się spotkamy.
Of course, you didnt.

Nie myślała cały czas o mnie. Raz usłyszałem jak zupełnie nie słuchając Jacoba, myśli w co się ubrać na spotkanie z Michałem.
Po chwili z jej myśli wyczytałem, że na blogu, który pisała, zarządziła konkursik na najlepszą suknię dla niej oraz ankietę "Z kim powinnam być?"

Kiedy zajęliśmy miejsca na matematyce i zaczęła się lekcja, zupełnie odpłynąłem. W głowie słyszałem dziwny głos, ktory mnie wołał...
To zapewne nauczycielka: "Do odpowiedzi, Cullen!"

Po chwili zdałem sobie sprawę, że słyszę Bellę.
Głosy zza światów!

Przerażony i zdezorientowany wstałem z ławki i podszedłem do nauczyciela prosząc o pozwolenie na wyjście do toalety.
Chyba nie chcę wiedzieć, co on tam będzie robił, słysząc głosy ukochanej...

- Edwardzie... Mam tylko chwilę... Muszę ci powiedzieć, że kocham cię całym sercem. I, że nigdy cię nie opuszczę.
No cóż. Trudno będzie się przechadzać gdziekolwiek zwłokom...

Błagam cię! Zapomnij o tym, że kiedyś mnie kochałeś. Nie możesz całe życie się zamartwiać tym, że mnie nie ma. Wczoraj byłam u Jacoba. Zgodził się. Teraz i ty się zgódź i pozwól mi odejść ze świadomością, że będziesz normalnie żył. Obiecaj mi to.
Czy wy też wyczuwacie dyskretną aluzję "umów się z Olą"?

Co jak co, ale dzisiejsze wydarzenie biło nasze wszystkie dotychczasowe przygody o głowę. Przynajmniej w moim rankingu.
"Ranking Cullena" to coś jak "Ranking Gwiazd"?

Kiedy spojrzałem na nią przez chwilę nie mogłem oderwać od niej wzroku, który utkwiłem w jej uchu. Było szpiczaste.
Operacje plastyczne mogą zdziałać cuda. Szpiczaste uszy z oczami w środku.

zauważyłem, że Aleksandra ma dziwie nieludzko szpiczaste uszy i nie pachnie jak wszyscy ludzie.
Teraz pozostaje pytanie: Ola się myje, czy nie?

Z zamyślenia wyrwał mnie nagły dźwiek dochodzący z głębi lasu.
Drwale?

Kiedy znalazłem się na miejscu, zorientowałem się, że jestem nad leśnym strumieniem. Po jego powierzchni delikatnie, niczym powiew wiatru stąpała dziewczyna.
Jesus Christ Superstar w wersji żeńskiej.

Muskała taflę wody palcami stóp, unosząc się w powietrzu na przezroczystych, mieniących się tysiącami małych kryształków skrzydłach.
To wszystko jest wiarygodniejsze, niż Matka Boska na szybie...

Śpiewała. I to magicznie śpiewała. Miała tak cudny i kojący głos...
Edward dobrze wiedział, że powinna udać się do "Idola".

Od jej postaci biło niezwykłe światło. Jakby oświetlały ją gwiazdy.
Świeciły takim blaskiem, że były widoczne nawet w południe.

Miała na sobie jeansy i bluzkę. Ubrana była więc normalnie.
A gdzie pełen opis stroju? A, przepraszam, to przecież Edzio.

Do pasa opadały jej lekko kręcone, ciemnobrązowe włosy, od których odbijało się światło księżyca.
Ułożony wszędzie brokat dodawał takiego nieziemskiego efektu...

Była pełnia.
Przepraszam, zagubiłem się w akcji i to dlatego pomyliłem pory dnia. Albo dlatego, że ałtorka nie raczyła mnie uświadomić.

Dziewczyna odwróciła się szybko. Napotkałem spojrzenie przerażonych piwnych oczu, błyszczących jasno jak gwiazdy na ciemnym niebie.
- Pedofil! - krzyknęła dziewczyna szybko zakrywając rękami swoje piersi.

To była ONA.
Chylińska wyniosła się z "Mam Talent" aby załatwić sobie występ w "Jak Oni Śpiewają"

Wniosłam jedną dłoń, na której pojawiła się świetlista kula rozświetlając ciemność. Nie mogłam nadziwić się temu, co zobaczyłam w krzakach: Edward Cullen.
I wyszła na jaw prawdziwa natura kochasia - ekshibicjonista.

Zręcznie sfrunęłam z jego ramienia i stanęłam z nim twarzą w twarz. Patrzył na mnie z czymś takim dziwnym w oczach... Z podziwem? Z zaskoczeniem? Z kpiną?
Z zapaleniem rogówek?

- Skąd wiedziałeś...Że jestem akurat elfem? Nie wziąłeś mnie ani za wróżkę, ani za rusałkę... Poprostu wypaliłeś i wiedziałeś!
Uśmiechnął się obnażając równe, białe zęby. Potem powoli podszedł do mnie i odgarnął mi włosy z twarzy, zakładając je za moje ucho.
- Zdradziły cię uszy. Na matematyce.
*wyobraża sobie scenę, w której uszy atakują sztyletem Aleksandrę, która pada i ostatkiem sił wykrzykuje "I Ty, małżowino uszna przeciwko mnie!"*

Usiadłam na kamieniu przy potoku i spojrzałam na odbijające się w jego wodach gwiazdy. Byłam bezradna. On już wie. Nie próbował mnie złapać, obezwładnić, czy pobrać jakieś próbki DNA. Nie stwarza dla mnie zagrożenia. Jestem tego pewna... Bo czuję to.
Ale mimo wszystko nie zapyta go, skąd potrafi czytać w myślach, poruszać się z zawrotną prędkością i tym podobne.

- Ja też mam swoje sztuczki. Teraz nic nie słyszysz, prawda?
Przytaknął. Mój uśmiech poszerzył się i wypięłam pierś z dumą. Pierwsze zwycięstwo!
- Jak to zrobiłaś? - zapytał, gdy weszłam w wody strumienia, mocząc w nim czubki stóp.
- Elfie sztuczki. Stara magia. - powiedziałam.
Bo najważniejsze dla każdej Mary, to mieć asa w rękawie. Albo najlepiej kilka, żeby było ciekawiej.

Schyliłam się i sięgnęłam po ukryty w piasku sztylet.
Princess of Poland: Dagger in the Sands

No co? Położyłam go tam na wszelki wypadek...
Dziennikarze, czytelnicy Pudelka, łowcy głów... Nigdy nie wiadomo kto może chcieć zaatakować śpiewającego elfa.

Jednym szybkim ruchem znalazłam się przy Edwardzie, przyciskając go do drzewa, przytykając sztylet do jego szyi i patrząc mu prosto w oczy.
A on, mężczyzna o nadludzkiej sile powstrzymujący jedną ręką nadjeżdżający samochód ma bać się małego ukłucia?

- Jeżeli komukolwiek o tym powiesz... Obiecuję, że wykorzystam wszystkie swoje zdolności, żeby cię zniszczyć.
Napiszę o tobie do serwisów plotkarskich! Że nie myjesz włosów i takie tam!

Zdjęłam zaklęcie blokujące myśli i pozbierałam swoje rzeczy znad strumienia.
I na co komu różdżka? - pomyślałam.

Zarzymałam się nad jego wodami i spojrzałam na swoje odbicie.
Wersja "zarzynałam" jest odpowiedniejsza do tej sytuacji.

Gdy padało na mnie światło księżyca, mieniłam się niczym posypana brokatem...
*ziewa*

Po raz pierwszy byłam zła na to, że jetem tym, czym jestem. Po raz pierwszy w życiu, zapragnęłam zrezygnować ze swoich zdolności i pochodzenia, zrzec się swojej pozycji i stać się człowiekiem.
Cóż za zmiana. W drugim tomie to Bella chciała za wszystko stać się wampirem...

Następnego ranka ojciec obudził mnie wcześniej. Chciał mnie poinformować o decyzjach podjętych na posiadzeniu. Rozpoczęto przygotowania do wojny z trollami, a mój brat zawarł ten, tak niechciany pakt z krasnoludami... Nic nowego.
Nowością było to, że właśnie wybierał się na grzyby z niejakim Tadeuszem Soplicą.

Kiedy usiadłam za kierownicą mojego czarnego BMW, i włożyłam kluczyki do stacyjki, usłyszałam stukanie do szyby. Stał za nią Jacob Black.
Jacob lubił Olę bardziej niż Bellę, a to ze względu na jej gust dotyczący motoryzacji.

- Pytałem, czy nie wyskoczyłabyś ze mną do kina w weekend. Potem moglibyśmy pójść na pizzę i poznać się lepiej. Co ty na to?
- Byle nie na jakiś polski film! - zaprotestowałam.

- Z przyjemnością. - powiedziałam, na chwilę zapominając o tym, że jestem dziewczyną Michała.
Och, mówisz, jakbyś miała iść z Jacobem do łóżka...

Przecież to nawet śmiesznie brzmi... Wampir spotyka elfa i gadają sobie w najlepsze nad srumieniem.
*parsk* Rzeczywiście, uśmiałem się!

- Słuchaj... Muszę ci coś powiedzieć. - zacząłem. No co miałem powiedzieć? Że co? Dziewczyna, któą spotkałeś jest elfem, a do tego księżniczką z królestwa Rosenvell, której poszukują krasnoludy, pragnące pozbawić jej rodzinę tronu.
Obalić rząd! Obalić!

- Już nic. - zakończyłem zrezygnowany i załamany, że nie mogłem ubrać tego w słowa.
Uczenie się języków jest bolesne, ale jaka radość, gdy w końcu będziesz umiał coś powiedzieć!

Następnęgo dnia Jacob jechał do szkoły z Aleksandrą. Miał jej wcisnąć jakiś kit o tym, że nie mógł pojechać ze mną i spróbować wsiąsć do jej samochodu. Wszystko po to by zaprosić ją na randkę. Też mi coś. Powinien to zrobić w bardziej romantyczny sposób.
Wpaść pod jej koła i ostatkiem tchu spróbować zaprosić. Ten romantyzm, ach!

Miała na sobie niebieską koszulę w białe paski i dżinsy. Na nogach czerwone trampki.
Cóż za ignorancja w stosunku do obecnie panującej mody! Nawet wampiry się oburzyły.

- Dobrze. Więc... Z tego co wiem, Aleksandra jest z Krainy Rosenvell.
- Nie, to nie tam gdzie rozbili się kosmici - powiedział Edward, zanim Jacob zdążył zadać pytanie.

Jej ojciec jest władcą, ale wyjechali z kraju na czas rozmów pokojowych z krasnoludami, by zapewnić sobie bezpieczeństwo.
Jednak USA było przereklamowane i udali się tutaj.

Jej brat sprawuje przez ten czas rządy. Oni wszyscy... Żyją w innym wymiarze. Poruszają się między nimi za pomocą magii.
Czyżby kręcili czwartą część pewnego filmu z Keanu Reevesem?

Kiedy przybiegliśmy pod jej dom stała na podjeździe, a za nadgarstki trzymał ją Michał. Szarpała się i krzyczała, żeby ją puścił.
Nie dawał za wygraną.
- Nie możesz mnie zostawić, słyszysz?! Poprostu nie możesz! Jesteś moja! Tylko moja! - krzyczał chłopak usiłując ją pocałować.
Zatwardziały chłopak głównej bohaterki - odhaczone!

Alkesandra spojrzała na mnie wściekłym wzrokiem i wykonała dłonią pełen gracji ruch. W tej samej sekundzie nad opuszkami jej palcy, pojawiły się iskierki, tworzące małe, ogniste kule. Szykowała się do ataku.
Aleksandra zamieniała się w pokemona. Gdzie jej trener?!

- Zanim jednak go zabijesz, chcę żebyś wiedziała, że nie będzie to takie łatwe. - kontynuował indianin, uśmiechajac się szerzej i mrugając do mnie porozumiewawczo. - Bo widzisz... Edward i ja też nie jesteśmy normalni. - teraz uśmiechał się złowrogo i tajemniczo.
Uciekli z psychiatryka i tak łatwo nie dadzą się ukatrupić. Aleksandra będzie musiała przywołać swój magiczny piaskowy sztylet.

Wyglądała jakby ktoś ją ździelił po twarzy. Potem wybuchła niepohamowanym, głośnym śmiechem.
- Hahahahahahahahahahhahahahaah! Dobre! Dobre! Hahahahaha!
A wystarczyłoby tylko zwykłe "Cha! Cha!"

- Nie wierzysz mi? - zapytałem, a gdy zaprzeczyła pociągnąłem ją w głąb lasu. Jacob podążył za nami, również pękając ze śmiechu. Dlaczego on się śmiał?
- W takim razie, jak wytłumaczysz to? - zapytałem wyrywając jedną gałąź z drzewa i odrzucając daleko przed siebie.
*nieśmiało* Prawo grawitacji Newtona?

- Albo to? - wsadziłem ją sobie na plecy, tak jak kiedyś Bellę i puściłem się biegiem przed siebie.
"Wyścigi Wampirów", czyli nowe telewizyjne show już tego lata!

Dziewczyna poderwała się z miejsca i już za chwilę w kierunku zwierzęcia leciała ogromna ognista kula. Uchylił się przed nią wyjąc cicho. Telepatycznie poprosił mnie bym ją powstrzymał, jednak nie chciałem przerywać im zabawy, a sobie fajnego show, dlatego go zignorowałem.
I nawet efekty specjalne będą, no, no. Telewizja się rozwija.

Za Jacobem wyrosła ogromna roślina, łapiąc go za łapy i unosząc w górę. Gdy się wyswobodził z jej bluszczy, elfka przeklęła i wycelowała w niego dwoma palcami lewej i prawej dłoni. Chwilę później wypłynęły z nich strumienie wody, łącząc się i tworząc ogromnego, wodnego smoka.
Warszawa nigdy jeszcze nie była tak ekscytująca. Dzięki temu opowiadaniu wiemy już co żyje w Wiśle, że parki są niebezpieczne, a ludzie mają oczy z bąbli i niczego nie widzą...


środa, 8 kwietnia 2009

Qwa Vadis, Hermione? II

Nie spodziewałem się, że mój aŁtoreczkowy szantaż emocjonalny - który de facto miał być żartem - odniesie taki sukces. Bez zbędnych ceregieli przechodzę więc do sedna sprawy - analizy.
Dzisiaj poznacie nowych uczestników do telewizyjnych programów tanecznych, nową magiczną szkołę, z kim kręci główna bohaterka oraz skąd wziął się tytuł
"Qwa Vadis?"...


- Ale z ciebie debil… Z tobą?! Naiwniak… Po prostu chce uchronić twoja białą koszulę od zabrudzenia sowimi odchodami.
Malfoy elegantem w każdej sytuacji.

Sprzątali jeszcze długo. Nie odzywali się do siebie. Ciszę, która panowała, przerywały jedynie pohukiwania sów oraz bliżej nieokreślone wycia dochodzące od strony Zakazanego Lasu. Na niebie pojawił się księżyc. W końcu, zmęczeni i brudni skończyli.
Dumbledore nie dba o rachunki za prąd (no bo skąd niby te wszystkie gadu gadu i w ogóle?!). Najważniejsza prokreacja!

od aŁtorki: Dziękuję... Dziękuję za to, że jesteście ze mną. Za to, że mogę na Was liczyć. Za te słowa pełne piękna a zarazem otuchy. Za wszystkie wypowiedzi, które podniosły mnie na duchu. Przy których, po prostu ogarniało mnie wzruszenie.
Opętańcze Bzdury!

Draco siedział w wygodnym fotelu, swojego prywatnego dormitorium. Co i raz wyglądał przez okno, na zielono-srebrną poświatę księżyca i gładził dłonią kawałek drewna.
Drewno-Fetyszysta. Leśny fetysz!

Różdżka Granger. Sam nie wiedział czemu czuł do niej pewien sentyment i był dumny z tego, że mógł jej dotknąć.
o__O Przepraszam, można jeszcze raz?

- Przedyskutowałam wasze zachowanie z opiekunek twojego domu, Draco. Razem z profesorem Snape’em ustaliliśmy dla was karę.
Nie wiedziałem, że Snape też jest w to zamieszany!

Za chwilę złączę was zaklęciem. Przez dwa tygodnie nie możecie się oddalić od siebie nie dalej niż na 10 metrów.
Czego to aŁtoreczki nie wymyślą...

Dała upływ emocją i mimo bliskości nauczycielki nie potrafiła się pohamować.
Hermiona kręci z Minerwą?

- Razem z Profesorem Severusem, ustaliliśmy, że nocować będziecie w prywatnym dormitorium Pana Malfoy’a natomiast lekcje będą odbywać się według planu Pani Granger.
Dumbledore już zaciera ręce na myśl o wieczornych seansach. A wszystko dzięki zainstalowanym kamerom w pokoju Malfoya.

Pokój urządzony był wyjątkowo gustownie. Było w nim dość mrocznie ale przytulnie, Na ścianach dało zauważyć się zielono -srebrną tapetę. Na podłodze leżał dywan haftowany w połyskujące, wijące się węże. Pod oknem stało duże, dwuosobowe łóżko. Szyby zasłaniały ciężkie, grube kotary. Jedynym źródłem światła była niewielka lampa, stojąca przy stoliku obok masywnego, miękkiego fotela. W kominku dało zauważyć się szarawy popiół. (...) Weszła do łazienki. Ściany wyłożone były szaro-niebieskimi płytkami. Na podłodze, leżała niebieska terakota, a jedynie przy wannie położony został niewielki, puchaty dywanik. W rogu stała masywna, emaliowa wanna z hydromasażem. Nad umywalką wisiało duże, oprawione w drewnianą ramę lustro, a po obu jego stronach wesoło świeciły kinkiety, w kształcie kropel wody.
Burżuazja większa niż u Michaela. Hermiona to ma styl.

- Jakbyś był facetem, to ty przespałbyś się na podłodze.
- Przypominam że to MOJE łóżko, Granger! Gdybyś o tym zapomniała! I jestem 100% facetem. Może udowodnić?
Czekajcie, czy on chce zrobić coś z tym krawatem?

Na drzwiach wisiał duży plakat, ogłaszający, że za dwa dni odbędzie się wyjście do Hogsmeade.
Brawo za poprawne użycie nazwy miasta! Juhuuuu!

Hermiona przebrała się w bikini, wyszła z łazienki i zaczęła chodzić po całym pokoju, kompletując ekwipunek potrzebny do kąpieli w łazience prefektów.
Prawie jak Fort Boyard.

- Granger nie paraduj tak przede mną w tym bikini.
- A niby dlaczego? - zapytała zdezorientowana dziewczyna przypatrując się Malfoy’owi.
- Bo jeszcze za bardzo się podniecę. - odpowiedział poruszając brwiami w górę i w dół.
- Świntuch! - krzyknęła Gryfonka i rzuciła w niego poduszką.
Sielanka. Jakby byli ze sobą od lat... (Chociaż biorąc pod uwagę te wszystkie opka na przestrzeni wieków...)

- Granger idziemy do tego Hosmeade? - zapytał dziewczynę
To gdzieś niedaleko Gabonu?

Wiktor Krum odwrócił się w stronę Gryfonki i posłał jej wyjątkowo piękny i zachęcający uśmiech. Dziewczyna nie czekając dłużej i zupełnie zapominając o zaklęciu łączącym ją z Draco pobiegła w stronę chłopaka.
Hermiona reaguje na mimikę twarzy?

- Granger! Qwa co ty wyprawiasz?!
Qwa Vadis, Hermione?!

- Wiktor! Co ty tu robisz?! - zapytała dziewczyna, kiedy wreszcie udało jej się przepchnąć przez grupkę dzieci.
- Hermiona! (od autorki: wersja będzie bardziej znormalizowana - nie chce mi się wymyślać jakby to powiedział Wiktorek.)
No bo przecież nietuzinkowe postacie są takie passe.

Jak dobrze cię widzieć! Ale się zmieniłaś! (od autorki: to ten sam sweter?! Ach ta siła reklamy…)
Kto zna jeszcze jakieś fajne reklamy telewizyjne? Chętnie poczytamy!

powiedział Krum z nutką podziwu przyglądając się dziewczynie. - Jesteśmy tu razem z drużyną na krótkich wakacjach…
Chwilę później zza rogu wyłonił się Bill i reszta jego zespołu. Co tam Hawaje!

Jednak ktoś obserwował ich od strony ulicy. Dziewczyna wybuchła złością. Zgniotła w ręku pakunek trzymany w dłoni i wypuściła. Teraz zawładnęła nią chęć zemsty…
Obstawiajmy: Pansy czy Minerwa?

- On… on… on już mnie nie kocha! - wybuchnęła płaczem Pansy, kiedy wreszcie udało jej się spotkać Dainę.
Dlaczego czytając jej imię, mam ochotę powiedzieć: SKOJARZENIA!

- Och, Pansiu nie płacz!
'Paniusiu' byłoby odpowiedniejsze.

Jej usta w kolorze dojrzałych malin, wręcz zachęcały do złożenia pocałunku. Brązowe oczy, z bystrością i uśmiechem patrzyły na otaczający świat, a policzki, na których od chłodu pojawił się rumieniec kusiły niczym zakazany owoc...
Cholera, zaczynam się robić głodny. To może zróbmy z Hermiony sałatkę owocową?!

od aŁtorki: Chyba nie wszyscy zrozumieli koniec ostatniej notki... Chodziło o to, że ta dziewczyna która ich obserwowała, poprzysiągła zemste na Hermionie ;) A nie Hermiona na niej :) To jednak duża różnica ;)
Mając takich czytelników, już dawno przestałbym pisać...

Gryfonka udawała, że czyta książkę. Właśnie: udawała.
Właśnie wyszło na jaw, że przez te wszystkie lata Hermiona udawała, że czyta. Ciekawe kto robił to za nią...?

Ta wczorajsza bitwa na poduszki… Była tak normalna i prozaiczna, ale zarazem piękna, że dziewczynie wydawało się, iż to wszystko było jedynie piękny snem.
Latające poduszki, latające ubrania, latające sztuczne piersi...

Ja nigdy nie czułem się kochany… Ojca całe dnie nie było w domu. Wracał późnymi wieczorami.
Z cyklu: ojciec kocha mnie wieczorami.

I słyszałem wszystko. Ich liczne kłótnie, wywody, aż w końcu, prawie nocną, jęki matki dochodzące z sypialni obok.
Czy Malfoya nikt nie uświadomił, co tak naprawdę słyszał?

Radzę teraz ładnie się ułożyć na łóżeczku, przytulić się do podusi i posłuchać. Bajka na dobranoc pani Malfoy: Ta bajeczka znowu będzie o nas, czarodziejach czystej krwi i szlamach. Tym razem wytłumaczę ci, dlaczego my jesteśmy lepsi. Zobacz - powiedziała kobieta, napełniając jedną ze szklanek malinowym sokiem. - To jest nasza krew. Piękna, wyjątkowo czerwona, a co najważniejsze, czysta. A teraz zobacz: to jest krew szlam i mugoli - zwróciła się do chłopca napełniając drugą szklankę dokładnie tym samym sokiem.
- Ale mamusiu, one są takie same! - wykrzyknął chłopczyk, delikatnie podskakując na kolanach rodzicielki.
- Nie, Dracusiu. One tylko na pozór są takie same. Popatrz teraz: - dodała kobieta, po czym stuknęła w krawędź szklanki, a sok znajdujący się w środku stał się zieloną, cuchnącą, wyjątkowo okropną i gęstą mazią.
- Rozumiem! - wykrzyknął chłopiec. - Ich krew jest taka zielona i brzydka! Ale za pomocą zaklęcia staje się podobna do naszej!
- Dokładnie kochanie. - dodała kobieta całując go w czółko. - Widzisz sam rozwiązałeś tą zagadkę. Oni na pozór są tacy sami. Ale tak naprawdę mają brzydką krew! Brudną! Gorszą od naszej! Oni niszczą nas wspaniały świat czarodziejów! Trzeba ich tępić! - zrozumiałeś kochanie? - dodała pieszczotliwie.
- Tak, mamusiu. Teraz wiem, że szlamy są złe. I mugole też.
- Właśnie Draco. Dokładnie tak, a teraz wracaj do zabawy. - powiedziała i obdarzyła go czułym pocałunkiem w czoło…
I tak oto, pięcioletni Draco zaczął być rasistą!

Wstała, przespacerowała się po pokoju. Usiadła na parapecie i zasnęła...
Ulubione miejsce snu wszystkich Mary Sue?

Gdy tylko zobaczył śpiącą Gryfonkę, postanowił przenieść ją na łóżko.
Cholera, jednak nie spadła - pomyślał.

Ona na chwilę jakby delikatnie się przebudziła, zarzuciła mu swoje ręce na szyję i wyszeptała:
- Pośpijmy jeszcze troszkę…
Tak! Razem, na parapecie! I nie próbujcie zamykać tego okna!

Delikatnie ułożył ją na łóżku i przykrył kocem. Potem położył się obok. Jednak ona, przekręciła się i zupełnie nieświadomie wtuliła w jego ramiona.
Czy od tak pięknej i wzruszającej sceny nie chce się zawyć z... bólu?

Hermiona i Draco siedzieli właśnie, w szatni Slytherinu i przysłuchiwali się ostatnim uwagą trenera.
Hermiona notowała wszystko skrupulatnie, aby w razie potrzeby przedyskutować taktykę z Malfoy'em.

W pewnym momencie stało się coś zupełnie nieoczekiwanego. Miotłą Ślizgona zaczęły wstrząsać jakieś dziwne, niewyjaśnione wibracje.
- Przepraszam - powiedziała zdenerwowana Hermiona - To mój... mo... mój pager!

Kołysała się na prawo i lewo, po czym gwałtownie ruszała naprzód i zaraz potem hamowała, niemalże zwalając tego, kto ją dosiadał.
Stare nawyki Snape'a?

w końcu zmęczone dłonie, ześlizgnęły się, a dziewczyna poleciała w dół…
Chyba się nie martwicie, co nie?

Ślizgonowi w porę udało się ją złapać. Kurczowo trzymał jej dłoń, starając się nie puścić.
Co ta miłość robi z ludźmi!

- Granger trzymaj się! Nie pozwolę ci spaść! - krzyknął chłopak wzmacniając uścisk.
Czekajcie. Czy jeśli Hermiona spadnie, Draco poleci na dół wraz z nią, czy też może Miona zatrzyma się w powietrzu?

W ciągu zaledwie sekundy jej dłoń omsknęła się. Poczuła, jak leci w dół, ku wolności, nicości i ciemności…
Odbyt wieków.

- Może powinniśmy skończyć? Mecz najwyżej pozostanie nierozstrzygnięty… - zaczął, jednak dziewczyna od razu mu przerwała.
- Nie możemy zawieść twojej drużyny. No to szukajmy tego znicza!
Tógewar! *chlip*

- Znicz złapała… Hermiona Granger! Tak więc Slytherin zdobył 150 punktów i tym samym zwyciężył!!
- Ale zaraza, zaraz - krzyknął komentator. - Dostaję informacje, że punkty należą się Gryffindorowi, ponieważ Hermiona jest zawodniczką z tego domu!

Pansy przyglądała się całej tej scenie z pewnej, dość dużej odległości. Ze złości aż tupnęła nogą. Jej plan był taki wspaniały!
Niestety nie wiedziała, że Mary Sue może umrzeć dopiero gdy w końcu odkryje swoje uczucie do mężczyzny.

- Nie wiem jak ty Granger, ale ja mam ochotę na długą kąpiel w łazience prefektów. A ty nie masz wyboru i idziesz ze mną. - powiedział blondyn
- Właśnie to samo miałam zaproponować…
I tak oto całą łazienkową sielankę przerwała jedna osoba...

Zdenerwowana do granic wytrzymałości Parkinson zaczęła miotać zaklęciami na prawo i lewo, zupełnie nie przejmując się tym, że właśnie dewastuje całą łazienkę.
- Mój próg z Indii! - rzucił Mafoy.

Dokładnie w tym momencie, z różdżki trzymanej przez Dracona wyleciało kolorowe światło, które poleciało prosto w stronę Ślizgonki...
Zabójcza tęcza?

W pewnym momencie usłyszeli zbliżające się kroki, aż w końcu w drzwiach pojawiła się grupka nauczycieli z profesor McGonagal oraz Dumbledorem na czele.
Przyszli zobaczyć, czy ich para skończyła się już kochać.

- Co tu się dzieję?! - zapytała opiekunka Domu Lwa, a jej głos odbił się echem od nagich ścian łazienki.
- I dlaczego nie jesteście nadzy?!

Po wysłuchaniu, dyrektor przez chwilę spoglądał w dal, po czym zaczął mówić:
- W takim razie potraktuję to jako obronę własną. Jednak Panie Malfoy, musi pan sobie zdawać sprawę, że rzucanie jakichkolwiek zaklęć na koleżanki lub kolegów jest surowo zabronione! W ramach kary, wraz z Panną Parkinson oraz Panną Granger posprząta pan łazienkę prefektów.
Co? A nie będzie musiał być z nią połączony przez najbliższe tygodnie?! To skandal!

Zajęli swoje stałe miejsca przy stole Slytherinu. I właśnie wtedy, do ich stolika podeszła profesor McGonagal. Zupełnie bez słowa, wręczyła im dwa, pożółkłe pergaminy.
Ukradkiem włożyła do nich dziurawe prezerwatywy. Dumbledore cały czas się nie poddawał.

Spojrzeli na nagłówek: Pretendenci do wyjazdu na wymianę z Akademią Examenarion…. Pośród licznych nazwisk kandydatów, dostrzegli również swoje…
Ciekawe gdzie mnie wyślą, jak rozwalę łazienki w moim LO?

- Wasza kara dobiegła końca. Mam nadzieję, że nauczyliście się przebywać w swoim towarzystwie i nigdy więcej nie zobaczę was celujących w siebie różdżkami. Jesteście gotowi? - zapytała, wyciągając z kieszeni różdżkę. Wymienili znaczące spojrzenia, po czym nieśmiało kiwnęli głowami. Nauczycielka nakierowała na nich kawałek drewienka.
Po chwili, oboje z guzami na czole, leżeli na ziemi.

Wszystkie pary oczu, zwróciły się w stronę starca z długą siwą brodą, odzianego w purpurową szatę wyszywaną w złote gwiazdy.
Dumbledore znowu zapomniał się przebrać po nocnych łowach w barze ze striptizem...

- Przepraszam, że przeszkadzam wam w posiłku, jednak chciałbym ogłosić, że wyczytani uczniowie, zaraz po obiedzie proszeni są o stawienie się w moim gabinecie. Dracon Malfoy, Hermiona Granger, Jessica Die oraz Martin Naughten.
Fajne nazwisko, nie powiem. Jessica, sit down. Jessica, die!

To właśnie WY zostaliście wybrani i to WY pojedziecie szerzyć dobre imię naszej szkoły.
I prokreację - powiedział w myślach - To najważniejsze.

Wyjazd za tydzień. Będziecie mieszkać w pokojach dwuosobowych. Na razie wiadomo tylko tyle.
Bo najważniejsze to zbadać teren. Dumbledore już obmyśla chytry plan opanowania świata potomkami Malfoya i Granger.

Poprosiła, żeby się zmienił… Żeby zaczął mieć uczucia… Żeby nauczył kochać, rozumieć, szanować i akceptować…
Draco powinien napisać do MTV o stworzenie jakiegoś bajeranckiego programu, w którym mógłby się tego nauczyć.

Ron delikatnie zbliżył się do Hermiony. Objął ją ramieniem… i pomyślał życzenie. Poprosił, by zawsze z nią być. Nie ważne czy jako chłopak, czy przyjaciel. Po prostu chciał czuć jej obecność, pocieszać ją w trudnych chwilach i zawsze z nią być, nawet kiedy będzie źle…
Dlaczego mam ochotę podrzeć tom siódmy, a w szczególności rozdział "Dziewiętnaście lat później"?

Książki wypadły jej z rąk i podobnie jak ich właścicielka wylądowały na ziemi. Krótka spódniczka podciągnęła się tak bardzo, że eksponowała białe, koronkowe majteczki.
Who let's the Hermiona out?!

W końcu, po długich rozmyślania i wielu nieprzespanych godzinach, udała się w krainę snów… Obudziła się bardzo wcześnie. Dopiero świtało. Słońce nieśmiało wyglądało zza widnokręgu
Dziwię się, że do tej pory Hermiona nie ma jeszcze worów pod oczami.

Właśnie wtedy, wszyscy usłyszeli głośny trzask i oczom zgromadzonych ukazała się pewna czarownica…
Która, jak się okazało, zamieniła siedzenie w czekoladowej chatce na posadę w szkole.

od aŁtorki: Witajcie! :) Po raz kolejny onet postanowił wyróżnić mojego bloga :)
Takiego chłamu jeszcze nie widzieli.

- Amelia Dissenfort. - przedstawiła się, po czym podeszła do każdego z uczniów i przywitała ich krótkim uściśnięciem dłoni.
Szkoda, że nie pocałowała ich w policzki.

- Albusie, w takim razie mogę ich już zabrać? - powiedziała szatynka uśmiechając się przy tym z sympatią.
- Oczywiście. - odpowiedział dyrektor nieznacznie kiwając głową.
Im szybciej, tym lepiej - pomyślał, obliczając ile dziewcząt może zapłodnić młody Malfoy.

Zamek był piękny. Choć wyglądał na mniejszy niż Hogwart to i tak zachwycał swym ogromem. Zbudowano go z szarych cegieł. Dachy licznych wieżyczek pokryto niebieskimi i złotymi dachówkami, które w chłodnych i nieśmiałych promieniach słońca emanowały niezwykłym, wręcz magicznym blaskiem.
W końcu szkoła magii, więc i dachówki muszą się dostosować.

Teren wokół porastały liczne drzewa.
Bo co byśmy zrobili bez ciemnego lasu...

Ich korony mieniły się najróżniejszymi kolorami – od pomarańczowego i żółtego, poprzez czerwony, na brązowym skończywszy.
To jaki teraz mamy miesiąc?

Wśród brunatnych pni drzew, z cichym szumem płynął strumyk. Dzięki nieskazitelnej czystości wodzie, można było dostrzec różnorakie kamienie pokrywające dno.
- O! Widzicie!? - zachwycała się Hermiona - Camycus pospolitus!

Stanęli przed ogromnymi, dębowymi wrotami, z mosiężną, rzeźbioną klamką.
Wyrzeźbili ją, gdy robili tors Malfoya.

Dyrektorka podeszła do niej i delikatnie ją nacisnęła. Drzwi ustąpiły z cichym skrzypnięciem. Lekko przestraszeni weszli do środka.
Dyrektorka bała się najbardziej. Nie zaglądała tu od dobrych dwóch miesięcy.

Ściany pomalowane były na kolor jasnego beżu.
Który teraz przypominał bardziej szary. A wszystko, przez te wiszące pajęczyny...

Podłoga pokryta była bukowym drewnem, jednak niewielką jej część pokrywały ręcznie tkane dywany.
"Panie majster! Żadnej podłogi! Dywany kłaść, ale już!"

Na wyższe piętro prowadziły schody usytuowane zarówno z prawej jak i lewej strony, które jednak na samej górze łączyły się w jego.
Myślę nad tym zdaniem i... sam nie wiem.

Na dole, dokładnie na samym ich środku znajdowały się kolejne wrota, bardzo podobne do tych, które prowadziły do Wielkiej Sali.
Dumbledore wyciągnął je z zawiasów w Hogwarcie i podarował Examenarionowi, aby jego uczniowie mogli poczuć klimat swojej szkoły.

W powietrzu unosił się słodkawy zapach kwiatów.
Gdzieś pomiędzy tym wszystkim można było wyczuć dyskretny zapach płonącej marihuany.

Pomieszczenie zupełnie nie przypominało Wielkiej Sali w Hogwarcie. Ściany pomalowane były na biało, jedynie z nielicznymi elementami żółtych gwiazd.
- Przeklęci sataniści - mruknęła pod nosem dyrektorka.

W sali znajdowały się liczne, bukowe stoliki. Na każdym z nich stała niewielka, nieprzytomnie paląca się lampka. Przy każdym z nich znajdowały się cztery krzesła
Widać, że szkoła podrzędna. Nie to, co potężne Hogwardzkie stoły.

Po pomieszczaniu krzątały się liczne, bliżej nieokreślone zwierzątka, które roznosiły tace pełne przysmaków.
Hermiona rozpoznała Gumisie oraz Muminki.

- Proponuję, żebyście podzielili się na mniejsze grupki. Na przykład po dwie osoby. - powiedziała rudowłosa.
No tak. Oprowadzanie po szkole czteroosobowej grupy jest zajęciem dla co najmniej pięciu osób.

I najbliższe dwa miesiące, spędzą nie dość, że w jednym miejscu, nie dość, że w swoim towarzystwie, to jeszcze w jednym pokoju…
Mają już wprawę.

- Oto wasz apartament. – powiedział Erni, otwierając duże, mahoniowe drzwi na końcu korytarza na trzecim piętrze.
Ciekawe, czy te też pożyczył Dumbledore?

- Jak tu ładnie… - szepnęła Hermiona, podchodząc do mebli i dotykając ich opuszkami palców. – biorę łóżko przy oknie! – dodała, pośpiesznie siadając na wybranym siedzisku.
- Nie, Granger! To ja śpię przy oknie! – dodał blondyn zajmując miejsce obok niej.
Ciekawe kto dostanie przywilej zabawiania się ze słonecznymi promykami? Stawiam na Hermionkę...

- W takim razie zajmę to drugie… - odpowiedziała z udawanym smutkiem, po czym położyła się na łóżku obok.
- Dobra, Granger, niech ci będzie. Łóżko przy oknie jest twoje. – powiedział Ślizgon, podnosząc się z siedziska i ustępując miejsca dziewczynie.
Tak się zastanawiam po co im dwa łóżka? Dumbledore wysłał przecież list do Amelii, że ma być jedno. JEDNO!

W końcu znaleźli się w takiej pozycji, że młody arystokrata górował nad Gryfonką, która co chwila wybuchała donośnym śmiechem, odbijającym się echem od ścian pokoju.
W tych czasach już nikt nie myśli o czerwonych kwadracikach...

Gdy tylko w niewielkim stopniu rozpakowali swoje bagaże, wyruszyli na poszukiwanie pokoju Erniego.
No tak. Nie tak łatwo rozpakować wszystkie kosmetyki Hermiony.

Przemierzali kolejne korytarze, jednak w dalszym ciągu nie udało im się znaleźć tego odpowiedniego. W końcu zrezygnowani, postanowili sami zwiedzić szkołę.
Po chwili natrafili na Dumbledore'a, który na swoim stoisku sprzedawał mapy, przewodniki i żele nawilżające...

W Examenarionie nie istniało coś takiego jak prace domowe.
Hermiona już miała pisać list zaskarżający takie traktowanie uczniów.

Nauczyciele wychodzili z założenia, że potrzebne umiejętności zdobywa się i utrwala na lekcjach.
*odchrząkuje cicho* Oczywiście...

Niektórzy byli dość sceptycznie nastawieni do obyczajów panujących w tej szkole. W końcu z pewnością było to odstępstwo od tradycji. Jednak dyrektorka, Amelia Dissenfort, zupełnie nie przejmowała się opinią publiczną. Wciela w życie swoje pomysły i postanowienia.
Dlaczego ten opis tak bardzo przypomina mi ałtoreczkowe zachowania?

Zmierzch zapadł wyjątkowo szybko.
Osobiście wolę wersję "przepadł".

„…Tęsknie… Nie mogę się doczekać kiedy wrócisz… Na zawsze twój Ron…” – zaczął czytać poszczególne fragmenty listu, co i raz spoglądając na stojącą w osłupieniu Gryfonkę.
- Przeczytałeś MÓJ list?! Jak mogłeś?! – dodała, zbliżając się w stronę chłopaka.
Draco jest już na tak zaawansowanym poziomie nauczania, że potrafi czytać. W końcu arystokracja.

Jednak straciła równowagę i wylądowała na Draconie. Poły szlafroka niemalże całe się rozsunęły, w wielkim stopniu ukazując… to, czego nie powinny dojrzeć oczy chłopaka.
Obfite owłosienie pleców?

Emocje, uczucia, przemyślenia, aż w końcu zdarzenia. W notatniku Dracona znajdowało się dokładnie wszystko.
"Podrapałem się po tyłku i spojrzałem na Hermionę. Była taka... piękna!"

Życie w Examenarionie toczyło się wyjątkowo nudno.
Nie ma to jak przyjść po lekcjach i przez następne trzy godziny odrabiać prace domowe. Fun!

Ślizgon uwielbiał być podziwiany. Ubóstwiał te wszystkie wzdychające za nim dziewczęta, które oddałyby wszystko, by chociaż rzucił na nie okiem. Jednym słowem był sławny i wyjątkowo mu to pasowało.
Lecz właśnie wtedy, do pokoju wkroczyła ONA.
- Jesteś najbardziej zajebistą osobą w tym opku - powiedziała do Malfoya, sprawnie posługując się parafrazą.

- Granger, co czytasz? – mimo usilnych prób początek konwersacji nie wyszedł mu najlepiej. (od autorki: kto by pomyślał, przecież on wszystko robi dobrze :P)
Nie wiem jakie kontakty z Draco ma aŁtorką, ale niedługo zapewne się dowiemy.

Szła po popękanym i oblodzonych betonie, który wyścielał całe podłoże wewnętrznego dziedzińca.
A teraz, kochani, spójrzcie na pierwsze zdanie analizy tego opowiadanie. Hermiona ma zbyt ciężkie stopy i drogi pękają!

Mimo grubego swetra i zarzuconej na niego szaty, chłód przeszywał ją na wylot, niczym zakończona ostrym grotem strzała.
Hermiona upadła na ziemię, zalewając się swoją nieczystą krwią. Draco tylko uśmiechnął się pod nosem.
A myślała, że to chłód - pomyślał.

od aŁtorki: *Nienawidzę reklam, dlatego też nie liczcie na to, że kiedykolwiek wejdę na jakiegoś bloga, który zostawił komencik. (bo przebrzydłe reklamy właśnie tak okropnie trzeba nazywać!)
A ostrzegam, że znajdę nawet dobrze ukrytą reklamę ;)
A jak mi wyskoczy jakaś reklama z Orange, to skopię jej tyłek!

Z pewnością nie należeli do stałych bywalców Pokoju Wspólnego Krukonów.
Bo żaden Gryffindor nie będzie się z hołotą zadawać.

Jak się okazało Alan, miał wielu znajomych. Nie tylko ze swojego domu.
I miał swój FanClub?

Nie zabrakło tam tak znanych dziewcząt, do jakich niepodważalnie należała Viki Jacson. Znała ją cała męska część Hogwartu.
I tylko nieliczni, którzy czytali Harry'ego Pottera.

I bynajmniej nie dlatego, że była taka mądra, czy specjalnie wyróżniała się w jakiejś dziedzinie wiedzy. Viki po prostu była osobą… dość prowokującą.
Pisała prowokacje na łonecie.

Krótkie spódniczki, odsłonięte i wydekoltowane bluzki oraz kolczyk w pępku z pewnością były prowodyrami takiego stanu rzeczy.
Dumbledore musiał być w siódmym niebie.

Bez zbytniego entuzjazmu wpatrywali się w jubilata który siedział na jednej z kanap i z zaciekawieniem wpatrywał się w pokaźnych rozmiarów tort.
Harry próbował powstrzymać Rona, który chciał rzucić się na górę kalorii.

Jedynym oświetlanym elementem pozostało ogromne ciasto. Jego górna część uchyliła się… a ze środka, ku zaskoczeniu wszystkich obecnych wydostała się Viki Jacson ubrana jedynie w kostium kąpielowy, otoczona napisami w stylu „Wszystkiego Najlepszego” tudzież „Sto lat”.
Tudzież "Die in Hell!"

Skonsternowani chłopcy z nieukrywanym zaskoczeniem wpatrywali się w dziewczynę, która, podbiegła do chłopaka, obdarzyła go pocałunkiem w policzek, po czym założyła na siebie jedynie spódniczkę i zaczęła wyginać się w tańcu który wyglądał niczym godowy i erotyczny.
Albus nie szczędzi na swojej misji.

Harry, co i raz żłopał kolejny kufel Kremowego Piwa.
Czyżby Cho nie została zaproszona?

Wybraniec wstał i lekko chwiejnym krokiem skierował się na parkiet. Zaczął kokietować jedną z hogwarckich dziewczyn, po czym już po chwili wykonywali ruchy, bardzo podobne do tych Viki.
*wyobraża sobie tańczącego Harry'ego* Hardcore! Wy też spróbujcie!

Jednak Viki była szybsza. Porwała go na parkiet, a, że akurat leciała wolna piosenka, wtuliła się w jego ramiona.
Ron ubrał zapewne swój sweter, który dostał na święta...

Lecz pod koniec piosenki, panienka dość lekkich obyczajów, delikatnie odsunęła się od chłopaka i po omacku zaczęła szukać jego ust.
Ron był jednak sprytniejszy, bo już wcześniej schował je do kieszeni.

Wzburzony rudzielec, odsunął ją od siebie, po czym nawet się nie obejrzawszy zszedł z parkietu.
- Jak dziewczyna może całować geja!? - wykrzyczał.

Podczas gdy on namiętnie, zachłannie całował jej szyję, ona pozbawiała go koszuli. Gwałtownie, rozpinała białe guziki górnej części garderoby, która wkrótce znalazła się pod łóżkiem.
*napięcie*

W dalszym ciągu obdarzając pocałunkami ściągnął jej jeansy i włożył palce za niewielkie, cieniutkie paseczki koronkowych stringów, które w niedługim czasie łagodnie opadły obok biustonosza… Jego spodnie i bokserki niechlujnie rzucone zawisły na kloszu lampy…
*niemy krzyk*

Właśnie w momencie, kiedy namiętnym pocałunkiem tłumił krzyk bólu wydobywający się z gardła dziewczyny, drzwi pokoju gwałtownie otworzyły się i stanęła w nich osłupiała Hermiona.
A wy już myśleliście, że to Hermiona i Draco, nie?

Biegła przed siebie, niemalże na oślep. Łzy, które zbierały się w jej oczach doszczętnie przeszkadzały w widzeniu.
Nagimi stopami wbijała się w kryształy, wypadające z jej oczu.

W końcu, wyczerpana po długim biegu, ciężko dysząc, wbiegła do jakiejś opuszczonej łazienki.
To ktoś w niej kiedyś mieszkał? Rany!

Zamknęła drzwi, po czym zsunęła się po nich w dół siadając na zimnej, kafelkowej posadzce. A już miała nadzieję… Która w tym momencie pękła niczym mydlana bańka…
Po chwili posadzka również została zniszczona.

Wyszedł z pokoju, po drodze zapalając papierosa.
Przecież jeszcze nawet nie skończyli się kochać!

- Granger… - Słowa stały się zbędne… Ich usta złączyły się w namiętnym pocałunku.
Dopełniło się!

Języki zawirowały w tańcu pożądania.
*spogląda niepewnie na "Wirujące Języki"*

Dracon łapczywie, zachłannie szukał smaku ust Gryfonki.
"Mhm... sałatka owocowa..."

Jego dłoń wędrowała po całych jej plecach, dając dodatkową rozkosz…
"Te owłosienie... rozpływam się..."

W pewnym momencie dziewczyna gwałtownie odepchnęła go od siebie.
I skończyło się rumakowanie...

- No i co ty najlepszego zrobiłeś?! Myślisz, że jestem jedną z tych łatwych panienek, których mógłbyś mieć całe mnóstwo?! Do twojej wiadomości podaję, że NIE! – krzyknęła rozjuszona i wybiegła z łazienki…
Podczas pocałunku Mary Sue, jej mózg wyłącza się na jakieś 30 sekund, aby potem znowu pracować i zorientować się wat's goin on.

Upewniwszy się, że jej współlokator spał, zapaliła nocną lampkę. Zsunęła się z łóżka, podeszła do swojego podróżnego kufra i wyciągnęła pamiętnik.
Za chwilę okaże się, że tylko Mrohny nie posiada pamiętnika (dlatego swoje uczucia wylewa w analizach...)

Już dawno, cały zamek obiegła plotka, o międzyszkolnym konkursie tańca towarzyskiego. Kto miał w nim wystąpić, trzymano w tajemnicy, jednak Granger i Malfoy doskonale o tym wiedzieli, jako, że jedną z par tańczących byli ich znajomi ze szkoły - Jessica Die oraz Martin Naughten.
Umierająca Jessica nie wytrzymała napięcia i wypaplała.

- Jak zapewne wiecie, w naszej szkole organizowany jest turniej tańca towarzyskiego. Jako reprezentanci waszej szkoły mieli wystąpić Jessica oraz Martin. Jednak sprawa trochę się skomplikowała, ponieważ wasza koleżanka skręciła sobie kostkę
Martin natomiast tak się załamał, że postanowił zamknąć się w toalecie swojego apartamentu i powiedział, że nie wyjdzie do końca pobytu

- Jak to?! Przecież konkurs jest za tydzień! Nie zdążymy nic przygotować! Zwłaszcza, że nie mam pojęcia o tańcu… - dodała dziewczyna, po raz pierwszy od kilku dni wymieniając znaczące spojrzenie z blondynem.
Gdyby istniały jakieś czary, to może... Kto wie?

- Wiem. Jednak z tego co słyszałam twój współtowarzysz jest bardzo dobrym tancerze.
Widziała go na castingach do You Can Dance.

The end.

Analiza wcześniej, w środę, bo i święta idą... Więc, nie, żadnego 'więc'!
Życzymy wam wesołych świąt, no!
I do czwartku...

piątek, 3 kwietnia 2009

Qwa Vadis, Hermione? I

Tak, wiem. Pragniecie seksu, przekleństw i brutalności w scenach slashowych. Ale cóż ja wam poradzę, że od pewnego czasu prześladują mnie namiętne uczucia par heteroseksualnych? Nic. Właśnie dlatego postanowiłem powrócić do dawno nie przytaczanego tematu...
Temat przerabiany niejednokrotnie, opowiadanie zapewne też, bo i data przydatności do spożycia (zanalizowania) minęła wraz z rokiem 2007, mimo to nie sposób oprzeć się tej sile.
Przed wami Człowiek z Marmuru oraz Hermione G. Ranger, w historycznym dziele, jakim jest "Qwa Vadis?"


Cytat: Nie ważne jak się pisze. Ważne, że się to kocha.
Śmiem się nie zgodzić. Jeśli się coś kocha, nie odpierdala się blogaskowych cudów.

Oboje niczym lód i ogień, niczym cień i blask, jak niebo i grom…
Chyba nie zrozumiałem ostatnich przeciwieństw.

Miliony wydarzeń, pozornie nie powiązanych… szereg uczuć… Które jednak przy bliższym poznaniu układają się w logiczną całość… Miłość i nienawiść… Duma i uprzedzenie…
Myślicie, że za kilka lat to opko stanie się lekturą?

Historia o przeznaczeniu, którego nie da się oszukać…
Nakręcili już "czwórkę"?

O dwóch bajkach, mających wspólne zakończenie.
To Dody?

Jesteś gotowy poznać ich historię? Jeśli tak, nie pozwól by czas uciekał Ci przez palce… Bądź odważny i zaczynaj...
Enjoy.


Gryfonka stała na popękanym chodniku.
Już możemy wywnioskować, że to nie jest Polska. U nas popękane są drogi.

Co chwila, ze zniecierpliwieniem odgarniała opadające na twarz długie, brązowe włosy.
Gryfonka ta była tak biedna, że nie miała nawet na spinki do włosów.

Dziewczyna podeszła do niewielkiej fontanny, stojącej dokładnie w samym centrum obszernego placu.
Wyciągnęła swoje przyrządy do pomiaru, chcąc obalić te stwierdzenie.

- Nareszcie jesteście. Gratuluję punktualności.- powiedziała z nieukrywaną dezaprobatą.
- Nie daliśmy rady wcześniej. Wybacz nam!- powiedział Harry i wyszczerzył przy tym swoje białe zęby.
Po chwili oboje ukłonili się i pocałowali Hermionę w jej delikatną dłoń.

- W takim razie zacznijmy może od kupienia książek, a jak już skończymy zajmiemy się czymś przyjemniejszym.- zaproponowała Hermiona.
Będą kupować kosmetyki i ubrania?

przystanęła i położyła ksiązki na ziemi. Wyszeptała jakieś słowa, po czym książki, zarówno jej jak i chłopców zniknęły. (...) Twoje książki leżą sobie spokojnie w Norze, a dokładniej na Twoim łóżku.- powiedziała pieszczotliwie Hermiona.- dzięki temu nie musimy ich nosić ze sobą i możemy w pełni poświęcić się przyjemnością.- powiedziała i posłała chłopakom uśmiech.
Zaklęcie to ułatwiłoby robienie zakupów nastolatkom na całej kuli ziemskiej.

Dopiero teraz zauważyli jak bardzo zmieniła się przez te wakacje.
Użycie zaklęcia teleportującego zmienia ludzi.

Piersi jej urosły, a pośladki nabrały bardziej krągłych kształtów.
Lordoza! Lordoza!

Jeansowe rybaczki i krótka, biała bluzka jeszcze bardziej uwydatniały te nowo nabyte cechy.
Hermiona przystosowała się do środowiska.

Ale Hermiona (czego chłopcy jak na razie nie mogli zauważyć) zmieniła się nie tylko fizycznie, ale również psychicznie.
Już niedługo zaprosi ich do swojego pięknego, białego pokoju bez okien.

Postanowiła aż tak nie poświęcać się szkole, a bardziej zająć przyjaźnią… może nawet uda jej się znaleźć miłość?
Po chwili wokół niej ustawił się rząd mężczyzn. Ujrzała Draco, Lucjusza, Snape'a, Kruma, Voldemorta, swojego ojca...

Po raz pierwszy dostrzegli w Hermionie nie tylko swoją przyjaciółkę, ale również dziewczynę, która z każdym dniem, coraz bardziej wkracza w dorosły świat.
- Hermiona, a dlaczego ja nie mam piersi? - zaczął Ron, wyraźnie przestraszony dziwnymi wypustami na klatce piersiowej swojego przyjaciela.

puściła im oczko i odeszła, ruszając się niczym modelka i zgrabnie kręcąc krągłymi pośladkami.
Kupiła sobie poradnik "Ćwicz z J.Lopez!" i postanowiła zmienić pseudonim na bardziej odpowiedni: Hermione G.Ranger.

- Co powiecie na małą porcje lodów? Ja stawiam!- powiedziała. Chłopcy szybko przystali na tą propozycję i już po chwili szli w stronę lodziarni żartując i co chwila wybuchając śmiechem.
Ciekawe z czego można żartować w lodziarni, podczas gdy Hermiona stawia?

od aŁtorki: To już mój drugi blog o tematyce potterowskiej. Pierwszym jest pamiętnik Hermiony, w którym miłość jej i Draco jest jedynie tłem do wszystkich wydarzeń. Dlatego też na samym początku bloga bardzo mało napisałam o rodzącym się między nimi uczuciu… I w zasadzie wszystko stało się zdecydowanie za szybko. Dlatego też postanowiłam założyć nowego bloga na którym dogłębniej przedstawię ich miłość, ale nie tylko ją…
Aż się boję tej... dogłębności.

- Proszę, proszę. Szlama Granger, Wiewiór i Bliznowaty. Święta Trójca zajadająca lody. Granger lepiej uważaj bo jeszcze przybędzie Ci za dużo tłuszczyku tu i tam…
TAM szczególnie.

Dziewczyn zajęła swoje miejsce przy stoliku i powiedziała, puszczając do chłopaków oczko:
- potyczki z Malfoyem to moja specjalność.
Taaa? *przeszukuje twardy dysk swojej pamięci* Jakoś sobie nie przypominam...

Kiedy kończyli swoje desery słońce powoli zaczęło zachodzić. Jego promienie stały się teraz żółto-różowe, a kula słońca wyglądała dosłownie niczym z obrazka w książce dla dzieci...
Jeśli jeszcze ktoś nie wie, jak wyglądało słoneczko, to proszę: TUTAJ

Gryfonka przytuliła się do każdego po kolei i obdarzyła pożegnalnym buziakiem.
Po trzech minutach w końcu odkleiła się od Rona i zabrała się za Harry'ego.

Tak naprawdę wciąż analizowała spotkanie z Malfoyem. Gdy patrzyła w jego stalowe oczy…. Nie, nie to że jej się podobał. Jednak dostrzegła w nich coś czego wcześniej nie widziała.
Kawałki nieroztopionej stali?

Po prawej stronie drzwi stało szerokie łóżko, przykryte kolorowym pledem. Hermiona rzuciła się na nie i zaczęła tępo wpatrywać w sufit.
Właśnie wyobraziłem sobie tępy wzrok Hermiony! Też spróbujcie!

wesołe promyki, mimo zasłoniętych żaluzji wpadały do jej pokoju, tworząc na ścianach grę światła, jakby tańczyły jakiś niezwykły taniec.
Erotyczny albo deszczu. *spogląda za okno* Chyba to pierwsze.

W salonie, na beżowej kanapie siedział Michael. To właśnie on śnił się jej dzisiejszego ranka. (hehe ale was zrobiłam :P Już myśleliście że to Draco :P)
Och! Nabrała mnie *z rozpaczą* Co ja biedny pocznę?!

Michael był… jej chłopakiem.
Uciekł z więzienia, rozwalił Firmę, porzucił Sarę i oto jest!

Chodzili ze sobą dokładnie od chwili kiedy to Hermiona po ukończeniu roku szkolnego wróciła do domu.
Wpadła na niego, lecąc na miotle, w drodze do domu. Ciekawe jak pozbierali książki, które jej wypadły?

Jej rodzice byli wtedy na zakupach. Dziewczyna siedziała w swoim pokoju i zawzięcie pisała w pamiętniku.
"Drogi pamiętniczku. Dzisiaj dostałam 100 komęcików pod moim wpisem na blogasku..."

Dziewczyna szybko przystała na tą propozycję i już po chwili szli uliczkami, w sobie tylko znanym kierunku. Po jakimś czasie doszli nad jezioro.
Czy tylko ja mam myśli dotyczące śmierci tych postaci?

Wtedy to Michael na jednym z kilku kramów stojących tuż przed wejściem do parku kupił czerwoną i wyjątkowo piękną różę.
- Zostaniesz moją dziewczyną?- zapytał ni stąd ni zowąd, podając Hermionie kwiat.
Rzucił jej go w twarz.

Do tej pory dziewczyna nie do końca wie czemu się zgodziła, jakie myśli wówczas nią kierowały.
Destrukcyjne.

Te całe dwa miesiące były dla niej wyjątkowe. Chodziła z Michaelem na spacery i każdą wolną chwilę spędzali w swoim towarzystwie.
Jakaś... jałowa ta miłość. *śpiewa* Jałowe życie, jałowa śmierć...

Jednak Hermiona nie poczuła do chłopaka nic, prócz zwykłej sympatii.
Zgodziła się, bo chciała mu zrobić dobrze *jakkolwiek to brzmi*

Poszli dokładnie nad to samo jezioro co dwa miesiące wcześniej.
Spektakularne zerwanie?

Już miała mu powiedzieć… jednak nie mogła. Jego oczy patrzyły na nią z nieopisaną czułością… i… po prostu nie potrafiła tak go zranić...
Drodzy czytelnicy. Jeśli nie macie dziewczyny, a chcielibyście, Hermiona jest chętna. Ona nie odmawia!

Gdy tylko wróciła do domu i zjadła obiad postanowiła napisać list.
Musiała się posilić, bowiem myślenie, a tym bardziej pisanie bardzo ją męczyło.

Mam nadzieję, że zostaniemy przyjaciółmi. Bo przyjacielem jesteś wspaniałym… ale tylko przyjacielem. Mam nadzieję, że wiesz do czego zmierzam.
Niemożliwe, aby Michael był aż tak głupi.

Dziewczyna odłożyła długopis i schowała kartkę do biało-różowej koperty pachnącej jej wodą toaletową.
Aby upewnić się, że będzie pachnieć dłużej, włożyła list do toalety.

Michael siedział w bogato urządzonym salonie swojego domu, leżącego przy mało ruchliwej ulicy na przedmieściach Londynu.
Burżuazja.

Leniwie przerzucał kanały w dużym, 29 calowym telewizorze w poszukiwaniu czegoś godnego uwagi.
I oni chodzili na spacery?!

Na progu stał znajomy listonosz. Rzucił wesołe „Dzień dobry” i wręczył mu stosik korespondencji. Michael podziękował mu, dodając, aby uważał na ten próg. Był sprowadzany z Indii.

Ogarnęło go jakieś dziwne poczucie pustki i beznadziejności. Ale ten smutek i rozżalenie było równie ogromne jak złość, która dominowała w jego zranionym sercu.
- Zemszczę się, Hermiono! - wykrzyczał, wznosząc dłonie w górę, niczym w tanim serialu obyczajowym.

Jednak najbardziej cierpiała jego zraniona duma.
Uprzedzenie wolało się w to nie mieszać.

Raz za razem czytał słowa listu, tak jakby nie do końca mógł uwierzyć, że to wszystko dzieje się na jawie, a nie jest jedynie wymysłem jego momentami wybujałej wyobraźni. Postanowił chociaż na chwile zamknąć powieki, by w marzeniach, snach znów być z Hermioną…
Pamiętał te wszystkie chwile, kiedy kazał jej zakładać kostium Batmana. Spojrzał na strój Robina leżący w kącie i westchnął.

Założyła krótką, plisowaną, niebieską spódniczkę i bluzkę na ramiączka w podobnym kolorze, do tego założyłam zapinane na kostce sandałki.
*nieukrywany zachwyt* Oh yeah!

od aŁtorki: Otóż, pod moją ostatnią notką ukazał się dość niemiły komentarz napisany przez "Red" (biedna dziewczynka nawet boi się napisać kim jest naprawdę...)
Ciągle perwersyjnie uśmiecham się, gdy widzę takie wpisy.

od ałtorki: Ok, miałaś całkowitą rację, w wyrazie hojny, popełniłam błąd. Ale ja też jestem tylko człowiekiem i nie muszę wszxystkiego wiedzieć...
Posypmy swe głowy popiołem!

od aŁtorki: Jednak wiedz, że takie rzeczy nie działają na mnie aż tak bardzo i nie mam zamiasru przestać pisać. Bo pisanie to moja pasja. Kocham to robić i nie zamierzam zmieniać tego, przez jedno, wyjątkowo niedowartościowane dziecko... (...) Nie wiem jak wyszła mi ta notka... zapewne była trochę nudna, bo nawet nie było dialogu ;P
Pozostawiam to bez komentarza...

Patrzyła urzeczona, na ciało, wyrzeźbione niczym z marmuru, na platynowe włosy lśniące w promieniach słońca, aż w końcu na stalowe oczy, ukryte pod ciemnymi okularami przeciwsłonecznymi.
Jego złote sutki doskonale współgrały z okularami.

Nie miał na sobie nic, prócz ciemnozielonych szortów, jeszcze bardziej podkreślających jego męskość.
Napis na nich oznajmiał: LOOK HERE!

Patrzyła z nutką niedowierzania, jakby do końca nie była pewna, czy jest to tylko wymysłem jej wyobraźni, czy może ma już omamy wzrokowe i jakiegoś zwykłego śmiertelnika pomyliła z Malfoyem.
Pomylić "Człowieka z Marmuru" ze zwykłym śmiertelnikiem? Nigdy!

Krótka spódniczka i wiązane na kostce sandałki podkreślały zgrabne nogi. Nauczyła się pokazywać swoją kobiecość.
Sesje w Playboy zrobiły swoje.

Tusz spłynął jej wraz z łzami, zaznaczając drogę którą przebywały krople, lecąc aż do dużego dekoltu bluzki.
*z dezaprobatą* Tania kopia Alice Cooper'a.

Wełniany dywan pieścił i delikatnie łaskotał jej bose stopy, a ciepłe podmuchy wiatru wpadające przez uchylone okno mierzwiły orzechowe pukle.
O... Ona... Zadowala się dywanem!

Jednak najbardziej nasuwało jej się jedno pytanie. Co on robił w mugolskiej dzielnicy Londynu?!
Brzmi tak... rasistowsko.

Otworzyła jedną z licznych szuflad i wyciągnęła z niej niewielki pamiętnik. Postanowiła, że od tego roku w Hogwarcie zacznie opisywać każdy dzień.
"Pamiętnik Nimfomanki"

od aŁtorki: Mam nadzieję, żę noteczka Wam się podobała ;) ( nie uważacie że to pytanio- stwierdzenie stało się już tradycją?)
Pytanie? Dobre sobie.

- Michael?! Co Ty tu robisz?!- zapytała dziewczyna, otwierając drzwi i wpatrując się w chłopaka stojącego na progu.
Przyniósł swój domowy. Ten z Indii.

Po policzku dziewczyny stoczyła jedna, kryształowa łza. A za nią kolejna, kolejna i kolejna, tak, że wkrótce nie mogła ich już powstrzymać i ukradkiem ocierała je wierzchem dłoni. Wróciła do domu…
Kilku przechodniów, którzy udawali, że nie widzą spadających kryształów, rzuciło się, aby je pozbierać, gdy tylko Hermiona zniknęła za rogiem.

- To co masz mi do powiedzenia?- zapytała, nie kryjąc złości.- Malfoy! Albo mnie w tej chwili puścisz, albo nie wiem co ci zrobię!
Wobec takiej groźby, Malfoy odsunął się na bezpieczną odległość.

Przez te dwa miesiące, kiedy się nie widzieli zdał sobie sprawę z tego, że gdy dziewczyny nie ma w pobliżu ogarnia go jakieś dziwne poczucie pustki i samotności.
They're Pinky and the Brain!
Yes, Pinky and the Brain! *nuci*
- Co dzisiaj będziemy robić, Hermiono?
- To, co zawsze! Będziemy pisać blogaska!

Harry nie wiedział co zrobić. Z jednej strony Hermiona- która jakby nie patrzeć była jego przyjaciółką, przed którą nie miał żadnych tajemnic, a z drugiej Ron- również jego przyjaciel.
Czy dobrze przeczytałem? Harry chce się umówić z Mioną albo Ronem?!

W drzwiach stał Malfoy. Jego platynowe włosy, lśniły w promieniach słońca wdzierających się przez okna a stalowe oczy błyszczały uwodzicielsko. Szata powiewała za nim niczym zjawa a zawieszony niechlujnie krawat, w barwach Slytherinu dodawał mu męskości.
*maskojarzenia* Krawat mu stanął?! Gdzie on go trzymał?!

Dziewczyna, zdenerwowana do granic wytrzymałości, nie czekała długo i z całej siły spoliczkowała go.
Przekroczyła granicę. Emigrantka!

A tak naprawdę, to przyszedłem powiadomić cię, o rozkazie profesor McGonagal. Masz przebrać się w szatę i razem ze mną patrolować korytarze.
Déjà vu?

- Malfoy?- szepnęła Hermiona, tak by tylko on usłyszał jej słowa.
- mhm?- wydał z siebie jedynie bliżej nieokreślony pomruk, że słucha.
- Ja… ja… chciałam cię przeprosić… Niepotrzebnie zachowałam się tak gwałtownie.
Nie mogła dłużej zostawać poza granicami kraju, dlatego przeprosiła i wróciła do siebie.

Korytarz zupełnie opustoszał. Zostali na nim jedynie Hermiona i Draco. W pewnym momencie, wagon najechał na jakąś nierówność terenu. Wyjątkowo nim zachybotało, a dziewczyna, tracąc równowagę wpadła na Malfoy’a.
Malfoy próbował odrzucić sztućce, którymi jadł, ale nie zdążył.

- Hermiono nadchodzimy uratować cię ze szponów Malfoy’a!!- dało się słyszeć krzyk z drugiego krańca wagonu, po czym dziewczyna ujrzała Rona i Harrego, z rozłożonymi rękoma, jakby udawali że latają.
Niedoszli samobójcy też tak mówili.

Na horyzoncie majaczyły światła szkoły. Wsiedli do jednego z powozów, a skrzydlate koniec od razu ruszyły, wioząc ich w stronę Hogwartu.
I tym oto uskrzydlonym końcem kończymy dzisiejszy skończony odcinek.

Otóż w tym roku nastąpi wymiana uczniów.
Mam nadzieję, że nie z żadną szkołą w Niemczech.

Będzie miała ona miejsce pomiędzy naszą szkołą, oraz mało znaną Akademią- Examenarion.
Mało znaną? Z iksem w nazwie powinna być znana wszystkim.

Na wyjazd będą mieli okazję pojechać po jednym studencie z każdego domu. Ale oczywiście na takie wyróżnienie mogą zasłużyć nieliczni.
Jak na przykład... Hermiona G. Ranger!

Będą to osoby z najlepszymi wynikami w nauce, oraz takie które zdobędą najwięcej punktów dla swojego domu.
Hermiona zaczęła obmyślać plan, jak pozbyć się Pottera.

- Chciałabym jechać…- rozmarzyła się Hermiona.
- Słoneczko, jestem przekonany, że pojedziesz.- powiedział Ron posyłając dziewczynie uśmiech.
- A od kiedy ja jestem twoim słoneczkiem?- zapytała Gryfonka wyszczerzając białe zęby
- Od zawsze.- odpowiedział rudzielec.
*z krzykiem* KTO PODMIENIŁ POSTACIE?!

Jako prefekt naczelny, miała ten „przywilej” mieszkania samej.
Jednak dziwnym zbiegiem okoliczności dormitorium Malfoya spłonęło i będzie musiał zamieszkać z panną Granger.

W końcu udało jej się zwlec z łóżka. Poszła do łazienki. Stanęła przed lustrem i odgarnęła z twarzy włosy. Przemyła zaspane oczy a potem poszła wybrać coś odpowiedniego na pierwszy dzień szkoły..
A może to, co miała na sobie w Hogsmeade?

- Witajcie moje misiaczki! - przywitała przyjaciół, spotykając ich przed wejściem do Wielkiej Sali.
- Hej słoneczko! - odpowiedzieli chórem, dając dziewczynie buziaka w policzek.
*chwila niezręcznej ciszy, w której każdy zastanawia się, gdzie się skryć, aby o tym nie myśleć*

- Ronusiu, a w czym masz problem? - zapytała dziewczyna przysuwając się do chłopaka.
A może 'Romulusie'?

Muskała dłonią soczyście zieloną trawę i wpatrywała się w niewielką biedronkę wędrująca po jednym z listków. Czasem chciała być taką biedronką, latającą po tym wielkim świecie.. Chciała być taka mała.
To nie nadaje się nawet na cytat "Z rozmyślań przy śniadaniu"...

Draco wyszedł na płaską, zieloną równinę.
Jego bujna końska grzywa unosiła się i opadała pod wpływem wiatru. Prychnął dwa razy i ruszył z kopyta.

W oddali dostrzegł drzewo, pod którym wyraźnie znajdował się ktoś przypominający Hermionę.
A przynajmniej kobietę.

Postanowił iść w tamtą stronę…
Galopem, dzielny rycerzu!

Może uda mu się rzucić jakiś złośliwy komentarz?
Mam taką nadzieję, za każdym razem, gdy zabieram się za opko.

Spędzenie tylu godzin w obecności Pansy było dla niego zbyt dużym, psychicznym obciążeniem.
Czego nie można powiedzieć o spędzaniu czasu z Hermionką.

Miał na sobie dżinsy, koszulkę, a na to wszystko niedbale zarzuconą szatę, która powiewała za nim niczym zasłony na dużym wietrze.
Po chwili odsłonił swoje firanki ukazując olbrzymie okno.

Dokuczanie Gryfonce sprawiło mu niebywałą satysfakcję, a dodatkowo polepszało humor. Dzięki temu chociaż na chwilę mógł oderwać się od prac domowych i powrócić do nich z dużą dawką energii…
Lepsze to, niż 'Lion'.

Dziewczyna jedynie westchnęła, po czym odeszła, kręcąc głową, na znak politowania…
- Życie Mary Sue jest ciężkie - westchnęła.

Draco podirytowany zerwał się z fotela. Nie mógł zasnąć. Odgarnął nieznośne blond kosmyki, które wciąż opadały mu na czoło. Zaczął nerwowo spacerować po pokoju.
A gdybym obciął te głupie włosy? - myślał, próbując sobie to wyobrazić.

Hermiona dopiero co obudziła się na dobre. Przetarła zaspane powieki i usiadła na kanapie. Dopiero po chwili dotarło do niej, że całą noc spędziła na kolanach Rona.
Cała noc z genitaliami Rona w ustach. To niehigieniczne!

- Ron… ja… ja… ja przepraszam! To nie powinno się stać!
Po czym uciekła nie obdarzając ich nawet jednym, przelotnym spojrzeniem…
- No, obśliniła mnie! - powiedział Ron.

Biegła niemalże na oślep, byle tylko jak najszybciej znaleźć się na błoniach.
Potrącony Hagrid padł na idącego obok niego Albusa. Po chwili uderzyła w nich grupa uczniów, która nie zdążyła wyhamować, uciekając przed Filchem, który również uderzył w kilku uczniów.

Upadła na miękką murawę.
Zaczęła skubać trawę. Musiała się pożywić.

Przed nią stała jak zwykle dumna i majestatyczna sylwetka Draco Malfoy’a.
Wypinał dumnie swą pierś, wskazując nieokreślony punkt na niebie. Jego zęby błyszczały, jak po umyciu pastą Colgate.

Pansy leżała na łóżku, w swoim dormitorium. Głowę oparła na łokciach, a nogi uniosła do góry i rytmicznie nimi poruszałam. Musi zrobić coś, żeby Malfoy wreszcie zaczął traktować ją poważnie!
W takiej pozie to i nawet ja bym zaczął.

Zauważyła, że ostatnio z Draco zaczyna dziać się coś złego. Częściej chodzi zamyślony, otoczony jedynie własnymi myślami.
- Jak on może?! - pytała samą siebie - A gdzie myśli dla mnie?

Broniła się przed tą myślą niczym meszka uciekająca przed zapachem wanilii (informacja nie potwierdzona, aczkolwiek gdzieś czytałam że meszki nie lubią zapachu wanilii.)
*iks de*

Nawet z tej odległości poznał Granger i Weasle’y. Ten drugi, gonił Hermionę, po prawie całych błoniach i usiłował złapać i połaskotać. Kiedy wreszcie mu się to udało, upadli w zieloną trawę, tak że jedno z nich znajdowało się na górze, a drugie pod nim.
Jakież to romantyczne. W ilu filmach już to widzieliśmy?

Sami niewiedzą kiedy ich usta zaczęły się do siebie zbliżać… i właśnie wtedy, kiedy miały już połączyć się w pocałunku, w porę przyszło opamiętanie..
Przeczytałem ''opętanie''. Moja wersja jest o wiele lepsza.

- Nikt, zwłaszcza ty Granger nie ma prawa mnie obrażać! Hermiona wyjęła różdżkę. Stali teraz, celując w siebie i głęboko spoglądając w oczy. Lecz właśnie wtedy, kiedy już mieli wypowiedzieć formuły zaklęcia usłyszeli krzyk profesor McGonagal
- Dla Ciebie z dwoma "L", młoda panno. - wtrąciła.

od aŁtorki: Bo to właśnie w niej rozpoczyna się nowy, przełomowy wątek...
A w jakiej dziedzinie? Fizyki? Astronomi?

- W takim razie spotykamy się jutro o 18 przed moim gabinetem. Dowiecie się jaki jest wasz szlaban. A teraz możecie odejść.
Minerwa wraz a Albusem musieli naradzić się, jaka kara byłaby najodpowiedniejsza dla związku tej dwójki.

- Hermiono co się stało?! - zapytał rudzielec, obejmując dziewczynę ramieniem i prowadząc do najbliższego fotela. Jednak ona, zamiast odezwać się słowem eksplodowała nową falą łez.
Harry oberwał kryształami w lewe ramię, Ron chwycił się za twarz i upadł, wijąc się w spazmach bólu.

Hermiona wróciła do swojego dormitorium. Od razu weszła do łazienki i gdy tylko ujrzała swoje odbicie w lustrze przeraziła się. Długi płacz odbił swoje piętno na jej wyglądzie.
Widać było nawet pomarszczoną skórę w obrębie oczu.

Oczy miała podkrążone i całą twarz ubrudzoną rozmazanym tuszem. Przemyła buzie, ułożyła włosy, przebrała się w świeżą odzież po czym trochę spóźniona zeszła na śniadanie.
- Ukradli trakcję kolejową na wysokości trzeciego piętra - usprawiedliwiła się.

Na nieszczęście przy wejściu do Wielkiej Sali spotkała Malfoya. (...) Gryfonka unikała jego wzroku jak tylko mogła, jednak kątem oka spostrzegła, że on bezczelnie na nią patrzy. I właśnie wtedy stało się coś, czego dziewczyna nie mogła przewidzieć i czego bardzo nie chciała…
Niech zgadnę: wpadła na kogoś?

Wpadła na jakiegoś ucznia z młodszej klasy.
Bingo!

- Granger może ci pomóc? - zapytał drwiący głos tuż ponad jej głową. Nawet nie musiała się odwracać. Wiedziała, że za nią stoi Malfoy.
-Sama sobie poradzę! - odburknęła, po czym jak najszybciej potrafiła, pomknęła w stronę stołu swojego domu.
Była niepocieszona, że nie użyła swojego genialnego sarkazmu.

Użalania się aŁtoreczki nad sobą: Może powinnam zniknąć? Odejść z Waszego życia i po prostu dać Wam zapomnieć, że mój blog kiedykolwiek istniał? Jedynie wspomnieć, co planowałam na kolejne notki, żeby nie zostawić Was w zbyt wielkiej niewiedzy? Odejść i zapomnieć... Nie zaśmiecać onetu CZYMŚ TAKIM...
Jakby Onet kiedykolwiek był czysty...

Użalania się aŁtoreczki nad sobą: Ostatnio znów dotarło do mnie, że niepotrzebnie robię sobie nadzieję, że coś potrafię... W rzeczywistości wiem bardzo mało, a umiem jeszcze mniej... :( Może powinnam ustąpić miejsca, tym, którzy naprawdę potrafią?
I stałbym się bezrobotny... Ach, marzenia.

To „przedstawienie” którego daliście popis było po prostu karygodne. Dlatego, w ramach integracji, waszym pierwszym zadaniem będzie sprzątniecie sowiarni. Bez użycia czarów!
*ma wizję, w której Hermiona tarza się z Malfoyem w odchodach ptaków*

Dziewczyna zaczęła rozpinać guziki jego bluzki...
A jeśli chcecie wiedzieć, co się stało dalej, to chcę widzieć pod notką dziesięć komentarzy! Inaczej porzucę bloga!